To już pewne. Wybory parlamentarne na Węgrzech odbędą się 3 kwietnia. Taką datę wyznaczył prezydent János Áder. Tego samego dnia dojdzie do powszechnego referendum, które zapewne przesądzi o wynikach elekcji. Wszyscy obywatele, którzy pójdą do urn, oprócz oddania głosu na kandydata konkretnej partii, staną bowiem przed odpowiedzią na cztery poniższe pytania:
1) czy popierasz organizowanie w szkołach publicznych zajęć dla nieletnich dotyczących orientacji seksualnych bez zgody rodziców?
2) czy popierasz promocję zabiegów zmiany płci wśród nieletnich?
3) czy popierasz nieograniczoną ekspozycję nieletnich na treści medialne o charakterze seksualnym, które mogą wpływać na ich rozwój?
4) czy popierasz projekcje treści audiowizualnych wspierających zmianę płci wśród nieletnich?
Furia elit Europy Zachodniej
Powyższe cztery pytania związane są z ustawą uchwaloną przez parlament węgierski 15 czerwca zeszłego roku. Wywołała ona prawdziwą furię wielu środowisk w Europie Zachodniej. Madziarscy posłowie przegłosowali bowiem ustawę, zgodnie z którą nikt nie ma prawa prowadzić edukacji seksualnej w szkołach dzieci bez wiedzy i zgody ich rodziców, propagować wśród nich zmiany płci oraz odmiennych orientacji seksualnych, w tym homoseksualizmu, a także podważać biologicznej tożsamości płciowej, z którą się one urodziły.
Powyższe prawo zostało surowo potępione przez wielu wpływowych decydentów Unii Europejskiej oraz przywódców państw Europy Zachodniej. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen nazwała decyzję węgierskich posłów „wstydem” i stwierdziła, że nowo uchwalone prawo „wyraźnie dyskryminuje ludzi ze względu na ich orientację seksualną”. Suchej nitki na ustawie nie pozostawili też m.in. kanclerz Niemiec Angela Merkel oraz premier Holandii Mark Rutte, który powiedział, że jeśli Węgrzy nie anulują wspomnianego prawa, to należy ich wyrzucić z Unii Europejskiej. Inni politycy, jak np. francuski minister ds. europejskich Clément Beaune, zaproponowali z kolei, by nałożyć na Madziarów surowe sankcje finansowe, dopóki nie zmiękną i nie wycofają się ze swych decyzji.
W tej sytuacji Viktor Orbán postanowił odwołać się do woli społeczeństwa węgierskiego i zapytać obywateli, jaki model wychowania swoich dzieci wybierają: taki, jaki proponuje Unia Europejska, czy taki, za jakim opowiada się rząd w Budapeszcie? Ze wszystkich sondaży wynika, że zdecydowana większość Węgrów popiera w tej sprawie Fidesz.
Totalna opozycja w ślepym zaułku
Dla liberalno-lewicowej opozycji taka alternatywa stanowi prawdziwą pułapkę. Jeśli opowie się ona za seksualizacją dzieci bez wiedzy i zgody rodziców oraz za propagowaniem zmiany płci i odmiennych orientacji seksualnych wśród nieletnich, wówczas pójdzie na czołowe zderzenie z większością węgierskiego społeczeństwa, które kategorycznie odrzuca takie pomysły. Jeśli z kolei sprzeciwi się takim rozwiązaniom, wtedy postąpi wbrew politycznemu i medialnemu establishmentowi Europy Zachodniej, narażając się na gniew unijnych elit.
W tej sytuacji węgierska opozycja nie wie, jakie stanowisko zająć. A chodzi przecież o sprawę, która będzie tematem numer 1 podczas najbliższej kampanii wyborczej. Świadectwem tej bezradności było opuszczenie parlamentu przez lewicowych i liberalnych posłów podczas głosowania nad wspomnianą ustawą. Żaden z nich nie odważył się bowiem publicznie zagłosować przeciw nowemu prawu. Żaden też nie miał jednak odwagi poprzeć tego prawa. W rezultacie ustawa, przy absencji większości opozycji, została uchwalona miażdżącą przewagą głosów 157 do 1.
Ten paraliż decyzyjny wynika również z obaw przed rozpadem anty-Fideszowej koalicji. Są w niej bowiem zarówno przedstawiciele nowej lewicy, którzy opowiadają się za postulatami środowisk LGBTQ, jak i reprezentanci Jobbiku, którzy sprzeciwiają się ideologii gender. To sprawia, że nie ma spójnego przekazu opozycji wobec problemu, który będzie główną osią sporu podczas wyborów połączonych z referendum. Nie można jednak w nieskończoność uchylać się od odpowiedzi na pytanie, które wywołuje tak wiele emocji społecznych, i które wymaga jednoznacznego opowiedzenia się: „tak” lub „nie”.
Najwięksi sprzymierzeńcy Viktora Orbána
Totalna opozycja znalazła się w trudnym położeniu, gdyż od dawna głosiła, że zbliżająca się elekcja parlamentarna będzie wyborem między Unią Europejską a Hunexitem, pomiędzy „wartościami europejskimi” a odrzuceniem tych wartości. Ponieważ jednak „wartości europejskie” są pojęciem na tyle nieokreślonym i tak pojemnym, że można właściwie podciągnąć pod nie wszystko, Viktor Orbán postanowił powiedzieć „sprawdzam” i wybrał jako pole sporu „gender mainstreaming”.
Z punktu widzenia węgierskiej opozycji reakcja polityków Europy Zachodniej i władz UE okazała się najgorsza z możliwych. Unijni decydenci uznali bowiem postulaty środowisk LGBTQ za kwintesencję „wartości europejskich”, które – podobnie jak dogmaty religijne – nie podlegają żadnym kompromisom ani negocjacjom. Ich stopień emocjonalnego zapowietrzenia wykluczał jakąkolwiek kalkulację polityczną. No cóż, „tam skarb twój, gdzie serce twoje”, jak mówi Pismo.
W ten sposób Ursula von der Leyen, Angela Merkel, Mark Rutte i inni stali się największymi sprzymierzeńcami Viktora Orbána, zwiększając jego szansę na zwycięstwo w kwietniowych wyborach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/581530-unijne-elity-pracuja-na-zwyciestwo-viktora-orbana