Władimir Putin w rozmowie z dziennikarzem telewizyjnym Pawłem Zarubinem powiedział, że jeśli NATO nie zechce dać Rosji postulowanych przez nią gwarancji bezpieczeństwa to Moskwa może odpowiedzieć na to „w bardzo różny sposób” a decyzja zostanie podjęta na podstawie rekomendacji i przedłożeń wojskowych doradców rosyjskiego prezydenta. W tej krótkiej wypowiedzi warto zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze odpowiedź ma mieć charakter wojskowy, co oczywiście może oznaczać przeprowadzenie prewencyjnego ataku, ale również dyslokację nowych systemów broni. Po drugie debata nie dotyczy, czy raczej nie tylko, kwestii Ukrainy i jej przyszłości a szerszego wachlarza spraw związanych z relacjami Rosja – NATO. W kwestii zaproponowanych przez Jensa Stoltenberga rozmów w formacie rady Rosja – NATO wypowiedział się też wiceszef rosyjskiego MSZ-u Aleksandr Gruszko. Otóż jego zdaniem w związku z faktem, że rozmowy dotyczyć mają bezpieczeństwa i kwestii wojskowych w dialogu winni uczestniczyć przedstawiciele sił zbrojnych zainteresowanych stron, a nie wyłącznie, jak zaproponował Stoltenberg, ambasadorowie państw członkowskich i Rosji. Gruszko już wcześniej wypowiadał się na temat zakresu rozmów Rosji z NATO argumentując, iż byłoby dobrze gdyby koncentrowały się one wokół kwestii które moglibyśmy określić mianem technicznych z wojskowego punktu widzenia. Moskwa, o czym mówił otwarcie minister Ławrow, chciałaby rozmawiać z Zachodem w trzech formatach – bilateralnie ze Stanami Zjednoczonymi, z NATO i w ramach OBWE. Wydaje się, że takie postawienie spraw ukazuje intencje Kremla, który z Waszyngtonem chce dialogować na poziomie politycznym, z NATO technicznym a w ramach OBWE nad kształtem przyszłego, rosyjskiego ładu bezpieczeństwa w Europie.
Gdyby zwrócić uwagę na wypowiedzi rosyjskich specjalistów w zakresie spraw międzynarodowych, to poświęcają oni tej ostatniej kwestii, a mianowicie relacjom z NATO, czy przyszłości Sojuszu najwięcej uwagi, traktując „problem” Ukrainy jako kwestię w gruncie rzeczy poboczną, która sama się rozwiąże po tym jak relacje Moskwy z Paktem Północnoatlantyckim ukształtowane zostaną na nowych zasadach.
Fiodor Łukianow napisał, że pozycja Stanów Zjednoczonych w kwestii przyszłości NATO przypomina szpagat w którym nie można zbyt długo trwać. Waszyngton chce przesunięcia zasobów i uwagi na rejon Indo – Pacyfiku, na co nie mają ochoty sojusznicy z zachodu Europy, podczas gdy państwa znajdujące się na Wschodzie „robią wszystko” aby utrzymać zasoby Stanów Zjednoczonych i zainteresowanie na sobie, co obiektywnie rzecz biorąc powoduje rozgrywanie kwestii Rosji, na co z kolei Ameryka nie ma wielkiej ochoty. Łukianow jest zdania, że kluczem do zrozumienia sytuacji, a tym bardziej znalezienie odpowiedzi na kwestię w jaki sposób Waszyngton zareaguje na rosyjskie propozycje w sprawie gwarancji bezpieczeństwa jest to jak w Ameryce postrzegają miejsce Europy w światowym systemie bezpieczeństwa. Historycznie nasz kontynent był ważny, bo w przeszłości to tu toczyły się główne starcia wojenne a potem, po rozpadzie ZSRR postępująca integracja w ramach Unii Europejskiej miała być modelowym przykładem korzyści z liberalnego porządku, który dawał nie tylko gospodarczą prosperity ale również likwidował spory i konflikty. Ale, w opinii Łukianowa, ten czas już minął. Wielkie organizacje w rodzaju NATO, które w jego opinii przez ostatnie 30 lat „bezkosztowo” realizowały swoje zadania obecnie stają w obliczu innej, trudnej, sytuacji. Otóż w związku z tym, że ryzyka związane z bezpieczeństwem przesunęły się do Azji, Ameryka musi dokonywać realnych wyborów związanych z alokacją zasobów. Tym bardziej są to wybory bolesne jeśli w Europie sytuacja zaczyna się destabilizować. Pozostawianie części choćby potencjału wojskowego w Europie zaczyna być postrzegane w Waszyngtonie, zdaniem Łukianowa, w kategoriach marnotrawienia zasobów i odwracania uwagi od rzeczywistych priorytetów. Jeśli chodzi o sytuacje bezpieczeństwa w Europie, to, jak pisze rosyjski ekspert, strach przed Rosją jest odczuwany wyłącznie na Wschodzie, ani Zachód ani tym bardziej Stany Zjednoczone nie uważają zagrożenia ze strony Moskwy za coś realnego. Co więcej, jak dowodzi, główną przyczyną obecnego, czyli od 2014 roku, zaognienia relacji jest Ukraina, państwo które nie jest członkiem NATO. Co z tego wynika w wymiarze politycznym? „Zagrożenie bezpieczeństwa, które jest przywoływane, aby uzasadnić rację bytu NATO , po pierwsze, dotyczy mniejszości członków bloku, a po drugie, jest produktem ekspansji sojuszu po zakończeniu zimnej wojny na Wschód. A co najważniejsze, główny sojusznik ma znacznie ważniejszy powód do troski w postaci Chin, które są uważane za zagrożenie we wszystkich kierunkach - od militarnego po gospodarczy i technologiczny.” W tym zdaniu zawarta jest rosyjska diagnoza obecnej sytuacji a także wizja jej rozwiązania. Odcięcie, nie w sensie formalnym, ale politycznym wschodniej flanki, redukuje niemal do zera obawy Zachodu przed Rosją, a przeto niwelując zagrożenia umożliwia Ameryce przesunięcie potencjału do Azji, na co mogą się nawet zdecydować niektórzy europejscy członkowie Sojuszu. Jak argumentuje Łukianow w Moskwie nie ma naiwnych, którzy liczyliby na jakiegoś rodzaju wolty i gwałtowne zwroty w amerykańskiej polityce, dla której NATO jest nadal symbolem pozycji hegemonistycznej w świecie. Jednak, jak kończy swój artykuł, dostrzeżono na Kremlu, że postawa administracji Bidena w tej kwestii jest mniej ideologiczna, a bardziej pragmatyczna. To oznacza, że w kwestii relacji atlantyckich rewolucji nie ma co się spodziewać, ale korekty są możliwe. I na osiągnięcie takich zmian obliczone są ostatnie propozycje Moskwy w zakresie bezpieczeństwa.
Timifiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, napisał , że w relacjach Zachód – Rosja możliwe są obecnie dwa scenariusze. Pierwszy określa on mianem inercyjnego, który polega na rozpoczęciu, w efekcie zgłoszenia przez Moskwę postulatów w kwestiach bezpieczeństwa, na rozpoczęciu dialogu strategicznego. Z racji skomplikowania materii, a także niskiego poziomu zaufania z którym mamy obecnie do czynienia nie będą to rozmowy łatwe ani nie doprowadzą szybko do jakichkolwiek rozwiązań. Relacje Rosja – Zachód nadal pozostaną wrogie, ale sam dialog umożliwi ich stabilizację, na niskim co prawda poziomie, ale to i tak lepiej niżli brak dialogu. W opinii Bardaczowa jest to realny scenariusz przede wszystkim z tego powodu, że, jak pisze „prezydent Biden naprawdę poważnie traktuje wyzwanie rzucone Ameryce przez Chiny dotyczące możliwości bycia głównym beneficjentem utrzymujących się elementów globalizacji. Wysokie napięcie na granicy z Rosją niekoniecznie jest idealnym warunkiem do walki z Pekinem na innym froncie. W tym celu Stany Zjednoczone mogą zgodzić się na, jeśli nie zaniechanie konfrontacji z Moskwą, to przynajmniej czasowe przeniesienie jej na poziom negocjacyjny.” A to już kluczowa z punktu widzenia Rosji zmiana, zwłaszcza w sytuacji, kiedy Włochy, Francja i Niemcy, jak się ocenia w Moskwie, chcą stabilizacji w relacjach z Rosją, bo konfrontacja zaczyna przynosić im realne straty. Dlaczego jest to ważne dla Kremla? Pozwoli to „rozwiązać problem Ukrainy” bez ryzyka ingerencji ze strony Zachodu, który działając w logice rywalizacji może nie chcieć dopuścić prorosyjskich zmian w Kijowie, a w realiach negocjacji, może nie być zainteresowany ingerowaniem w bieg spraw w peryferyjnym państwie.
W opinii Bardaczowa realny jest też inny scenariusz rozwoju wydarzeń, który on określa mianem „strategicznej frywolności”. Może on się ziścić jeśli Ameryka i jej europejscy sojusznicy zignorują propozycje Moskwy, albo udzielą na nie takiej odpowiedzi, która na Kremlu zostanie odczytana jako niezadowalająca. Źródłem tego rodzaju postawy Zachodu, może być, w opinii rosyjskiego eksperta albo przekonanie, że Rosja nie zdecyduje się na wojskowe wtargnięcie na Ukrainę, albo nie przywiązywanie większej wagi do konsekwencji tego kroku. Nawiasem mówiąc w rosyjskiej debacie na temat sytuacji wokół Ukrainy w związku z ostatnim alarmem wojennym pojawiają się argumenty, iż Waszyngton może być wręcz zainteresowany rosyjską inwazją i chce sprokurować Rosji „drugi Afganistan” czyli długi, krwawy konflikt, w którym Moskwa ugrzęźnie nie osiągając żadnych celów politycznych. Bardaczow nie podziela tego poglądu, ale zastanawia się jakie konsekwencje przynieść może faktyczne odrzucenie przez Zachód rosyjskich propozycji. Jego zdaniem Moskwa zostanie zmuszona do udzielenia „odpowiedzi technicznej”, co oznacza instalację nowych systemów broni wycelowanych w strategiczne cele na Zachodzie. Ale nie tylko. Rosja będzie zastanawiała się nad możliwościami „asymetrycznej odpowiedzi”, co rozumieć należy jako poszukiwanie słabych punktów kolektywnego Zachodu, w które będzie można uderzyć. Generalnie napięcie w wyniku tych działań wzrośnie, zwłaszcza, że Moskwa będzie musiała osłabić postawę elit państw NATO, którą Bardaczow określa mianem „strategicznej frywolności”. W ten sposób określa on posługiwanie się „straszakiem” konfliktu z Rosją, a nawet prowokowanie kryzysowych sytuacji przez rządy państw Zachodu, które jednak w głębi duszy są przekonane, że „Rosjanie nie zaatakują”. To otwiera drogę do instrumentalizacji, w celach wewnętrznych hasła o rosyjskim zagrożeniu. Jednak, jego zdaniem, może okazać się, że obawy przed rosyjskim atakiem nie są papierowe a tradycyjne kanały komunikacji nie będą w sytuacjach kryzysowych działać. Bardaczow o tym nie pisze, ale z toku jego wywodu wynika, że w tym scenariuszu Moskwa może być wręcz zainteresowana aby traktować ją poważnie a zagrożenia z jej strony nie są na postrach, ale jak najbardziej realne. A to nawet jeśli nie zakłada wojny europejskiej, to z pewnością implikuje zarówno degradację sytuacji bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO, jak i dalsze rozgrywanie, na własnych warunkach, przez Rosję kwestii Ukrainy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/579545-moskwa-chce-wykorzystac-szpagat-stanow-zjednoczonych