Joe Biden zapytany w ubiegłym tygodniu przez dziennikarzy czy Stany Zjednoczone przyjdą z pomocą Tajwanowi, jeśliby ten został zaatakowany przez Chiny odpowiedział, że tak, powołując się przy tym na wzajemne umowy. To ważna deklaracja nie tylko dlatego, że w ostatnim czasie obserwujemy wzmożoną aktywność chińskich sił zbrojnych w bezpośredniej bliskości wyspy, którą Pekin uznaje za zbuntowaną prowincję. Przez lata Waszyngton w kwestiach Tajwanu uprawiał politykę strategicznej niejednoznaczności (strategic ambiguity) w kwestii swego postępowania, jeśliby Tajpej stało się obiektem chińskiego ataku. Władze Formozy otwarcie podziękowały Bidenowi za zajęcie takiego stanowiska, odwrotnie Pekin, przestrzegł Waszyngton przez „wysyłaniem sygnałów które zostaną błędnie zinterpretowane”, a przez to mogą prowadzić do wybuchu konfliktu. Chiny niedwuznacznie też sugerowały, aby Stany Zjednoczone trzymały się polityki „jednych Chin” na co Amerykanie w obecnej sytuacji mają niewielką ochotę.
Ta wymiana opinii, będąca jednocześnie manifestowaniem intencji i sygnałów strategicznych, ilustruje stan relacji między Waszyngtonem i Pekinem i skłania do stawiania pytania czy rywalizacja mocarstw, o której tyle się ostatnio mówi, może przekształcić się w gorący konflikt zbrojny. Kwestią tą zajął się na łamach The Wall Street Journal Elbridge Colby, jeden z twórców amerykańskiej Strategii Obrony z 2018 roku, zdaniem którego wojna amerykańsko–chińska o Tajwan i szerzej, hegemonię w Azji, może rozpocząć się w każdej chwili, raczej szybciej niźli później. Dlaczego? Przede wszystkim z tego powodu, że Pekin, jak uważa Colby, może dojść do wniosku, że jego „okienko możliwości” zamyka się. Ameryka przystąpiła do konstruowania systemu sojuszniczego w regionie (QUAD, AUKUS) a państwa, które uważają, iż grozi im chiński ekspansjonizm, zwiększają swe wydatki wojskowe. W efekcie obecna przewaga Chin może zostać w najbliższej przyszłości zniwelowana, lepiej zatem byłoby, z punktu widzenia strategicznych rachub Pekinu i relacji sił i środków uderzyć teraz, niźli czekać jak ewentualny przeciwnik okrzepnie i zwiększy swe możliwości. Tak oceniając sytuację Colby jest zdania, iż administracja Bidena robi fundamentalny błąd w ocenie intencji i determinacji Pekinu. Uważa on bowiem, że ekipa obecnego prezydenta, choć realizuje politykę strategicznej rywalizacji z Chinami, na polu gospodarczym, dyplomatycznym i politycznym, w istocie nie wierzy w możliwość wybuchu wojny, nie czyni do niej przygotowań „na poważne”. Oznacza to, że deklaracje samego prezydenta i przedstawicieli jego ekipy mogą zostać przez Pekin uznane za bluff, co wręcz przyspieszy a nie oddali wybuch konfliktu. Dwa czynniki, w opinii Colbyego, powodują, że sytuacja winna zostać uznana za poważną. Po pierwsze Chiny już jakiś czas temu deklarowały gotowość użycia siły aby podporządkować sobie Tajwan, który uznają za zbuntowaną prowincję. Nie chodzi tu wyłącznie o zakończenie, co w chińskim imaginarium ma istotne znaczenie „wieku upokorzeń” jaki rozpoczął się wraz z Wojnami Opiumowymi i trwał do zwycięstwa komunistów w 1949 roku, którzy rozpoczęli przywracanie Chinom miejsca w rodzinie światowych mocarstw. Sprawa jest ważniejsza, bo bez zdobycia Tajwanu Pekin nie osiągnie, zdaniem amerykańskiego eksperta, hegemonii w Azji, do czego uparcie dąży. Po drugie, jak zauważa Colby, nie chodzi tu wyłącznie o chęci władców Chin aby połknąć Tajwan, ale liczą się przede wszystkim możliwości w tym zakresie. A te, wobec faktu, że Pekin przez ostatnie 25 lat intensywnie rozbudowuje swe siły zbrojne, są dziś znakomicie większe niźli w przeszłości.
Chiny mają obecnie największą marynarkę wojenną na świecie – diagnozuje sytuację Colby - oraz ogromne i zaawansowane siły powietrzne, arsenał rakietowy i sieć satelitów. Nie oznacza to, że Chiny mogą jutro przeprowadzić udaną inwazję na Tajwan – ale Pekin może być tego bardzo blisko. Będzie „w pełni zdolny” do inwazji do 2025 r., powiedział niedawno minister obrony Tajwanu. Siła militarna Chin poprawia się z każdym miesiącem.
Wreszcie korzystna dziś dla Pekinu relacja sił będzie w przyszłości zmieniać się na ich niekorzyść. Może zatem w chińskich elitach władzy, tak uważa Colby, zwyciężyć pogląd, że lepiej jest zaatakować teraz, kiedy przeciwnik jest słabo przygotowany, a z pewnością gorzej niźli będzie za lat kilka i dziś rozpocząć krótką wojnę o Tajwan.
Wychodząc z tych przesłanek amerykański ekspert jest zdania, że należy znacznie przyspieszyć działania, bo wojna może być bliżej niźli uważa większość ekspertów, nie mówiąc już o publiczności. Należy po pierwsze w znaczący sposób umocnić Tajwan, zwiększyć jego zdolności do obrony. Po drugie, Waszyngton winien wzmóc presję na Tokio, aby Japonia energiczniej zaczęła odbudowywać swe zdolności wojskowe. Po trzecie wreszcie amerykańskie siły zbrojne, jak pisze, winny zajmować się wyłącznie sytuacją w rejonie Indo-Pacyfiku, może jeszcze kwestiami odstraszania nuklearnego i ograniczonymi operacjami antyterrorystycznymi, wszystko inne, w tym obecność na Bliskim Wschodzie, ale być może również w Europie, podporządkowując rysującym się wyzwaniom w rejonie Indo-Pacyfiku.
Siły zbrojne USA będą musiały się zmniejszyć swą obecność Bliskim Wschodzie, w Afryce, Ameryce Łacińskiej, a nawet w Europie – pisze Colby - Ameryka miała szansę dokonać bardziej ewolucyjnego i zrównoważonego przejścia do Azji, ale zmarnowaliśmy tę okazję. Teraz musimy się skoncentrować, nawet jeśli oznacza to, że wojsko musi skutecznie porzucić wszystkie inne kierunki.
Kwestią ewentualnego wyniku wojny amerykańsko–chińskiej zajął się też na łamach The National Interest Graham T. Allison, profesor Uniwersytetu Harvarda. Jest on przy tym zdania, że przy obecnych relacjach sił, zważywszy też na oddalenie Stanów Zjednoczonych od ewentualnego teatru przyszłych działań wojennych rezultat starcia jest łatwy do przewidzenia – Ameryka nie wygra tej wojny. Allison powołuje się przy tym na opinie wygłaszane publicznie przez amerykańskich oficerów, którzy tak jak admirał James Winnefeld są zdania, iż zanim Stany Zjednoczone zdążą dyslokować w region objęty działaniami wojennymi wystarczające siły, Tajwan może zostać przez Chiny już opanowany. Bob Work, były zastępca Sekretarza Obrony powiedział nawet w 2017 roku, że najbardziej realistyczne gry wojenne, które prowadził Pentagon szukając odpowiedzi na to kto wygra wojnę o Tajwan, dawały rezultat 18 do 1, przy czym 18 to nie był wynik Ameryki. Jak napisał Allison, niedługo ukaże się raport China Working Group, zespołu badawczego funkcjonującego na Harvardzie, w którym, jego Autorzy opisują trendy, w zakresie możliwości wojskowych, ostatniego 10-lecia, zarówno jeśli chodzi o Chiny jak i Stany Zjednoczone. Wnioski, jakie z tych analiz wypływają nie są optymistyczne. Po pierwsze skończyła się era militarnej dominacji Stanów Zjednoczonych, kiedy to Ameryka była w stanie zarówno dyslokować swe wojska gdzie chciała nie napotykając większych przeszkód jak i miała możliwość narzucenia charakteru toczonej wojny komu chciała. Dziś to już przeszłość i Stany Zjednoczone muszą się liczyć z istotnym oporem w każdej domenie. Po drugie zbudowane przez Chiny systemy antydostępowe blokują i ograniczają możliwości amerykańskich sił zbrojnych, co oznacza, że zdobycie przewagi na polu boju w krótkim czasie jest mało prawdopodobne, a to oznacza, że raczej należy się przygotowywać na długą kampanię. Allison jest też zdania, że amerykańska odpowiedź na chińskie zagrożenie winna zostać sformułowana dwutorowo. Po pierwsze trzeba wzmocnić możliwości Tajwanu aby ten był w stanie możliwie długo bronić się samodzielnie, po wtóre proponuje podejście dyplomatyczne, przypominając, że porozumienie między Pekinem a Waszyngtonem za czasów Nixona było możliwe, mimo, że wówczas również nikt nie miał recepty jak rozwiązać problem statusu Formozy. Uznano wówczas jednak, że jest to kwestia „którą można zarządzać, mimo, że nie można jej rozwiązać”. Podobną strategię, zwłaszcza w obliczu swej wojskowej słabości, zdaniem Allisona winien obecnie stosować Waszyngton. Klucząc, lawirując, uprawiając politykę strategicznej dwuznaczności zyskiwać na czasie, który jest potrzebny aby zarówno utrzymać pokój, jak i odzyskać stracone pozycje.
Kwestia ewentualnej wojny między Chinami a Stanami Zjednoczonymi nurtuje nie tylko ekspertów amerykańskich. Jak winna się zachować Europa na wieść o wybuchu konfliktu, zastanawiają się na łamach The Diplomat Joris Teer i Tim Sweijs eksperci holenderskiego Center for Strategic Studies. Artykuł został na początku miesiąca opublikowany w jednym z holenderskich dzienników, ale wówczas nikt nie zwrócił, co zrozumiałe w obliczu bariery językowej, na niego większej uwagi, a szkoda. Pozostawmy z boku kwestię, do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić, iż z punktu widzenia holenderskich ekspertów Europa to Paryż, Haga i Berlin, stanowisko państw naszego regionu, nie mówiąc już o interesach, w ogóle się nie pojawia. Sprawa jest jednak poważniejsza, bo Autorzy mają świadomość, że reakcja państw naszego kontynentu na wybuch wojny w Azji determinowała będzie przyszłość Europy w najbliższych dziesięcioleciach. Jak piszą, każda z możliwych opcji, zarówno zaangażowanie się państw kontynentalnych w koalicję antychińską, jak i pozostanie z boku, jest opcją potencjalnie ryzykowną. Z jednej strony, jeśli Europa nie wesprze Ameryki, to trudno spodziewać się aby reakcja Waszyngtonu była powściągliwa. W takiej sytuacji należy oczekiwać wycofania amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, co najprawdopodobniej wykorzysta, w opinii Holendrów Putin realizując politykę faktów dokonanych i dyktując swoje warunki, tak jak już raz to zrobił w 2014 roku. Z drugiej strony, pytają Holendrzy, czy Europa przygotowana jest na ewentualną chińską odpowiedź, np. cyberataki na obiekty infrastruktury krytycznej, w tym porty, jeśli zaangażuje się po stronie Waszyngtonu?
Jak Europa winna odpowiedzieć na ten „diabelski scenariusz”, kiedy może być zmuszona dokonywać wyboru mniejszego zła. Po pierwsze liderzy państw naszego kontynentu muszą przyjąć do wiadomości, że rywalizacja amerykańsko–chińska będzie głównym czynnikiem porządkującym światową politykę w nadchodzących latach i zacząć wynikające z tego faktu zagrożenia, być może szanse, poważnie traktować. Po drugie, jak piszą „Europa musi zdefiniować, jak wyglądałaby obrona zbiorowa bez Stanów Zjednoczonych, zwłaszcza teraz, gdy USA nie są już w stanie realizować ‘strategii dwóch wojen’, jednoczesnego prowadzenia i wygrywania wojen przeciwko dwóm wielkim mocarstwom na różnych kontynentach”. To oznacza, w ich opinii przyjęcie wobec Rosji, bo to główne zagrożenie bezpieczeństwa europejskiego, podwójnej strategii. Z jednej strony obliczonej na wzmocnienie własnych możliwości obronnych, a drugiej przyjęcie opcji formułowanej przez prezydenta Francji, który jest zdania, że należy „zarządzać” relacjami z Rosją w taki sposób aby nie prowadziło to do eskalacji napięć. Zważywszy, że Holandia wydaje na bezpieczeństwo dziś jedynie 1,4 proc. swego PKB propozycje zwiększenia zdolności obronnych Europy trzeba uznać za figurę retoryczną. Inne propozycje są ciekawsze. Otóż holenderscy eksperci postulują rozpoczęcie działań mających prowadzić docelowo do zmniejszenia zależności od chińskich podzespołów i technologii, natomiast w kwestii ewentualnego opowiedzenia się Europy po jednej ze stron konfliktu proponują zostawić sprawę otwartą otwierając na ten temat dyskusję na posiedzeniu Rady Europy. Trudno odczytywać to w inny sposób niźli powiedzenie, że „nic jeszcze nie jest przesądzone”. Europa może wesprzeć Stany Zjednoczone jeśliby wojna z Chinami miała się rozpocząć, może też pozostać w tym sporze neutralna, nawet jeśliby w efekcie Amerykanie mieli wycofać się wojskowo z naszego kontynentu. Już sam fakt takiego postawienia sprawy jest wyraźnym probierzem nastrojów i być może intencji w elitach opiniotwórczych państw Europy Zachodniej. W istocie holenderscy Autorzy mają rację, wybór dokonany przez Europę w momencie wybuchu konfliktu w Azji zdeterminuje przyszłość naszego kontynentu na długie lata. Czy jesteśmy na jego dokonanie przygotowani? Tym bardziej, że możemy stanąć przed koniecznością podejmowania decyzji nie za lat kilka czy kilkanaście, ale za kilka miesięcy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/572169-diabelska-alternatywa-dla-europy-wojna-amerykansko-chinska