Wczoraj na portalu wPolityce.pl zamieściłem tekst na temat współczesnego rosyjskiego kina wojennego, traktowanego jako narzędzie soft power. Tak jak Amerykanie kręcą filmy fabularne o swoich żołnierzach toczących boje w Iraku czy Afganistanie, tak samo Rosjanie zaczęli tworzyć filmy o swoich rodakach walczących w Syrii, Libii czy Republice Środkowoafrykańskiej.
Polemika rosyjsko-amerykańska
Rosyjskie produkcje są zresztą w pewnym sensie polemiką z amerykańskimi. W filmie „Turysta” jeden z „instruktorów wojskowych” w Republice Środkowoafrykańskiej wypowiada następujące słowa: „Amerykanie walczą o demokrację, a my [Rosjanie] o sprawiedliwość”. Mówi to oczywiście obywatel państwa, w którym nie ma ani demokracji, ani sprawiedliwości.
Jedna z zasadniczych różnic polega na tym, że w wielu filmach amerykańskich pokazani są miejscowi cywile, którzy padli ofiarą US Army. To silny nurt obecny w tamtejszym kinie już od czasów produkcji na temat wojny w Wietnamie, by wspomnieć tylko „Czas Apokalipsy” lub „Pluton”. Nie brakuje takich scen także w produkcjach poświęconych walkom z dżihadystami, np. w serialu „Homeland” główna bohaterka nakazuje zbombardowanie domu na pograniczu afgańsko-pakistańskim, w którym odbywa się wesele – w efekcie masakry ginie para młoda oraz większość gości weselnych.
W rosyjskich produkcjach, takich jak np. „Niebo”, nie zobaczymy scen, jak bombowce Su-24 dokonują w Syrii nalotów na obiekty cywilne, np. szpitale czy budynki mieszkalne, w których giną m.in. kobiety i dzieci. A takie wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. W sumie jednak nic w tym dziwnego, skoro wspomniana fabuła powstała przy wsparciu rosyjskiego ministerstwa obrony i znajduje się na liście filmów obowiązkowych do obejrzenia w Siłach Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.
Konfrontacja izraelsko-palestyńska
Znacznie dosłowniejsza rywalizacja niż między Rosjanami a Amerykanami toczy się we współczesnej kinematografii między Żydami a Palestyńczykami.
Jednym z najchętniej oglądanych seriali na świecie, dostępnych na Netflixie, jest „Fauda” – izraelska produkcja, licząca łącznie 36 odcinków, podzielonych na 3 sezony. Opowiada ona o tajnej, elitarnej jednostce antyterrorystycznej Sił Obronnych Izraela Cahal, która działa na terytoriach palestyńskich. Swą popularność film zawdzięcza m.in. temu, że odtwórca głównej roli, Lior Raz, sam służył w takim oddziale, a przedstawione na ekranie wydarzenia oparte są na jego osobistych doświadczeniach.
Pod koniec zeszłego roku producenci serialu zamieścili w internecie zwiastun czwartego sezonu „Faudy”. Tym razem izraelscy bohaterowie mają walczyć z palestyńskimi bojownikami na dwóch frontach: na Zachodnim Brzegu Jordanu, gdzie rządzi Al-Fatah i w południowym Libanie, kontrolowanym przez Hamas.
W odpowiedzi kilka dni temu Hamas ogłosił, że kręci w Strefie Gazy własny, 30-odcinkowy serial pt. „Fists of the Free”, który jest reakcją na „Faudę”. Zdaniem arabskich producentów, izraelski film „kryminalizuje naród palestyński”, zaś Netflix, który udostępnia ten obraz, „wspiera syjonistyczną okupację”. Dlatego Hamas zdecydował się stworzyć własny serial przedstawiający konflikt z drugiej strony. W filmie (opartym m.in. na osobistych doświadczeniach konsultantów reżysera) ma zostać pokazana sprawność wywiadowcza i kontrwywiadowcza Palestyńczyków w konfrontacji z Izraelem.
Z pewnością Hamasowi trudniej będzie osiągnąć komercyjny sukces z powodu znacznie mniejszego budżetu niż ten, którym dysponują producenci z Izraela. Poza tym w „Faudzie” w rolę wszystkich palestyńskich bohaterów wcielili się izraelscy Arabowie, mówiący w swoim ojczystym języku, co nadało filmowi znamiona większego autentyzmu. Jedyny wyjątek stanowiły sceny rozbierane, w których palestyńska lekarka nie została zagrana przez aktorkę muzułmańską, lecz przez Francuzkę pochodzenia libańskiego.
W „Fists of the Free” wszystkie role, nawet Żydów, mają zagrać z kolei aktorzy palestyńscy. Poza tym Hamas nalega, aby wszystkie kobiety występujące w serialu nosiły na głowach chusty. O ile jest to zrozumiałe w przypadku aktorek grających arabskie bohaterki, o tyle w przypadku tych, które wcielają się w postaci żydowskich kobiet, pozbawia to obraz znamion realizmu.
Tak czy inaczej, parafrazując Clausewitza, można powiedzieć, że w tym przypadku „film jest tylko kontynuacją polityki innymi środkami”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/583287-wojna-filmowa-miedzy-izraelczykami-a-palestynczykami