„Świat wygląda inaczej niż wydaje się pięknoduchom z Brukseli. Trzeźwa diagnoza sytuacji powinna być podstawą do podjęcia adekwatnych środków w obliczu zagrożeń. Tak postąpił polski rząd, mimo wewnętrznej i zewnętrznej presji wyznawców utopii ‘świata bez granic’” - mówi portalowi wPolityce.pl Jarosław Guzy, ekspert ds. międzynarodowych.
wPolityce.pl: Które wydarzenie mijającego 2021 roku należy uznać za najważniejsze w polityce światowej? Wydaje się, że wszystkie oczy były zwrócone na USA i wycofanie się wojsk amerykańskich z Afganistanu…
Jarosław Guzy: Najważniejszym wydarzeniem pozostaje pandemia, która w dalszym ciągu ma wpływ na funkcjonowanie świata. Dotknęła każdego kraju wywołując różne procesy. W polityce jednego kluczowego momentu w 2021 roku nie było, choć mieliśmy do czynienia z wydarzeniami, które przygotowują międzynarodową scenę polityczną na następny rok. Co do Afganistanu, to należy pamiętać, że poprzedziły go wybory w Stanach Zjednoczonych. Elekcja Joe Bidena oznaczała zmianę polityki amerykańskiej w najmniejszym stopniu w odniesieniu do Chin, w sposób istotny w odniesieniu do Rosji oraz w sposób bardzo istotny w odniesieniu do Europy czy też szeroko rozumianego Zachodu.
Skoro pada hasło „wybory w USA” nie sposób przemilczeć tzw. szturmu na Kapitol. Jakie znaczenie miało to wydarzenie? Przełomowy moment w dziejach Ameryki czy incydentalne zamieszki?
Oczywiście wydarzenia na Kapitolu były skandalem, działania radykałów zbulwersowały Amerykanów niezależnie od poglądów, natomiast zaczęto je rozdmuchiwać z powodów czysto politycznych. Próbuje się w ten sposób wbić kołek osikowy w „trumpizm” i spacyfikować tę część Ameryki, która, opowiadając się za Trumpem, zakwestionowała władzę liberalno-lewicowego establishmentu. O kryzysie demokracji amerykańskiej świadczą inne, poważniejsze kwestie, w tym nadmierny wpływ radykałów na politykę. Realnie to jednak radykalna lewica ma szansę podważyć demokratyczny konsensus, a nie ekscentryczni napastnicy z Kapitolu, którzy zniknęliby szybko z newsów, gdyby ochrona Kongresu nie okazała się tak kompromitująca.
Stany Zjednoczone mają nową administrację, wspomniał Pan o zmianie polityki wobec innych mocarstw. Czy to zjawisko możemy określić mianem Resetu 2.0?
Tego jeszcze nie wiemy. Do określenia tym mianem polityki Joe Bidena jest jeszcze kawałek drogi. Oczywiście występuje ryzyko, że próby dialogu z Rosją mogą skończyć się polityką ślepą na długą listę grzechów Kremla i co gorsza, zagrożeń które kreuje. Bardziej grozi nam appeasement, niż reset z czasów Obamy. Znakiem czasu może być niepokojąco pozytywny odbiór próby rehabilitacji skompromitowanej polityki z lat 30 XX w. brytyjskiego premiera Nevilla Chamberlaina za sprawą książki i adaptacji filmowej.
Jak widać, słynna kartka, którą demonstrował Chamberlain, nagle nabrała znaczenia…
Tak. Polityka „pokoju za wszelką cenę” czyli ugłaskiwania agresora znajduje dziś niestety uznanie w niektórych wpływowych kręgach. Pytanie, czy Zachód wykaże się wystarczająca siłą i spójnością, aby przeciwstawić się nowym zagrożeniom – nie tylko bieżącym, jak szantaż militarną agresją Rosji wobec Ukrainy, ale globalnym. Sojusz rosyjsko-chiński, wbrew przypuszczeniom wielu obserwatorów, wygląda na trwały, a jego fundamentem jest wspólny wróg - Zachód i jądro jego siły, USA. Sytuacja jest groźna, ponieważ dwa największe posttotalitarne kraje rzuciły wyzwanie Zachodowi i chcą go rzucić na kolana stosując wszelkie możliwe środki.
Jak na tym tle sytuuje się sprawa granicy polsko-białoruskiej? Odprysk wycofania się wojsk amerykańskich z Afganistanu czy może raczej preludium tego, co może nas spotkać ze strony Rosji?
To, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej, jest jednym z elementów wojny hybrydowej, którą prowadzi z Zachodem, w tym z Polską, Putin, a nie Białoruś, ani Łukaszenka, który jest tylko marionetką prezydenta Rosji. Rękami Łukaszenki Kreml testuje groźną dla Zachodu broń, czyli stymulowanie masowej migracji. Doświadczenie z 2015 r., chaos, destabilizacja i konflikty wewnętrzne w krajach Unii Europejskiej i w samej UE, które ówczesna fala migracyjna wywołała, pokazało mu słabe punkty, w jakie można uderzyć. Polska i jej sąsiedzi popsuli ten test, zatrzymana została fala nielegalnej migracji. Unia niechętnie, ale udzieliła Polsce wsparcia, a krajowa opozycja ze swoją ambiwalencją, a często wpisaniem się w propagandę Putina i Łukaszenki wylądowała na manowcach. Ale generalny problem zagrożenia migracyjnego pozostał. Zachód dalej nie wie, co z nim zrobić, podobnie jak we wszystkich sytuacjach gdy cywilizowane reguły prawne próbuje stosować w relacjach z państwami, które cywilizowany porządek świata mają za nic.
Ma Pan na myśli Rosję i Białoruś?
Nie tylko. Również wiele państw, które są źródłem migracji. Świat wygląda inaczej niż wydaje się pięknoduchom z Brukseli. Trzeźwa diagnoza sytuacji powinna być podstawą do podjęcia adekwatnych środków w obliczu zagrożeń. Tak postąpił polski rząd, mimo wewnętrznej i zewnętrznej presji wyznawców utopii „świata bez granic”. Niestety wśród liberalnych elit Zachodu brakuje roztropności w ocenie niebezpieczeństwa masowej, niekontrolowanej migracji, która - jeśli nie położy się jej tamy - Zachód jako taki zniszczy.
Jak na tym tle wygląda sytuacja Polski?
Niestety obecna sytuacja geopolityczna naszego kraju nie jest najlepsza. Zachód, do którego powróciliśmy, nie wykazuje się spoistością i solidarnością, nie tylko wobec zagrożeń zewnętrznych, jak np. agresywna Rosja, czy ekspansywne Chiny. Elity zachodnioeuropejskie prezentują na forum UE mieszankę ideologicznych utopii z cyniczną polityką. Zamiast rozwiązywać rzeczywiste problemy produkują tematy zastępcze, jak autodestrukcyjna dla Unii walka z „politycznie niepoprawnymi” rządami w Polsce i na Węgrzech. Ta walka maskuje jednak rzeczywisty problem – wciąż istniejącego, mimo dołączenia większości krajów naszego regionu do NATO i UE, podziału Europy na Wschód i Zachód. W ramach tego podziału byłe kraje komunistyczne dalej mogą być przedmiotem targów z Putinem, ostatnio bezczelnie domagającym się wycofania nich nielicznych oddziałów NATO. Jednocześnie ich podmiotowość jest kwestionowana na rzecz unijnej biurokracji, a de facto dyskrecjonalnej władzy Berlina i Paryża. Musimy sobie z tą niekorzystną koniunkturą radzić – determinacją, zręczną polityką, a nade wszystko wzmacnianiem naszego potencjału: ekonomicznego, politycznego, a także materialnego. Z Polską i jej zdaniem będą się bardziej liczyć, kiedy zyska na sile. Dlatego – paradoksalnie – i w Brukseli i w Moskwie próbuje się ją teraz, kiedy się rozwija, osłabić. Trzeba też szukać w tej trudnej sytuacji znaków optymizmu.
Gdzie Pan go upatruje?
Choćby na przykładzie Rosji i jej agresywnej polityki, na którą Zachód nie potrafi adekwatnie odpowiedzieć. Pozornie skuteczna, potrafi dawać odwrotne do zamierzonych efekty. Zaatakowanie Ukrainy, zamiast zniszczyć to słabe wewnętrznie państwo i podporządkować je Moskwie, spowodowało przesunięcie się Kijowa na Zachód oraz antyrosyjską mobilizację społeczeństwa i jego elit. To polityka Putina ostatecznie skłoniła Zachód do wzmocnienia wschodniej flanki NATO, również jednostkami amerykańskimi. Akcja na granicy polsko-białoruskiej zamiast zdestabilizować i zdyskredytować Polskę uruchomiła instynkt państwowy w większości naszego społeczeństwa, wyrażający się we wsparciu dla polskich służb mundurowych strzegących granicy. A w społeczeństwach zachodniej Europy nie sposób było zakwestionować, mimo całej dezinformacji, wizerunku Polski jako kraju potrafiącego sprostać zagrożeniom, solidarnego wobec innych krajów UE.
Nie sposób też nie wspomnieć o delikatnym wciąż procesie odzyskiwania podmiotowości i współdziałania naszej części Europy, w kontrze do narzucanego nam systemu klienckiego i peryferyjnego statusu. Ożywienie i umocnienie Wyszehradu, inicjatywa Trójmorza, świeżo uruchomiony Trójkąt Lubelski – te inicjatywy regionalne jeszcze kilka lat temu były nie do pomyślenia i skazane na porażkę. Bukaresztańska Dziewiątka w ramach NATO była w stanie spowodować wycofanie się Joe Bidena z niefortunnego formatu rozmów z Rosją z udziałem Niemiec, Francji, Włoch i Wielkiej Brytanii, a z pominięciem najbardziej zainteresowanych krajów wschodniej flanki Sojuszu… Spiętrzenia przeciwności nie da się szybko pokonać, ale coś można zrobić mając determinację i odwagę, można też liczyć na błędy przeciwnika. Ostatecznie, czego uczy nasza historia, koniunktura ma to do siebie, że z zasady się zmienia.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Aleksander Majewski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/579164-nasz-wywiad-guzy-to-putin-prowadzi-wojne-z-polska