Pytanie postawione w tytule tego artykułu jest w gruncie rzeczy kluczowe, zarówno dla zrozumienia polityki reżimu Łukaszenki, jak i oceny możliwości zaistnienia zmian. Łatwiej je jednak zadać niźli sformułować na nie odpowiedź.
W ostatnim czasie opublikowano jednak wyniki badań białoruskiej opinii publicznej przeprowadzone przez Ryhora Astapenię dla brytyjskiego Chatham House, jak i raport przygotowany przez Centrum Nowych Idei zatytułowany „Co niepokoi Białorusinów?”, którego autorzy analizowali różnice, jeśli chodzi o postrzeganie sytuacji w kraju, między Mińskiem i prowincją. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że w kraju, w którym oficjalne badania opinii publicznej są zabronione, analizy i sondaże o których piszę nie tylko trudno jest prowadzić, ale ich wyniki, gdyby spojrzeć na nie wyłącznie w kategoriach naukowej poprawności, obarczone są błędami. Nie oznacza to, iż są bez wartości, raczej nie należy przywiązywać nadmiernej wagi do wskazań procentowych. Pokazują one pewne tendencje i zjawiska społeczne, a przeto mogą służyć do opisu nastrojów społecznych „z grubsza”. Ale i to wystarczy aby zorientować się co myślą Białorusini.
Badanie Astapeni zostało przeprowadzone na przełomie lipca i sierpnia br., na próbie 794 mieszkańców białoruskich miast. Już ten fakt nakazuje pewną ostrożność w traktowaniu jego wyników. Oznacza to bowiem, że poza obszarem badawczym zostało ok. 20 proc. Białorusinów mieszkających na wsi, w przeszłości bardziej niźli ludzie w miastach, opowiadający się za władzą i mniej skłonnych, również z powodu wieku, popierać protesty. Autorzy badania co prawda twierdzą, że w podobny sposób myślą mieszkańcy małych ośrodków miejskich, które już zostały ujęte w analizie, co ich zdaniem oznacza, że otrzymany obraz nastrojów jest z grubsza adekwatny, jednak warto pamiętać o specyfice tego badania, również z tego względu, że jeśli twierdzić, że poparcie dla któregoś z uczestników białoruskiego konfliktu jest niedoszacowane, to raczej można mówić o tym w przypadku władzy niźli opozycji.
Badania pokazały, że jeśli chodzi o nastroje polityczne na Białorusi, to rozłożyły się one następująco: 36 proc. ankietowanych można uznać za zwolenników opozycji, identyczna liczba uważa się za „niezaangażowanych”, nie chcąc się afiliować po żadnej ze stron politycznego sporu, zaś 28 proc. to zwolennicy Łukaszenki. Mamy w tym wypadku do czynienia ze względnie trwałymi podziałami, które utrzymują się, w opinii socjologów, praktycznie w niezmienionej postaci, od przeszło roku. Podobnie jeśli chodzi o poparcie dla samych protestów, które wspiera 40 proc. ankietowanych i taka sama liczba jest im przeciwna. Jednak postulaty umownego „obozu opozycji” mają znacznie większe poparcie niźli sama opozycja. Uczestnikom badania postawiono cztery pytania: czy chcą uczciwych, nowych wyborów, czy chcą uczciwego dochodzenia w związku z represjami, czy opowiadają się za uwolnieniem więźniów politycznych i zaprzestaniem użycia siły i wreszcie czy chcieliby odejścia Łukaszenki. Za wyjątkiem tego ostatniego pytania, wszystkie wcześniejsze uzyskały ponad 50 proc. pozytywnych odpowiedzi, jedynie za odejściem Łukaszenki optowało 46 proc. badanych (we wrześniu 2020 było to 53 proc.). Zdaniem socjologów oznacza to, że większość Białorusinów chce pro-demokratycznych zmian w kraju, choć już mniejsza liczba identyfikuje się jako zwolennicy opozycji. W wymiarze politycznym takie odpowiedzi wskazują na to, że reżimowi udało się zdławić opozycję, ale nie powiodła się operacja której celem miała być zmiana nastrojów. Nastroje protestu są nadal silne, ludzie chcą zmian, a to, że na ulicach miast nie ma demonstracji jest wynikiem represji i drakońskich kar, a nie zmiany nastawienia społecznego. Warto jednak zauważyć, że obóz władzy, wbrew zeszłorocznej narracji, to nie jest „Szasza 3 proc.”, ale Łukaszenkę popiera 1/3 Białorusinów, co powoduje większą stabilność systemu. Obecnie na Białorusi mamy do czynienia z czymś w rodzaju politycznego pata – władza do pewnego stopnia odbudowała poparcie dla siebie, nie dominuje, ale baza społeczna której wsparciem się cieszy jest z jej perspektywy wystarczająca aby utrzymać władzę, ale nadal 2/3 Białorusinów jest zdania, że winny zacząć się rozmowy na temat zmian systemowych, odejścia Łukaszenki i transferu władzy.
Badanie pokazało też większy poziom niźli w przeszłości, społecznej apatii, zniechęcenia, strachu oraz drastyczny spadek zaufania do instytucji publicznych. 16 proc. respondentów ma zaufanie do Centralnej Komisji Wyborczej, 18 proc. do rządowych mediów, i podobnie, 18 proc. do oficjalnych związków zawodowych.
Gdyby kwestie polityczne rozpatrywać w kategoriach personalnych, to zdecydowanie najpopularniejszym politykiem na Białorusi, zarówno w grupie zwolenników opozycji jak i wśród „neutralnych” a nawet w obozie Łukaszenki, pozostaje Wiktar Babaryko. 53 proc. ankietowanych uważa, że byłby on najlepszym prezydentem i tylko 20 proc. deklaruje, iż „nigdy nie odda na niego głosu”. Łukaszenka, jeśli chodzi o ten „antyraiting” ma 49 proc. a Cichanouska 40 proc. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że Łukaszenka jest na drugim miejscu, za Babaryko, wśród tych, którzy odpowiadali na pytanie „Kto jest najbardziej godnym aby być prezydentem Białorusi?”.
Autorzy badania sprawdzili też preferencje wyborcze Białorusinów, gdyby, teoretycznie, wolne wybory prezydenckie mogły się odbyć. Zdecydowanym zwycięzcą, w każdym wariancie, już w pierwszej turze byłby Wiktar Babaryko. Najgroźniejszym jego rywalem jest Paweł Łatuszka, a 40 proc. ankietowanych jest zdania, że Swietłana Cichanouska przegrałaby w starciu wyborczym z Aleksandrem Łukaszenką. Interesujące są też, z naszej perspektywy, pytania o geostrategiczną orientację Białorusi. 78 proc. ankietowanych pozytywnie odnosi się do Rosji, a jedynie 13 proc. chciałoby widzieć swoją ojczyznę w Unii Europejskiej (to i tak wzrost tego wskaźnika, bo jeszcze w listopadzie 2020 roku ta opcja miała poparcie jedynie 9 proc.).
Badania Centrum Nowych Idei uzupełniają ten obraz pozwalając dostrzec na czym polega zróżnicowanie białoruskiej opinii publicznej kiedy weźmiemy pod uwagę miejsce zamieszkania respondentów. Generalnie mieszkańcy dużych ośrodków miejskich, takich jak Mińsk, Grodno czy Brześć inaczej postrzegają sytuację, co innego ich niepokoi, mają inne obawy. Czują się zresztą generalnie mniej bezpieczni, niźli „prowincjonalna Białoruś”. O ile dla mieszkańców Mińska zdecydowanie najważniejszym problemem są represje polityczne (83 proc. ankietowanych udzieliło takiej odpowiedzi), o tyle w mniejszych ośrodkach miejskich tak uważa jedynie 49 proc. badanych. Na prowincji ludzi głównie niepokoi sytuacja ekonomiczna i perspektywy, czują się też generalnie bardziej bezpiecznie niźli w wielkich miastach. Powód jest oczywisty. Fala zeszłorocznych protestów była znacznie słabsza w małych ośrodkach miejskich, represje mniej dolegliwe i krócej w związku z tym trwające. W tym sensie białoruska prowincja szybciej niźli Mińsk i inne duże miasta wróciła w „stare koleiny życia”, gdzie problemy ekonomiczne dominują. O ile 92 proc. pytanych mieszkańców Mińska uważało, że władza „prześladuje zwolenników opozycji” o tyle na prowincji podobny pogląd wyrażało jedynie 60 proc. ankietowanych. Ale mimo tych różnic, zarówno mieszkańcy stolicy, jak i ośrodków prowincjonalnych nie mają zaufania do obecnej władzy. W Mińsku jedynie silniej akcentuje się brak zaufania (68 % nie wierzy władzy, 28 proc. raczej nie wierzy), podczas gdy w ośrodkach prowincjonalnych głosy świadczące o braku zaufania rozkładają się bardziej równomiernie (np., centrum rejonu – 43 proc. nie ufa i 43 raczej nie ufa). Zdaniem Autorów badania taki rozkład opinii świadczy, że kryzys polityczny trwa, władza nie ma poparcia, nie cieszy się zaufaniem a to czego udało jej się dokonać to jedynie stłumienie gotowości do manifestowania postaw sprzeciwu. Jednak to nie kwestie polityczne, a związane z sytuacją ekonomiczną (inflacja, niskie wynagrodzenia, trudności ze znalezieniem dobrej pracy) są w opinii Białorusinów zdecydowanie najpoważniejszym obecnie problemem. Przy czym obawy przed pogorszeniem się sytuacji bytowej silniej akcentowali mieszkańcy prowincji niźli Mińska, ci ostatni bardziej też byli skłonni do emigracji z kraju. Kolejnym problemem niepokojącym Białorusinów jest wyraźny kryzys modelu „państwa socjalnego” stworzonego w ostatnich dziesięcioleciach przez Łukaszenkę, w tym pojawienie się wyraźnych oznak niewydolności systemu. Jak piszą Autorzy raportu w jego konkluzji, „słaba gospodarka i nieefektywne instytucje państwowe doprowadzą do nieuchronnego pogorszenia sfery społecznej. Regiony już cierpią z powodu przestarzałej infrastruktury, a nowych inwestycji będzie coraz mniej. Jakość usług socjalnych spadnie z powodu braku funduszy i wykwalifikowanego personelu. Te zmiany nie nastąpią natychmiast i nie wszędzie. Ale staną się stresem dla całego systemu rządów, spowodują narastanie napięcia w społeczeństwie. Białorusini będą coraz bardziej niezadowoleni z poziomu życia na Białorusi”. A zatem, można pokusić się o konkluzję, iż Łukaszence udało się odbudować swą pozycję i osłabić obóz przeciwników. Nie oznacza to jednak, że rozwiązał jakikolwiek ze stojących przed Białorusią problemów.
Wręcz przeciwnie, utrzymuje się napięcie, a brak protestów jest efektem nie tyle pogodzenia się Białorusinów z rządami Łukaszenki, co raczej wiązać należy ze skalą represji. W gruncie rzeczy sytuacja jest podobna do tej, którą pamiętamy z czasów po wprowadzeniu przez Jaruzelskiego Stanu Wojennego. Władza ma wystarczająco dużo siły aby kontrolować sytuację, ale jej możliwości narzucenia pozytywnej narracji, uruchomienia procesów społecznych korzystnych z jej perspektywy, są ograniczone. Politycznie mamy do czynienia z sytuacją pata. Zmiany mogą nastąpić, ale w dłuższej perspektywie i o ile włączy się czynnik zewnętrzny, zmieniający równowagę sił.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/569463-co-mysla-bialorusini