Na białoruskim portalu Reformation ukazał się ciekawy wywiad, który przeprowadził mieszkający w Pradze, związany z rosyjską opozycją, Aleksandr Morozow. Jego rozmówcą był Paweł Luzin, niezależny rosyjski ekspert wojskowy, który nakreślił rosyjską strategię wobec Białorusi, a precyzyjniej rzecz ujmując, trwającą od kilku lat rozgrywkę między Putinem a Łukaszenką, która w jego opinii wcale jeszcze się nie zakończyła.
Relacje Rosji z Białorusią
Patrząc na relacje rosyjsko – białoruskie z dłuższej perspektywy Luzin podkreśla kilka kluczowych elementów. W jego opinii, istniejące na Białorusi do tej pory bazy wojskowe – takie jak węzeł łączności Wilejka czy obiekt w Baranowiczach - są już obecnie Moskwie niepotrzebne, z tego względu, że w ostatnich latach na własnym obszarze Rosja zbudowała podobne instalacje dublujące funkcjonujące na Białorusi systemy. Nie oznacza to, w opinii Luzina, że Rosja jest gotowa, teoretyzując, odejść wojskowo z Białorusi. W jego opinii, jakiś czas temu podjęto w Moskwie decyzję, podobnie jak wcześniej w kwestii rosyjskiej obecności wojskowej w Kirgizji czy w Armenii, aby specjalistyczne obiekty przekształcić w „normalną” bazę wojskową. Daje ona nie tylko możliwość zwiększonej obecności rosyjskich sił zbrojnych na obszarze sąsiedniego państwa, co jest elementem presji politycznej i umożliwia kontrolowanie sytuacji, ale również gwarantuje większą elastyczność reagowania na strategicznie ważnych - z punktu widzenia Moskwy - kierunkach. Jeśli chodzi o Białoruś, to - zdaniem Luzina - mamy do czynienia z dwoma kierunkami: przeciw Państwom Bałtyckim i przeciw Ukrainie. Jak mówi rosyjski analityk, baza wojskowa na Białorusi jest Moskwie potrzebna – „ w przypadku konfliktu z NATO na pełną skalę, bo tego scenariusza nie można pominąć. W końcu istnieje scenariusz operacji bałtyckiej, która oczywiście nie ma na celu anektowania Państw Bałtyckich, ale politycznie zniszczenie bloku NATO. Podczas gdy Polacy czekali będą na przybycie amerykańskiego desantu w Gdańsku, klęska wojsk NATO w Państwach Bałtyckich byłaby oczywista i nikt nie miałby czasu stanąć w ich obronie. A potem Rosja mogłaby spokojnie wycofać swoje wojska, zorganizować jakąś międzynarodową konferencję à la „Kongres Wiedeński” i to wszystko”. Luzin jest zdania, że nie można o tego rodzaju scenariuszu zapominać, nawet jeśli w obecnych realiach nie wydaje się on bardzo prawdopodobnym. Przede wszystkim z tego względu, że Rosja nie zrewidowała swego stanowiska, w świetle którego NATO jest blokiem, który powinien zakończyć swe funkcjonowanie, a w to miejsce warto byłoby zbudować europejski system bezpieczeństwa z udziałem Rosji. Gdyby natomiast Rosja chciała rozegrać sytuację siłową na Ukrainie, to również posiadanie bazy wojskowej na Białorusi jest - z punktu widzenia jej strategii - kluczowe.
Luzin zwraca tez uwagę na to, że rozpoczęta przez Rosję po 2014 roku polityka samowystarczalności jej kompleksu wojskowo–przemysłowego, uderza też, obiektywnie rzecz biorąc, w białoruskie firmy produkujące dla wojska, które większość swych dostaw realizują na rzecz Rosji. Te dwa elementy, zdublowanie instalacji wojskowych i uniezależnienie się od dostaw z Białorusi (nie we wszystkich obszarach ta ostatnia polityka się powiodła – nadal produkty firmy Peleng -optyka wojskowa - czy podwozia dla wyrzutni rakiet balistycznych Yars pochodzą z Białorusi) miały prowadzić do sytuacji, i to się stało, że to Mińsk zależy od Moskwy, a Rosja poradzi sobie w sytuacji, gdyby stosunki między nimi się ochłodziły.
Rosyjska strategia
Mowa jest oczywiście o długofalowej strategii politycznej Rosji, a nie ostatniej fazie relacji. Jak mówi Luzin w roku 2018 Kreml doszedł do wniosku, że Łukaszence kończą się pieniądze i dlatego ówczesny premier Miedwiediew tak ostro zaczął stawiać sprawę integracji gospodarek obydwu krajów. W tym czasie na porządek dzienny wróciła kwestia postawiona otwarcie ponownie przez Ławrowa, utworzenia rosyjskiej bazy lotniczej na Białorusi, co zresztą odrzucił ówczesny premier Rumas i sam Łukaszenka. Luzin jest zdania, że „Kreml uważał, że będzie mu (Łukaszence – przyp MB) bardzo trudno kupić lojalność elektoratu. Rosja chciała tę sytuację wykorzystać. Spodziewano się kryzysu politycznego na Białorusi. Oczywiście jego forma i skala nie były jasne, ale Rosja była gotowa do pracy i przygotowywała grunt do współpracy z opozycją białoruską: zarówno z Babariko, jak i z Cichanouskim, z wieloma graczami. Zadaniem nie było połknięcie Białorusi, nie chodziło o Anschluss. Raczej o to, że Białoruś pozostaje w orbicie Rosji politycznie, ale przede wszystkim oczywiście poprzez dźwignie gospodarcze”.
Rosyjski ekspert jest zdania, że nadal Łukaszenka, na wszelkie możliwe sposoby, stara się blokować powstanie rosyjskiej bazy wojskowej na Białorusi. Zapowiedziane „centra bojowo – szkoleniowe”, a trzeba pamiętać, iż niedawno rosyjski minister obrony Szojgu powiedział, że mają być dwa takie ośrodki, podczas gdy wcześniej mówiono o jednym, są w opinii rosyjskiego eksperta czymś w rodzaju „ersatz – bazy”, niewątpliwie świadczą o ustępstwach ze strony Łukaszenki, o ograniczeniu jego pola manewru, ale nie oznaczają, iż Rosją osiągnęła swe główne cele. W tym sensie gra trwa nadal.
Ambasador na Białorusi
Luzin zwraca przy tym uwagę na to, co w Polsce, jak się wydaje, lekceważymy. Chodzi o mianowanie w marcu tego roku, Jewgenija Łukianowa rosyjskim ambasadorem na Białorusi. Ten wywodzący się z wywiadu wojskowego były przedstawiciel Rosji na Łotwie, został - w opinii Luzina - wysłany do Mińska z jednym podstawowym zadaniem. Ma odkryć i w konsekwencji kontrolować główne kanały transferu środków przez przedstawicieli białoruskiego establishmentu za granicę. Tym przede wszystkim Łukianow zajmował się na Łotwie, która przez lata była jednym z głównych ogniw w systemie transferu kapitałów na Zachód przez przedstawicieli rosyjskiej elity. Ten, kto ma tego rodzaju wiedzę, może skutecznie wpływać na sytuację w obozie władzy na Białorusi, a to, w opinii Luzina kluczowy czynnik jeśli chodzi o kontrolę sytuacji na Białorusi. Przy czym Łukaszenka nie jest w tym wypadku „bezbronnym graczem”, a raczej trudnym rywalem. Po pierwsze, już po „krymskiej wiośnie” obawiając się podobnego scenariusza u siebie, dokonał „przeglądu” w strukturach siłowych, w tym przede wszystkim w siłach zbrojnych, pozbywając się tych, którzy mogli wydawać się bardziej związani z Moskwą niźli z nim. Po drugie, i o tym świadczy zarówno powrót Wiktara Szejmana, jak i nominacja na stanowisko premiera Romana Hołowczenki, uprzedzająco postanowił wzmocnić ochronę „kanałów transferu” pieniędzy za granicę. To pozwoliło mu utrzymać spoistość w obozie władzy, co obiektywnie rzecz biorąc, wzmocniło jego pozycję wobec Moskwy. Hołowczenka jest tutaj postacią kluczową. Ten wywodzący się z białoruskich służb specjalnych polityk był ambasadorem Mińska w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, a to właśnie tam wiodą główne tropy, jeśli chodzi o transfer środków przez białoruski obóz władzy, w związku z eksportem broni.
Zdaniem Luzina, błędem jest niedocenianie sprawności Łukaszenki i zdolności jego służb, również jeśli chodzi o umiejętności „gry z Rosją”.
Ostatnie wydarzenia po zabójstwie agenta specjalnej grupy LGB Alfa przez 31-letniego programistę Andrieja Zelcera w trakcie rewizji w mieszkaniu tego ostatniego świadczą nie tylko o gotowości reżimu do zaostrzenia polityki represji (ponad 200 zatrzymanych za pozytywne komentarze, zdaniem władz, w sprawie Zelcera), ale również o tym, że Łukaszenka prowadzi swą grę korzystając najprawdopodobniej ze wsparcia w rosyjskim obozie władzy. Nowa fala represji dotknęła też, i to jest niezwykle interesujące, białoruską edycję Komsomolskiej Prawdy, której internetowa strona została zablokowana po tym, jak znalazła się na niej wypowiedź koleżanki Zelcera z lat młodości, która wyraziła się o nim ze współczuciem mówiąc, że był „spokojnym człowiekiem”. Ale na tym nie koniec. Otóż autor artykułu, dziennikarz Gienadij Możejko, wiedząc co się święci, uciekł do Moskwy i tam został zatrzymany przez agentów białoruskich służb, wywieziony do Mińska i aresztowany. Grozi mu wieloletni wyrok. Już po zablokowaniu strony internetowej rosyjskiego dziennika rzecznik Kremla Pieskow wezwał Mińsk do „poszanowania swobody mediów” oraz odblokowania strony dziennika. Jednak białoruski reżim niewiele sobie robiąc z tych wypowiedzi, a także z publicznych deklaracji wielu rosyjskich oficjeli, w tym samego Putina, że „Moskwa nie zostawia swoich”, nie ustąpił i nie zmienił swego nastawienia. W efekcie redaktor naczelny Komsomolskiej Prawdy, znany rosyjski reżimowy dziennikarz Władimir Sungorkin, poinformował, że dziennik likwiduje swą białoruską mutację. Ta informacja stała się w Moskwie sensacją. Aby zrozumieć, co ona oznacza, trzeba nieco uwagi poświęcić właścicielowi dziennika. Formalnie jest nim przedsiębiorca Grigorij Bieriezkin, jednak, jak się w Rosji uważa, faktycznie kontroluje go Jurij Kowalczuk, właściciel holdingu Narodowa Grupa Medialna, „król rosyjskiej propagandy”, bliski przyjaciel Putina, przez niektórych analityków uznawany nawet za człowieka nr 2 w rosyjskich elitach. Przeprowadzenie w Moskwie akcji w związku z Możejką przez służby Łukaszenki oznacza, że nie mogła się odbyć bez przyzwolenia, a nie można wykluczyć, że z udziałem rosyjskich „siłowików”. Tym bardziej jest to znaczące wydarzenie, że działanie to wzbudził sprzeciw części „cywilów” na Kremlu i wymierzone było w interesy bliskiej grupy z otoczenia Putina. Wszystko to razem wzięte skłania do opinii, że białoruski dyktator ma bardzo wpływowych przyjaciół w Moskwie i to, co się dzieje na Białorusi staje się elementem rywalizacji grup polityczno – biznesowych w samej Rosji.
Zaostrzenie represji wewnętrznych na Białorusi, eskalacja napięcia na granicy z Polską czy zauważona przez wielu obserwatorów militaryzacja białoruskiego reżimu, jest przejawem rozgrywki, którą Łukaszenka prowadzi z Rosją. Jego atutem jest i to, że - jak zauważył Luzin - głównym celem Putina nie jest „połknięcie” sąsiedniego kraju, ale sprawienie, aby nie stał się on „anty – Rosją”. Nie chodzi w tym wypadku o nastroje społeczne, ale o możliwość oczywistego sukcesu rozwojowego i awansu cywilizacyjnego. Rządy „twardej ręki”, militaryzacja reżimu na Białorusi w oczywisty sposób blokuje taką możliwość i powodują, że Łukaszenka z punktu widzenia Moskwy staje się politykiem, przy całej niechęci wobec jego krętactw i lawirowania, akceptowalnym. Tym bardziej, że eskalacja napięcia między Białorusią z kolektywnym Zachodem jest też na rękę zwolennikom „twardej ręki” w polityce rosyjskiej. Wszystko to razem wzięte oznacza, że strategia Łukaszenki, którego głównym celem jest utrzymanie się u władzy, jest nie tylko dobrze przemyślana i realizowana, ale również ma szansę na odniesienie sukcesu. Elementem tej rozgrywki jest „kryzys migracyjny” na granicy z Polską. Nie zapowiada to uspokojenia sytuacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/569258-o-rozgrywce-putin-lukaszenka