Niedawne spotkanie Klubu Wałdajskiego w Rosji przeszło w Polsce niemal niezauważone. A szkoda, ponieważ było ono warte odnotowania zwłaszcza z jednego powodu. Otóż Władimir Putin przedstawił tam zebranym, a zwłaszcza gościom z Zachodu, zarys swojego programu ideowego, który sam nazwał „zdrowym konserwatyzmem” lub też „rozsądnym konserwatyzmem”.
To oferta skierowana do zachodnich kół politycznych i środowisk intelektualnych, przerażonych postępami dokonującej się rewolucji kulturowej i antropologicznej, której przejawami są m.in. ideologia gender i krytyczna teoria rasowa. Adresatami przesłania Putina są jednak nie tylko ludzie o poglądach prawicowych czy konserwatywnych, lecz także osoby prezentujące zdrowy rozsądek, które zaniepokojone są irracjonalną i agresywną ideologią, wtrącającą się w ich prywatne życie.
Putin ostrzega przed neomarksizmem
Tegoroczne, czterodniowe, osiemnaste już, coroczne spotkanie Klubu Wałdajskiego nosiło tytuł „Globalny wstrząs w XXI wieku: jednostka, wartości i państwo”. Najważniejszym punktem programu okazało się przemówienie prezydenta Rosji, które miało charakter analizy globalnych trendów cywilizacyjnych, kulturowych, obyczajowych i geostrategicznych. Ze wszystkich dotychczasowych wystąpień Putina na tym forum, obecne w największym stopniu koncentrowało się na problematyce metapolitycznej.
Zwracając się bezpośrednio do swych zagranicznych gości, gospodarz spotkania przedstawił zarys ideowego programu, którym zamierza kierować się Rosja w czasach globalnych kryzysów, jakie wstrząsają – i wstrząsać będą – naszym światem. Punktem wyjścia swych rozważań rosyjski prezydent uczynił obecną sytuację na Zachodzie, zwracając uwagę, że pewne procesy społeczne i kulturalne (np. rewolucja seksualna) nie są żadną nowością, lecz były wymyślone i wcielane w życie przez bolszewików od na początku istnienia Związku Sowieckiego, doprowadzając do wielu nieszczęść.
Generalnie diagnoza Putina jest jasna: Zachód pod wpływem ideologii wywodzących się z marksizmu przeprowadza wielką operację inżynierii społecznej, jednakże Rosja, która przeszła już podobny eksperyment pod rządami komunistów i zapłaciła za to ogromną cenę, nie zamierza w tym uczestniczyć. Mało tego, ostrzega innych: nie idźcie tą drogą.
„Myśmy to już wszystko przechodzili w Rosji”
Żeby wyrobić sobie zdanie o diagnozie przedstawionej przez Putina, warto zapoznać się z tym fragmentem jego przemówienia, który w największym stopniu odnosi się do wspomnianych problemów:
„Ze zdumieniem spoglądamy na procesy zachodzące w krajach, które zwykły uważać się za okręty flagowe postępu. Oczywiście, wstrząsy społeczno-kulturowe, które mają miejsce w Stanach i Europie Zachodniej, nie są naszą sprawą, my się tam nie pchamy. Są tacy w krajach zachodnich, którzy są przekonani, że agresywne wymazywanie całych kart własnej historii, «odwrotna dyskryminacja« większości w interesie mniejszości czy żądanie odrzucenia utartego rozumienia tak podstawowych rzeczy, jak mama, tata, rodzina czy nawet różnice płci – to są, ich zdaniem, kamienie milowe w ruchu na rzecz odnowy społecznej.
Chcę to jeszcze raz podkreślić: to jest ich prawo, my się do tego nie wtrącamy. Prosimy tylko, żeby nie wpychać się z tym do naszego domu. My mamy inny punkt widzenia, w każdym razie – wyrażając się bardziej precyzyjnie – przytłaczająca większość społeczeństwa rosyjskiego ma inny punkt widzenia: uważamy, że powinniśmy opierać na swoich wartościach duchowych, na historycznej tradycji, na kulturze naszego wieloetnicznego narodu.
Zwolennicy tak zwanego postępu społecznego wierzą, że przynoszą ludzkości jakąś nową świadomość, bardziej poprawną niż wcześniejsza. I daj im Boże, flagę w ręce i – jak to mówimy u nas –naprzód. Tylko wiecie, co chciałbym teraz powiedzieć: recepty, które oni oferują, nie są wcale nowe; wszystko to – choć komuś może wydawać się nieoczekiwane – myśmy już przechodzili w Rosji, my to już mieliśmy. Po rewolucji 1917 roku bolszewicy, opierając się na dogmatach Marksa i Engelsa, także ogłosili, że zmienią cały dotychczasowy układ – nie tylko polityczny i gospodarczy, lecz także samą ideę tego, czym jest ludzka moralność oraz podstawy funkcjonowania zdrowego społeczeństwa. Niszczenie odwiecznych wartości, wiary i relacji międzyludzkich aż do całkowitego odrzucenia rodziny (tak było), zmuszanie i zachęcanie do donosów na bliskich – to wszystko uznawane było za krok postępu i, tak nawiasem mówiąc, cieszyło się wtedy dość szerokim poparciem na świecie i było modne – tak samo jak dzisiaj. Nawiasem mówiąc, bolszewicy również wykazywali absolutną nietolerancję wobec jakichkolwiek innych opinii.
Moim zdaniem, powinno nam to przypominać coś, co teraz widzimy. Patrząc na to, co dzieje się w wielu krajach zachodnich, ze zdumieniem rozpoznajemy rodzime praktyki, które na szczęście sami już pozostawaliśmy za sobą, mam nadzieję, w odległej przeszłości. Walka o równość i przeciw dyskryminacji przeradza się w agresywny dogmatyzm na granicy absurdu, kiedy wielkich twórców przeszłości – takich jak Szekspir – przestaje się nauczać w szkołach i na uniwersytetach, ponieważ oni ze swymi ideami zostali uznani tam za wstecznych. Klasyków uważa się za zacofanych, ponieważ nie zrozumieli znaczenia gender lub rasy. W Hollywood krążą instrukcje, jak i o czym robić filmy, ilu powinno być w nich bohaterów, jakiego koloru lub jakiej płci. Okazuje się, że jest gorzej niż w wydziale agitacji i propagandy Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego.
Przeciwdziałanie przejawom rasizmu jest rzeczą niezbędną i szlachetną, jednak w nowej «kulturze unieważniania« zamienia się w «dyskryminację odwrotną«, czyli staje się rasizmem na odwrót. Obsesyjny nacisk kładziony na zagadnienia rasowe jeszcze bardziej dzieli ludzi, a przecież marzeniem prawdziwych bojowników o prawa obywatelskie było właśnie zlikwidowanie różnic i odrzucenie podziału ludzi według koloru skóry. Przypomnę, że wczoraj specjalnie poprosiłem moich kolegów o znalezienie tego cytatu Martina Luthera Kinga, gdy powiedział, jak pamiętacie: «Marzę, że nadejdzie dzień, kiedy moja czwórka dzieci będzie mieszkać w kraju, w którym będą oceniani nie według koloru ich skóry, ale zgodnie z ich osobistymi cechami«. To jest prawdziwa wartość. Ale jak widzimy, wszystko dzieje się tam jednak inaczej. Nawiasem mówiąc, tutaj, w Rosji, absolutną większość naszych obywateli nie obchodzi to, jaki kolor skóry ma dana osoba; nie jest ważne, czy to jest on czy ona. Każdy z nas jest człowiekiem – i to się liczy.
W wielu krajach zachodnich dyskusja o prawach kobiet i mężczyzn przerodziła się w prawdziwą fantasmagorię. Zobaczycie, a dojdziecie tam do tego, co proponowali bolszewicy – nie tylko do uspołecznienia kur, ale i do uspołecznienia kobiet. Jeszcze jeden krok i już się tam znajdziecie.
Fanatycy nowych podejść posuwają się tak daleko, że chcą znieść same te pojęcia. Ci, którzy ryzykują twierdzenie, że istnieją mężczyźni i kobiety – a jest to przecież fakt biologiczny – podlegają niemal ostracyzmowi. «Rodzic numer jeden« i «rodzic numer dwa«, «rodzący rodzic« zamiast «matka«, zakaz używania wyrażenia «mleko matki« i zastąpienie go «mlekiem ludzkim« – po to, żeby ludzie, którzy są niepewni własnej płci, nie czuli się urażeni. Powtarzam: to nic nowego, w latach dwudziestych tzw. sowieccy Kulturträgerzy [nosiciele kultury] wynaleźli także tzw. nowomowę, licząc na to, że tym sposobem stworzą nową świadomość i zmienią układ wartości. I, jak już powiedziałem, tak narozrabiali, że do tej pory odbija nam się to czkawką.
Nie mówię już o potwornych po prostu rzeczach, kiedy dzieciom od najmłodszych lat wmawia się dziś, że chłopiec może łatwo stać się dziewczynką i na odwrót; w rzeczywistości narzuca im się wybory, które rzekomo dostępne są dla wszystkich. Narzuca się, odsuwając od tego rodziców i zmuszając dziecko do podejmowania decyzji, które mogą złamać jego życie. I nikt się nawet nie konsultuje z psychologami dziecięcymi: czy dziecko w pewnym wieku jest w stanie podjąć taką decyzję, czy nie? Nazywanie rzeczy po imieniu znajduje się już niemal na granicy zbrodni przeciwko ludzkości, a wszystko to pod sztandarem postępu.
No cóż, jak ktoś to lubi, niech tak zrobi. Jak już kiedyś powiedziałem, my, kształtując nasze podejście, będziemy kierować się ideologią zdrowego konserwatyzmu. To było kilka lat temu, kiedy namiętności na arenie międzynarodowej nie osiągnęły jeszcze obecnej intensywności, choć oczywiście, można powiedzieć, że już wtedy chmury zagęszczały się. Teraz, gdy świat przeżywa strukturalne załamanie, znaczenie rozsądnego konserwatyzmu jako podstawy kursu politycznego wielokrotnie wzrosło właśnie z powodu mnożącego się ryzyka i niebezpieczeństw oraz kruchości otaczającej nas rzeczywistości.
Konserwatywne podejście nie jest bezmyślną obroną, nie jest lękiem przed zmianami, nie jest grą na zachowanie, a tym bardziej na zamknięcie się we własnej skorupie. To przede wszystkim opieranie się na sprawdzonej przez czas tradycji, utrzymanie i wzrost populacji, realizm w ocenie samych siebie i innych, precyzyjne opracowanie systemu priorytetów, połączenie koniecznego z możliwym, rozważne formułowanie celów oraz fundamentalne odrzucenie ekstremizmu jako metody działania. I powiem wprost: w nadchodzącym okresie przebudowy świata, który może trwać dość długo i którego ostateczny projekt pozostaje nieznany, umiarkowany konserwatyzm jest najbardziej rozsądną, przynajmniej moim zdaniem, linią postępowania. Oczywiście będzie on się nieuchronnie zmieniał, ale jak dotąd medyczna zasada «nie szkodzić« wydaje się najbardziej racjonalna. Jak wiadomo: «noli nocere«.
Powtarzam: dla nas w Rosji nie są to postulaty spekulacyjne, lecz jest to lekcja wyciągnięta z naszej trudnej, czasem tragicznej historii. Ceny źle pojętej nauki społecznej czasem po prostu nie da się oszacować; niszczy ona nie tylko materialne, ale i duchowe fundamenty ludzkiej egzystencji, pozostawia po sobie ruinę moralną, na której przez długi czas nie da się w ogóle nic zbudować”.
Nadzieja dla Zachodu?
Nie oszukujmy się: takim językiem nie mówi dziś publicznie żaden z przywódców państw europejskich – może poza jednym Viktorem Orbánem. Nic dziwnego, że powyższe, zdroworozsądkowe wywody trafiają do przekonania wielu konserwatystów w krajach zachodnich, którzy nie odnajdują dziś oparcia ani partiach chrześcijańsko-demokratycznych, ani w instytucjonalnym Kościele. Jeszcze na przełomie XX i XXI wieku, za pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI, czuli oni, że mają niewzruszone oparcie w Kościele katolickim. Dziś obserwuję, jak ich zaufanie do papiestwa stale kurczy się.
Dla nas w Polsce może to brzmieć paradoksalnie, ale wielu konserwatystów na Zachodzie większą nadzieję na obronę chrześcijaństwa przed współczesnym barbarzyństwem pokłada dziś w byłym pułkowniku KGB niż w biskupie Rzymu. Uważają oni czyny i słowa Władimira Władimirowicza za bardziej wiarygodne niż Franciszka. Postawa tego ostatniego wydaje im się nie tyle odpowiedzią na problemy chrześcijaństwa, ile raczej częścią problemu, którym jest neomarksistowska infiltracja Kościoła.
W tym kontekście warto zapoznać się z wystąpieniem Putina, ponieważ pokazuje ono sposób argumentacji, który trafia do wielu ludzi na Zachodzie. Zresztą przemówienie wygłoszone przez niego podczas spotkania Klubu Wałdajskiego już krąży pod Europie i znajduje żywy oddźwięk w wielu środowiskach prawicowych jako alternatywa dla dominującej narracji neomarksistowskiej.
My w Polsce mamy tę przewagę, że po pierwsze: znamy sposób działania Rosji lepiej niż ludzie na Zachodzie, po drugie: w swym oporze przeciw szaleństwom współczesności możemy oprzeć się na solidniejszym fundamencie niż konserwatyści w zsekularyzowanych społeczeństwach zachodnich, dla których główny lokator Kremla okazuje się ostatnim promykiem nadziei na ocalenie chrześcijaństwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/572327-oferta-putina-dla-zachodniej-prawicy