Polska pokazała w ostatnich tygodniach Europie i światu, że można skutecznie chronić swoich granic, będących także wschodnią granicą Unii Europejskiej, co jest poważnym ciosem w dotychczasową narrację establishmentu europejskiego, że nielegalnych imigrantów, nazywanych - często świadomie - „uchodźcami”, należy jednak przyjmować.
Dopiero później można decydować czy spełniają wszystkie warunki pozwalające na legalne pozostawanie takich osób w takim czy innym kraju członkowskim, a odsyłać ich do ojczyzny, dopiero jeżeli okazują się z jakiś powodów zagrożeniem.
Taka narracja obowiązuje w krajach Europy Zachodniej od słynnej fali imigracyjnej z lata 2015 roku i słynnego „herzlich wilkommen” Angeli Merkel i dopiero obrazy szturmu imigrantów na granicy białorusko-polskiej i twarda obrona tej granicy przez funkcjonariuszy Straży Granicznej, Policji, oraz żołnierzy Wojska Polskiego, często własnymi ciałami, złamały ten sposób myślenia.
Fala poparcia
Widać to po fali poparcia zwykłych ludzi z krajów Europy Zachodniej na portalach społecznościowych, podziwu, uznania i podziękowań dla służb mundurowych i polskiego rządu, za to, że pokazuje Europie jak się powinno to robić.
Ale to co się stało w poprzedni poniedziałek na przejściu granicznym w Kuźnicy Białostockiej, to zaledwie jedna wygrana „bitwa”, od tego momentu reżim Łukaszenki zmienił taktykę i teraz atakuje granicę, przygotowanymi przez białoruskie służby mniejszymi grupami imigrantów na całej ponad 180 kilometrowej granicy.
Ba Łukaszenka publicznie mówi, że jego służby będą pomagały imigrantom, aby ci dostali się do wymarzonych Niemiec i powtarza w mediach propozycję aby ten kraj przejął przynajmniej 2 tysiące imigrantów (oficjalnie zdementowanej przez ministra spraw wewnętrznych ustępującego niemieckiego rządu).
Pojawiły się także informacje, że w związku z „wysychaniem” strumienia imigrantów z Bilskiego Wschodu, białoruskie służby zamierzają teraz sprowadzać imigrantów z Afganistanu i Uzbekistanu, co oznaczałoby, że białorusko-polska, granica będzie atakowana z ich użyciem jeszcze przez wiele miesięcy.
Coraz częściej powtarzane są przy tej okazji informacje, że kryzys migracyjny wywołany przez białoruski reżim jest przykrywką dla przygotowywanej od miesięcy przez Putina operacji wojskowej „uporządkowania” sytuacji na Ukrainie.
Miałoby to oznaczać ostateczne zaanektowanie przez Rosję obwodów Donieckiego i Ługańskiego (teraz na tym terytorium są tzw. ludowe republiki zarządzane przez separatystów), a w konsekwencji także trwałe zawrócenie Ukrainy z drogi do UE i do NATO.
Świadczy o tym z jednej strony gromadzenie wojsk rosyjskich wzdłuż granicy rosyjsko-ukraińskiej, z drugiej inspirowanie przez rosyjskie służby niepokojów na samej Ukrainie, do czego ponoć zaangażowano ludzi związanych z poprzednimi prezydentami tego kraju Poroszenką i Kuczmą.
Co na to establishment?
Z powagi sytuacji na wschodnich rubieżach UE i NATO, nie zdaje sobie sprawy lewicowo-liberalny establishment w UE, który konsekwentnie atakuje kraje, które tylko przy pomocy własnych sił i środków, bronią zewnętrznych granic Wspólnot Europejskich.
Na przykład przeciwko Polsce i Węgrom w Parlamencie Europejskim uchwalane są całymi seriami rezolucje potępiające ich rządy tylko za to, że realizują programy wyborcze, dzięki którym partie je tworzące wygrały i to w sposób bezapelacyjny wybory parlamentarne, osiągając w swoich parlamentach, większości bezwzględne.
Z kolei Komisja Europejska z jednej strony popiera twardą postawę wobec nielegalnej imigracji, z drugiej domaga się zmiany prawa azylowego i działań humanitarnych wobec imigrantów, którzy znajdują się na terenie Białorusi i są wypychani na granicę przez służby specjalne tego kraju.
Co więcej wobec obydwu krajów, KE blokuje akceptację ich Planów Odbudowy, przy okazji wręcz ostentacyjnie łamiąc rozporządzenie, które precyzyjnie reguluje obowiązki stron, negocjujących jego ostateczny kształt.
Ostatnio KE zdecydowała się także wysłać do Polski pismo oznaczające tak naprawdę uruchomienie procedury wynikającej z tzw. mechanizmu warunkowości, mimo tego, że blisko rok temu na posiedzeniu Rady Europejskiej, zobowiązała się do powstrzymania się od takich działań do czasu rozstrzygnięcia przez TSUE, sporu z Polską i Węgrami o zgodność rozporządzenia opisującego ten mechanizm z Traktatami.
Wydaje się, że jest już najwyższy czas aby szefowie rządów krajów członkowskich na kolejnym posiedzeniu Rady Europejskiej, zwrócili uwagę KE i PE na powagę sytuacji na wschodniej flance i materializujące się tam zagrożenia i zażądali zaprzestania szykan wobec krajów, które wzięły na siebie cały ciężar ochrony wschodniej i południowej granicy UE.
To negatywne nastawienie KE i PE do rządów Polski i Węgier i wynikające z niego szykany, znacząco utrudniają rządom tych krajów prowadzenie skutecznych działań na granicach zewnętrznych UE i ich ochrony przed nielegalną imigracją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/575142-czy-establishment-w-ue-zdaje-sobie-sprawe-z-powagi-sytuacji