W czasie wtorkowego kolegium rosyjskiego ministerstwa obrony Sergiej Szojgu powiedział o przygotowaniach strony ukraińskiej, wraz z niezidentyfikowaną amerykańską prywatną firma wojskową, do przeprowadzenia ataku chemicznego w Donbasie.
Z kolei Władimir Putin ostrzegał, że „Rosja nie ustąpi” i udzieli „wojenno – technicznej” odpowiedzi na wydarzenia mające miejsce na Ukrainie, czyli „na progu rosyjskiego domu”. To niewątpliwe zaostrzenie retoryki, w tym zapowiedzi możliwej prowokacji wskazują na to, że Moskwa poważnie bierze pod uwagę scenariusz wojenny, wojskową ingerencję w sprawy Ukrainy maskowaną „operacją humanitarną” (kwestia użycia broni chemicznej). Ale warto w tym kontekście zadać pytanie, jakie są długofalowe cele polityki rosyjskiej wobec przestrzeni postsowieckiej? Czy Moskwa chce odbudowy ZSRR, imperium, które rozpadło się w 1991 roku, jak się dość powszechnie w Polsce sądzi? A może realizuje innego rodzaju wizję, co nie oznacza powstrzymania się od wojskowej agresji, ale mniej ambitne cele geostrategiczne?
Relacje Rosji z państwami w przestrzeni postsowieckiej
Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego, jednego z najbardziej wpływowych w dzisiejszej Rosji środowisk zajmujących się kształtowaniem linii politycznej Moskwy przedstawił właśnie wizję tego, jak, w jego opinii, Rosja powinna kształtować relacje z państwami w przestrzeni postsowieckiej. Warto poznać tę interesującą koncepcję.
Punktem wyjścia rozważań Bardaczowa jest przekonanie o zmieniającym się szybko porządku spraw w świecie. Mamy zarówno do czynienia z postępującą degradacją międzynarodowych instytucji, które od czasów II wojny światowej były zarówno płaszczyzną komunikacji, jak i współpracy wielkich państw, głównych graczy w światowej polityce, jak i spełniały, obiektywnie rzecz biorąc, funkcję stabilizatorów. Teraz tej stabilizacji nie będzie, a najsilniej degradacji podlegać będzie pozycja małych i średnich państw. W kończącej się już epoce były one potrzebne dla budowania koalicji wzmacniających pozycję głównych rozgrywających w instytucjach międzynarodowych. Stąd zabiegi o ich głosy i postawę owocowały wzmocnieniem relatywnej pozycji „średniaków”, którzy umieli to wykorzystać wzmacniając swe znaczenie. Teraz ta epoka się kończy, o ich zdanie nikt nie będzie specjalnie się troszczył, co oznacza nastanie dla nich trudnych czasów.
Wzrośnie za to znaczenie tradycyjnych czynników kształtujących sytuację w świecie. Chodzi o geografię i historię rozumianą w kategoriach sumy doświadczeń kształtujących obecne stanowisko państw wobec rysujących się trendów. Chiny zawsze będą, niezależnie od tempa ich rozwoju ekonomicznego, graniczyć z wianuszkiem małych i średnich państw zaniepokojonych, z racji doświadczeń historii, ich wzrostem. Indie pozostaną półwyspem, relatywnie słabo powiązanym z resztą kontynentu azjatyckiego, a Rosja, niezależnie od innych czynników, z racji swego położenia, jest i będzie obecna w sporej części Eurazji, co z jej perspektywy oznacza konieczność zwracania bacznej uwagi na kilka kierunków. Stany Zjednoczone, również z racji swego „wyspowego” położenia, nadal będą relatywnie bezpieczne, a Europa, na co wpływa głównie jej skumulowany przez pokolenia potencjał wiedzy i bogactwa, ale także centralne położenie, jest i pozostanie atrakcyjnym partnerem.
Unikalność Rosji
W opinii Bardaczowa Rosja, spośród wszystkich byłych imperiów, jest państwem unikalnym. Po pierwsze, za wyjątkiem Chin, otoczona jest państwami, nad którymi w przeszłości sprawowała kontrolę. Po drugie, utrzymała i utrzyma w przyszłości swoją przewagę, a nawet dominującą pozycję w relacji z tworami państwowymi znajdującymi się w obszarze tzw. bliskiej zagranicy. Odmiennie niźli Turcja czy Austria, Rosja jest wielokrotnie silniejsza od państw powstałych na gruzach jej imperium i tak będzie nadal. Ta nierównowaga sił oznacza z perspektywy państw sąsiadujących z Rosją, że relacje, jakie utrzymują z nią, są kluczowym elementem w ich polityce zagranicznej, a nawet wewnętrznej. Ten czynnik, również w dającej się przewidzieć przyszłości, nie zniknie.
Geografia, historia i potencjały powodują, w opinii rosyjskiego badacza, że „Rosja jest głównym czynnikiem bezpieczeństwa narodowego dla czternastu suwerennych państw od Estonii na zachodzie po Kirgistan na wschodzie. Rozwój i kształt polityki zagranicznej tych krajów pozostaje częścią rosyjskiej palety bezpieczeństwa i interakcji z innymi głównymi mocarstwami. W ten sposób Rosja i jej sąsiedzi stanowią jedną całość i współdziałają ze sobą w szerszym kontekście międzynarodowym. Przejawy obu tych cech odnajdujemy w stosunkach Rosji ze wszystkimi krajami, które pojawiły się trzydzieści lat temu na obszarze byłego ZSRR”. Warto dobrze zrozumieć, co napisał Bordaczow. Otóż Rosja i jej sąsiedzi „stanowią jedną całość” w sensie geostrategicznym, biorąc pod uwagę położenie, otwartość granic (w sensie braku przeszkód o charakterze naturalnym) i wspólną historię. Bordaczow opisuje raczej coś, co można byłoby określić mianem „porządku naturalnego”, a nie stan faktyczny, który w jego opinii jest zaburzony czynnikiem, któremu poświęciłem nieco uwagi wcześniej, czyli większemu niźli wynika to z ich potencjału, znaczeniu małych i średnich państw w odchodzącej epoce co było skutkiem tego, że o ich „głosy” zabiegali więksi gracze.
O ile w myśleniu o relacjach Rosji z jej sąsiadami czynnik geograficzny jest niezmiennym budując ramy, w których uprawia się politykę zagraniczną, o tyle historię wzajemnych relacji rosyjski ekspert postrzega przede wszystkim w kategoriach wniosków, które można wyciągnąć na pożytek w przyszłości. Mamy w tym wypadku do czynienia zarówno z przewrotnością, jak i podejściem paradoksalnym. Otóż, jeśli relacje z Rosją układały się w przeszłości, z perspektywy małych i średnich graniczących z nią państw, źle, a nawet często tragicznie, to raczej należy traktować to w kategoriach wskazówki, jakiej polityki należy się wystrzegać, aby w przyszłości to się nie powtórzyło. Nie ma tu miejsca na osąd czy wskazanie winnych. A nawet można byłoby mówić o winie ofiar rosyjskiego imperializmu, państwach, których elity nie chciały przyjąć do wiadomości faktu, że graniczą z mocarstwem, znacznie silniejszym graczem, który ma swoje interesy. Ten brak realizmu i niedostosowanie polityki do „obiektywnych” realiów wynikających z układu sił, a nie rosyjski ekspansjonizm był w przeszłości głównym źródłem cierpień małych narodów graniczących z rosyjskim kolosem.
Transformacja pozycji na świecie
Po rozpadzie ZSRR Rosji udała się, w opinii Bardaczowa, transformacja jej pozycji w świecie. Po pierwsze, Moskwa tracąc obszary peryferyjne, które uzyskały niezależność, utrzymała kontrolę nad terytoriami, które stanowią trzon państwa i decydują o jego potędze. Gdyby, hipotetycznie, Rosja utraciła w 1991 roku Syberię, a nie Ukrainę, to nie byłaby w stanie odbudować swej mocarstwowej pozycji. Ale tak się nie stało i Rosja jest dziś na powrót mocarstwem, ale właśnie fakt, iż jest zbyt silna, a po 1991 roku była potencjalnie zbyt silna, nie pozwolił Moskwie integrować się, choćby w charakterze amerykańskiego junior-partnera ze wspólnotą Zachodu. Jej akces i ewentualne wejście do tej wspólnoty naruszałby układ sił, stawiał, choćby teoretycznie, perspektywę amerykańskiej dominacji pod znakiem zapytania i to był główny powód dlaczego, w opinii Bardaczowa, Waszyngton nie odpowiedział pozytywnie na awanse Rosji. Drugim istotnym czynnikiem, który determinuje obecną pozycję Rosji, jest to, że udało jej się uniknąć pokusy powrotu do imperialnego sposobu zarządzania swoimi peryferiami. Innymi słowy, rosyjskie elity, dysponujące przecież możliwościami w tym zakresie, zrezygnowały z idei odbudowy ZSRR. Dziś, w jego opinii, nie ma mowy o inkorporowaniu państw, które wyłoniły się w 1991 roku, Rosja nie chce powrotu do Imperium, co oczywiście nie oznacza, że ma zamiar rezygnować ze swych w przestrzeni postsowieckiej interesów. Moskwa zrezygnowała z odbudowy Imperium, nie ma zamiaru połykać Białorusi, Armenii, z pewnością nie Ukrainę dlatego, że przeprowadziła rachunek ewentualnych zysków i strat, który wyraźnie wskazuje nieopłacalność takiego podejścia. Rosja, biorąc pod uwagę swój potencjał, a także interesy, które uplasowane są również poza przestrzenią postsowiecką i ten obszar w ostatnich latach zyskuje na znaczeniu, musi przemyśleć i konceptualnie przeformułować sposób w jaki chce „zarządzać” państwami z którymi graniczy. Poza pewnymi wyjątkami nie musi budować ekskluzywnych stref wpływu, obszarów zamkniętych w których strategiczni rywale nie będą mieli nic do powiedzenia. A zatem nie musi dominować, bo dominacja wiąże się z ponoszeniem odpowiedzialności a to z kolei oznacza wzrost obciążeń, ale winna kontrolować sytuację i nie dopuścić do dominacji innych graczy. Polityka wobec „przestrzeni postsowieckiej” jaką Moskwa winna uprawiać w najbliższych latach musi być też indywidualnie kalibrowana, różna, uwzględniająca geostrategiczne znaczenie dla bezpieczeństwo Rosji danego państwa i historyczne doświadczenia. Inaczej trzeba zatem traktować np. Białoruś i inaczej Ukrainę.
Jednak, jak pisze Bardaczow, proponując przegląd rosyjskiej polityki wobec państw – sąsiadów, fundamentalne kryteria tego podejścia winny być wspólne. W interesie Moskwy jest utrzymanie suwerenności państw, które wyłoniły się z upadku ZSRR. Dlaczego? Z tego względu, że realne alternatywy, czyli, z jednej strony, pełna kontrola Moskwy nad losem sąsiadów lub degradacja ich państwowości, nie są atrakcyjne. Pełna kontrola oznaczająca próbę odtworzenia Imperium wiąże się z nakładami na które Rosji nie stać, degradacja z ryzykiem wykorzystania obszaru takiego państwa przez graczy Rosji niechętnych, albo wręcz wrogich. Taki scenariusz, w opinii Bardaczowa, realizowany jest właśnie na Ukrainie, która przekształca się w narzędzie amerykańskiej presji na Moskwę. Ale, i warto na to zwrócić uwagę, nie uważa on aby Rosja w takiej sytuacji musiała dążyć do zbudowania „strefy buforowej”. Tak byłoby, gdyby graniczyła ona z geostrategicznymi rywalami, ale dziś prócz granicy z Chinami Rosja nie ma takiej sytuacji. Co to z jej perspektywy oznacza, pamiętając, iż Moskwa utrzymuje dominacje w sferze wojskowej? Nie musi odgradzać się od rywali. W myśleniu Bardaczowa państwem buforowym jest takie, które Rosja kontroluje, ponosząc też za nie odpowiedzialność. Obecna sytuacja jest inna. Moskwa chce mieć możliwość wpływania na politykę państw z którymi sąsiaduje i w tym celu ma zamiar wykorzystywać swe przewagi wojskowe, ale nie chce ponosić ciężarów związanych z kontrolą nad nimi. Chce mieć efekty przy możliwie małych nakładach. W tym sensie jej aspiracje są negatywne – musi w pierwszym rzędzie zadbać aby państwo – rywal nie przejęło kontroli nad sąsiadem Rosji i nie uczyniło z jego terytorium swej bazy czy instrumentu nękania Moskwy. Aby przeciwdziałać takim scenariuszom trzeba mieć siły zbrojne i być gotowym aby je użyć. Wojna, do której Rosja może się odwołać, będzie miała zatem charakter prewencyjny a nie ekspansjonistyczny. W takim ujęciu Rosja nie musi przyjaźnić się z sąsiadującymi z nią narodami, co jest, obiektywnie rzecz biorąc, zważywszy na doświadczenia historyczne, trudne, ale też niepotrzebne, bo Rosja nie chce odbudowy Imperium. Gdyby chciała to musiałaby zadbać o wspólnotę wartości, celów i spojrzenia w przyszłość, a to rodziłoby wielkie wyzwania i mało prawdopodobnym jest aby Moskwa osiągnęła w tym obszarze sukces.
Na to trzeba nałożyć szersze ramy opisując trendy, które występują w światowym układzie sił. Można mówić nie tylko o wzmacnianiu się Chin i słabnięciu kolektywnego Zachodu, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, ale również o innym zjawisku, jakim jest wzrastająca rola graczy średniego szczebla w rodzaju Turcji czy Iranu, aspirujących do zajęcia bardziej eksponowanej pozycji w światowym układzie sił. Z perspektywy przestrzeni postsowieckiej oznacza to nowe realia, ale nie polegające na jej rozpadzie i określeniu nowych stref wpływów. Mamy do czynienia z innym zjawiskiem. Suwerenne państwa powstałe na gruzach ZSRR chcą mieć większe pole manewru czemu towarzyszy pojawienie się nowych regionalnych graczy. Rosja, zachowując negatywną kontrolę wojskową (mając możliwość zablokowania negatywnych z jej perspektywy scenariuszy) jest zainteresowana wejściem nowych graczy w przestrzeń postsowiecką. Zaspokaja to z jednej strony aspiracje tamtejszych elit niwelując napięcia, zdejmuje też z Moskwy ciężary związane z wyłącznością. Granicą tej otwartości, rosyjską „czerwoną linię” jest próba przekształcenia państwa – sąsiada w siłę wrogą Rosji, albo państwo mogące stać się platformą użytą przeciw rosyjskim interesom. „W miarę eskalacji globalnych sprzeczności między USA a Chinami małe i średnie kraje nie będą musiały szukać „trzeciej drogi”, ale możliwości połączenia interakcji z każdym z niekwestionowanych światowych liderów – prognozuje rozwój sytuacji Bardaczow - Rosja powinna kierować się zasadami otwartości i nie dążyć do „wiązania” sąsiadów ze sobą w obszarach, w którym nie może zaoferować pełnego cyklu usług lub technologii. Próby stworzenia czegoś odizolowanego w przestrzeni geopolitycznej, gdzie Rosja dominuje na płaszczyźnie militarno-politycznej, nie przyniosą niczego dobrego”.
Gdyby spojrzeć na obecną sytuację przez pryzmat wizji prezentowanej przez Timofieja Bardaczowa, to łatwo zrozumiemy, jakiego rodzaju interwencję Moskwa szykuje w przypadku Ukrainy. Nie chodzi jej o zajęcie kraju, ani zapewne też większej jego części, nie chce odbudowania imperium, ale myśli o czymś w rodzaju krótkiej wojny prewencyjnej „przypominającej” ukraińskim elitom, ale również przywódcom państw Zachodu, kto dominuje w regionie i jakiego rodzaju posunięć „nie wolno” bez akceptacji Kremla wykonywać. Potencjał, który Moskwa zgromadziła na granicach z Ukrainą jest wystarczający dla tego rodzaju uderzenia, które może zacząć się w każdej chwili, oczywiści jeśli Rosja uzna, że nie jest w stanie uzyskać tego samego bez uciekania się do przemocy i agresji militarnej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/578997-rosyjski-plan-wobec-ukrainy-i-przestrzeni-postsowieckiej