„Ta koncepcja, która coraz częściej się pojawia, że tu chodzi o zastraszenie i jednocześnie próbę dokonania puczu w samym Kijowie wydaje się stosunkowo najbardziej prawdopodobna, bo gromadzenie wojska odwraca uwagę od tego, co dzieje się w samej stolicy” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Zbigniew Lewicki, amerykanista, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, komentując bieżącą sytuację wokół Ukrainy.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: USA nie nałożą sankcji na Rosję? Blinken: Takie działanie podważyłoby zdolność Zachodu do odstraszania potencjalnej agresji
Odnosząc się do słów amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena, który w wywiadzie dla CNN powiedział, że jeśli sankcje zostaną nałożone na Rosję teraz, to Zachód straci zdolność do odstraszania potencjalnej rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, prof. Zbigniew Lewicki zaznacza:
Blinken powiedział, że USA nie nałoży sankcji prewencyjnie, przed działaniem Rosji. On nie zaprzeczył możliwości nałożenia sankcji, ale nie sankcji wyprzedzających. Moim zdaniem można to zrozumieć, bo sankcje wyprzedzające są dosyć wątpliwe pod względem formalnym i skuteczności. Nie wiemy bowiem, jakie sankcje nałożyć z góry, z jaką siłą, w jakim zakresie.
Gorsze jest stanowisko prezydenta, który przewidział możliwość w ogóle nienakładania sankcji na Rosję, jeśli uzna jej agresję za stosunkowo mało groźną
— ocenia ekspert.
„Jak się gromadzi takie siły na granicy, to się musi zakończyć jakimś konfliktem”
Odnosząc się do wycofywania przez USA rodzin dyplomatów z Ukrainy prof. Lewicki stwierdza:
To jest ten pierwszy krok, który się robi zawsze w sytuacji zbliżającego się zagrożenia. Wycofywanie dyplomatów byłoby znacznie poważniejsze. Wycofywanie rodzin jest uznaniem sytuacji za poważną, ale niezagrażającą bezpośrednio wybuchem konfliktu.
Pytany, czy biorąc pod uwagę te działania, Stany Zjednoczone są przekonane, że konflikt wybuchnie, czy mają jeszcze nadzieję, że uda się mu zapobiec, amerykanista odpowiada:
Prezydent Biden dość wyraźnie powiedział i trudno się z nim nie zgodzić: jak się gromadzi takie siły na granicy, to się musi zakończyć jakimś konfliktem.
Natomiast trzeba pamiętać, że zgromadzone w tej chwili siły jednak nie są wystarczające do poważnego desantu. Ocenia się, że tam jest ok. 150 tys. żołnierzy, co jest dalece niewystarczające do ataku na Ukrainę, o czym też wiadomo
— dodaje.
W ocenie prof. Lewickiego „ta koncepcja, która coraz częściej się pojawia, że tu chodzi o zastraszenie i jednocześnie próbę dokonania puczu w samym Kijowie wydaje się stosunkowo najbardziej prawdopodobna, bo gromadzenie wojska odwraca uwagę od tego, co dzieje się w samej stolicy”.
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/582902-tylko-u-nas-prof-lewicki-gromadzenie-wojska-odwraca-uwage