Michael Kofman i Dmitri Gorenburg napisali w The Washington Post artykuł na temat rosyjskiej koncentracji wojskowej przy granicach z Ukrainą.
Warto zwrócić uwagę na to co piszą, co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia z wypowiedzią dwóch wybitnych ekspertów amerykańskich zajmujących się analizowaniem potencjału rosyjskich sił zbrojnych. Kofman jest szefem programu Studiów Rosyjskich w CNA, think tanku będącym głównym ośrodkiem analitycznym amerykańskiej marynarki wojennej, a Gorenburg prócz tego, że zaangażowany jest w prace CNA pracuje również w Russia and Eurasian Studies na Uniwersytecie Harvarda. Nikomu w Stanach Zjednoczonych nie przychodzi do głowy kwestionować autorytetu tych badaczy, nawet jeśli nie ze wszystkimi tezami przez nich prezentowanymi ich polemiści się zgadzają. Drugi powód, dla którego warto zapoznać się z przemyśleniami Kofmana i Gorenburga, jest związany z trwająca od pewnego czasu w Polsce dyskusją na temat możliwości mobilizacyjnych rosyjskich sił zbrojnych i tego, do jakiej wojny Rosja się przygotowuje. Niektórzy uczestnicy tej debaty są zdania, że Moskwa szykuje się do wielkiej wojny w której uczestniczyć będą armie liczone w setkach tysięcy, potencjał mobilizacyjny rosyjskich sił zbrojnych może być wręcz mierzony w milionach, a w związku z tym Polska i szerzej NATO, muszą przygotować się na ewentualność tego rodzaju, co oznacza skokowy rozwój naszej armii, przypomnę, według ostatnich dostępnych danych (nie licząc WOT) mającej 114 tys. żołnierzy i oficerów.
Rosyjską koncentracja wokół Ukrainy daje nam możliwość, i tym zajmują się Kofman i Gorenburg, policzyć z jakim rzeczywistym, a nie wyobrażonym, potencjałem mamy do czynienia. Jak piszą, stopniowa koncentracja wokół Ukrainy zaczęła się już w marcu ubiegłego roku, niektóre ściągnięte wówczas jednostki nie opuściły do tej pory szeroko rozumianych obszarów nadgranicznych, co oznacza, że zagrożone państwo miało sporo czasu na podjęcie w reakcji na to, co się dzieje, odpowiednich przygotowań. Niektóre jednostki ściągnięte zostały z odległych lokalizacji – z Centralnego Okręgu Wojskowego, a ostatnio, jak informuje rosyjska prasa i dziennikarze z Conflict Intelligence Team, przemieszczane są oddziały, w tym baterie systemów Grad, Uragan, Sziłka i Iskander, z najdalej położonego Wschodniego Okręgu Wojskowego. Mamy zatem w praktyce możliwość obserwowania tego, co obydwaj amerykańscy eksperci badali przez ostatnie lata, a mianowicie możliwości mobilizacji rosyjskich sił zbrojnych. W swej analizie przedstawiają wyniki swoich prac, siłą rzeczy bardzo obszernych, do których warto zajrzeć (szczególnie polecam to naszym ekspertom), ale które nie mogą być w krótkim siłą rzeczy artykule prasowym zaprezentowane. Jakie są ustalenia amerykańskich specjalistów? „Kluczowe czynniki, które należy wziąć pod uwagę – aby ocenić zarówno obecna sytuację jak i potencjał rosyjskich sił zbrojnych argumentują Kofman i Gorenburg - to te najbardziej istotne dla potencjalnej rosyjskiej kampanii wojskowej. Obejmują one gotowość sił — stopień, w jakim siły zbrojne są przygotowane do wypełniania swoich misji, takich jak udział w walce — wraz ze zdolnością do utrzymywania szkolenia, niezależnie od tego, czy rozmieszczone siły obejmują personel, czy głównie składają się z wstępnie ustawionego sprzętu, oraz implikacje operacyjne trzymania ich na tym terenie przez dłuższy czas”. Po pierwsze, jak zauważają, choć utrzymywanie obecnego potencjału przy granicach z Ukrainą nie jest szczególnym, z finansowego punktu widzenia, obciążeniem dla Rosji, to trwanie przez dłuższy czas na wysuniętych pozycjach w stanie podwyższonej gotowości może odbić się negatywnie na możliwościach przeprowadzenia operacji przeciw Ukrainie. I zaraz potem formułują kluczowy dla oceny sytuacji wokół Ukrainy pogląd – „Siły rosyjskie w pobliżu Ukrainy to maksymalnie 60 batalionowych grup taktycznych (BTG) wraz z elementami wsparcia. BTG są zorganizowanymi zadaniowo formacjami, z których każda liczy średnio 800 osób. Przekłada się to na około 48 000 żołnierzy. Po dodaniu jednostek wspierających całkowita liczba rosyjskich żołnierzy prawdopodobnie wyniesie 85 000 – a kolejne są w drodze. Oprócz tych regularnych oddziałów rosyjskich w ukraińskim regionie Donbasu znajduje się około 15 000 sił separatystycznych lub formacji kierowanych przez Rosję. Media informują w sumie o około 100 000 żołnierzy, ale szacunki są bardzo zróżnicowane”. Taki jest rosyjski potencjał po dwóch miesiącach od rozpoczęcia dyslokacji. Kofman i Grenburg szacują, że Rosjanie nad granicę z Ukrainą ściągnęli 35 proc. z ogólnej liczby BTG jakimi dysponują (168). Do tego oczywiście należy dodać potencjał lotnictwa, sił pomocniczych i marynarki wojennej zgrupowany w niewielkiej odległości od granic Ukrainy, choć amerykańscy eksperci nie określają z jakimi wielkościami mamy w tym wypadku do czynienia. Dodatkowo, należy wziąć pod uwagę siły znajdujące się od granicy Rosji i Ukrainy w odległości od 150 do 200 mil. Są to zarówno jednostki normalnie stacjonujące w tych lokalizacjach, jak i ściągnięte tam w ostatnim czasie, jak np. 41. Armia Ogólnowojskowa z Nowosybirska. Mamy do czynienia z wojskami drugiego rzutu, które w razie rozpoczęcia konfliktu zbrojnego na Ukrainie mogą wejść do działania, choć trzeba pamiętać, że osłaniają one inne ważne strategiczne kierunki (np. Kaukaz Płd.) i bronią zarówno Moskwy jak i Petersburga, co oznacza, że nie mogą być w 100 proc. „rzucone” na wojnę z Ukrainą.
Mamy jednak do czynienia z dużym zgrupowaniem sił rosyjskich przy granicach z Ukraina, które, jak twierdzą Kofman i Gorenburg, nie może tam być utrzymywane w nieskończoność. Nie tylko dlatego, że sporo to kosztuje, choć te akurat ciężary nie są przesądzające w ich mniemaniu, ale z innego powodu. Otóż dyslokowanie sił do wysuniętych pozycji zaburza plan szkolenia, który wojsko ciągle realizuje. „Duża część niedawnego gromadzenia sił obejmowała wstępne rozmieszczenie sprzętu, podczas gdy personel pozostaje w swoich normalnych garnizonach, gotowy do szybkiego przemieszczenia do wysuniętych lokalizacji. Chociaż rozmieszczenie sprzętu kosztuje mniej niż wysłanie formacji wraz z załogami, istnieją jednak wyzwania związane z utrzymaniem rozmieszczenia. Na przykład bez wyposażenia żołnierze, którzy pozostają w swoich normalnych garnizonach, mogą nie być w stanie utrzymać swoich umiejętności i kwalifikacji”. Nawet biorąc pod uwagę to, że rosyjskie siły zbrojne mają 380 tys. żołnierzy kontraktowych, to nadal poborowych, którzy służą rok, jest 280 tys. Ich szkolenie w wysuniętych lokalizacjach jest możliwe, ale bardzo utrudnione. Jeśli Rosjanie ukompletowali swe zgrupowanie wokół granic Ukrainy wyłącznie personelem żołnierzy kontraktowych, to poborowych, którzy pozostali w koszarach, nie ma kto szkolić, a z pewnością możliwości w tym zakresie są mniejsze. Wszystko to razem wzięte, ale też warunki atmosferyczne, powodują, że Moskwa stoi przed poważną decyzją – albo rozpocznie operację wojskową wymierzoną w Ukrainę już teraz, albo jej możliwości (stopień gotowości sił, morale, rachunek kosztów etc.) będą spadać.
Wiele wskazuje, że na Kremlu już zapadła decyzja o jakiejś formie eskalacji. Nie wiadomo gdzie ona nastąpi, ale siły, które Rosja jest w stanie „rzucić” do boju są znane. Kofman i Gorenburg nie kwestionują, że maksymalnie będzie to 175 tys. żołnierzy. To wielka siła, znacznie większa od obecnych możliwości NATO na wschodniej flance i w naszym interesie leży zmniejszenie dysparytetu w tym zakresie. Trudno jednak, z tego co piszą amerykańscy eksperci, wyciągnąć poważny wniosek, że grozi nam inwazja armii, której liczebność szacować można na setki tysięcy żołnierzy a wojna, do której przygotowuje się Moskwa, przypominała będzie II wojnę światową.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/582048-jakie-sa-mozliwosci-rosyjskich-sil-zbrojnych