To, co stało się we wtorek może mieć znaczenie geostrategiczne nie tylko w skali regionalnej, bo w tej już ma, ale wręcz wpłynąć na generalny układ sił. Chodzi mi o użycie przez ukraińskie siły zbrojne w Donbasie tureckich dronów bojowych Bayraktar TB 2, przy pomocy których zniszczona zostało stanowisko artylerii separatystów. Jak publicznie powiedział dowodzący ukraińskimi siłami zbrojnymi generał Walerij Załużnyj uderzenie to przeprowadzono na jego polecenie i po konsultacjach z prezydentem Wołodymirem Zełenskim, co oznacza, że mamy do czynienia z zamierzonym działaniem, a nie jakimś „wypadkiem przy pracy”. Jak wiadomo na wyposażeniu sił zbrojnych Ukrainy znajduje się obecnie 16 tureckich dronów, a ich ukraińscy operatorzy przeszli specjalistyczne szkolenie w Turcji.
Ukraina zdecydowała się użyć Bayraktary w odpowiedzi na ostrzał artyleryjski swoich pozycji ze strony separatystów. Apele o poszanowanie reżimu zawieszenia broni, jak informuje Kijów, nie dawały żadnego rezultatu, w efekcie zdecydowano się na uderzenie. Zniszczono jedną z trzech haubic separatystów, które prowadziły ogień, co zdaniem Jurija Butusowa, do wiosny tego roku doradcy ukraińskiego ministra obrony, jest świadectwem tego, iż Kijów nie chciał eskalować konfliktu. Mógł bowiem, zważywszy na to, że każdy z Bayraktarów uzbrojony jest w cztery rakiety, a do akcji wysłano ich dwa, zniszczyć całe stanowisko ogniowe, ale tego nie zrobiono, wysyłając jedynie sygnał o charakterze zarówno taktycznym jak i strategicznym. W tym pierwszym obszarze chodziło o przerwanie przez separatystów ognia, i to się udało bo haubice zamilkły, w tym drugim wysłanie do Moskwy czytelnego sygnału, że układ sił w Donbasie się zmienił. Tym bardziej, że jak informuje strona ukraińska ostrzeliwująca ich pozycje bateria znajdowała się 11-12 km w głąb terytorium kontrolowanego przez separatystów a użyte drony nie naruszyły „linii rozgraniczenia”, strzelały zatem z terytorium Ukrainy. Gdyby te informacje się potwierdziły, to oznaczałoby to, że Kijów, nie naruszając rygorów Porozumień Mińskich jest w stanie ustanowić „strefę bezpieczeństwa” wzdłuż linii rozgraniczenia o głębokości co najmniej kilkunastu kilometrów.
Rosyjscy eksperci wojskowi są co prawda zdania, że tureckie drony, które kupiła Ukraina, choć w swej klasie dobre, nie stanowią zagrożenia dla sił zbrojnych Federacji Rosyjskiej, które bez problemu w razie konfliktu na szerszą skalę są w stanie sobie z nimi poradzić, jednak w przypadku wojen takich jak Donbasie, czy wcześniej między Azerbejdżanem a Armenią, gdzie walczą siły słabiej wyposażone i gorzej wyszkolone, ich użycie zmienia sytuację.
Wydaje się, że możemy mówić również o zmianie o charakterze politycznym. Przede wszystkim to co się stało pokazuje stanowisko Kijowa w kwestii wznowienia rozmów w tzw. Formacie Mińskim, czy wręcz przyjęcia Formuły Steinmeiera, oznaczającej faktyczną federalizację kraju. O takiej perspektywie mówiło się po niedawnej wizycie w Moskwie Wiktorii Nuland, z-cy Sekretarza Stanu i rozmowach Władimira Putina z kanclerz Merkel i prezydentem Macronem. Kijów wysłał nie tylko sygnał, że nie myśli o tego rodzaju porozumieniu, ale również postawił Moskwę przed niezręcznym wyborem. Chcąc odpowiedzieć wojskowo na użycie przez Ukrainę dronów, Moskwa musiałaby wysłać do Donbasu bardziej zaawansowane systemy uzbrojenia, zdolne do niszczenia celów takich jak tureckie drony. Wraz z nimi musieliby zapewne pojawić się rosyjscy operatorzy, co oznaczałoby, że Moskwie trudno byłoby uniknąć zarzutów o zwiększaniu swej obecności wojskowej w Donbasie i dążeniu do eskalowania konfliktu. W sytuacji, kiedy niemieckie ministerstwo przemysłu w ekspresowym tempie, bo w 3 tygodnie, uznało, że Nord Stream 2 jest bezpiecznym gazociągiem i można go będzie od początku nowego roku eksploatować, tego rodzaju zaognienie nie jest Moskwie na rękę. Być może tymczasowo, ale dla Kijowa otworzyło to „okienko możliwości”. Co ciekawe [ukraiński ambasador w Berlinie w wypowiedzi] (https://twitter.com/JulianRoepcke/status/1453398010113757191) dla Bild w dość ostry sposób skrytykował niemieckie władze mówiąc, że „zamiast ciągle wyrażać zaniepokojenie pogarszającą się sytuację na terytoriach okupowanych przez siły prorosyjskie, winien skoncentrować się na postawieniu Moskwy na swoim miejscu”. A zatem akcja wojskowa na linii rozgraniczenia miała być też sygnałem dla sojuszników, że Ukraina nie myśli o ustępstwach.
Rzecznik Kremla Pieskow w odpowiedzi na całą sytuację skrytykował Turcję, za to, że ta zdecydowała się sprzedać Ukrainie swe drony. Powiedział, że dostawy tureckich bezzałogowców prowadzić mogą do zaostrzenia konfliktów i destabilizacji sytuacji. Rosjanie są najwyraźniej zirytowani faktem, że Turcja nie zamierza ograniczać liczby krajów do których chce eksportować Bayraktary, wręcz przeciwnie, wcale nie kryje, że traktuje związane z ich sprzedażą umowy jako użyteczne narzędzie rozbudowy swych wpływów. Dzisiaj Daily Sabah, anglojęzyczny kontrolowany przez rząd w Ankarze dziennik poinformował , że zawarto właśnie kolejny, 13 już kontrakt na sprzedaż dronów bojowych. Ich nabywca ma być Etiopia, w której w związku z konfliktem z władzami prowincji Tigray toczy się wojna domowa. Rosjanie również są zainteresowani obecnością w „rogu Afryki”. Wcześniej zapowiadali budowę w Sudanie swej bazy wojskowej, jednak obalony właśnie rząd opóźniał realizację umowy. Teraz, po zamachu stanu, sytuacja się skomplikowała. Turcja już wcześniej też była zainteresowana obecnością w tym strategicznie ważnym regionie. Jednak nerwowość Moskwy wywołana jest nie tylko kontraktem z Etiopią. Władze Kirgistanu, w Azji Środkowej, zapowiedziały właśnie , że również zainteresowane są nabyciem tureckich dronów. W minioną sobotę wątpliwości rozwiał prezydent Kirgizji Sadyr Dżaparow. Informacje te potwierdziła również turecka agencja Anadolou, która przywołała wypowiedź generała Kasymbeka Taszijewa, przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Kirgistanu. Miał on powiedzieć, że stosowne zapytanie ofertowe zostało już skierowane do Turcji i władze w Biszkeku spodziewają się rychłej, zresztą pozytywnej, odpowiedzi. Rosjanie są w szoku, co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze Kirgizja jest członkiem skonstruowanego przez Moskwę bloku wojskowego ODKB, którego spoiwem jest również to, że uczestnicy tego formatu mogą po preferencyjnych cenach kupować rosyjskie uzbrojenie. W ostatnich latach Moskwa z niepokojem obserwowała eksport chińskiego uzbrojenia do krajów Azji Środkowej, a Chiny w opinii specjalistów już kontrolują 14 % rynku broni regionu, teraz dodatkowo pojawia się nowy, atrakcyjny i zdeterminowany konkurent, Turcja. Co ciekawe, Kirgistan planuje kupić również rosyjskie drony. Mówi się o jednym stanowisku operatorskim i czterech maszynach typu Orlan, co razem ma kosztować ok. 70 tys. dolarów. Niewielka skala tych zakupów nie niepokoiła Moskwy, wszak Kirgistan jest najbiedniejszym państwem regionu, który nie może sobie pozwolić na większą skalę akwizycji. Teraz jednak ten obraz zaczyna się zmieniać, bo Biszkek chce podpisać z Turcją kontrakt o wartości 3,5 mln dolarów, co równa się połowie wojskowego budżetu kraju. W opinii rosyjskich ekspertów nie ma na to pieniędzy, a to oznacza, że Turcy najprawdopodobniej dostarczą swe eksportowe drony na kredyt i również jest prawdopodobnym, iż tureccy operatorzy i szkoleniowcy przybędą do Kirgistanu. W Moskwie nie mają wątpliwości, że Ankara wykorzystała politycznie zarówno sukces Azerbejdżanu w ubiegłorocznej wojnie w Górskim Karabachu, którego nie udałoby się osiągnąć bez wsparcia Turcji jak i niedawne, kwietniowe starcia graniczne między Kirgizją a Tadżykistanem. Rosja, do tej pory gwarant stabilności w regionie nie zajęła wówczas jasnej pozycji, w obawie przed zaognieniem relacji z Tadżykistanem, obawiając się, że Duszanbe może wyrazić zgodę na tymczasową bazę amerykańską o co Waszyngton intensywnie zabiegał i nadal prowadzi w tej sprawie zakulisowe rozmowy. Jednak teraz, jak wieszczą rosyjscy eksperci może się okazać, że Turcja budując swą pozycję na Kaukazie Południowym i w Azji Środkowej wejdzie wojskowo do Kirgizji i będzie miała możliwość nie tylko operowania z jej terytorium, ale wręcz „weźmie pod kontrolę” rosyjską bazę lotniczą w kirgiskim Kante.
Jeśli te doniesienia potwierdziłyby się, to byłby to kolejny w ostatnich dniach krok Turcji umacniającej swą obecność w Azji Środkowej. W połowie października pojawiły się informacje o wstąpieniu Turkmenistanu, kraju, który uprawiał do tej pory politykę samoizolacji i unikał afiliacji w organizacjach wielostronnych, do Rady Tureckiej, organizacji skupiającej narody języka tureckiego, które jest uznawana w Rosji za narzędzie ekspansji Ankary a wspólne otwarcie przez prezydentów Azerbejdżanu i Turcji nowego lotniska w Baku uznane zostało za kolejny dowód skuteczności polityki tureckiej realizującej hasło „jeden naród dwa państwa.”
Te alarmistyczne głosy rosyjskich ekspertów wydają się nieco na wyrost, Turcja jest zbyt słaba aby „wypchnąć” czy neutralizować wpływy Rosji w Azji Środkowej, jednak wydarzenia tego rodzaju z pewnością są zapowiedzią pojawienia się nowych graczy, którzy bez sentymentów starają się zmienić na własną korzyść istniejący układ sił. Pesymiści, a tych w Rosji jest niemało, są zdania, że Turcja, nadal będąc przecież członkiem NATO wprowadzi Pakt na rosyjskie zaplecze, czyli zrealizuje cele, których nie udało się osiągnąć Stanom Zjednoczonym. W rosyjskiej optyce nawet jeśli są to obawy na wyrost to regionalna sytuacja geostrategiczna zmieniła się na niekorzyść. Azja Środkowa nie jest już obszarem gdzie Moskwa dominuje, musi, aby utrzymać swoją pozycję, poświęcać mu więcej uwagi, balansować wpływy innych graczy, dedykować większe zasoby. Zmieniły się zatem ramy w których Rosja uprawia swą politykę, z pewnością na jej niekorzyść. A wszystko za sprawa tureckiego drona Bayraktar TB 2.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/571860-jak-drony-zmieniaja-regionalne-ramy-geostrategiczne
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.