Alexander Vindman, emerytowany podpułkownik i były dyrektor w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa oraz Dominic Cruz Bustillos, analityk w Lawfare Institute opublikowali na łamach „The Foreign Affairs” artykuł z którego główną tezą nie sposób się nie zgodzić.
Otóż uważają oni, że w momencie kiedy upadanie amerykańska strategia odstraszania wobec Rosji w związku z Ukrainą, a są oni zdania, podobnie zresztą jak niemała część amerykańskich ekspertów, iż jest to scenariusz realny, a nawet bardzo prawdopodobny, to wówczas - jak piszą - zmieni się krajobraz geostrategiczny w Europie. W miejsce obecnego ładu, ukształtuje się nowy, znacznie bardziej z perspektywy Stanów Zjednoczonych niebezpieczny. Do tego nowego porządku już teraz należy się przygotowywać i zastanawiać co należy zrobić „jeśli Rosjanie uderzą” nie tylko krótkoterminowo, ale również przyjmując dłuższy, strategiczny horyzont działania. Nawiasem mówiąc dzisiejsza decyzja Departamentu Stanu o rozpoczęciu wycofywania z Ukrainy rodzin amerykańskiego personelu dyplomatycznego jest aż nadto wymowna, jak Waszyngton ocenia obecną sytuację.
Zbyt miękka polityka Bidena?
Vindman i Bustillos krytykują politykę administracji Bidena w trakcie poprzedniego, wiosennego „alarmu wojennego” wokół Ukrainy. Ich zdaniem była ona zbyt miękka, zanadto odwoływała się wyłącznie do narzędzi dyplomatycznych, co Moskwa odebrała w kategoriach słabości. Trzeba było, argumentują, lepiej zbudować mix dyplomacji i środków z arsenału „hard power”, aby pokazać siłę i determinację Waszyngtonu. Jeśli nie udało się wówczas, to co można zrobić obecnie? Po pierwsze, proponują aby skończyć a wewnątrzamerykańskim podziałem (swoją drogą jest to też nauka, która dotyczy i nas), przyjąć już obecnie w Kongresie regulacje sankcyjne wobec Rosji, które byłyby połączeniem propozycji Demokratów i Republikanów. W obszarze wojskowym Ameryka powinna dostarczać Ukrainie w czasie rzeczywistym dane wywiadowcze i pójść w ślady Wielkiej Brytanii wysyłając do Kijowa transporty z systemami rakietowymi, zarówno służącymi do zwalczania celów lądowych, jak i latających a także morskich. Mowa jest o zaawansowanych systemach w rodzaju Patriot czy Harpoon. Trzeźwo zauważają, że „zapewne te bardziej zaawansowane systemy nie zostaną dostarczone na tyle wcześnie aby być w stanie zapewnić odpowiednie szkolenie i ich integrację w celu osiągnięcia pełnej zdolności operacyjnej, tym nie mniej niektóre systemy nadal można wdrożyć z początkową zdolnością operacyjną. Nie zmienią one równowagi sił między Ukrainą a Rosją, ale w połączeniu z innymi działaniami nałożyłyby dodatkowe koszty na rosyjskich najeźdźców i przyczyniłyby się do odstraszania”. Trzeba również, jak argumentują, kontynuować politykę przyzwolenia na dostawy na Ukrainę amerykańskiego uzbrojenia, jeśli kraje regionu, wzorem Bałtów, zdecydują się na tego rodzaju kroki. Mowa jest też o wspieraniu ukraińskiej partyzantki na zajętych przez Rosjan terenach, jeśli scenariusz dużej agresji miałby się zmaterializować. Z naszej perspektywy najistotniejsza propozycja Vindmana i Bustillosa zawarta jest w tezie w myśl której ewentualny atak Rosji na Ukrainę nakłada na Stany Zjednoczone obowiązek wzmocnienia pewności państw wschodniej flanki NATO w to, że art. 5 będzie działał. Można to, zdaniem amerykańskich ekspertów zrobić tylko w jeden sposób, a mianowicie zwiększając wojskową obecność w regionie, czyli rozbudowując potencjał w ramach „wysuniętej obecności”. Za takim stawianiem sprawy przemawiają przynajmniej dwa, w ich opinii, argumenty, oczywiście poza rosnącym zagrożeniem ze strony Federacji Rosyjskiej. Chodzi o to, że kraje wschodniej flanki będą zmuszone w najbliższych latach znacząco podnieść swe wydatki na obronę, co winno skłonić Stany Zjednoczone do pokazania, iż wspiera tego rodzaju zmiany w polityce budżetowej. Po drugie wreszcie, prezentują oni argumenty, i warto dostrzec ich siłę, związane z powstrzymywaniem ewentualnej eskalacji na linii Rosja – Zachód. Jakie jest uzasadnienie dla tego poglądu? Otóż z racji doświadczeń historycznych, położenia, faktu, że są najbardziej wystawione na rosyjskie zagrożenie, kraje regionu, w momencie ataku Moskwy na Ukrainę „mogą ruszyć z pomocą wojskową i humanitarną, mimo sprzeciwu Waszyngtonu i zachodnioeuropejskich rządów”, co może mieć potencjał eskalacyjny. Większa obecność wojskowa na wschodniej flance zmniejsza nerwowość Bałtów i państw Europy Środkowej, a to, paradoksalnie, zmniejsza ryzyko eskalacji lokalnych napięć w konflikt. Kolejnym krokiem, wartym rozważenie, jeśli Rosja zaatakuje jest podjęcie poważnych rozmów w sprawie wejścia do NATO Szwecji i Finlandii.
Niezależnie od tego jak oceniamy propozycje Vindmana i Bustillosa są one świadectwem zjawiska, które warto aby w Warszawie zostało dostrzeżone. W amerykańskim środowisku strategicznym już, w wyniku analizy sytuacji wokół Ukrainy, polityki Rosji i reakcji na to co się dzieje wśród Sojuszników z NATO, zaczyna się dyskusja na temat zmian w europejskiej architekturze bezpieczeństwa. Jeszcze nie wiadomo czym zakończy się obecny kryzys, ale jedno jest pewne, będziemy mieli do czynienia z ewolucją amerykańskiego myślenia.
Nastroje w USA
O stanie nastrojów za oceanem świadczy choćby wystąpienie Katji Hoyer historyk i dziennikarki specjalizującej się w tematyce niemieckiej. Opublikowała ona w liberalnym „The Washington Post” artykuł, którego główna teza zawarta jest w tytule – „Niemcy stały się słabym ogniwem w linii obrony NATO”. Zaś w konserwatywnym The Wall Street Journal Tom Rogan pyta w artykule czy Niemcy są wiarygodnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych i zaraz odpowiada sam sobie pisząc – „Nein!”. Hoyer zwraca uwagę na to, że w czasie rozmów z Antony Blinkenem nowy kanclerz Niemiec nie zadeklarował wiele w kwestii sankcji, które mogłyby być nałożone na Moskwę jeśli ta zaatakuje. Zmusiło to amerykańskiego Sekretarza Stanu do odwołania się w trakcie briefingu dla prasy do znanych już, starszych wypowiedzi Scholza, kiedy ten w dość ogólnikowy sposób deklarował, że o ewentualnych sankcjach, ich skali i dolegliwości będzie można dyskutować ale dopiero w razie napaści Rosji na Ukrainę. Jeśli zatem amerykańska dyplomacja liczyła, że oświadczenia, które padną teraz będą miały efekt powstrzymywania, to przeliczyła się, Berlin nie jest gotów powiedzieć jasno na jakie kroki się zdecyduje. To oznacza, że Moskwa może, przeprowadzając rachunek wszystkich za i przeciw inwazji, zaryzykować, spodziewając się, w opinii Hoyer, mniej dolegliwych, w efekcie oporu Niemiec i Francji, sankcji niż to wynika z deklaracji Waszyngtonu. Paryż zaś właśnie teraz podnosi kwestie odrębnej, europejskiej polityki wobec Moskwy, co nie może nie być postrzegane w kategoriach osłabiania linii Stanów Zjednoczonych, bo w rachubach przedwyborczych Macronowi wyszło, że granie na nucie antyamerykańskiej zapewne spodoba się wyborcom. Trudno o bardziej krótkowzroczną politykę.
Tom Rogan jest jeszcze bardziej dosadny. Otóż jego zdaniem, obecny kryzys wokół Ukrainy dowodzi, iż Berlin na pierwszym miejscu stawia interesy Moskwy, nie oglądając się na Zachód.
Berlin (swą polityką) ukazuje powagę sytuacji: w obliczu dwóch najbardziej istotnych zagrożeń dla bezpieczeństwa Ameryki i demokratycznego ładu międzynarodowego po II wojnie światowej – Chin i Rosji – Niemcy nie są już wiarygodnym sojusznikiem. Dla Niemiec tani gaz, eksport samochodów do Chin i uspokajanie Putina wydają się ważniejsze niż sojusznicza solidarność (państw) demokratycznych. Los Ukrainy obciąży Niemcy ciężarem odpowiedzialności.
Rogan pisze o tym, na co zwracałem już uwagę, w moich artykułach. Decyzja Londynu aby omijać przestrzeń powietrzną Niemiec dostarczając Kijowowi niezbędne zaopatrzenie wojskowe jest istotna nie ze względu na to czy wystąpiono o pozwolenie na przelot czy tego nie zrobiono, ale z zupełnie innego powodu. Władze Wielkiej Brytanii oceniły, iż podjęcie tego rodzaju decyzji przez nowy rząd niemiecki będzie trudne, a to już oznacza utratę wiary w solidarność sojuszniczą. Przypominając opór Berlina wobec nałożenie sankcji na Nord Stream 2 i szeregi dwuznacznych wypowiedzi w tej kwestii polityków wszystkich niemieckich formacji politycznych Rogan wraca do kwestii budzących emocje za czasów administracji Trumpa i pyta o powody dla których Niemcy nadal wydają na obronę jedynie 1,5 proc. swego PKB, a nie 2 proc. jak sami obiecywali, a nawet zgodzili się na wspólne rosyjsko-niemieckie badania, które Rosjanie wykorzystali potem do wyprodukowania substancji, której użyli w Salisbury i przeciw Nawalnemu. Niewiele lepiej, w opinii komentatora „Wall Street Journal” wygląda polityka Berlina wobec Chin. I tutaj niemiecki rząd nie przejawia ochoty aby przyłączyć się do amerykańskiej linii politycznej. Przykładów jest wiele, począwszy od sprzeciwu Scholza wobec idei bojkotu zimowej olimpiady w Pekinie, po znacznie ważniejsze kwestie handlowe i inwestycyjne. Przekonała się o tym niedawno Litwa, która zaczęła podlegać presji Pekinu po otwarciu w Wilnie przedstawicielstwa Tajwanu. Pod jej adresem bezpośrednio z Urzędu Kanclerskiego popłynęły „dobre rady” aby Litwini podporządkowali się oczekiwaniom Chin, wzmacniane stanowiskiem niemieckiego biznesu, który zaczął wspominać o zawieszeniu inwestycji na Litwie. „Pan Biden sugeruje, - kończy swe rozważania Tom Rogan - że Niemcy są jednym z najważniejszych sojuszników Ameryki. Biorąc pod uwagę politykę Berlina wobec dwóch najważniejszych rywali naszego narodu, trudno zrozumieć, jak tezy Bidena wytrzymują próbę rzeczywistości.”
Mamy zatem, na poziomie opiniotwórczym, do czynienia z ponadpartyjnym, wspólnym poglądem na temat wartości Niemiec jako sojusznika i stronnika amerykańskiej polityki. Towarzyszą temu rozlegające się coraz silniej wezwania, aby w odpowiedzi na rosyjską politykę wzmocnić wojskowo wschodnią flankę NATO. Nie sposób nie dostrzec w tym okazji, aby wzmocnić zarówno politycznie jak i wojskowo nasz region Europy. Są już zresztą tego pierwsze symptomy. Należy je wykorzystać. Zapowiedź zaproszenie prezydenta Dudy do konsultacji sojuszniczych z Joe Bidenem jest sygnałem, dość czytelnym, że amerykańska administracja z dwuznacznej postawy Berlina i Paryża zaczęła wyciągać wnioski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/582987-o-wzmacnianiu-flanki-nato-i-spadajacych-notowaniach-niemiec