Już następnego dnia po nieudanym ataku kilkusetosobowej grupy migrantów, którzy chcieli przedostać się do naszego kraju przez tymczasowe ogrodzenie na granicy białorusko-polskiej, odezwał się Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych Rosji.
Od lipca, kiedy migranci sprowadzeni przez reżim Łukaszenki z Iraku i Syrii atakowali najpierw granicę z Litwą i Łotwą, a później także z Polską, Rosja publicznie nie zabierała w tej sprawie głosu, choć nie ulega wątpliwości, że każdy kolejny krok był z Moskwą uzgadniany.
Teraz Ławrow porównuje sytuację migrantów na Białorusi do sytuacji uchodźców przebywających na terenie Turcji po wojnie w Syrii i mówi, że skoro UE finansowała ich pobyt w tym kraju, to podobne rozwiązanie należy zastosować i w tym wypadku.
Rosja od lat wywołuje różnego rodzaju konflikty na całym świecie, zarówno zbrojnie, jak i przy pomocy instrumentów wojny hybrydowej, najczęściej używając do tego „swoich wasali”, a następnie, gdy osiągną odpowiednio „wysoką temperaturę”, zgłasza się do mediowania w nich, proponuje również pomysły na ich rozwiązanie.
Tak jest i w tym przypadku, Łukaszenka rozpoczynając akcję sprowadzania na dużą skalę migrantów na Białoruś, musiał uzyskać nie tylko zgodę swojego protektora w Moskwie, ale także logistyczne wsparcie, żeby mógł ją prowadzić.
Teraz ten protektor tonem wyższości mówi, że to kraje NATO i Unii Europejskiej próbowały przez wiele lat „narzucić demokrację” państwom Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, czego konsekwencją są bezprecedensowe fale uchodźców z tamtego regionu.
Propozycja Rosji może wydawać się pojednawcza, szczególnie dla krajów Europy Zachodniej, tyle tylko, że jest ona oparta o ewidentny fałsz dotyczący porównania sytuacji uchodźców w Turcji w 2015 roku i imigrantów ekonomicznych na Białorusi w roku 2021.
W Turcji znaleźli się klasyczni uchodźcy uciekający do sąsiedniego kraju w związku z wojną w Syrii i jej konsekwencjami, na Białorusi znajdują się imigranci, którzy dostali się tam drogą lotniczą, kupując za duże pieniądze wycieczki do tego kraju i przebywając w nim na podstawie udzielonych im wiz.
A więc sytuacje są nieporównywalne, a propozycja Ławrowa jest próbą załatwienia dla Białorusi znacznego zastrzyku finansowego z UE i tym samym zmniejszenia pomocy finansowej Rosji dla reżimu Łukaszenki.
UE nie może się na to nabrać, a jedyną jej reakcją powinien być kolejny pakiet sankcji nałożony na reżim Łukaszenki, tym razem już nie tylko karzących urzędników i funkcjonariuszy tego reżimu, ale sankcji uderzających w dwa najważniejsze sektory gospodarki tego kraju: naftowy i nawozowy.
Te dwie branże oparte na względnie tanich surowcach importowanych przez Białoruś z Rosji: ropę naftowa i gaz, przynoszą najwięcej dewiz białoruskiej gospodarce i zdecydowanie największą część dochodów budżetowych tego kraju.
Sankcje nałożone przez UE na te dwa sektory byłyby mocnym uderzeniem w podstawy ekonomiczne reżimu Łukaszenki, a tym samym najszybciej mogłoby doprowadzić do rezygnacji z używania imigrantów jako instrumentu wojny hybrydowej z Polską, Litwą i Łotwą.
Konieczne jest także uderzenie przez UE sankcjami w linie lotnicze uczestniczące przez kilka ostatnich miesięcy w procederze przewozu imigrantów z krajów Bilskiego Wschodu na Białoruś, a także w firmy leasingujące im samoloty, bowiem objęcie sankcjami tylko białoruskich linii lotniczych, jak widać, to za mało.
Bowiem tylko dzięki wykorzystaniu drogi lotniczej na Białorusi, znalazło się do tej pory kilkanaście tysięcy imigrantów, co więcej, obecnie około 40-50 lotów z Bliskiego Wschodu tygodniowo, to loty z migrantami ekonomicznymi.
Tylko zablokowanie tych lotów daje szansę na znaczne zmniejszenie strumienia imigrantów przybywających na Białoruś, a tym samym ustania presji na granice Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/573459-rosja-juz-ma-plan-jak-ue-ma-rozwiazac-kryzys-na-bialorusi