Jednym z elementów strategii narracyjnej Mińska w związku z kryzysem granicznym jest dążenie do „militaryzacji” kwestii. Wprost wypowiadał się w tym duchu Łukaszenka, udzielając wywiadu redaktorowi naczelnemu rosyjskiego periodyku wojskowego „Obrona Narodowa”. W jego opinii problem z migrantami został przez Polskę wykorzystany po to, aby ściągnąć na granicę znaczne siły wojskowe, w tym pancerne, co świadczyć ma o tym, że Warszawa prowadzi „jakieś ćwiczenia lub wręcz przygotowania”.
Nie tylko w wystąpieniu białoruskiego dyktatora pojawiły się tego rodzaju watki. Już w poniedziałkowym oświadczeniu tamtejszego Ministerstwa Obrony znalazło się oskarżenie formułowane pod adresem Polski, że ściągając w rejony nadgraniczne ponad 10 tys. żołnierzy i oficerów winniśmy, zgodnie z międzynarodowymi traktatami, poinformować o tym stronę białoruską, wręcz zaprosić obserwatorów. Wczoraj, w związku z tym, został wezwany attaché wojskowy polskiej ambasady w Mińsku płk Jarosław Kembrowski. Miał on również, jak informuje TASS usłyszeć, iż nie wypełniamy zapisów Dokumentu Wiedeńskiego, a także, że Polska nie przedstawiła „twardych” dowodów potwierdzających obecność w większej liczbie przedstawicieli białoruskiej armii w rejonach nadgranicznych oraz „nie przejawia chęci konstruktywnego”, tj. rozmów przy stole, rozwiązania problemu. Przesłanie tego stanowiska jest jasne – problem migracyjny można rozwiązać negocjując, Polska tego nie chce, ściąga wojska na granicę mimo, że armia Białoruska tego nie czyni, co oznaczać może, iż czynimy pod osłoną kryzysu migracyjnego „jakieś przygotowania”.
Dzisiaj rosyjskie media informują, iż pod Kazaniem w Tatarstanie odbywają się właśnie ćwiczenia „sił pokojowych” ODKB, organizacji obronnej stworzonej pod egidą Moskwy, do której prócz Rosji i Białorusi wchodzą jeszcze takie państwa jak Kazachstan, Armenia, Kirgizja czy Tadżykistan. Te dwa ostatnie warte są wspomnienia w kontekście tego, co się dzieje na polsko – białoruskiej granicy, bo w ich przypadku Rosja albo całkowicie (Armenia), albo częściowo (Tadżykistan) odpowiada za ochronę granic. W manewrach pod Kazaniem bierze udział 1,7 tys. wojskowych i oficerów, ale największe znaczenie mają kontyngenty z Rosji i Białorusi. Symptomatyczne jest to, że plan ćwiczeń przewiduje „planowanie i prowadzenie operacji pokojowych, wspólne działania na rzecz organizacji obozu dla uchodźców i jego ochrony, eskortowanie konwojów z ładunkiem humanitarnym, a także pełnienie służby na punktach kontrolnych”. Pisałem już o tym, że zdaniem amerykańskich ekspertów kolejna agresywna operacja Moskwy wymierzona w państwo graniczne może przyjąć postać „misji humanitarnej”, ćwiczenia te tylko potwierdzają, że tego rodzaju scenariusz wchodzi w grę.
Tym bardziej, że oficjalne oceny przedstawicieli rosyjskiej władzy skłaniają do wniosku, iż Moskwa, choć bez wielkiego entuzjazmu, jednak ma zamiar wspierać Łukaszenkę. Trudno nie wiązać tego z podpisanym 5 listopada pakietem umów integracyjnych między Rosją a Białorusią, a także równoległym przyjęciem wspólnej polityki migracyjnej i doktryny wojennej. Już w czasie posiedzenia on–line Rady Państwa Związkowego jej sekretarz, były rosyjski ambasador w Mińsku, Dmitrij Mezencew oświadczył, że celowość podpisania dokumentu dotyczącego wspólnej polityki migracyjnej „potwierdzają również najnowsze wydarzenia na granicy Białorusi i Unii Europejskiej, na które Republika odpowiada konsekwentnie i profesjonalnie”. Był to wyraźny sygnał poparcia politycznego, jakiego Moskwa udzieliła, w kwestii migracyjnej, Łukaszence. Późniejsze wypowiedzi urzędników rosyjskich, łagodniejsza Pieskowa i agresywnie antypolska Zacharowej, rzeczniczki MSZ-u, potwierdzają, że Mińsk ma wsparcie Moskwy. Swoją „propozycję” rozwiązania problemu migrantów na granicy polsko – białoruskiej zgłosił też minister Ławrow, który zaproponował, aby Unia, wzorem postępowania wobec Turcji, zapłaciła za to, że Białoruś zatrzyma ich u siebie. Mamy w tym wypadku do czynienia, jak można przypuszczać, z oficjalnym stanowiskiem rosyjskiej dyplomacji. Wasilin Nebenza, reprezentujący Rosję w ONZ i zasiadający w związku z tym w Radzie Bezpieczeństwa, powiedział mediom, że w trakcie podobnych wydarzeń w przeszłości, a rosyjski dyplomata miał w tym wypadku na myśli kryzys roku 2015, Unia Europejska zdecydowała się zapłacić państwom będącym w stanie powstrzymać migrantów. Teraz tego nie chce robić i nie ma zamiaru zasilić finansowo Białorusi, co w świetle pokrętnej logiki Nebenzy świadczy o stosowaniu „podwójnych standardów”.
Jeśli jednak poświęcamy uwagę stanowisku Rosji, to wypada stwierdzić, że reakcja Kremla jest dość powściągliwa. Bardzo dobrze jest to widoczne na przykładzie tego, w jaki sposób zredagowany został oficjalny komunikat po wczorajszej (09.11) rozmowie telefonicznej Łukaszenka – Putin. Jest on niezwykle lakoniczny. Napisano w nim jedynie, że rozmówcy „wymienili się opiniami” na temat kryzysu na polsko – białoruskiej granicy. Nieco bardziej wymowny był rzecznik Kremla Pieskow. Powiedział on, że sytuacja „jest niepokojąca”, Białoruscy pogranicznicy postępują „w sposób odpowiedzialny”, a szturmujący polską granicę „winni zostać przepuszczeni”. Nawet jednak ten komunikat, w świetle którego dość jasno widać, gdzie sytuuje się sympatia Moskwy, nie stawia kropek nad „i”, dając Kremlowi możliwość wystąpienia z czymś w rodzaju „misji dobrych usług”, oczywiście jeśli wola oporu Polski i szerzej, Unii, zostanie już złamana. Warto też zwrócić uwagę, że Putin, po telefonicznej rozmowie z Łukaszenką, odbył w trybie on-line posiedzenie Rady Bezpieczeństwa FR. W porządku obrad znajdowały się dwa punkty. Pierwszy, poświęcony był „polityce granicznej” Federacji Rosyjskiej, co nie wydaje się kwestią przypadkową.
W rosyjskich mediach nastrój komentarzy, które się pojawiły, wcale nie jest pro-łukaszenkowski. Raczej jego politykę postrzega się w kategoriach pewnego problemu, który rozwiązywać będzie musiała „jak zawsze” Moskwa, dostrzega się zagrożenie związane z wciągnięciem Rosji w problem o większej skali czy snuje refleksję, co będzie należało zrobić, jeśli migranci zatrzymani na polskiej granicy zechcą np. udać się w przeciwna stronę.
Jeśli chodzi o możliwość zmiany strumieni migracyjnych to poważne zaniepokojenie zaczęły wyrażać władze Ukrainy. W ostatnich dwóch dniach wypowiadali się na ten temat przedstawiciele tamtejszego MSW mówiąc, że sąsiedzi chcą sprowokować kryzys na ukraińsko – białoruskiej granicy. Chodzi tu zarówno o słowa, które Łukaszenka wypowiedział w trakcie wczorajszej rozmowy z rosyjskim dziennikarzem prezentując tezę, iż to aktywna „struktura mafijna”, a nie białoruskie państwo zajmuje się szmuglowaniem ludzi, jak i napływające do Kijowa informacje o wzroście liczby migrantów w rejonach nadgranicznych z Ukrainą. Schemat mógłby być prosty: ukraińska granica z Białorusią jest zarówno słabo strzeżona jak i długa, a służba graniczna i celna przeżarte korupcją. Do Niemiec dotarło już w tym roku blisko 10 tys. migrantów „z kierunku polskiego”, a w procederze przemytu migrantów z pewnością uczestniczą obywatele Ukrainy. Dość łatwo, szukając rozwiązania problemu i wyjścia z niego z twarzą, Mińsk mógłby przekierować strumień migracyjny na południową granicę uwiarygadniając tezę o „strukturze mafijnej”, a także zyskując zapewne w tym względzie sympatię Moskwy.
Sytuacja na granicy państw Unii z Białorusią daleka jest od stabilizacji, trudno nawet mówić, że nie będzie w najbliższej przyszłości eskalowała, wręcz przeciwnie, wiele wskazuje na to, że najgorętsze wydarzenia dopiero przed nami. Jednak Rosja pozycjonuje się w tej kwestii, jak do tej pory, doskonale. Nie można jej zarzucić otwartego wspierania polityki Łukaszenki w kwestii migracyjnej, choć zarazem nie ma wątpliwości, gdzie sytuują się jej sympatie. Rosja zachowuje otwarte, w zależności jakie decyzje zapadną na Kremlu, możliwości. Jest w stanie zarówno eskalować konflikt do poziomu wojskowego (choć raczej nie starcia tylko obecności) jak i zaproponować jego rozwiązanie. Może również wesprzeć przesunięcie presji migracyjnej np. na Ukrainę, na czym może jej dziś nawet bardziej zależeć. Innymi słowy, zajmuje pozycję państwa balansera – od decyzji którego zależeć będzie to, jak potoczą się wydarzenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/573483-moskwa-a-kryzys-migracyjny-na-bialoruskich-granicach