Radio Wolna Europa przeprowadziło wywiad z jednym z uchodźców szturmujących polską granicę, który znajduje się w tymczasowym obozie nieopodal przejścia Kuźnice. Ten młody mężczyzna z Kurdystanu, powiedział dziennikarzom, że on i jego rodacy mają pełną świadomość faktu, iż są wykorzystywani przez reżim białoruski w charakterze narzędzia presji politycznej na Unię Europejską. Jedna ze stron tego sporu, jak oświadczył, musi przegrać. Jego zdaniem będzie to Unia, zwłaszcza wobec faktu, że powołuje się na prawa człowieka i kieruje w swej polityce zasadami humanitarnymi. Tak też uważają jego rodacy, którzy „w wielkiej liczbie” jak oświadczył, chcą dołączyć do tymczasowego obozu, bo uważają, że ci którzy się tam znaleźli mają większą szansę na przepuszczenie do Unii. Z ciekawych informacji, które przekazał on dziennikarzom, kolejna to taka, że białoruska milicja dostarczyła im siekiery i topory, niezbędne aby mogli rąbać drzewa zarówno na opał jak i po to by forsować zasieki. Już z tych wypowiedzi można wyciągnąć wniosek, iż nie zanosi się na uspokojenie sytuacji na granicy. Potwierdzają to zresztą inne doniesienia, zarówno mówiące o koncentracji kolejnych kolumn uchodźców w Mińsku jak i opinie niektórych białoruskich ekspertów, takich jak specjalista ds. wojskowych Jegor Lebiedok, którzy są zdania, że między środą a piątkiem można spodziewać się eskalacji. Jest to prawdopodobne nie tylko dlatego, że prognozy pogody wskazują na to, iż od początku tygodnia temperatura w regionach nadgranicznych obniży cię nocą do minus 10 stopni.
Mamy też do czynienia ze znacznym zaostrzeniem retoryki. Zacznijmy od Łukaszenki, który na spotkaniu z rządem oświadczył, iż służby specjalne Białorusi „mają dowody” na to, że z Donbasu uchodźcy znajdujący się w obozie na granicy z Polską zaopatrywani są w broń. To Kurdowie, młodzi wojownicy, którzy nie wytrzymają tego jak są traktowani gazem przez polskich pograniczników – powiedział Łukaszenka, dodając rutynowo, że Mińsk blokuje te kanały zaopatrzenia, ale przecież jego determinacja może nie wystarczyć. W tym samym czasie na stronie białoruskiego resortu obrony ukazał się komunikat w którym padają pod adresem Polski absurdalne zarzuty, iż zgromadzenie w rejonie nadgranicznym 15 tys. żołnierzy i oficerów nie jest wyłącznie związane z kryzysem migracyjnym, nie jest adekwatną reakcją, ale raczej może być postrzegane jako stworzenie „grupy uderzeniowej”. Uładzimir Makiej, szef białoruskiego MSZ-u powiedział agencji RIA-Novosti, iż „kategorycznie nie chcielibyśmy, aby na naszym terytorium pojawiły się jakiekolwiek konflikty i będziemy starali się zrobić wszystko, aby im zapobiec, i oczywiście zostaną podjęte najbardziej zdecydowane środki”, jednak zarazem zaznaczył, że „dziś nikt nie może niczego zagwarantować”, jak rozwinie się sytuacja na granicy.
Rosjanie dołożyli też do tej narracji swój wkład. Rzecznik Kremla Pieskow poproszony o skomentowanie jednej z audycji białoruskiej telewizji w której pojawiły się pogróżki pod adresem Polski, iż w razie zaostrzenia sytuacji do konfliktu może włączyć się Rosja, a to oznacza, że jej strategiczne lotnictwo wojskowe może wejść do gry, uchylił się od zajęcia jednoznacznego stanowiska, mówiąc jedynie, że sytuacja na granicy dla każdego zdroworozsądkowego myślącego człowieka winna być przedmiotem „głębokiego zaniepokojenia”. Wczoraj mówił on jedynie o zaniepokojeniu, które dziś już uległo pogłębieniu, co w języku rosyjskich komunikatów strategicznych oznacza, iż z perspektywy Moskwy sytuacja jest bardziej napięta. Nie może być zresztą inna, jeśli zarówno 10 listopada, jak i dzisiaj, Rosjanie wysłali w rejony nadgraniczne swe bombowce strategiczne. Wczoraj mieliśmy do czynienia z demonstracyjnym przelotem dwóch bombowców Tu-22M3, zdolnych do przenoszenia ładunków nuklearnych, wzdłuż polskich granic, dzisiaj na poligonie Różany nieopodal Brześcia rosyjskie Tu-160 ćwiczyły bombardowanie celów naziemnych. Łukaszenka nie skrywa zresztą, że jest to element zwiększania presji i powiedział publicznie, że tego rodzaju działanie uzgodnił w trakcie niedawnej telefonicznej rozmowy w Władimirem Putinem. Odpowiadając na deklaracje Warszawy, iż Polska może, w sytuacji jeśli napięcie na granicy będzie nadal eskalowało, zamknąć wszystkie przejścia, białoruski dyktator oświadczył, że nie boi się tego rodzaju retorsji, co więcej jest na to przygotowany. Obiecał też zamknięcie gazociągu Jamał – Europa Zachodnia i ropociągu Przyjaźń, jeśli kolektywny Zachód chciałby zwiększać presję. Być może to bluff, ale strategia Mińska sprawia wrażenie przemyślanej i konsekwentnie realizowanej.
Dziś w nocy dwukrotnie padły strzały na polsko–białoruskiej granicy, oddane na postrach przez zaatakowanych naszych żołnierzy, co pokazuje jak napięta jest sytuacja i jak przypadkowe zdarzenia mogą prowadzić do eskalacji. Litwini, którzy również zaczęli, po trzymiesięcznej „przerwie”, podlegać presji migracyjnej już oświadczyli, że jeśli na granicy pojawią się „zielone ludziki” to bez wątpienia otworzą ogień. Mantas Adomenas, litewski wiceminister spraw zagranicznych powiedział w wywiadzie dla stacji Echo Moskwy, że „jeśli granicę będą starali się pokonać ludzie z bronią” to z pewnością ogień zostanie otwarty.
Ukraina, jak poinformował minister spraw wewnętrznych Denis Monastyrski, ma zamiar zwiększyć ochronę swej granicy z Białorusią wysyłając 8,5 tys. żołnierzy i policjantów. Co ciekawe, Petro Poroszenko, lider ukraińskiej opozycyjnej formacji Europejska Solidarność, wezwał rząd do dyslokacji wojska w rejony nadgraniczne, bo jego zdaniem sił MSW i Gwardii Narodowej może nie wystarczyć. Na Ukrainie rywalizacja polityczna jest nie mniej intensywna niźli w Polsce, zwolennicy byłego prezydenta uważają obecnego za zdrajcę i agenta Moskwy, ale nikomu nie przyszło do głowy, tak jak jednej z polskich opozycyjnych posłanek aby wpuścić do kraju uchodźców a potem zastanowić się co dalej. Z mniejszym tez namaszczeniem w Kijowie przyjmowane są pomysły płynące z Berlina.
Prawdziwą wściekłość na Ukrainie wywołała propozycja Nilsa Schmidta, eksperta ds. polityki zagranicznej niemieckich socjaldemokratów, którzy przygotowują się do objęcia władzy w kraju. Otóż jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem kryzysu humanitarnego związanego z problemem uchodźców na granicach Białorusi, byłoby utworzenie „korytarzy humanitarnych” i wpuszczenie ich na obszar Polski. Jednakże nie mieliby u nas pozostać, zapewne jak można się domyślać przed powtórką scenariusza litewskiego. Latem tego roku zamknięci w słabo strzeżonych obozach na Litwie uchodźcy w wielkiej liczbie z nich uciekli i bez przeszkód dostali się do Niemiec. Schmid zaproponował, aby tym razem obozy dla koczujących na granicy przybyszów, po tym już, jak będą mogli na terenie Unii złożyć wnioski o azyl, które muszą być rzetelnie, co oznacza długo, rozpatrywane, zorganizować na Ukrainie. Ta, delikatnie mówiąc, bezczelna propozycja nie spodobała się w Kijowie, bo obawiają się tam, że ukraińskie interesy zostaną lekką ręką przy pierwszej okazji przez Berlin przehandlowane.
Wiele bowiem wskazuje na to, że presja wywierana przez Łukaszenkę, a pośrednio Putina zaczyna przynosić efekt. Wczoraj na Kreml zadzwoniła kanclerz Merkel, co jest nie tylko strategicznym błędem, bo zostanie odczytane przez Moskwę, ale również Mińsk, jako oznaka słabości i gotowości do ustępstw. Dzisiaj miała miejsce kolejna rozmowa telefoniczna, co wygląda na trwające negocjacje. Z komunikatu Kremla wyraźnie wynika, że dotyczyła ona również kwestii związanych z Ukrainą, takich jak Donbas i obecność wojsk NATO w basenie Morza Czarnego. Trudno nie odnieść wrażenia, że przetarg strategiczny już się rozpoczął. Przy okazji warto wyjaśnić jeszcze jedną kwestię, o co proszę przedstawicieli polskiego rządu. Otóż w relacjach światowych mediów, zarówno niemieckich jak i brytyjskich po wczorajszym telefonie Merkel na Kreml pojawiły się sugestie, że inicjatywa niemieckiej kanclerz miała związek z oświadczeniem premiera Morawieckiego w Sejmie, że za całą akcją na granicy stoi Moskwa. Sytuacja wymaga naświetlenia, bo czym innym jest uzgodniona z polskich rządem inicjatywa niemieckiej kanclerz, nawet jeśli posunięcie w postaci rozmowy z Putinem uznać za błąd, a czym innym próba „wmanewrowania” Warszawy w całą sytuację i kreowanie się Berlina na gwaranta i obrońcę naszych interesów, bez naszej zgody.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/573673-czy-berlin-negocjuje-z-moskwa-rozwiazanie-kryzysu