„Z punktu widzenia Kremla ważne jest, aby ludzie ci mieli istotną kontrolę nad aparatem państwowym, mieli swoich sympatyków w siłach zbrojnych i jako takie poparcie w społeczeństwie. Jeśli udowodnią, że są w stanie sparaliżować działania ekipy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i poproszą o ‘bratnią pomoc’, to ją otrzymają” — mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl dr Rafał Brzeski, specjalista ds. bezpieczeństwa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Z jednej strony Rosja dokonuje koncentracji wojsk na granicy z Ukrainą, z drugiej rzecznik prasowa rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa oświadczyła, że „wewnętrzny kryzys na Ukrainie nie może zostać rozwiązany siłą, ale jest możliwe przezwyciężenie tego konfliktu w drodze negocjacji”. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski poinformował, że jest w posiadaniu materiałów dowodzących, że na Ukrainie jest przygotowywany zamach stanu, w który zamieszani są przedstawiciele Rosji. Czy należy się zatem spodziewać, że oligarcha Rinat Achmetow stworzy alternatywny rząd, a wojska rosyjskie przyjdą z „bratnią pomocą”?
Dr Rafał Brzeski: Czy to będzie Achmietow, czy ktoś inny, czy jakaś grupa typu „niezależna rada ocalenia ojczyzny”, nie gra większej roli. Z punktu widzenia Kremla ważne jest, aby ludzie ci mieli istotną kontrolę nad aparatem państwowym, mieli swoich sympatyków w siłach zbrojnych i jako takie poparcie w społeczeństwie. Jeśli udowodnią, że są w stanie sparaliżować działania ekipy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i poproszą o „bratnią pomoc”, to ją otrzymają. Wówczas rozpocznie się „droga negocjacji”, o której wspominała pani Zacharowa a ich celem będzie przyklepanie zdobyczy Kremla. Warto pamiętać słowa Zbigniewa Brzezińskiego: „bez Ukrainy Rosja nie jest imperium, ale z uległą i podporządkowaną Ukrainą, Rosja automatycznie staje się imperium”.
Jeżeli rzeczywiście dojdzie do przejęcia kontroli przez Rosję nad Ukrainą, to polskie plany tworzenia Międzymorza zostaną pogrzebane. Z drugiej strony Annalena Baerbock, która w nowym rządzie Niemiec zostanie ministrem spraw zagranicznych, mówi, że „należy pilnie ożywić Trójkąt Weimarski - Warszawa, Berlin i Paryż są kluczowe dla Europy”. Czy Trójkąt Weimarski nie jest od dawna politycznym trupem i wydaje się, że wyciąganie go teraz z szafy może mieć tylko jeden cel - przeciwdziałanie Trójmorzu, a przynajmniej próbą osłabienia jego skuteczności w regionie?
Anglicy mają świetne określenie „chłostanie padłego konia”. Reanimacja Trójkąta Weimarskiego to nic innego jak próba stawiania zasłony dymnej i politycznego zdezorientowania rządzących państwami Trójmorza w chwili, kiedy decyduje się układ sił na kontynencie europejskim. Nikogo nie powinien dziwić fakt, że inicjatywa wychodzi z Berlina, który aż piszczy do podziału kontynentu na strefy wpływów rosyjską i niemiecką a później, kiedy podział okrzepnie i się „uleży”, do wspólnego rosyjsko-niemieckiego zarządzania proponowaną przez Putina „wspólną przestrzenią od Władywostoku po Lizbonę”. Trójmorze to barykada leżąca na drodze realizacji tej wielkiej wizji i w rozumieniu Berlina przeszkoda ta winna być rozmontowana i usunięta. Tak zadecydował niemiecki „rdzeń”, a czy wykonawcą będzie Merkel, Scholz, czy Baerbock, chadecy, czy lewacy, zieloni, czerwoni czy pomarańczowi, to nie gra roli. O strategicznym kierunku polityki Niemiec (wszystko jedno cesarstwa, rzeszy, czy republiki) od stuleci decyduje „rdzeń”.
Zachowanie kanclerz Angeli Merkel podczas spotkania z premierem Morawieckim było uderzające. Podczas wspólnej konferencji z szefem polskiego rządu można było odnieść wrażenie, że Niemcy prowadzą z Polską podwójną grę. O tym zresztą świadczyłby też systematyczny brak solidarności z ich strony chociażby w kwestiach energetycznych, ale nie tylko. Czy jest możliwe, że zostaniemy niejako wzięci w kleszcze: przez Rosję i przez Niemcy? Te niemieckie plany federalizacyjne są bardzo niepokojące.
Jesteśmy w tych kleszczach od stuleci. Różnica tylko w stopniu ich zaciskania lub luzowania. Zaciskają się coraz bardziej od 2015 roku, czyli od pierwszego zwycięstwa wyborczego Zjednoczonej Prawicy. Proszę się zastanowić dlaczego totalna opozycja mimo krytyki nie prezentuje swojego programu. Odpowiedzią może być trawestacja złotej myśli klasyka: „po co nam program, skoro mamy program w Berlinie”. I nie łudźmy się, nowy rząd w Berlinie nie ma w swoich planach nic korzystnego dla Polski. Ma natomiast punkt o rozszerzeniu programów obrony „zagrożonych naukowców, prawników, artystów i studentów” oraz o finansowym wsparciu dla dziennikarzy i wszelkich „obrońców wolności słowa”. W opublikowanym tekście umowy koalicyjnej jest też inny niebezpieczny element, a mianowicie chęć wzmocnienia „więzi między miastami” w Europie i rozszerzania programów współpracy w strefach przygranicznych. Być może to obawa przesadna, ale w przypadku Polski nadmierna chęć wzmocnienia “więzi” ze strony samorządów może prowadzić do pełzającego omijania traktatowych postanowień o nienaruszalności istniejącej granicy polsko-niemieckiej i nie wysuwania roszczeń terytorialnych.
Czy niemieckie ambicje i rosyjski imperializm mają potencjał rozsadzenia Unii Europejskiej? Byłoby to dla Polski poważne zagrożenie, ale i ogromna szansa, w zależności od podjętych działań. Jak Pan to widzi?
Wiele wskazuje, że Unia Europejska rozpadnie się, jeśli nie zrzuci z siebie niemieckiej pajęczyny, która oplata brukselską biurokrację. Biurokratyczne parcie na forsowną federalizację Europy, za której przyszłość nowy rząd Niemiec gotów jest wziąć odpowiedzialność (czytaj rządzić), gdyż jest największym państwem Unii Europejskiej, wróży raczej wewnętrznym konfliktem niż wspólną obroną suwerennych państw narodowych przed zagrożeniami zewnętrznymi, np. rosyjskim imperializmem lub naporem migracyjnym. Naturalną przeciwwagą dla federalistycznych ciągot pod egidą Berlina wspieranego przez realne i wirtualne lęki kolportowane z Moskwy, jest Trójmorze, w którym najsilniejszym krajem jest Polska. Mamy historyczną szansę uczestniczyć sprawczo i przesuwać, a nie być przesuwanym, w nowym „meblowaniu” kontynentu, ale najpierw musimy uwierzyć we własne siły i posiadane możliwości. Siewców imposybilizmu nie brakuje. „Nie ryzykuj, Ruska nie pokonasz” - tłumaczono przed laty, a jednak to Związek Sowiecki się rozpadł. Łatwiej jest nie dopuścić do odbudowy imperium niż demontować już istniejące.
Jens Stoltenberg publicznie mówił o możliwości przeniesienia broni jądrowej na wschodnią flankę NATO. Polska jest zapewne brana pod uwagę jako możliwa lokalizacja głowic. Jakie są w Pana ocenie za i przeciw takiemu posunięciu?
Poza Polską nie widzę innego kandydata na wschód od Niemiec. Stoltenberg nie myślał chyba o Estonii. Taki ruch z pewnością wywoła furię na Kremlu, który każde przesunięcie potencjału militarnego NATO na wschód od Odry uważa za wtargnięcie w wyłączną strefę wpływów Moskwy. Z drugiej strony relokacja głowic spowoduje bardziej krzepkie powiązanie militarne USA z Polską, bo to przecież chodzi o amerykańskie ładunki jądrowe w dyspozycji Sojuszu Atlantyckiego. Sądzę, że o za i przeciw rozmawiali w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli Jens Stoltenberg i Andrzej Duda, który pamiętajmy jest zwierzchnikiem sił zbrojnych RP.
Wszystkie powyższe fakty wskazują, że trwa budowanie nowego porządku w Europie. Zanim to jednak nastąpi należy spodziewać się napięć, być może nawet otwartego konfliktu zbrojnego. Już nie raz w dziejach było tak, że lokalny konflikt prowadził do ogólnoświatowego przetasowania sił. Czy w Pana ocenie znajdujemy się w takim właśnie momencie?
Nie ulega wątpliwości, że pęka zaprawa między cegłami post-sowieckiej budowli. Obserwujemy też powtórkę niemieckiego cyklu od próby dominacji, przez kapitulację do samooczyszczenia się z win i kolejnej próby dominacji. Nie sądzę, aby Niemcy jeszcze raz chciały wpędzić Europę w wojnę tradycyjną, gdyż wojna powinna przynosić zyski, a w dzisiejszych czasach taka tradycyjna próba sił może tylko przynieść straty. Co innego wojna podprogowa, czyli poniżej uznanych definicji. Osiągnięcie dominacji drogą rozwadniania narodów migrantami, osłabiania suwerennych państw konfliktami wewnętrznymi, wymóżdżania społeczeństw kłamliwymi narracjami, korumpowania elit politycznych, tradycyjnego przekupstwa, itp. Zniewolone, zastrachane społeczności można wykorzystywać a ich dobra eksploatować. Czy narody Europy pozwolą się zniewolić i oddadzą swą suwerenność w zamian za ciepłą wodę w kranie ogrzewaną rosyjskim gazem? Nie potrafię powiedzieć, ale może się ockną i nie będzie tak źle.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/575710-wywiad-zamach-stanu-na-ukrainie-dr-brzeski-prognozuje