Obserwując nagonkę na środowiska konserwatywne, jaka miała miejsce tak przed szczytem w Madrycie, jak i po nim, podobnie zresztą jak i politykę prowadzoną przez środowiska, które z konserwatystami walczą nie programem, czy myślą, ale fake newsami, można dojść do kilku interesujących, ale mało optymistycznych wniosków o kondycji europejskiego establishmentu i jego polskich komilitonów spod tęczowego sztandaru z opozycyjnych partii tak nieudolnie jednoczonych przez Donalda Tuska.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: NASZ WYWIAD. Saryusz-Wolski: Konsolidacja konserwatywnych frakcji jest odbierana przez mainstream UE z zaniepokojeniem
Po ogłoszeniu deklaracji zgromadzonych na szczycie w Madrycie partii konserwatywnych środowiska lewicowo-liberalne doznały szoku. Nagle różna polityka poszczególnych ugrupowań wobec Rosji, z którą wiązały nadzieję, że uniemożliwi konserwatystom z poszczególnych państw UE konstruktywną współpracę, przestała dzielić. Stało się coś, czego nie spodziewali się zapewne nawet najbardziej przewidujący - zagrożenie ze strony Putina zostało przez wszystkich dostrzeżone i zdefiniowane.
W tym momencie skompromitowała się wcześniejsza retoryka polskiej opozycji o brataniu się premiera Mateusza Morawieckiego i Prawa i Sprawiedliwości ze zwolennikami Władimira Putina. Niezbyt przejęło się tym faktem ugrupowanie Szymona Hołowni, którego przedstawiciele oświadczyli w kontekście madryckiego szczytu, że „jakiekolwiek sojusze z prorosyjskimi partiami w Europie Zachodniej można nazwać dywersją”. Choć te słowa odnieść można tylko i wyłącznie do środowisk lewicowo-liberalnych, w tym szeroko rozumianego środowiska Platformy Obywatelskiej, za przybudówkę którego nadal uchodzi Polska 2050, z wysiłkiem grająca na swoją niezależność.
Czy jednak polityka fake newsów powinna dziwić? Środowiska lewicowe mają bowiem poważny problem z walką na argumenty, podobnie zresztą jak ich antenaci z niechlubnej pamięci Związku Sowieckiego. Zarówno bowiem ideologia neomarksistowska, jak i wcześniej marksistowska przegrywały sromotnie w zderzeniu z logicznym rozumowaniem. To dlatego między innymi komunistyczna rewolucja pochłonęła tyle ofiar - z trzeźwego punktu widzenia taki ustrój nie miał racji bytu i można go było wprowadzać jedynie na bagnetach. I to samo czeka nas w przypadku wciskającej się do życia każdą możliwą szczeliną eurokomunistycznej międzynarodówki.
Słowa Katariny Barley o zagłodzeniu Polski i Węgier nabierają zupełnie innego, a zarazem przerażającego znaczenia
Wystarczy spojrzeć na zaproponowany przez Fransa Timmermansa pakiet „Fit for 55„, przeciwko któremu nie oponował żaden przedstawiciel polskiej opozycji. Unijne programy są tak konstruowane, że poszczególne zapisy - na co zwracała uwagę chociażby eurodeputowana Anna Zalewska - są ze sobą sprzeczne. Krótko mówiąc jest tam jeden wielki chaos prawno-instytucjonalny, za który przeciętny menadżer w korporacji wyleciałby z hukiem ze stanowiska i to z wilczym biletem. Tymczasem Ursula von der Leyen wydaje się problemu zwyczajnie nie dostrzegać, a Frans Timmermans widzi w tym potencjał.
Warto w tym momencie zwrócić uwagę na pewną rzecz, która do tej pory jakoś umykała w dyskusjach. Jak poinformowała Anna Zalewska nie ma wprawdzie szczegółowych wyliczeń co do kosztów Zielonego Ładu w wydaniu Timmermansa, ale algorytmy mówią o 45 proc. bezrobotnych w krajach uzależnionych od węgla oraz 40 proc. ubóstwa energetycznego, co miałoby być łagodzone przez utworzony z dochodów z ETS Fundusz Sprawiedliwości Społecznej.
Pokazuję absurd, że najpierw mówimy „to wy, obywatele zapłaćcie, bo tworzymy nowy mechanizm ETS (dotyczący samochodów osobowych, czy też mieszkań), a jak już zapłacicie, to ja wam wtedy oddam, stworzę Fundusz Sprawiedliwości Społecznej”
— mówiła Anna Zalewska w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
CZYTAJ TAKŻE: NASZ WYWIAD. Koszty Zielonego Ładu? Zalewska: Algorytmy mówią o 45 proc. bezrobocia i 40 proc. ubóstwa energetycznego
Problem w tym, że ów „absurd” to stricte realizacja planu Altiero Spinelliego stanowiącego źródło ideowe dla dalszego rozwoju Unii Europejskiej (zostało to zawarte w „Białej Księdze” o przyszłości Unii Europejskiej).
Nowoczesna technologia produkcji masowej dostarcza niemal nieograniczonych możliwości wytwarzania dóbr pierwszej potrzeby, zapewniając każdemu, po względnie niskich kosztach, wikt, dach nad głową i odzież, to jest minimum komfortu niezbędne dla zachowania poczucia ludzkiej godności. Dlatego też solidarność z tymi, którzy ponoszą klęskę w walce ekonomicznej, nie powinna przybierać upokarzających form charytatywnych, ponieważ w ostatecznym rozrachunku prowadzą one do tego samego zła, które starają się naprawić. Powinny to być natomiast rozwiązania zapewniające wszystkim – zarówno zdolnym jak i niezdolnym do pracy – godny poziom życia, jednakże nie pozbawiające motywacji do pracy i oszczędzania. Dzięki temu już nikt nie będzie zmuszony, z powodu biedy, do godzenia się na jawny wyzysk
— czytamy w dokumencie („Manifeście z Ventotene” stanowiącym trzon ideowy wspomnianej „Białej Księgi”). Ten zapis to nic innego, jak pomysł centralnej kumulacji dóbr i ich redystrybucji w celu zaspokojenia niezbędnych do życia potrzeb.
W wydaniu współczesnych eurokratów chodzi o to, by stworzyć system, który pozbawi ludzi własności po to, aby ich egzystencja była uzależniona od tego, co otrzymają z centrali, a nie tego, co wypracują - takie rozkułaczanie, tyle że na brukselską modłę. Łatwo sobie wyobrazić, jak katastrofalne będzie to miało skutki zarówno dla społeczeństwa, jak i gospodarek. Łatwo będzie wówczas wprowadzić system kar i nagród: jesteś poprawny politycznie, to otrzymasz wikt i dach nad głową, nie jesteś - nie otrzymasz i możesz umrzeć z głodu. W tym kontekście słowa Katariny Barley o zagłodzeniu Polski i Węgier nabierają zupełnie innego, a zarazem przerażającego znaczenia. Mamy zresztą tego przedsmak w postaci blokowania przez Brukselę pieniędzy na Krajowy Plan Odbudowy tylko dlatego, że europejskiemu mainstreamowi zamarzyło się obalenie polskiego rządu. Jeśli ktokolwiek jeszcze wierzy w demokrację w UE, to najwyższy czas się obudzić!
Jedyna nadzieja w konsolidacji konserwatystów i zmianie układu sił w strukturach UE
Jedyna nadzieja w konsolidacji ugrupowań konserwatywnych i zmianie układu sił w unijnych strukturach. Konserwatyści, w szczególności zjednoczeni, są dla eurokomunistów niezwykle groźni, bo nie dosyć że merytorycznie miażdżą każdy chory wymysł euroideologów, to na dodatek mają coraz większe poparcie obywateli poszczególnych państw unijnych, którzy we własnych kieszeniach i na własnej skórze odczuli, czym jest eurokołchoz, zanim ten zdołał jeszcze utwierdzić swoją władzę.
Nic zatem dziwnego, że konserwatyści są traktowani na brukselskich salonach niczym „wrogowie ludu” i zwalczani na wszelkie możliwe sposoby. Jesteśmy bowiem w momencie, kiedy jeszcze można odbić Unię z rąk eurokomunistów, chociaż po planowanej przez europejski mainstream Konferencji o Przyszłości Europy może to być już o wiele trudniejsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/583868-konserwatysta-nowym-wrogiem-ludu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.