„Trzeba odpowiadać czynami na działania i trzeba przejmować inicjatywę. Jeżeli będziemy zawsze tylko reagować i to notami dyplomatycznymi na to, co robi Kreml, to zawsze będziemy o ten krok, dwa do tyłu i to Putin cały czas będzie nam dyktował, co mamy robić, krok po kroku realizując taktyczne cele czy zwyciężając te taktyczne bitwy, które będą prowadziły go do strategicznego celu, jakim jest odbudowa dawnego sowieckiego imperium” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zaangażowanie KE i NATO ws. sytuacji na granicy z Białorusią! Von der Leyen i Stoltenberg polecą w niedzielę do Wilna i Rygi
wPolityce.pl: NATO w osobie Jensa Stoltenberga zapewniło Polskę o swoim wsparciu. Jakie to ma znaczenie? Czy ma to siłę powstrzymać działania Kremla, czy też potrzebny byłaby pokaz siły?
Gen. Roman Polko: Z pewnością wszystkie takie zapewnienia i wyrazy solidarności są dobre, bo one pokazują wyraźnie, że jednak dostrzegana jest ta wojna hybrydowa, którą prowadzi Łukaszenka. Bezprecedensowa. Służby tego kraju cały czas prowadzą szturm naszej granicy z wykorzystaniem migrantów. To nie jest kryzys migracyjny, tylko po prostu nowy typ prowadzenia działań z wykorzystaniem taktyki walki migrantami. To jest bardzo ważne. Natomiast kluczowe jest jednak przejście do konkretnych działań, bo same wyrazy poparcia nie wystarczą. W tym kontekście jeżeli chodzi o sojusz NATO, to pewnie oczekiwana byłaby też większa ofensywa w obszarze cyberprzestrzeni, czy w obszarze walki informacyjnej, ale też jednak sama taka postawa tych krajów europejskich Sojuszu, które powinny na tą agresję odpowiedzieć chociażby uderzeniem gospodarczym – krótko mówiąc mocnymi sankcjami, które być może doprowadziłyby do normalnego funkcjonowania samą Rosję, kontrolującą przecież Łukaszenkę. Tutaj nic nie dzieje się bez powiązania, szczególnie w kontekście patrzenia na ten większy obrazek, jakie zagrożenie na kierunku wschodnim jest generowane. To nie jest bowiem tylko granica. To jest też kwestia strategii Putina dotycząca przejęcia kontroli chociażby nad Ukrainą.
Rzeczywiście Rosję można by było skutecznie utemperować – i to dosyć szybko, podejrzewam - narzędziami ekonomicznymi, ale UE i państwa NATO, a przynajmniej ich część, tego nie robią. Co więcej KE chce płacić Łukaszence za migrantów, Niemcy nadal zamierzają finansować rosyjską agresję w regionie sprowadzając rosyjski gaz i torując drogę dla Nord Stream 2, a Holandia, Belgia, Francja i parę jeszcze innych krajów chcą prowadzić z Rosją handel. Szczerze mówiąc nie wygląda to jak strategia obrony przed działaniami hybrydowymi. Zapytam brutalnie: czy to wszystko nie świadczy o tym, że Zachód spisał Europę Środkowo-Wschodnią na straty i dał milczące przyzwolenie na przejęcie przez Rosję wpływów w tym regionie?
To niestety pokazuje, że strategia Putina, która polega na tym, żeby rozmawiać z liderami poszczególnych państw, układać się z nimi i z nimi rozwiązywać sprawy gospodarcze – pokazywanie, ile możecie na tym stracić. Niestety to Putin ma inicjatywę, Putin dyktuje warunki i niektóre państwa boją się utracić pewnych korzyści – bo wiadomo, że uderzenie gospodarcze również w jakiś sposób nas dotknie, ale na pewno nie tak dotkliwie, jak może dotknąć Rosję. To przede wszystkim trzeba zrozumieć w takich działaniach, bo mamy skuteczne narzędzia, żeby powstrzymać Putina, tylko musimy działać razem, solidarnie, zdecydowanie i musimy być gotowi na jakieś drobne szczerze mówiąc ustępstwa po to, żeby strategicznie osiągnąć sukces.
Niestety wielu naszych partnerów natowskich przedkłada takie krótkoterminowe zyski nad długoterminowe korzyści, które by z takiego wspólnego działania wynikały, jakby zaprzedawając, czy sprzeniewierzając się samej idei istnienia Sojuszu, istnienia Unii Europejskiej. To rzeczywiście jest ogromny problem. Mam nadzieję, że to oprzytomnienie jednak nastąpi, bo jeżeli się popatrzy dalej na Rosję, która teraz szykuje chociażby inwazję na Ukrainę, chcąc osadzić tam promoskiewski rząd i być może nawet otworzyć drogę lądową z Rosji na Krym, to przecież wiadomo, że jeżeli pójdziemy na kolejne ustępstwa wobec Putina, to on się nie zatrzyma, bo w dalszej kolejności - tak jak mówił śp. prezydent Lech Kaczyński – będą Litwa, Łotwa, Estonia. Później oczywiście dyktowanie już warunków nawet gospodarczych, ekonomicznych krajom UE, które już teraz – tak jak Niemcy – zobaczyły, co to jest wchodzić z Putinem w sojusze, bo manipulacja cenami gazu to przecież jest coś, co uderza w Unię Europejską. Temu dyktatowi nie można w żaden sposób się poddać. Jesteśmy na tyle silni ekonomicznie, gospodarczo, że to Rosja ma więcej do stracenia.
To jest niesamowicie krótkowzroczna polityka, dlatego że chociażby z historii wiadomo, że Rosja nigdy nie zatrzymywała się, jeżeli miała możliwość dalszej ekspansji. Tu zaś będziemy mieć do czynienia z sytuacją, w której – w tej chwili Rosja nie jest jeszcze aż tak mocna – nietrudno sobie wyobrazić, że na kontaktach gospodarczych z Zachodem i powolnym, aczkolwiek systematycznym przejmowaniu kolejnych obszarów, ona będzie rosnąć w siłę i w pewnym momencie Zachód może stanąć w obliczu problemu, z którym niekoniecznie będzie w stanie sobie poradzić. Jak Pan to ocenia?
Myślę, że już z takim problemem się spotykamy, bo gdybyśmy już rzeczywiście po agresji na Gruzję, wtedy, kiedy prezydent Kaczyński wzywał do takiego oprzytomnienia, wyciągnęli z tego wnioski i już wtedy zaczęli odpowiadać adekwatnie do tych zagrożeń, które były generowane na wschodzie, to pewnie nawet do aneksji Krymu by nie doszło. Brak odpowiedzi na aneksję Krymu znów rozzuchwalił – Putin realizował kolejne kroki. Niestety Rosja punktuje i wykorzystuje te wszystkie słabości i ten brak spójności Sojuszu i to, co pani mówi, przede wszystkim to, że zamiast odpowiadać czynem, to odpowiadamy jakimiś notami dyplomatycznymi, z których tak naprawdę Rosja się śmieje. Przez tego typu działania wyhodowaliśmy tak naprawdę bezczelnego, czującego się bezkarnym Łukaszenkę, który przyjeżdża na granicę i poucza Polaków, żeby „traktowali humanitarnie uchodźców i migrantów, bo przecież dlaczego Polska blokuje łączenie rodzin?” - to z dzisiaj było.
Rzeczywiście śmieje się nam bezczelnie w twarz, tak jak się śmiał wcześniej bezczelnie Putin mówiąc, że to „lud ukraiński chciał się przyłączyć do Rosji na Krymie, czy w Donbasie” i wysyłał tam „konwoje humanitarne” z bronią, żeby dokonywali destabilizacji Donbasu. Widzimy, co się dzieje i często nie potrafimy adekwatnie do zagrożeń reagować. Porażające jest to, że najwięcej w tej kwestii – więcej od krajów europejskich – rozumieją Stany Zjednoczone, które ostrzegają przed tym, co się dzieje, czy nawet Kanada, która oferuje – przynajmniej takie pojawiały się ostatnio sygnały – ulokowanie swoich sił na terytorium Ukrainy, żeby dać temu krajowi większe poczucie bezpieczeństwa. Myśmy już dawno powinni się mocniej sprzymierzyć z Ukrainą, wspierać opozycję na Białorusi, tak jak kiedyś robił to Ronald Reagan, dzięki czemu dzisiaj jesteśmy wolnym krajem.
Rosja prowadzi koncentrację wojsk przy granicy z Ukrainą. Czy w Pana ocenie należy się spodziewać, że to właśnie Ukraina stanie się polem rozgrywki między Rosją a NATO?
Zdecydowanie tak. Prześledźmy, w jaki sposób to było realizowane. Najpierw był Krym, później destabilizacja w Donbasie, następnie Cieśnina Kerczeńska i blokowanie portu w Mariupolu, czyli też uderzenie gospodarcze na Ukrainę i traktowanie Morza Azowskiego, jakby to morze było wewnętrznym jeziorem Rosji. Kierunek jest taki, żeby całkowicie Ukrainę wziąć w kleszcze, czyli obawiam się agresji lądowej, mającej w istocie odciąć Ukrainę od Morza Czarnego i być może nawet nie tylko doprowadzić do połączenia z kierunku Donbasu czy Ługańska z Krymem, ale pójście dalej nawet do Odessy. Z pewnością nawet jeżeli teraz to nie będzie zrealizowane, to chociażby zaszantażowanie Europy po to, żeby doszło do certyfikacji Nord Stream 2, czyli krótko mówiąc ugrywanie swoich celów, ale to zagrożenie i tak nie zniknie, i zastraszanie Ukrainy.
W polityce międzynarodowej nie można dopuścić do tego, żeby państwo terroryzowało i szantażowało inne kraje, a niestety ta terrorystyczna strategia i strategia takiego szantażu można odnieść wrażenie, że Rosji i Łukaszence się po prostu opłaca.
Sekretarz generalny NATO uda się w niedzielę do Wilna i Rygi. Widać, że NATO nie zamierza pozostać bierne wobec tego, co dzieje się na jego wschodniej flance, ale to nadal jest defensywa, to znaczy reagowanie na działania rosyjskie. Czy nie należałoby chociażby wystosować do Rosji ostrzeżenia, bądź więcej – ultimatum? Wzywanie Rosji do deeskalacji, co NATO robi od kilku tygodni, ewidentnie nie robi na Kremlu żadnego wrażenia.
Po to są sztaby NATO, żeby rzeczywiście budować jakąś skuteczną strategię działania. Już nie od dzisiaj wiemy, że takie noty, wyrazy solidarności, to wszystko jest po prostu za mało. Powiem więcej, że nawet ten Art. 4. to już jest za mało. Tym bardziej, że przecież na szczycie NATO zostało ustalone, że działanie w sferze cyberprzestrzeni również kwalifikuje powoływanie się na Art. 5 i wspólne przeciwdziałanie. Trzeba odpowiadać czynami na działania i trzeba przejmować inicjatywę. Jeżeli będziemy zawsze tylko reagować i to notami dyplomatycznymi na to, co robi Kreml, to zawsze będziemy o ten krok, dwa do tyłu i to Putin cały czas będzie nam dyktował, co mamy robić, krok po kroku realizując taktyczne cele czy zwyciężając te taktyczne bitwy, które będą prowadziły go do strategicznego celu, jakim jest odbudowa dawnego sowieckiego imperium.
Czyli de facto NATO powinno zrewidować swoje stanowisko i dokonać jakichś ruchów wyprzedzających?
Tak. Przede wszystkim NATO powinno się już zebrać w ramach tego Art. 4 – to znaczy usiąść razem i obmyślić jakąś sensowną strategię, a nie tylko odpowiadać na zasadzie „jesteśmy z wami”, bo tak naprawdę to jest wszystko za mało.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/575644-nasz-wywiad-gen-polko-wyrazy-solidarnosci-to-za-malo