Władimir Putin odbył dzisiaj spotkanie w trybie on-line z prezydentem Chin Xi Jinpingiem. Rosyjskie media określają tę rozmowę mianem „najważniejszego” wydarzenia dyplomatycznego ostatnich 12 miesięcy i zwieńczeniem ważnego roku dla rosyjskiej polityki zagranicznej, a także zwracają uwagę, iż w istocie Moskwa i Pekin zwarły sojusz wojskowo – polityczny, który co prawda nie jest formalnym aliansem, ale wiele wskazuje na to, że obydwa kraje koordynują swoją politykę zagraniczną i działania w zakresie bezpieczeństwa.
Jeśli chodzi o inne gesty symbolicznej natury, to Władimir Putin zapowiedział swój wyjazd na otwarcie zimowej olimpiady do Chin, co oznacza, że Rosja nie przyłączy się, ale mało kto się tego spodziewał, do ogłoszonego przez Stany Zjednoczone bojkotu.
Wasilij Kaszin, rosyjski sinolog i ekspert Klubu Wałdajskiego opublikował kilka dni temu artykuł poświęcony strategicznemu aliansowi Rosji i Chin i temu jak współpraca obydwu państw wpływa na światowy układ sił. Warto zwrócić uwagę na to wystąpienie, bo w moim odczuciu, niezależnie od różnych rozgrywek które Moskwa prowadzi, przedstawia on rosyjskie kalkulacje, a przez to pozwala zrozumieć jej politykę „na tym kierunku”. Kaszin, co symptomatyczne, zwraca w pierwszym rzędzie uwagę na zacieśnienie współpracy w obszarach wojskowych – chodzi zarówno o coraz częstsze wspólne ćwiczenia sił zbrojnych, w tym marynarki wojennej obydwu krajów, jak i współpracę firm sektora wojskowo – przemysłowego, wspólne gry sztabowe czy regularne konsultacje i szukanie możliwych pól współpracy. Symboliczny wymiar miał też, w jego opinii, wspólny niedawny patrol okrętów wojennych obydwu krajów a także ich demonstracyjny rejs między Wyspami Japońskimi, co wywołało w Tokio alarm wojskowy i polityczny. Wydaje się zatem, że wyraźny jeszcze przed kilku laty „dryf” Moskwy w stronę porozumienia z Japonią, w tym zawarcie traktatu kończącego wojnę i rozwiązanie kwestii Wysp Kurylskich jest już fazą zamkniętą i teraz mamy dość wyraźne postawienie na sojusz z Chinami. Kaszin formułuje przy tym interesujące wyjaśnienie tego przesunięcia w rosyjskiej polityce. Otóż już obecnie, a jego zdaniem, od czterech lat, mamy do czynienia z Zimną Wojna 2.0. Strategiczni gracze, w tym Rosja, ale również Chiny, Japonia i Stany Zjednoczone mają świadomość zaostrzającej się rywalizacji międzynarodowej. Tego rodzaju diagnoza wymusza zwiększanie, na podobieństwo poprzedniej Zimnej Wojny, budżetów przeznaczonych na siły zbrojne i nakładów na nowe rodzaje broni i uzbrojenia. To już się dzieje, ale państwa chcące uczestniczyć w tym wyścigu, w tym również Rosja muszą liczyć się z istotnymi barierami i ograniczeniami. Po pierwsze zachodnie demokracje odziedziczyły po poprzedniej Zimnej Wojnie gigantyczny dług publiczny, co znacznie utrudnia im finansowanie dziś zwiększonych zbrojeń. Stany Zjednoczone, w których cywilny przemysł stoczniowy został praktycznie zlikwidowany jeszcze pod koniec ubiegłego stulecia ma dodatkowo znaczące problemy związane ze stanem swej bazy przemysłowej. Rosja również utraciła znaczną część swych możliwości przemysłowych, jeśli myśleć wyłącznie o potrzebie rozbudowy sił zbrojnych, a to oznacza, że jej „opcja na Chiny” jest wyborem sojusznika silniejszego, który może zabezpieczyć słabe strony Rosji (Daleki Wschód). Tego rodzaju ograniczeń nie mają bowiem dziś Chiny, które nie tylko mogą finansować zbrojenia, ale również mają przemysł będący w stanie przyjąć i wykonać nowe zamówienia. Pekin jest w stanie przyspieszyć, jeśli mówić o wyścigu zbrojeń i rozbudowie armii, Waszyngton, mimo, iż dziś znacznie silniejszy, będzie miał z tym kłopoty. Ameryka ma na dodatek problem z wieloma polami odpowiedzialności. Jej siły zbrojne rozrzucone są po całym świecie, podczas gdy zarówno w przypadku Chin jak i Moskwy mamy do czynienia z ich koncentracją na wybranych kierunkach, które, co ważne leżą blisko tych krajów. Czyli jeśli brać pod uwagę zdolności do projekcji siły, gdzie liczy się nie tylko wielkość armii i ich wyposażenie, ale również dystans, które w razie potrzeby będą one musiały przebyć, to dysproporcja między Ameryką a Chinami i Rosją zdecydowanie maleje. Kaszin pisze: „Może nie istnieć porozumienie o sojuszu wojskowym między Rosją a Chinami, może być ono zwarte, ale na tym etapie niewiele to zmienia. Charakter współpracy wojskowej, w tym skala i głębokość wspólnych działań w zakresie szkolenia bojowego, powoduje, że Stany Zjednoczone muszą postrzegać na poziomie planowania strategicznego rosyjskie i chińskie zdolności wojskowe jako jedność.” Zdaniem rosyjskiego eksperta dotyczy to zarówno globalnej rozgrywki, jak i sojuszy w obliczu konfliktów lokalnych, np. wokół Tajwanu. Co więcej, jego zdaniem Amerykanie muszą liczyć się ze skoordynowanymi działaniami Moskwy i Pekinu, co oznacza, iż wojna na Dalekim Wschodzie może oznaczać rozpoczęcie posunięć o podobnych charakterze przez Rosję w Europie Środkowej. Ta strategiczna kalkulacja, o której pisze Kaszin, w jego opinii, jest równoznaczne z faktem, iż Stany Zjednoczone muszą one poważnie brać pod uwagę „wojnę na dwa fronty”, co oznacza konieczność zwiększenia obecności na dwóch oddalonych od siebie potencjalnych teatrach działań wojennych. To rozproszenie sił dodatkowo, jego zdaniem, osłabia obóz Zachodu, co znów powoduje, że układ sił przesuwa się na korzyść chińsko – rosyjskiego tandemu.
Kwestii współpracy wojskowej między Chinami a Rosją artykuł w The Wall Street Journal poświęcił również Andrew Michta, znany amerykański politolog i ekspert. Otóż jego zdaniem sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba się liczyć z wybuchem, w perspektywie najbliższych 5 lat, wojny między Zachodem a współdziałającymi ze sobą Rosją i Chinami. Michta nie wierzy w perspektywę „odwróconego Kissingera” czyli w możliwość osłabienia siły związków między Moskwą a Pekinem o czym w Ameryce w ostatnich miesiącach sporo się dyskutuje. Jego zdaniem sojusz między oboma państwami utrzyma się, co więcej, są one zainteresowane wywołaniem wojny właśnie teraz, bo w dłuższej perspektywie czas, w jego opinii, nie pracuje na ich korzyść. Z trzech powodów. Po pierwsze, jak zauważa, siły zbrojne Ameryki są obecnie w fazie modernizacji i odbudowywania utraconych zdolności. Przyjęta w 2019 roku Strategia Modernizacji Armii przewiduje, że dopiero w roku 2035 siły lądowe uzyskają zdolności uczestniczenia w wielodomenowym konflikcie o wysokim stopniu intensywności, a nie, tak jak to jest obecnie, przygotowane będą do realizacji działań interwencyjnych i stabilizacyjnych w różnych zakątkach świata. Jednak z perspektywy Rosji i Chin oznacza to, że z każdym rokiem ich dzisiejsze przewaga ulegać będzie zmniejszeniu, a zatem jeśli „rozegrać” sytuacje w świecie przy użyciu armii, to lepiej teraz niźli wtedy kiedy Ameryka się wzmocni. Drugi czynnik, który przybliża perspektywę wojny jest innego rodzaju. Dzisiaj Zachód jest osłabiony wewnętrznie, zarówno w związku z „rewolucją kulturalną” która szczególnie silnie zaznacza się w Stanach Zjednoczonych, jak i kryzysem związanym z Covid-19, presją wywieraną przez migrantów czy erozją wzajemnego zaufania. W opinii Michty otrząśnięcie się Stanów Zjednoczonych, które musi przyjść, z tego wewnętrznego kryzysu, do pewnego stopnia przypominającego turbulencje lat 70-tych, będzie oznaczało wzmocnienie Ameryki, a w konsekwencji całego Zachodu, co w oczywisty sposób zmieni rachunek sił na niekorzyść rosyjsko – chińskiego tandemu. Jak argumentuje Chińczycy i Rosjanie już zauważyli, że Amerykanie osiągneli ostatnio znaczący „skok technologiczny” w zakresie rozwoju broni hipersonicznej, w czym ustępowali Rosji. Potencjał badawczy, konstrukcyjny i naukowy Stanów Zjednoczonych jest na tyle większy od chińskiego, nie mówiąc już o rosyjskim, że Stany Zjednoczone wraz z upływem czasu nadrabiać będą zapóźnienia i zmniejszać dystans. Znów zatem czas nie pracuje, w opinii Andrew Michty, na korzyść Rosji i Chin.
Wreszcie argument trzeci, którym posługuje się Michta – demografia. Chodzi w tym wypadku o niekorzystne zmiany demograficzne już rysujące się w obydwu krajach. Jak pisze, 2021 rok, był pierwszym od 1950 rokiem kiedy zmniejszeniu uległa wielkość populacji Chin. Tylko w przeciwieństwie do wydarzeń z przeszłości, kiedy przyczyną był masowy głód wywołany polityką industrializacji w ramach zarządzonego przez Mao „wielkiego skoku” dziś do głosu dochodzą czynniki innej natury, a mianowicie niski wskaźnik urodzeń w Chinach, gdzie statystycznie każda kobieta ma 1,3 dziecka. W efekcie nie ma mowy nawet o prostej zastępowalności pokoleń, bo tu potrzebny byłby wskaźnik na poziomie 2,1 dziecka na statystyczną chińską matkę, a władze Chin muszą liczyć się z przyspieszonym starzeniem się społeczeństwa i spadkiem wielkości populacji i to już w najbliższych latach. Jeśli obecne trendy się utrzymają, a niewiele wskazuje na ich zmianę, to już w 2022 roku w Chinach będzie 6 mln więcej zgonów niż narodzin. W Rosji sytuacja wygląda podobnie, zdaniem demografów liczebność ludności spaść może w 2050 roku z obecnych 146 mln do 121 mln. Tendencje te zmniejsza możliwości obydwu krajów przede wszystkim jeśli chodzi o perspektywy wzrostu gospodarczego, ale możliwości wojskowe również nie ulegną rozbudowie. W opinii amerykańskiego eksperta czynniki na które zwrócił on uwagę oznaczają, że czas nie pracuje na korzyść mocarstw rewizjonistycznych, ich relatywna przewaga będzie się zmniejszać, elity w Moskwie i w Pekinie mają tego świadomość, więc jeśli chcą rozegrać światową sytuacje na swoją korzyść to zrobią to wcześniej, niźli później. Nie będą czekać, co skłania go do wniosku o nadciągającej wojnie.
Całkowicie odmienne diagnozy
To, co uderza w przesłaniu artykułów Kaszina i Michty to ich całkowicie odmienne diagnozy. Otóż rosyjski ekspert uważa, że z punktu widzenia potencjału wojskowego i przemysłowego czas pracuje na korzyść Rosji i Chin, Michta jest odmiennego zdania. Paradoksalnie ta różnica ocen może oddalać wybuch konfliktu o charakterze zbrojnym, choć niekoniecznie jeśli przyjąć, że „ludy Wschodu” czyli w tym wypadku Chińczycy i Rosjanie liczą się z gołą siła i uważnie porównują swoje możliwości z tymi którymi dysponuje rywal. Rosja może chcieć, i są powody aby przypuszczać, że tego rodzaju strategię już stosuje, rozegrać apetyty Amerykanów na osłabienie siły związków między Moskwą i Pekinem. Nie dlatego aby obecny ich sojusz nie obsługiwał interesów Rosji, jest wręcz przeciwnie, i trzeba zgodzić się z opinią wyrażaną przez Sergieja Karaganowa, że zwrot Moskwy w stronę Chin umocnił pozycję Rosji i byłoby szaleństwem szukać sojuszników daleko, mając sprawdzonego partnera z którym się graniczy. Rosyjska gra z Waszyngtonem może mieć na celu uzyskanie ustępstw i koncesji na kierunkach z perspektywy Ameryki drugo (Ukraina) lub trzeciorzędnych (Azja Środkowa) w zamian za nadzieje na osłabienie rosyjsko – chińskiego aliansu. Wydaje się jednak, że Moskwa nie zmieni, niezależnie od wysyłanych sygnałów, iż byłaby zainteresowana bardziej zrównoważonym układem sił w Azji (niedawna podróż Putina do Indii jest jednym z przejawów takiej sygnalizacji strategicznej), swej zasadniczej linii politycznej, której fundamentem jest dobra współpraca z Chinami.
Odwrócony Kissinger wydaje się być zatem mało prawdopodobny, czy będziemy mieć do czynienia z wojną, którą wieszczy Michta, okaże się. Z pewnością zarówno Moskwa jak i Pekin wykorzystają zaostrzenie sytuacji na jednym z potencjalnych frontów globalnego starcia (Tajwan, Europa Wschodnia) dla własnych celów. Oznacza to, że zaostrzenie sytuacji w Azji Południowo – Wschodniej oznacza możliwość konfliktu u naszych granic.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/578178-w-obliczu-chinsko-rosyjskiego-aliansu-wojskowego