Nieraz potrzebne jest wiadro zimnej wody, zwłaszcza zawczasu wylane, kiedy otrzeźwienie może jeszcze przyczynić się do obrania właściwej linii politycznej. Warto w tych kategoriach potraktować ostatni wpis, w postaci artykułu umieszczonego na jego blogu, Juliana Lindley-Frencha profesora Uniwersytetu w Oxfordzie, uznanego europejskiego eksperta w dziedzinie strategii wojskowej, współautora wydanej ostatnio i napisanej przezeń wespół z Benem Hodgesem książki poświęconej przyszłej wojnie i obronie Europy (Future War and the Defence of Europe).
Lindley-French znany jest z tego, że nie owija w bawełnę, sprawy związane z europejskim bezpieczeństwem i przyszłością NATO przedstawia z bezlitosną otwartością. Ale warto takich opinii słuchać, zarówno z tego względu, iż mamy w tym wypadku do czynienia ze zdaniem wybitnego specjalisty, jak i przede wszystkim dlatego, że ich przedstawienie odbiera klasie politycznej państw europejskich, również i naszej, komfort związany z niewiedzą, z tym, że „nikt wcześniej nie uprzedzał”.
Brytyjski ekspert uczestniczył w ubiegłym tygodniu w konferencji na tematy bezpieczeństwa, która corocznie odbywa się w Rydze (Riga Conference 2021) i w związku z tym zwrócił uwagę w swym artykule na to co uderzyło go w tym roku najbardziej. Otóż jego łotewscy rozmówcy, a Lindley-French przyjeżdża do Rygi od dawna, począwszy od 2006 roku, zaczęli mówić otwarcie o tym, że czują się w coraz większym stopniu zagrożeni i na dodatek nie są pewni czy NATO wywiąże się w razie rosyjskiej agresji ze swych zobowiązań sojuszniczych. Pytanie „czy nie zostaniemy zdradzeni” przewijało się w tym roku w Rydze w wielu rozmowach i tego rodzaju obawy były coraz silniej i jawniej formułowane. – pisze otwarcie brytyjski strateg. Warto wiedzieć, że tego rodzaju wątki pojawiają się w rozmowach kuluarowych, bo one o niebo lepiej oddają stan ducha Europejczyków, zwłaszcza na wschodzie niźli konferencyjna „nowomowa” w której pełno deklaracji o jedności sojuszniczej, spoistości i nienaruszalności zobowiązań.
Nawiasem mówiąc w Rydze, gdzie występowało 86 przedstawicieli Europy, Stanów Zjednoczonych i Rosji, polski punkt widzenia przedstawiało tylko dwóch mówców – p. dr Aleksandra Kuczyńska – Zonik z KUL i p. ambasador Tomasz Szatkowski reprezentujący Polskę w NATO. Nie umniejszając zasług i umiejętności naszych uczestników debaty wydaje się, że polska reprezentacja była w Rydze zbyt skromna. Taki jest realny obraz naszej dyplomacji, nawet w kraju przyjaźnie nam nastawionym, podzielającym nasze oceny, jesteśmy nieobecni. To co powiedzieć o umiejętności oddziaływania na środowiska nam niechętne czy wprost wrogie?
Wróćmy jednak do stanowiska Lindley-Frencha, który na obawy Łotyszy postanowił odpowiedzieć w przywoływanym artykule umieszczonym na własnym blogu. Punktem wyjścia rozważań brytyjskiego eksperta jest refleksja na temat tego czym powinien stać się „Strategic Concepts” główny, opracowywany właśnie, dokument strategiczny NATO, który w opinii Lindley-Frencha powinien stać się najważniejszym dokumentem strategicznym Sojuszu od stycznia 1950 roku, kiedy to przyjęty został „Strategiczny Plan Obrony Regionu Północnoatlantyckiego”. Winien się takim stać, ale jego zdaniem może się to nie ziścić co najmniej z trzech istotnych powodów. Po pierwsze wśród 30 państw tworzących NATO nie ma dziś zgody co do tego co jest najważniejszym celem ich sojuszu – czy ma to być wspólna obrona, czy zarządzanie kryzysami i reagowanie na nie czy wreszcie współpraca w zakresie bezpieczeństwa. Po drugie, większość sojuszników tworzących NATO dostrzega wyłącznie te zagrożenia które dotyczą ich bezpośrednio, co znakomicie utrudnia a nawet uniemożliwia przyjęcie optyki 360°. W efekcie jak pisze Lindley-French „w konsekwencji NATO stoi przed ostrym kryzysem co do celów, sposobów reagowania na nie i środków jakie ma do dyspozycji, po prostu brakuje sił i zasobów, zwłaszcza sił i zasobów europejskich.” Trzecia przyczyna kryzysu NATO jest pochodną dwóch poprzednich. Otóż zdaniem brytyjskiego eksperta strategia NATO zaczyna przypominać świąteczną choinkę w domu bogatej ciotki. Jest ona coraz większa, zawieszono na niej coraz więcej ozdób, ale czy przez to jest ładniejsza? Podobnie ze strategią Paktu Północnoatlantyckiego które zaczyna obejmować również kwestie związane z polityką klimatyczną i prawami dla kobiet, ale w coraz mniejszym stopniu dotyka kwestii podstawowych, czyli bezpieczeństwa. Ten wszystkoizm jest skutkiem braku zgody w sprawach fundamentalnych, oceny głównych zagrożeń i sposobów reagowania na nie. W efekcie ma miejsce biurokratyczna ucieczka w tematy mniej kontrowersyjne a społecznie nośne, szkoda tylko, że zupełnie nie związane z tym do czego zostało powołane NATO. Te blokady na poziomie podstawowym powodują narastanie kolejnego niebezpieczeństwa, którym jest, w opinii Lindley-Frencha to, że Startegic Concepts Paktu powstanie w efekcie „dostosowania się do jakiegoś najniższego wspólnego mianownika politycznej zgody.” Dostaniemy w efekcie strategię, która będzie „szwedzkim stołem eufemizmów politycznych stworzonych, by uszczęśliwić wszystkich (nawet prezydenta Macrona), która mówi wszystko, a więc nic. To już się dzieje. Mówi się, że najważniejszym celem Koncepcji Strategicznej będzie utrzymanie spójności politycznej za wszelką cenę, nawet jeśli „spójność polityczna” jest po prostu metaforą dla bzdur i wizji NATO które będzie mogło w najlepszym razie blefować odstraszanie i udawać obronę, zwłaszcza flanki wschodniej i północnej”. Jak argumentuje Lindley-French Łotysze mają powody do niepokoju. Obserwują bowiem coraz większe zaangażowanie Waszyngtonu w rejonie Indo-Pacyfiku i przesuwanie tam sił i środków czemu towarzyszy drugi niebezpieczny, a już widoczny gołym okiem trend. Jak argumentuje, już obecnie mamy do czynienia z „narastającym kryzysem odstraszania i zaangażowania się Europy Zachodniej, przede wszystkim w Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech. To ostatnie spowodowane jest głównie brakiem solidarności z Europą Środkową, Wschodnią i Południową oraz głębokim brakiem wzajemnego zaufania”. Ten kryzys może być niezauważalny w Europie Zachodniej, ale z pewnością odczują jego ciężar Państwa Bałtyckie.
Odpowiedzią NATO na rysujące się wyzwania, winno być, w opinii Lindley-Frencha, wzmocnienie wysuniętej obecności wojskowej Paktu na wschodniej flance, czemu towarzyszyć winno przyspieszenie inwestycyjne, zwłaszcza w zakresie inwestycji wojskowych. Zamiast tego mieszkańcy Rygi i Tallina coraz częściej słyszą zapewnienia, że „Rosja nie zaatakuje”. Ale jakie są tego, prócz odczuć, realne gwarancje? Ponieważ takowych nie ma, pierwszym pytaniem na które NATO winno sobie w dyskutowanym właśnie dokumencie odpowiedzieć, jest to co może i powinno zrobić aby wzmocnić odstraszanie Rosji na wschodniej flance, wzmocnić swą flankę południowa i być gotowym na ewentualny wzrost zagrożeniem terrorystycznym. NATO musi mieć, po pierwsze, wspólne ambicje strategiczne, czyli chcieć razem sprostać tym wyzwaniom. „Albo NATO jest, wysokiej klasy, obronnym sojuszem wojskowym zdolnym odpowiedzieć na najgorszy scenariusz, albo jest niczym” – argumentuje Lindley-French. Ten najgorszy, który może ziścić się w najbliższym dziesięcioleciu, scenariusz dla NATO, to symultaniczne uwikłanie Stanów Zjednoczonych, które „nie mogą być silne zawsze i wszędzie”, w konflikty w Azji, od Indochin po Arktykę. Oznacza to pozostawienie samej sobie „słabo uzbrojonej Europy, która kręci się wokół ‘pokojowych’ fantazji o euro-świecie z i dysponuje militarnie liliputowymi siłami, a spiera się bez końca o ten czy inny kawałek kompetencji UE”. Ale to nie jedyny problem. Kolejnym jest postęp technologiczny w wojskowości, który zdaniem Lindley-Frencha wywoła w następnym dziesięcioleciu kaskadowe zmiany, o tempie przypominającym to co stało się w ciągu ostatnich 70-lat, tylko skondensowane w czasie. Powstaną zarówno nowe domeny wojny, jak i nowe techniki, narzędzia i metody uzyskiwania przewagi i obezwładniania przeciwnika. „Fundamentalne zmiany już są widoczne w technologii wojennej, w wyniku których drastycznie skraca się czas między decyzją o działaniu a osiągnięciem celu wojskowego”. Ta kolejna rewolucja w sferze militarnej napędzana jest zastosowaniem sztucznej inteligencji, obliczeń kwantowych, broni hipersonicznej czy rojów dronów. Wszystko będzie działo się w większym tempie, kluczowe zmiany dla rachunku sił decydujące o możliwości skutecznej obrony, nie mówiąc już o polityce odstraszania, będą postępowały znakomicie szybciej. Proces podejmowania decyzji będzie musiał dostosować się zarówno do wymogów szybko zmieniającego się środowiska bezpieczeństwa jak i pola walki. Te zmiany już mają miejsce. Chińczycy testują zaawansowane rakietowe hipersoniczne systemy uderzeniowe a Rosjanie, w czasie niedawnych manewrów Zapad 2021, ćwiczyli użycie robotów bojowych, na znacznie szerszą niźli w przeszłości skalę. Do tych wszystkich rewolucyjnych w swym charakterze zmian trzeba być przygotowanym.
Testem dla NATO i jego wiodących państw będzie, w opinii brytyjskiego eksperta, to czy uda się uzgodnić wspólne stanowisko i podjąć działania w zakresie Dowództwa Operacji Sojuszniczych - Heavy Mobile European Force (AMHF), którego siedzibę należy przenieść z brytyjskiego Gloucestershire w nowe miejsce położone „gdzieś pomiędzy” granicę polsko-niemiecką a Rygę. Nie chodzi to o siedzibę dowództwa i sztabu, ale o towarzyszące temu rzeczywiste wzmocnienie, w zakresie wojsk pancernych, wysuniętej obecności NATO na Wschodzie. Powinny być to zresztą siły, w opinii Lindley-Frencha, które będą miały zdolności działania wielodomenowego, zarówno na lądzie, morzu, w kosmosie, jak i w domenie informacyjnej i cyber. Jak argumentuje, i to jest propozycja fundamentalna z punktu widzenia naszych interesów „AMHF byłaby również jądrem Strategii Wojskowej NATO, siłami wystarczająco solidnymi i elastycznymi oraz utrzymywanymi na wystarczającym poziomie gotowości, aby w pierwszej kolejności sprostać wszystkim i wszelkim zagrożeniom dla terytorium obszaru euroatlantyckiego”. Innymi słowy Lindley-French proponuje, aby na wschodniej flance, a precyzyjnie w Polsce umieścić główne siły wojskowe NATO, zdolne samodzielnie, jedynie korzystając z wsparcia sojuszniczego Stanów Zjednoczonych, reagować na wszystkie niebezpieczeństwa. Na tego rodzaju zmianie winien w jego opinii skupić się Strategic Concept, jeśli chce się rzeczywiście mówić o przyjęciu optyki 360° i reagowaniu przez NATO na rzeczywiste zagrożenia. Główną przesłanką takiego postawienia spraw jest przekonanie, formułowane przez brytyjskiego eksperta, że „Prawdziwym sprawdzianem Koncepcji Strategicznej 2022 będzie to, czy wzmocni ona odstraszanie w Państwach Bałtyckich do tego stopnia, że Rosja w żadnym wypadku nawet nie pomyślałaby o inwazji”.
Na koniec Lindley-French formułuje, pod adresem liderów państw europejskich, członków NATO, apel, który warto przytoczyć w całości, bo niedługo już będziemy wiedzieć w którym punkcie historii sia znajdujemy. „Moje przesłanie do przywódców NATO odpowiedzialnych za Koncepcję Strategiczną i przyszły pokój w Europie jest z konieczności dosadne. Tylko NATO może wygenerować moc niezbędną do zagwarantowania pokoju w Europie, ale aby NATO wykonało zadanie, o które proszą wszyscy obywatele jego demokracji, nie może być więcej politycznego bla bla, udającego rozsądną strategię. Wy, moi wolni Europejczycy, przywódcy NATO, zdradzicie mieszkańców Rygi, jeśli na szczycie w Madrycie w 2022 r. ponownie postawicie swoją krótkoterminową politykę ponad ich długoterminową wolność. Teraz, bardziej niż kiedykolwiek, NATO potrzebuje strategicznego planu obrony obszaru euroatlantyckiego”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/571082-czy-nato-ma-przed-soba-przyszlosc-zobaczymy-w-2022-roku