Aleksandr Łukaszenka przy okazji odwiedzin w jednej z cerkwi Mińska z okazji prawosławnych świąt Bożego Narodzenia wypowiedział się dla Agencji Biełta na temat białoruskiego kontyngentu wojskowego, który wylądował już w Kazachstanie.
„Misja pokojowa” w Kazachstanie
W jego opinii 70 żołnierzy, którzy zostali tam zawiezieni samolotami Ił-76 nie pojechało „aby walczyć”, a jedynie pomagać i realizować „misję pokojową”. W podobnym duchu wypowiedział się generał Stanisław Zaś, sekretarz generalny ODKB, Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, która formalnie wysyła „misję pokojową” do Kazachstanu. W wywiadzie dla RIA Novosti poinformował, że łącznie wysłanych zostanie 2,5 tys. żołnierzy i oficerów z 3,6 tys. wchodzących w skład „sił pokojowych” tej organizacji. Siły te mają przebywać w Kazachstanie przez „ograniczony czas” - jak się wyraził. Do tej ostatniej kwestii warto będzie jeszcze wrócić. Przybyli żołnierze, jak informowała strona kazachska mają nie uczestniczyć w walkach, ich aktywność ma ograniczać się do ochraniania budynków użyteczności publicznej, choć mają prawo używania broni. Dauren Abajew, pierwszy zastępca szefa administracji prezydenta Tokajewa, powiedział nawet, że nie należy mylić wprowadzenia do Kazachstanu kontyngentu pokojowego ODKB z wprowadzeniem „kolektywnych sił reagowania operacyjnego”. Misja tych pierwszych jest ograniczona i koncentruje się wyłącznie na ochranianiu obiektów użyteczności publicznej, nie zaś uczestnictwie w walkach. Póki co nie ma informacji aby żołnierze ODKB wysłani do Kazachstanu brali udział w walkach z protestującymi, czy w jakikolwiek sposób uczestniczyli w „operacji antyterrorystycznej” jak starcia z demonstrantami określa obóz władzy.
Warto nieco uwagi poświęcić też skali zaangażowaniu ODKB w operację pokojową w Kazachstanie. Jak już pisałem, Białoruś wysłała jedną kompanię, czyli 70 żołnierzy i oficerów, podobnie Armenia, skąd wyleciało również 70 żołnierzy. Tadżykistan poinformował o kontyngencie liczącym 200 osób, zaś Kirgizja ostatecznie zdecydowała o wysłaniu 140. Jak łatwo obliczyć, Rosjanie „delegowali” ok. 2 100 żołnierzy i oficerów z 45. Samodzielnej Brygady Wojsk Powietrzno – Desantowych, elitarnej jednostki biorącej wcześniej udział zarówno w Wojnach Czeczeńskich, konflikcie z Gruzją i „wyzwalającej” Krym, która jest operacyjnie podporządkowana GRU. Z opublikowanych nagrań wynika, że na razie przerzucane są siły jednego batalionu dysponujące ok. 40 transporterami opancerzonymi. Kontyngent wojskowy ODKB, który ma się znaleźć w Kazachstanie nie jest - oczywiście jeśli założyć, że informacje generała Zasia są prawdziwe, ale obecnie nie ma informacji sprzecznych z tym co powiedział sekretarz tej organizacji - ani bardzo rozbudowany, ani nie dysponuje ciężkim sprzętem. Wydaje się, że jego obecność w Kazachstanie ma bardziej polityczny niźli wojskowy wymiar, z pewnością zaś jego wysłanie nie zmniejsza możliwości Moskwy na kluczowym dla niej kierunku, jakim jest obecnie Ukraina. A zatem, w tym wypadku należy zgodzić się z opiniami niektórych ekspertów amerykańskich, np. [Michaela Kofmana}(https://twitter.com/KofmanMichael/status/1479298229313454091), którzy argumentują, iż trudno mówić o znaczącej, co do skali, interwencji z wojskowego punktu widzenia. Zupełnie niezasadne są też opinie w myśl których Kazachstan może stać się dla Rosji drugim Afganistanem.
Jak długo wojsko pozostanie w Kazachstanie?
Osobną kwestią jest pytanie, jak długo kontyngent wojsk pokojowych, które nawiasem mówiąc z formalnego punktu widzenia takimi nie są, bo nie mają mandatu ONZ, przebywał będzie w Kazachstanie. Tu możemy mieć do czynienia z niespodzianką, czy różnicą zdań. W Rosji już pojawiły się głosy o konieczności dyslokacji wojsk pokojowych „na stałe”. W tym duchu wypowiedzieli się m.in. Leonid Kałasznikow kierujący Komisją ds. WNP Dumy Państwowej i Sergiej Mironow, lider formacji Sprawiedliwa Rosja – Za prawdę, polityk uchodzący za zaprzyjaźnionego z Władimirem Putinem. Władze Kazachstanu ale także Stanisław Zaś mówią, że mandat sił pokojowych przewiduje ich pobyt „przez ograniczony czas”.
To oczywiście może się zmienić, bo w środowisku rosyjskich analityków i ekspertów ds. międzynarodowych związanych z Kremlem już pojawiły się głosy o tym, że wysłanie przez Rosję „kontyngentu pokojowego” do Kazachstanu nie tylko zmienia sytuację geostrategiczną w regionie, ale faktycznie jest wstępem do zbudowania tam przez Rosję stałej obecności o charakterze wojskowym. Fiodor Łukianow, redaktor naczelny periodyku Rossija v Globalnej Politikie, ekspert Klubu Wałdajskiego napisał, że „decyzja o sprowadzeniu kontyngentu pokojowego ODKB do Kazachstanu w celu ustabilizowania sytuacji jest kamieniem milowym w rozwoju całej przestrzeni postsowieckiej”. Na czym polega przełomowość tego ruchu? Po pierwsze, zatarta została granica między zewnętrznym a wewnętrznym zagrożeniem jako powodem do interwencji. To istotna zmiana, bo do tej pory raczej dominowała interpretacja w myśl której głównym zadaniem paktu jest walka z zagrożeniem zewnętrznym. W tym nowym ujęciu zmienia się zatem charakter organizacji, która faktycznie przejmuje część zadań o wymiarze policyjnym. Ani w trakcie niedawnej rewolucji w Kirgizji, ani tym bardziej wcześniej w Armenii podobna interpretacja nie wchodziła w grę, raczej mówiło się o możliwości interwencji Rosji, jeśli ta odczuje, że jej interesy geostrategiczne są zagrożone. W tym sensie zgoda państw tworzących ODKB na interwencję ma charakter symboliczny nie tylko dlatego, że została podjęta po raz pierwszy w historii. Następuje coś, co Łukianow nazywa „kolektywizacją bezpieczeństwa” w przestrzeni postsowieckiej, co w praktyce oznacza, iż Rosja uzyskała polityczny ale także formalny mandat do „legalizacji” ewentualnych interwencji jeśliby w innych państwach tworzących ODKB wybuchły w przyszłości rewolucje. Jak zauważa Łukianow jeszcze nie jest wiadomo, jaka była mechanika podejmowania decyzji o interwencji, ani czyja to była inicjatywa, ani jak rozkładały się głosy i jakie inne opcje rozważano. Jednak tym, co rzuca się w oczy jest zmiana postępowania Moskwy, nawet w porównaniu z podobną sytuacją, która miała miejsce na Białorusi jesienią 2020 roku. Wówczas, aby skonsolidować obóz władzy wokół Łukaszenki wystarczył telefon Putina i zapowiedź „udzielenia pomocy”, jeśli zajdzie taka potrzeba bez konieczności wysyłania wojska. Teraz działano i szybciej, i bardziej stanowczo, decydując się na dyslokację ograniczonego liczebnie, ale kontyngentu wojskowego. Może to dowodzić zarówno tego, że sytuacja w Kazachstanie była oceniana jako poważniejsza, jak i tego, że Moskwa nie czuje się już tak skrępowana w swym działaniu, jak to jeszcze miało miejsce w 2020 roku. Relacje Rosji z Zachodem weszły w ostrą fazę konfliktową, co może oznaczać, że Moskwa uważa, iż musi działać bardziej stanowczo. Łukianow, który jest zwolennikiem tezy w myśl której rzeczywistą kontrolę nad zaprzyjaźnionymi państwami daje Rosji dopiero fizyczna obecność wojskowa, najlepiej w postaci stałej bazy uważa, że Moskwa uruchamiając „siły pokojowe” realizuje w dłuższej perspektywie podobny cel. „Moskwa ma szansę zająć najkorzystniejszą dla siebie pozycję – argumentuje Łukianow – fizyczną obecność sił na terytorium kluczowego dla Rosji państwa przebywających tam w roli gwaranta, od którego pozycji zależą dalsze wydarzenia. Podobna sytuacja ma miejsce w Armenii po wojnie 2020 roku”. Rosja w takim rozumieniu może nie ingerować w wewnętrzne rozgrywki, jeśli czuć się będzie bezpiecznie wiedząc, że niezależnie od wyników rywalizacji lokalnych klanów czy grup politycznych, ostatnie słowo zawsze zależeć będzie od niej. A to ostatnie słowo sprowadza się do wojskowej kontroli terytorium, czego oczywiście nie należy mylić z okupacją. Wystarczy baza wojskowa, będąca czymś w rodzaju przyczółku, który umożliwia Moskwie (zarówno formalne jak i faktyczne) ingerowanie w bieg spraw wewnętrznych, jeśli oczywiście na Kremlu uznają, że zachodzi taka potrzeba. To z tego powodu Rosja nie angażowała się w niedawną rewolucję w Kirgizji, bo posiadając tam bazę wojskową, była spokojna o to kto wygra. „Innymi słowy, nie ma znaczenia, kto zdobędzie przewagę (w wewnętrznych rozgrywkach – przyp. MB.) – argumentuje Łukianow - , każdy rząd będzie musiał liczyć się z obiektywnymi okolicznościami – rosyjską obecnością wojskową”. Tego rodzaju polityka jest bezpieczniejsza, z punktu widzenia interesów Rosji, zarówno ze względu na fakt generalnego kryzysu i osłabienie instytucji władzy w państwach przestrzeni postsowieckiej, co jest następstwem Covid-19 jak i zmian pokoleniowych, dochodzenia do głosu nowych liderów, mniej mentalnie związanych z Moskwą, którzy szukają swojego miejsca. Łukianow jawi się jako przeciwnik działań z arsenału soft power, odwoływania się do wspólnej przeszłości, korzeni kulturowych i doświadczeń. Uważa, że Moskwa nie umie uprawiać tego rodzaju polityki, dotychczasowe doświadczenia nie są zadowalające a ryzyka duże.
Znacznie lepiej wychodzi Rosji odwoływanie się do narzędzi hard power, przede wszystkim siły wojskowej i na tym Moskwa winna budować swą politykę wobec państw wywodzących się z ZSRR. Tego rodzaju podejście oznaczałoby, że plan Rosji wobec Kazachstanu jest zapewne inny niźli to uważają elity kraju, którym Moskwa „pomaga”. Pozycja polityczna prezydenta Tokajewa, nawet jeśli szybko stłumi on protesty, będzie znacznie słabsza niźli przed ich wybuchem. Pytaniem zasadniczym jest kwestia czy na tyle silna, aby być w stanie doprowadzić do rychłego zakończenia „misji pokojowej” ODKB. Jeśli to się Tokajewowi nie uda, to rzeczywiście będziemy mieć do czynienia ze znaczącą zmianą o charakterze geostrategicznym.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/580864-jak-interpretowac-interwencje-wojskowa-w-kazachstanie