Na Węgrzech totalna opozycja przeżywa trudne chwile. Po stworzeniu wspólnego frontu sześciu partii opozycyjnych wydawało się, że nowy blok szybko zdetronizuje w sondażach rządzący Fidesz. Obiecująco zapowiadały się kolejne badania demoskopijne, które dawały pstrokatej koalicji przewagę kilku punktów procentowych nad ugrupowaniem Viktora Orbána. Prawdziwym Wunderwaffe porozumienia ponad podziałami miał się okazać wspólny kandydat na przyszłego premiera: burmistrz 50-tysięcznego miasta Hódmezővásárhely – Péter Márki-Zay.
Komentatorzy przestrzegali jednak przed zbytnim optymizmem, wskazując, że Márki-Zay jest gwiazdą lokalnego formatu, który co prawda sprawdził się w działalności samorządowej, ale nie ma doświadczenia w ogólnokrajowej polityce, nie mówiąc już o tym, że nie posiada zaplecza partyjnego (prawybory w ramach zjednoczonej opozycji wygrał jako kandydat bezpartyjny).
Nadzieja, która zawodzi
Kilka ostatnich badań opinii publicznej przynosi potwierdzenie tej tezy. Według grudniowego sondażu przeprowadzonego przez Mediaworks-Hírcentrum, tylko 36 proc. ankietowanych życzyłoby sobie Pétera Márki-Zaya na stanowisku premiera, natomiast aż 56 proc. nie chce go widzieć w roli szefa rządu. Jeszcze dwa miesiące temu kandydat opozycji miał 42 proc. zwolenników i 47 proc. przeciwników. Efekt nowości więc minął, a trend jest spadkowy. Co ciekawe, burmistrza Hódmezővásárhely bardziej odrzucają kobiety (32:57) niż mężczyźni (41:53).
Dopóki Péter Márki-Zay był szerzej nieznany w społeczeństwie, cieszył się nawet sporym poparciem. Wiązano z nim bowiem nadzieję na nową jakość w węgierskiej polityce. Im bardziej jednak znane stawały się jego poglądy, tym szybciej spadały jego notowania. Okazało się mianowicie, że powtarza te same hasła co totalna opozycja, nie posiadając żadnego pozytywnego programu – poza jednym punktem: odsunąć Fidesz od władzy.
Spadające notowania zjednoczonej opozycji
Złe wieści dla antyfideszowej koalicji przyniósł również sondaż, który opublikował finansowany przez George’a Sorosa portal 444.hu. Badanie przeprowadzone zostało na zamówienie zjednoczonej opozycji przez Instytut Iránytű. Pokazuje ono, że rządzący Fidesz popiera 46 proc. wyborców, natomiast wspólną listę jego przeciwników tylko 32 proc. Poza tym 52 proc. ankietowanych opowiedziało się za pozostaniem obecnego rządu, a tylko 43 proc. za jego zmianą.
Podobne trendy uchwycił sondaż zlecony przez opozycyjny portal hvg.hu i przeprowadzony przez ośrodek Median. Według niego 48 proc. respondentów chce, żeby Fidesz utrzymał się po wyborach przy władzy, natomiast 43 proc. wolałoby rządy zjednoczonej opozycji. Jeszcze na przełomie września i października badanie zamówione przez ten sam portal w tym samym ośrodku pokazywało odwrotną tendencję: 47 proc. chciało zmiany obecnego gabinetu, a 44 proc. jego trwania.
Nic więc dziwnego, że zjednoczona opozycja rozgląda się za ewentualnym liderem, który mógłby zastąpić Pétera Márki-Zaya, gdyby popularność tego ostatniego nadal spadała. Jak donosi portal mandiner.hu, na zlecenie antyfideszowej koalicji wspomniany Instytut Iránytű przeprowadził w tej sprawie sondaż, którego wyniki pozostają utajnione. Celem badania było sprawdzenie, który z dziewięciu kandydatów opozycji miałby największe szanse na pokonanie Viktora Orbána.
Macron i Orbán jednym głosem
Dla węgierskiej opozycji szczególnie rozczarowująca była niedawna wizyta w Budapeszcie Emmanuela Macrona. Lewicowo-liberalna koalicja spodziewała się, że prezydent Francji udzieli jej zdecydowanego poparcia i zdystansuje się od Orbána. Stało się jednak odwrotnie. Gość z Paryża komplementował premiera Węgier, mówiąc, że popiera jego politykę imigracyjną (ochrona granic zewnętrznych i powrót nielegalnych przybyszów do krajów ich pochodzenia) oraz energetyczną (stawianie na elektrownie atomowe i ochrona ludności przed rosnącymi cenami energii). Przyznał też, że choć znane są różnice między nimi, to jednak zarówno on, jak i Orbán są politykami proeuropejskimi.
Dziennikarze próbowali sprowokować prezydenta Francji do krytycznych wypowiedzi pod adresem premiera Węgier, jednak uciął krótko:
„Nigdy nie ingeruję w sprawy wewnętrzne państw członkowskich, nigdy nie prowadzę kampanii poza Francją”.
Pytany o naruszanie praworządności, co zarzucają węgierskim władzom unijni decydenci, Macron stwierdził, iż zamiast spektakularnych i konfrontacyjnych wypowiedzi należy szukać porozumienia i wspólnej płaszczyzny dialogu.
Przy okazji francuski prezydent spotkał się z czworgiem przywódców węgierskiej opozycji, ale spotkanie, na które tak bardzo liczyli, wypadło dla nich mało okazale: gdzieś w przelocie, w jakichś randomowych warunkach, przycupnięci przy niskich stolikach, nie ugoszczeni kawą ani wodą mineralną, przypominający uczniów szkoły podstawowej przed wychowawcą, jednym zdaniem: nie wyglądało to dobrze.
Wspólna fotografia z Macronem miała być tym, czym węgierscy liderzy zjednoczonej opozycji mieli się chwalić jeszcze długo po jego wyjeździe. Tymczasem dziś jest to zdjęcie, które z lubością powielają media przychylne Fideszowi, niektóre z komentarzem: „Obraz, który mówi więcej niż tysiąc słów”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/578719-zjednoczona-opozycja-na-wegrzech-traci-poparcie