Wojna hybrydowa wypowiedziana Polsce przez reżim Łukaszenki przy wsparciu Kremla, to pierwszy test dla Niemiec występujących od niedawna w nowej roli. Jakiej?
Niemcy „policmajstrem” Europy
Amerykanie nie będą już tak mocno, jak do tej pory, zaangażowani w sprawy Europy. Waszyngton koncentrując się na rywalizacji z Pekinem, zdecydował się pozostawić Stary Kontynent w rękach Berlina. O tym, że tak właśnie może się stać, eksperci mówili już kilkanaście miesięcy temu. Sam poruszałem tę kwestię m.in. w rozmowie z dr. Jackiem Bartosiakiem na łamach tygodnika „Sieci”. Przypomnę zatem fragment tamtego wywiadu.
Czy jednak Polacy nie powinni się obawiać Niemiec w roli policmajstra?
Czytałem opinię, że to dla Polski „śmiertelna propozycja”. Całkowicie się z tym nie zgadzam. Wydaje mi się, że spora część naszych elit politycznych myśli podobnie, nie rozumiejąc, że toczy się gra o równowagę sił, a Polska jest tylko jednym z czynników, które ją gwarantują. Nie zapominajmy, że innych państw nie balansuje się słowami ani szczytnymi deklaracjami, lecz realną siłą. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Łamie się kolektywny, konstruktywistyczny ład. Amerykanie mają ogromne problemy i mogą się wycofać z Europy.
Gdzie w tej propozycji należy szukać szansy dla Polski?
Propozycja niemiecka łączy ogień z wodą. Daje nam szansę na modernizację i rozwój, ale pod warunkiem że przystaniemy na warunki postawione przez Niemcy, choć można z nimi negocjować lepsze miejsce w podziale pracy i łańcuchach wartości, czyli lepsze marże dla nas w Europie. Gdyby Amerykanie zgodzili się na niemiecką propozycję, to nadal byliby ze swoim parasolem nuklearnym dostatecznym arbitrem, który nie pozwalałby Niemcom dogadywać się z Rosjanami ani Chińczykami bez amerykańskiej zgody. Jednocześnie, moim zdaniem, przy takim ułożeniu Niemcy jako policmajster miałyby swoje imperium europejskie, ale dbałyby o to, aby na perymetrze nikt się nie wtrącał, czyli konfliktowałyby się z Rosjanami. W efekcie Polska mogłaby realizować swoją politykę wschodnią w dużej mierze za pomocą Niemiec. Pamiętajmy, że nasi zachodni sąsiedzi bogacą się na Polakach, Rumunach, Węgrach czy Czechach, w związku z tym nie zamieniliby nas na Rosjan. Co widać po danych gospodarczych. To dałoby nam szansę na rozwój. Zabrzmi to cynicznie, ale na stole nie ma dla nas dziś lepszej propozycji. Byłaby, gdyby Amerykanie więcej zainwestowali w Trójmorze, ale oni tego nie robią.
CZYTAJ WIĘCEJ: NASZ WYWIAD. Dr Jacek Bartosiak: Wchodzimy w rywalizację wielkich mocarstw. Z tego wybuchały wojny
Zauważcie Państwo, że choć Waszyngton wydał kilka komunikatów, w których krytykował działania białoruskiego reżimu na naszej wschodniej granicy, to jednak nie on wystąpił w głównej roli rozjemcy, a Berlin. Stąd rozmowy p.o. kanclerz Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenka, które o tyle były błędem, że nie zostały - o ile wiemy - poprzedzone rozmową z partnerami z UE, a przede wszystkim z Warszawą. Więcej o rozmowach na linii Berlin-Mińsk-Moskwa, pisał na naszym portalu Marek Budzisz. Serdecznie Państwu polecam zapoznanie się z tymi tekstami.
CZYTAJ TAKŻE:
Moskwa straszy Kijów
Jeżeli zaś chodzi o koncentrację rosyjskich wojsk w pobliżu ukraińskiej granicy, to należy pamiętać, że Kreml prowadził podobne działania w pierwszej połowie bieżącego roku.
Początkowo Kijów twierdził, że na granicy z Ukrainą i na Krymie znajduje się ponad 80 tys. rosyjskich żołnierzy, a 14 kwietnia ukraiński minister obrony Andrij Taran powiedział, że wkrótce może ich być 110 tysięcy. Tego samego dnia przedstawiciel USA przy OBWE powiedział, że Rosja przesunęła na granicę z Ukrainą i Krymem od 15 do 25 tys. żołnierzy, którzy uzupełniają stacjonujące siły. W tym tygodniu dziennik „Wall Street Journal” (WSJ) podał, że rząd USA uważa, iż chodzi o 80 tys. rosyjskich żołnierzy. To jest teraz „około dwa razy więcej niż cztery tygodnie temu”. Unia Europejska szacuje liczbę wojsk rosyjskich na 100 tysięcy
—podawało w kwietniu „DW”.
Wtedy, choć wielu spodziewało się, że Kreml jednak zdecyduje się na ofensywę militarną, to jednak do tego nie doszło. Część komentatorów stwierdziło, że Moskwie udało się nabrać Zachód i w ramach deeskalacji osiągnąć swoje cele. Zaledwie kilka tygodni później, bo pod koniec maja, Waszyngton oficjalnie zgodził się na budowę Nord Stream 2. Prezydent Joe Biden tłumaczył, że „jego budowa była prawie ukończona”, a dodatkowe sankcje „byłyby szkodliwe dla relacji z Europą”. Amerykanie scedowali wtedy na Niemców odpowiedzialność za reakcję, gdyby Rosjanie zaczęli wykorzystywać gazociąg przeciwko Ukrainie. Czy dzisiaj Kreml również gra w swoją cyniczną grę testując Zachód? Nie można tego wykluczyć.
Ostatnie miesiące to pierwszy, z prawdziwego zdarzenia test dla Niemiec, które od kilku miesięcy występują w roli „żandarma Europy”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: MAREK BUDZISZ: Rosjanie znów ściągają wojsko na granice z Ukrainą. „Wygląda na to, że wiosenny ‘alarm wojenny’ ma właśnie swój drugi akt”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/575788-nowa-rola-niemiec-w-europie