W tym roku w Bostonie miała odbyć się jubileuszowa 50. Parada Dumy Gejowskiej (Gay Pride Parade) – jedna z najstarszych tego typu imprez na świecie. Wystartowała jako skromny marsz w roku 1971, by w 2019 roku zgromadzić aż 750 tysięcy uczestników i obserwatorów. W zeszłym roku z powodu pandemii wydarzenie zostało odwołane, jednak w tym roku miało się ono odbyć w czerwcu. Potem przeniesiono je na październik. Teraz z kolei poinformowano, że do parady nie dojdzie w ogóle i kończy ona swe istnienie.
Jak mogło do czegoś takiego dojść w czasach, gdy lobby LGBT znajduje się u szczytu swych wpływów, a sprzyjają mu zarówno władze stanowe Massachusetts, jak i obecna administracja Białego Domu? Otóż główną przyczyną likwidacji marszu jest konflikt między bostońskimi środowiskami LGBT i QTBIPOC. Warto mu się przyjrzeć, ponieważ to coś więcej niż zwykła sprzeczka między lokalnymi działaczami. Ten spór niczym w soczewce ogniskuje trendy i procesy obecne w ruchu i ideologii gender, pokazując, dokąd będzie zmierzał ich dalszy rozwój.
Homo kontra trans
Bezpośrednim powodem odwołania parady jest samorozwiązanie jej głównego organizatora, czyli Boston Pride – najstarszej gejowskiej organizacji w stolicy stanu Massachusetts. Jej kierownictwo zostało oskarżone, że stanowi część strukturalnego rasizmu i systemowej transfobii w USA. Najbardziej widocznym tego znakiem ma być fakt, że w zarządzie organizacji zasiadają jedynie biali i latynoscy geje i lesbijski (w tym zaledwie jeden transgenderysta). Zarzuty padły ze strony przedstawicieli środowisk QTBIPOC (Queer, Trans, Black, Indigenous i People of Color), którzy czują się dyskryminowani przez reprezentantów lobby LGBT (Lesbian, Gay, Bi, Trans).
Konflikt sięga roku 2015, gdy ze strony grup QTBIPOC pojawiły się zarzuty pod adresem Boston Pride, że organizuje corocznie swe parady w centrum miasta, gdzie mieszkają głównie ludzie biali i bogaci, a nie na przedmieściach, w których żyją biedni i czarni mieszkańcy. W ten sposób gejowskie marsze stają się, zdaniem krytyków, kolejnym instrumentem wykluczania kolorowej ludności. Ruch Black Lives Matter zażądał też zmiany zarządu Boston Pride, by nie składał się „wyłącznie z bogatych białych kapitalistycznych gejów i lesbijek”.
Rok później ci sami działacze QTBIPOC zaprotestowali przeciw wyborowi na marszałka parady gejowskiej miejscowego policjanta. Okazało się, że rok wcześniej w mocnych słowach skrytykował on aktywistów BLM za to, że w godzinach szczytu zablokowali główną autostradę w Bostonie. Kierownictwo Boston Pride złożyło samokrytykę i cofnęło wybór wspomnianego policjanta.
W roku 2018 przedstawiciele środowisk QTBIPOC mieli z kolei pretensje do organizatorów marszu o to, kto dostał zaproszenie do udziału w paradzie. Ich zdaniem było niedopuszczalne, by w imprezie uczestniczyli policjanci (nawet jeśli należą do środowisk LGBT), politycy republikańscy (nawet jeśli wspierają postulaty LGBT), przedstawiciele korporacji przekazujących darowizny na rzecz polityków republikańskich (nawet jeśli sponsorują imprezy LGBT) oraz pracownicy konsulatu Izraela w Bostonie (niezależnie cokolwiek by zrobili).
Ponury marsz zamiast radosnej parady
W roku 2020, po śmierci George’a Floyda, zarząd Boston Pride opublikował oświadczenie popierające Black Lives Matter, jednak BLM uznał, że jest ono zbyt stonowane w języku i umiarkowane w postulatach. Pretensje dotyczyły np. tego, że szefostwo organizacji, zamiast potępić policję jako rasistowską instytucję w całości, wyraziło jedynie oburzenie z powodu brutalnych działań niektórych policjantów. Szefowa zarządu Boston Pride, Linda DeMarco, tłumaczyła, że ma dobre doświadczenia z policją w Bostonie, nie wszyscy mundurowi są rasistami, a niektórzy należą nawet do społeczności LGBT. Nie zadowoliło to środowisk QTBIPOC, które zaczęły nakłaniać wolontariuszy, by w proteście przeciw skandalicznemu stanowisku rezygnowali ze swego udziału w paradzie.
W odpowiedzi szefostwo Boston Pride poprosiło o wybaczenie za ból i cierpienia, jakie spowodowało swoim nieodpowiedzialnym oświadczeniem, a także obiecało, że więcej się to nie powtórzy.
Nie usatysfakcjonowało to jednak środowisk QTBIPOC. Część wolontariuszy, która opuściła Boston Pride, założyła oddzielną grupę i w 2020 roku zorganizowała alternatywny marsz wobec odwołanej z powodu pandemii parady. Ich impreza, w odróżnieniu od radosnej i tęczowej Pride Parade, była ciemna i posępna. Nastrój miał być celowo pogrzebowy, żeby pokazać, jak ponure, opresyjne i rasistowskie jest społeczeństwo amerykańskie i nie ma powodów do świętowania.
Walka płci nasila się wraz z postępem genderyzmu
Środowiska QTBIPOC kontynuowały swą ofensywę, żądając wymiany całego kierownictwa Boston Pride, bo tylko w ten sposób – ich zdaniem – organizacja odzyska wiarygodność. Według nich skład zarządu nie jest reprezentatywny dla społeczności LGBTQBIPOC, dlatego wszyscy jego członkowie powinni podać się do dymisji.
Warto przypomnieć, że wspomniane żądania padły pod adresem niezależnej organizacji pozarządowej ze strony podmiotów, które formalnie nie mają żadnego prawa wtrącać się w jej wewnętrzne sprawy. Mimo to szefostwo Boston Pride uznało, że musi wyjść naprzeciw oczekiwaniom grup QTBIPOC. Ogłosiło więc przeprowadzenie „transformacji”. W tym celu zatrudniono dwóch konsultantów ds. różnorodności, przy pomocy których po pół roku przedstawiono plan działań naprawczych. Obejmował on powołanie nowych stanowisk w zarządzie oraz stworzenie nowych komisji dla personelu, których działalność spełniać miała postulaty środowisk QTBIPOC.
Wspomniane środowiska odrzuciły jednak działania Boston Pride jako „fałszywą transformację” i wezwały do bojkotu organizacji. Dotychczasowi sponsorzy dostali np. pisma, by wstrzymali się ze swoimi darowiznami, dopóki zarząd nie poda się do dymisji. Nie pomogło powołanie przez zarząd kolejnego organu, Komitetu Doradczego ds. Transformacji, który zaplanował dalszą reformę instytucji. Nie pomogły też kolejne oświadczenia, w których zarząd odcinał się od błędów i wypaczeń z przeszłości, powtarzając co do joty retorykę środowisk QTBIPOC i przedstawiając się jako antyrasistowska organizacja sprawiedliwości społecznej, traktująca priorytetowo żądania osób trans (zwłaszcza czarnych transkobiet) w porównaniu z innymi grupami LGBT.
To wszystko jednak nie wystarczyło. Liderzy Boston Pride dostali ultimatum: jedyny sposób, w jaki mogą udowodnić, że nie są rasistami i transfobami, to podać się do dymisji. W odpowiedzi postanowili więc rozwiązać własną organizację. Tym samym swój żywot zakończyła najstarsza i największa impreza gejowska w Massachusetts. Jeśli w przyszłym roku w Bostonie pojawi się nowa parada, będzie to już inne wydarzenie, organizowane przez inne grupy.
A co Ty zrobiłeś dla LGBTQBIPOC?
To, co stało się w Bostonie, pokazuje, w którą stronę ewoluować będzie ideologia gender. Jej przedstawiciele już weszli w ostry konflikt z feministkami, teraz natomiast zaczynają bój z białymi homoseksualistami, których postrzegają jako element transfobicznych i rasistowskich struktur zła. W ich optyce, skoro udało się wywalczyć przywileje małżeńskie dla związków jednopłciowych, to tym samym geje i lesbijki z kategorii osób wykluczonych stali się częścią uprzywilejowanego i opresyjnego establishmentu. Nie mogą więc reprezentować środowisk QTBIPOC. Co więcej, traktowani są największą podejrzliwością, a nawet wrogością, jako ci, którzy przeszli na drugą stronę.
W ten sposób rewolucyjna energia kieruje się przeciw niedawnym towarzyszom, z którymi już się nawet nie rozmawia, tylko przedstawia ultimatum z warunkami upokarzającej kapitulacji. Któryż to już raz przychodzi pisać o tym, że rewolucja, niczym Kronos, pożera własne dzieci?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/571061-koniec-jednej-z-najstarszych-parad-gejowskich-na-swiecie