„Cieszę się z tego spotkania i z tej deklaracji, ponieważ wydaje mi się, że do tego związku, który od pewnego czasu budujemy jako partnerstwo strategiczne, coraz bardziej zaczyna przekonywać się Ukraina” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej i p.o. ministra obrony narodowej, ekspert ds. bezpieczeństwa, komentując odbywający się w poniedziałek na Ukrainie szczyt Trójkąta Lubelskiego.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Szczyt Trójkąta Lubelskiego. Prezydent Duda: Jestem przeciwnikiem polityki ustępstw wobec Rosji. To Rosja powinna się wycofać
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan podpisaną podczas szczytu Trójkąta Lubelskiego deklarację podsumowującą 30 lat stosunków między Polską, Litwą a Ukrainą? Jakie ma ona znaczenie w obecnej sytuacji geopolitycznej?
Prof. Romuald Szeremietiew: Ma bardzo istotne znaczenie. Cieszę się z tego spotkania i z tej deklaracji, ponieważ wydaje mi się, że do tego związku, który od pewnego czasu budujemy jako partnerstwo strategiczne, coraz bardziej zaczyna przekonywać się Ukraina. Na tym ważnym więc bardzo kierunku z punktu widzenia i naszego bezpieczeństwa i naszej przyszłości powstaje współpraca, która będzie miała kolosalne, pozytywne znaczenie.
Polska i Ukraina mają wspólne zagrożenie, jakim jest Rosja. Problem w tym, że o ile strona polska, co mocno wybrzmiało podczas szczytu Trójkąta Lubelskiego, twardo stoi na stanowisku potrzeby obrony Ukrainy, o tyle strona ukraińska wykonuje bardzo dziwne ruchy, jak chociażby ta ostatnia blokada pociągów jadących z Chin do Polski. Czemu mają służyć takie demonstracje? Tak nie zachowuje się zagrożone państwo wobec swojego sojusznika, od którego oczekuje pomocy. Czyżby jednak Kijów nie wierzył do końca, że Rosja może zaatakować?
Nie wiem, czy tak należy interpretować tę blokadę. Czy nie należy jej interpretować w ten sposób, że Chiny zostały na przykład poinformowane przez Ukrainę, że jest zagrożona przez Rosję i nie może tych pociągów przepuszczać? Pytanie, gdzie jest ta pierwsza blokada?
Z punktu widzenia interesów Ukrainy, to lepiej, żeby te pociągi z tymi dobrami chińskimi znalazły się na jej terytorium, a z punktu widzenia jej bezpieczeństwa, jeżeli miałoby to być to, co się modnie nazywa lewarem na zachowanie Rosji, to można to też tak interpretować. Przypomnę, że podejmowałem taką rzecz, że można zablokować ruch jeżeli idzie o Małaszewicze, przez które Chiny wysyłają swoje towary na Zachód i w ten sposób wykazać Chinom, że Białoruś zagraża ich interesom. Do tego co prawda nie doszło, ale ten pomysł, żeby blokując kanały przerzutu towarów, wpływać na państwa, które mogą nam udzielić pomocy w naszym zagrożeniu, być może Ukraińcy też sobie jakoś przyswoili.
Prezydent Zełenski podczas szczytu Trójkąta Lubelskiego przyznał, że liczy się z tym, że strumień migrantów do Europy może zostać skierowany przez Ukrainę i chce zapobiec takiemu scenariuszowi. Na ile w Pana Profesora ocenie istnieje zagrożenie, że to właśnie tamtędy ci migranci będą próbowali się przedostać do UE? Chyba zresztą nie byłby to pierwszy raz, bo z tego, co wiem, takie próby już były podejmowane.
Tak. Mówi się o tym, że mógłby być uruchomiony szlak biegnący z Ukrainy na Słowację i że ta groźba wisi w powietrzu. Niewykluczone, że Rosja może się posunąć do tego typu działania, ponieważ wszystko, co destabilizuje wewnętrznie Ukrainę służy oczywiście celom rosyjskiej polityki w tym regionie.
Podczas szczytu rozważano zagrożenie ze strony prezydenta Rosji Władimira Putina i Alaksandra Łukaszenki, jeśli chodzi o relokację zasobów nuklearnych na terytorium Białorusi. Czy sądzi Pan, że Rosjanie posuną się do tego, aby dokonać takiej relokacji? Czy w ogóle będą mieli taką potrzebę? Biorąc pod uwagę techniczne możliwości, jakimi dysponują, czy taka relokacja nie miałaby jedynie znaczenia politycznego i propagandowego?
To miałoby charakter oczywiście polityczny i to jest próba zastraszania nas, dlatego że środki przenoszenia ładunków nuklearnych, którymi dysponuje Rosja są tego rodzaju, że nie trzeba przesuwać specjalnie tej broni do granicy z Polską. Oczywiście nie chodzi więc o operacyjne wykorzystanie broni jądrowej, ale o straszenie. To jest oczywiste.
Czy to może świadczyć o tym, że jednak Rosja nie byłaby zdecydowana użyć tej broni?
Rosja chyba bardzo dobrze wie, że na użyciu broni nuklearnej ona by też nie wygrała. Zresztą ta obawa przed skutkami użycia broni jądrowej sprawiła, że nie mieliśmy III wojny światowej. Był ostry stan napięcia. Kilka razy wydawało się, że może dojść do wybuchu i nigdy do niego nie doszło, ponieważ w Waszyngton, ale i Moskwa zdawały sobie sprawę, że użycie broni atomowej spowoduje globalną katastrofę.
Rosja nadal liczy na to, że Zachód zgodzi się na jej propozycje tzw. gwarancji bezpieczeństwa będące de facto żądaniem uznania rosyjskiej strefy wpływów. Patrząc na bieżącą sytuację polityczną, na ile Rosja może rzeczywiście liczyć?
To, że Rosja te żądania ogłosiła, i że są one dostępne, postąpiła głupio, dlatego że to uruchamia wszystkie ośrodki, nawet te sprzyjające Rosji, w takiej postawie na „nie”. Argument jest bardzo prosty: na jakiej zasadzie Rosja uzurpuje sobie prawo do tego, aby decydować, kto ma należeć do NATO, a kto ma nie należeć? Nawet największa ciamajda na Zachodzie nie będzie się na to godzić, bo to jest upokarzające. Pamiętajmy, że politycy państw demokratycznych są w znacznej mierze zależni od tego, jak reaguje opinia publiczna, a trudno sobie wyobrazić, aby opinia publiczna była szczęśliwa i zadowolona, gdyby się okazało, że rzeczywiście przed Putinem i przed Łukaszenką zwłaszcza, którzy zdaje się mają nie najlepszą prasę, Zachód ustępuje. Moim zdaniem nic pozytywnego z tego dla Rosji nie przyjdzie. Chyba, że to jest próba wywarcia jakiejś większej presji, a gdzieś w głębi, na zapleczu toczą się jakieś rokowania, propozycje rozwiązań, które nie byłyby spełnieniem tych żądań, ale coś by Rosja w zamian uzyskała. Ale dowiemy się pewnie za jakiś czas, czy tak się rzeczywiście dzieje.
Czy rozlokowanie wojsk NATO w Bułgarii i Rumunii, co postuluje gen. Tod Wolters, byłoby dobrą odpowiedzią na ruchy wojsk rosyjskich na granicy z Ukrainą?
To byłaby jedna z odpowiedzi. Jakkolwiek trzeba pamiętać, że w NATO decyzje podejmują politycy, a w tym wypadku najwięcej mają do powiedzenia politycy amerykańscy, więc tego typu rozwiązanie musiałby zaaprobować obecny prezydent Stanów Zjednoczonych i kilku jeszcze prezydentów, którzy niekoniecznie chcieliby stanowczo postępować w stosunku do Rosji.
Jak zwykle, wojskowi mają różnego rodzaju rozwiązania, ale politycy niekoniecznie je realizują.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/578790-wywiad-szeremietiewrosja-zrobila-glupio-oglaszajac-zadania