Czy w Kazachstanie mamy do czynienia z zamieszkami czy rewolucją, która obali obecną władzę to się dopiero okaże, ale polityczne i geostrategiczne konsekwencje tego co się dzieje będą z pewnością poważne, zarówno dla tego środkowoazjatyckiego kraju, jak i dla regionu, a niewykluczone, że również dla układu sił w świecie.
Protesty, które zaczęły się pod koniec ubiegłego tygodnia w dawnej stolicy Ałmaty, leżącej na zachodzie kraju i będącej centrum sektora wydobycia ropy naftowej i gazu nie cichną, przeciwnie opanowały już cały Kazachstan. Napływ informacji o tym co się dzieje jest utrudniony w związku z praktycznie całkowitą blokadą internetu, ale doniesienia niezależnego kazachskiego portalu orda_kz, który nadaje na platformie Telegram oraz informacje z mediów rosyjskich i międzynarodowych pozwalają z grubsza choćby przedstawić sytuację w momencie, kiedy piszę te słowa tj. 5 stycznia o godzinie 18.00. I tak w Ałmaty władzy już praktycznie nie ma, demonstranci zdobyli i podpalili budynek miejscowej administracji (akimat), prokuratury, zdobyli i splądrowali siedzibę stacji telewizyjnej i wielu redakcji, zdobyli lotnisko, były pałac prezydencki. Podobno broni się jeszcze siedziba policji szturmowana przez demonstrantów, których właściwie należałoby już zacząć nazywać powstańcami, bo rozbroili przedstawicieli służb porządkowych i zdobywszy składy broni uzbroili się. W położonym na północy od Ałmaty mieście Aktau przedstawiciele służb porządkowych przeszli ponoć, jak informuję Orda.kz na stronę protestujących, którzy prócz pierwotnie wysuwanych postulatów o charakterze ekonomicznym, ostatnio mieli również zgłosić daleko idące żądania polityczne. Kanał NEXTA podał informacje o żądaniach politycznych do których należy pierwszy postulat, a mianowicie opuszczenie przez Kazachstan wszystkich aliansów z Rosją i natychmiastowe dymisje zarówno prezydenta Tokajewa jak i rządu. To nie jedyne listy żądań, inne, opublikowane na Twitterze są bardziej rozbudowane, ale również na ich czele znaleźć można postulaty rozluźnienia, delikatnie rzecz ujmując, związków Kazachstanu z Rosją.
Wiecujący krzyczeli hasła „Odejdź starcze”, odnoszące się do byłego prezydenta Nursułatana Nazarbajewa, co najmniej w jednym mieście obalono jego posąg, a już dwukrotnie dzisiaj pojawiały się doniesienie o wyjeździe „elbasy”, czyli ojca narodu, bo tym mianem obdarzono dożywotnio Nazarbajewa z kraju. Pierwsza pogłoska mówiła o tym, że znajduje się na pokładzie prywatnego samolotu swego zięcia Timura Kulibajewa (mąż średniej córki Nazarbajewa Dinary), miliardera jednego z najbogatszych ludzi w Kazachstanie, byłego ministra odpowiadającego za sektor wydobycia węglowodorów, który to samolot dzisiaj wyleciał ze stolicy i udał się w nieznanym kierunku. Wkrótce potem pojawiła się druga informacja związana z rosyjskim rządowym Tu-214, który dzisiaj wyleciał z Moskwy do Kazachstanu i będąc już w przestrzeni powietrznej tego kraju „zniknął” z radarów. Jak się spekuluje, mógł on przylecieć z misją ewakuacyjną, ale jak było naprawdę, zapewne wkrótce się dowiemy.
Myląca perspektywa
Media światowe i polskie ekscytują się rewolucją wiążąc ją z tym co się dzieje na ulicach, ale wydaje mi się, że ta perspektywa jest myląca i warto na sytuację w Kazachstanie spojrzeć nieco inaczej. Otóż warto przeczytać lub obejrzeć drugie wystąpienie prezydenta Tokajewa, bo jego treść świadczy o tym, że jedna rewolucja, niezależnie od tego czym się skończą protesty uliczne i zamieszki w wielu miastach, już się w Kazachstanie dokonała. Otóż Tokajew powiedział, że po pierwsze - staje na czele Rady Bezpieczeństwa, co oznacza, że dotychczasowy jej dożywotni przewodniczący, czyli Nazarbajew zostaje usunięty ze swojej funkcji, po drugie - zwrócił się do przedstawicieli resortów siłowych z jasnym komunikatem, iż władza nie ma zamiaru ustąpić pod presją ulicy, co oznacza, że nie muszą się oni obawiać a nawet powinni wykazać stanowczość i po trzecie - nieco uwagi poświęcił kwestii zagrożeniom, zarówno dla bezpieczeństwa kraju jak i dla terytorialnej jego spoistości (pojawiły się postulaty uniezależnienia się prowincji bogatych w ropę i gaz), a także mówił o spisku i działaniu sił zewnętrznych. Wreszcie powiedział, że niezależnie od tego jak rozwiną się wydarzenia on pozostanie w stolicy a także zdeklarował, iż nie ma zamiaru schodzić z drogi reform i zmian w zakresie polityki społecznej oraz gospodarczej.
Wątki spiskowe pozostawmy publicystom rosyjskim i białoruskim, którzy już lansują tezę, że za kazachskimi zajściami stoi Mukhtar Ablyazov, kontrowersyjny oligarcha będący w sporze z obecną ekipą rządzącą Kazachstanem, na stałe mieszkający w Paryżu, ale teraz przebywający w Kijowie. Już z tego powodu twierdzą oni, że mamy do czynienia z kontrakcją Zachodu, a precyzyjnie Stanów Zjednoczonych i Ukrainy, które to państwa uderzając w „miękkie podbrzusze” Rosji, czyli w Kazachstan chcą w ten sposób ułatwić sobie rozmowy 10 stycznia.
W wystąpieniu Tokajewa istotne jest jak wydaje się co innego. Po pierwsze fakt, że staje on na czele Rady Bezpieczeństwa oznacza, że uniezależnił się od swego protektora, jakim przez lata był Nazarbajew. W tandemie Nazarbajew – Tokajew od pewnego czasu iskrzyło, czego dowodem było odwołanie z inicjatywy obecnego prezydenta Dinary Nazarbajewej, bardzo ambitnej i politycznie wpływowej najstarszej córki Nursułtana, z funkcji przewodniczącej Sentu, co miało miejsce w maju 2020 roku. Obecne zajścia Tokajew wykorzystał aby odwołać też rząd, lojalny, w opinii rosyjskich ekspertów wobec Nazarbajewa a także odwołać Abisza Satydbaldyłę, „człowieka” byłego prezydenta, który nadzorował, pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego, Komitet Bezpieczeństwa Publicznego. W efekcie Tokajew przejął pełnię władzy, co pozwoliło mu bezboleśnie pozbyć się Nazarbajewa. Z perspektywy Moskwy to co się stało, a mam tu na myśli faktyczna rewolucję pałacową, jest szokiem. Nie tylko dlatego, że jak się okazało w praktyce nie działają żadne żelazne gwarancje dożywotnie dla byłej głowy państwa, ale również z tego względu, że Putin demonstracyjnie okazywał szacunek Nazarbajewowi, nieco, a może bardziej, lekceważąc Tokajewa. W czasie niedawnego szczytu państw WNP w Petersburgu, spotkał się on z Ełbasy, a nie znalazł czasu na rozmowy z obecnym prezydentem. Rosyjscy eksperci już uważają, że jeśli nowa władza okrzepnie, to jej relacje z Moskwa będą inne, zapewne dla Rosji trudniejsze.
Dimitrij Orieszkin, rosyjski politolog, proponuje i ta perspektywa wydaje mi się słuszną, aby na wydarzenia w Kazachstanie spojrzeć przez inny, nie europejski pryzmat. My jesteśmy skłonni upatrywać źródeł rewolucyjnych wydarzeń w fatalnych nastrojach związanych z biedą i brakiem reform w autorytarnym państwie, co doprowadziło ludzi do ostateczności i zdecydowali się wyjść na ulice. Jednak, prócz tego co widać gołym okiem i co trudno zakwestionować, jest, jego zdaniem, jeszcze głębszy poziom, pozwalający zrozumieć logikę wydarzeń a nawet przewidzieć przyszłość. Otóż, jak argumentował Orieszkin w eterze telewizji Deszcz, jak w każdym społeczeństwie Azji Środkowej bardziej od podziałów politycznych czy materialnych liczą się układy klanowe i rodowe. Do tej pory w Kazachstanie rządziły rody zaliczające się do tzw. Starszego Żuzu, do których, choć nie tych samych, należą zarówno Nazarbajew jak i Tokajew. Rody wchodzące w skład tzw. Młodszego Żuzu mają swoje „centrum wpływów” na zachodzie kraju, w tym w prowincjach gdzie protesty są najsilniejsze. Ich liderzy są niezadowoleni z tego, że mimo, iż na zachodzie wydobywa się ropę naftową i gaz ziemny, co przynosi krajowi największy dochód, to Młodszy Żuz w podziale bogactw został praktycznie pominięty. Stąd słowa Tokajewa z jego drugiego wystąpienia w którym mówi on o reformowaniu kraju należy zdaniem Orieszkina traktować nie tyle jako zapowiedź demokratyzacji, ale nowa formułę porozumienia Starszego i Młodszego Żuzów. Miałoby to się odbyć kosztem oligarchii Nazarbajewów i ustanowić w Kazachstanie nowy konsensus. Czy trwały to osobne zagadnienie, ale wystąpienie Tokajewa, w opinii rosyjskiego eksperta w ten sposób winno być odczytane. Trochę obecna rewolucja w Kazachstanie przypominałaby, w takim ujęciu, trzy podobne rewolucyjne zmiany władzy w Kirgistanie.
Mniej wygodny układ dla Kremla?
Z perspektywy Moskwy ten nowy układ w elicie władzy może być, choć nie musi, mniej wygodnym. Co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze do władzy dochodzi młodsze, bardziej nacjonalistycznie nastawione pokolenie. Na zachodzie kraju miały miejsce kilka lat temu burzliwe demonstracje antychińskie, tam też zaczął się ruch, który doprowadził początkowo do moratorium a potem do wprowadzenia (zrobił to Tokajew) zakazu sprzedaży kazachskiej ziemi cudzoziemców. Obydwa te posunięcia interpretowano, słusznie zresztą, jako zwrócone w pierwszym rzędzie przeciw dominacji Chin, ale Tokajew „flirtował” z kazachskimi kręgami nacjonalistycznymi, które organizowały na początku roku patrole językowe pilnujące, aby w miejscach publicznych używany był wyłącznie kazachski, nie zaś drugi język urzędowy, jakim jest rosyjski. Trudno mówić aby Tokajew był antyrosyjski, ale dążąc do porozumienia z klanami z zachodu kraju, które uchodzą za mniej skłonne do przyjaźni z Moskwą będzie musiał skorygować kurs Kazachstanu, a w sytuacji w jakiej znajduje się cała wspólnota państw, które tworzyły niegdyś ZSRR, nawet drobna korekta może mieć fundamentalne znaczenie.
Oczywiście obecny prezydent może nie utrzymać władzy, możemy mieć do czynienia do pewnego stopnia z powtórką z Kirgistanu, ale to scenariusz z perspektywy Rosji również niekorzystny. W Moskwie od pewnego czasu dyskutuje się, pisałem o tym zresztą, o ryzyku związanym z destabilizowaniem się sytuacji w słabych państwach przestrzeni postsowieckiej. Moskwa, rozgrywająca swą „wielką grę” z NATO i ze Stanami Zjednoczonymi nie patrzy przychylnie na nieoczekiwane zmiany w państwach uznawanych na Kremlu za sferę wpływów Rosji. Obalenie Nazarbajewa jest też bolesną informacją dla Łukaszenki, który pod koniec ubiegłego miesiąca zaprezentował projekt nowej konstytucji w znacznym stopniu wzorowanej na rozwiązaniach funkcjonujących w Kazachstanie. Jak się okazało nie dają one żadnych gwarancji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/580684-co-sie-dzieje-w-kazachstanie-pierwsza-proba-interpretacji