W niedzielnych wyborach do niemieckiego Bundestagu, według wstępnych wyników, najwięcej głosów zdobyła socjaldemokratyczna SPD - 25,7 proc., pokonując chadecką Unię CDU/CSU - 24,1 proc. Wiadomo już, jak te rezultaty przełożą się na liczbę posłów w nowej kadencji parlamentu, który powinien ukonstytuować się do 26 października. Już teraz socjaldemokratyczna SPD przystępuje do, jak to określają media, kanclerskiego pokera. Chadecy z CDU/CSU też deklarują, że chcą stworzyć nowy rząd RFN. A Zieloni i liberalna FDP bardzo chcą współrządzić.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Są już oficjalne wyniki wyborów w Niemczech! SPD wygrywa zdobywając 25,7 proc. głosów. Na drugim miejscu CDU/CSU z 24,1 proc.
CZYTAJ TAKŻE: Wybory w Niemczech z perspektywy UE? Wiceszef MSZ prognozuje: „Brak przełomu” i „wyczekiwanie” na rząd w Berlinie
Podział mandatów w nowym Bundestagu
Za SPD i CDU/CSU kolejne miejsca w wyborach zajęli Zieloni - 14,8 proc., liberałowie z FDP - 11,5 proc. oraz prawicowo-populistyczna AfD – 10,3 proc.
W nowym Bundestagu zasiądzie 735 posłów – wynika z danych federalnej komisji wyborczej. Zwycięska SPD otrzyma 206 mandatów (o 53 więcej, niż w poprzednich wyborach w 2017 roku), w ławach Unii zasiądzie 151 posłów CDU (spadek o 49) i 45 z CSU (mniej o jednego posła), Zieloni będą mieli 118 przedstawicieli (o 51 więcej).
W stosunku do poprzedniej kadencji zyska też FDP – będzie mieć 92 posłów (o 12 więcej). AfD zmniejszy liczbę swoich przedstawicieli o 11 – teraz będzie ich 83. Mocno spadnie też liczba deputowanych Lewicy – będzie ich 39, aż o 30 mniej, niż w kończącej się kadencji Bundestagu.
Do parlamentu dostał się także jeden poseł Związku Wyborców Południowego Szlezwiku (SSW), reprezentujący mniejszość duńską w RFN.
Jedno wiadomo już na pewno: będzie to pierwszy od 2005 r. gabinet bez Merkel
Rozmowy koalicyjne zainicjuje partia, która zdobyła w wyborach najwięcej głosów. To zwycięzca wybierze partię - zwykle jedną lub dwie - z którymi w ramach koalicji będzie współtworzyć nowy rząd. Zwycięska partia wskazuje także swojego kandydata do objęcia urzędu kanclerza. Z kolei kanclerz wyznacza jednego z członków gabinetu (zazwyczaj współkoalicjanta) na wicekanclerza.
Dla ustępującej kanclerz Angeli Merkel (CDU) kadencja nie skończyła się z dniem wyborów – będzie ona urzędować na stanowisku aż do czasu wyłonienia nowego rządu i następującego krótko po tym zaprzysiężeniu nowego kanclerza. Jak podkreślają niemieckie media, jest prawdopodobne, że Merkel uda się wyprzedzić Helmuta Kohla w rankingu najdłużej urzędujących kanclerzy RFN. Kadencja Kohla, zakończona w 1998 roku, trwała 5870 dni. Aby pobić ten rekord, Merkel musiałaby pozostać na stanowisku przynajmniej do 17 grudnia.
Termin zaprzysiężenia nowego gabinetu i nowego kanclerza zależy od przebiegu i postępów rozmów koalicyjnych – w 2007 roku okres od wyborów do zaprzysiężenia kanclerza wyniósł niewiele ponad miesiąc, w 2013 - zajęło to prawie trzy miesiące, od września do grudnia. Wyjątkowo długo odbywało się to po wyborach cztery lata temu – rozmowy i negocjacje trwały od września 2017 do 12 marca 2018 roku, kiedy to chadecy z CDU/CSU zawarli ostatecznie porozumienie z socjaldemokratami z SPD. Dwa dni później Bundestag zatwierdził powołanie Merkel na urząd kanclerza i dokonano zaprzysiężenia członków nowego rządu, tzw. Wielkiej Koalicji (Unia i SPD).
O przyszłym składzie rządu Niemiec jedno wiadomo już na pewno: będzie to pierwszy od 2005 roku gabinet bez Merkel, która zrezygnowała z reelekcji jako pierwsza osoba na stanowisku kanclerza w powojennej historii Niemiec.
Kanclerski poker - kto z kim stworzy nowy rząd i kto zastąpi Merkel?
Ponieważ zarówno koalicja SPD z Zielonymi i FDP, jak i CDU/CSU z tymi samymi partiami będzie miała większość w Bundestagu, zarówno kandydat socjaldemokratów na kanclerza Olaf Scholz, jak i lider chadeków Armin Laschet zadeklarowali w wieczór wyborczy chęć stworzenia własnych sojuszy.
Nie ma w tym nic niepokojącego. Gdyby pokonanym udało się stworzyć stabilną, zdolną do pracy koalicję, która miałaby nawet coś w rodzaju programu, byłby to pokaz działania demokracji
— zauważa tygodnik „Spiegel”.
Trend spadkowy skazanej na zagładę (…) SPD został zatrzymany - i to jak. Olaf Scholz, jak nikt inny, prowadzi socjaldemokratów z powrotem na szczyt. Po raz pierwszy od czasów Gerharda Schroedera w 1998 roku partia ta może ponownie stać się najważniejszą siłą w Niemczech. Ale nic jeszcze nie zostało wygrane. To, czy będzie rządzić, jest kwestią otwartą
— komentuje z kolei publicystka telewizji ARD Wenke Boernsen.
Scholz dał już do zrozumienia, że jako ewentualny kanclerz chce zdecydować, z kim chce rządzić - a chce rządzić z Zielonymi i FDP. Scholz prowadził już wiele negocjacji koalicyjnych, zarówno na szczeblu federalnym, jak i lokalnym - zauważa komentatorka.
Rządzić ma zamiar również CDU/CSU.
Dla Lascheta zapowiedź utworzenia rządu jest również ucieczką do przodu. Wynik: niepewny. W ostatnich miesiącach Laschet, w przeciwieństwie do Scholza, sprawiał niekiedy wrażenie, jakby w tej kampanii wyborczej błądził po omacku
— stwierdza Boernsen. Dodaje, że wynik chadecji, która zdobyła najmniej głosów w historii wyborów federalnych „nie był spowodowany wyłącznie słabym kandydatem. Problemy Unii sięgają głębiej i zaczęły się wcześniej. Istnieją głębokie pęknięcia, zwłaszcza w CDU. (…) Pod rządami (Angeli) Merkel konflikty te były długo ukrywane pod płaszczykiem sukcesu (…)”.
Laschet osiągnął w tych wyborach przynajmniej cel minimum.
Zapewnił sobie możliwość objęcia stanowiska kanclerskiego, a tym samym własną przyszłość polityczną na szczycie partii. Nacisk na Lascheta, by utworzył rząd, jest duży. W spodziewanych trudnych rozmowach koalicyjnych jego umiarkowany, mediujący styl polityczny powinien mu jednak pomóc
— uważa publicystka ARD. Chadecy mogliby rządzić w koalicji z Zielonymi i FDP.
Zieloni w porównaniu z wynikiem z 2017 roku, kiedy to weszli do Bundestagu jako najmniejsza grupa parlamentarna z wynikiem 8,9 proc., odnieśli w niedzielę wielki sukces. Są trzecią siłą polityczną i „praktycznie nie ma żadnego sposobu na nieuwzględnienie ich przy tworzeniu rządu; tak więc Zieloni prawie na pewno znajdą się w rządzie niezależnie od konstelacji” - ocenia Boernsen. Dodaje, że Zieloni chcą być w rządzie „praktycznie za wszelką cenę, najchętniej z SPD”.
FDP może czuć się zwycięzcą wyborów, nie tylko ze względu na znaczny wzrost poparcia w stosunku do 2017 roku, ale również dlatego, że prawdopodobnie odegra ważną rolę w tworzeniu rządu - uważa publicystka ARD.
FDP jest potrzebna, a nie zawsze tak było. W kampanii wyborczej po raz kolejny dominował Christian Lindner (lider ugrupowania). FDP zdecydowanie chce współrządzić, co łączy ją z Zielonymi. FDP również jest „praktycznie skazana na współrządzenie”. Lindner ostatnio wielokrotnie dawał do zrozumienia, że wolałby rządzić z Unią. Mówi się, że jest zainteresowany ministerstwem finansów
— zauważa Boernsen.
Kanclerz nie jest w Niemczech wybierany bezpośrednio. W wyborach do Bundestagu obywatele głosują na posłów, którzy z kolei wybierają szefa rządu federalnego. Jeśli żadna partia nie uzyskuje w wyborach bezwzględnej większości - a właśnie taki jest wynik niedzielnych wyborów - rozpoczynają się rozmowy koalicyjne. W czasie ich trwania pozostaje u władzy stary rząd. Może to trwać nawet kilka miesięcy. Kanclerz jest wybierany dopiero po osiągnięciu porozumienia o koalicji. Następcą Merkel, która przez 16 lat sprawowała urząd kanclerza RFN może więc być albo Scholz, albo Laschet.
Nowy Bundestag powinien ukonstytuować się najpóźniej 26 października.
„Jamajka” czy „sygnalizacja świetlna”?
Media wskazują, że mogą powstać dwa warianty koalicyjne. Pierwsza to koalicja „jamajska”, nazywana inaczej koalicją czarno-zielono-żółtą. Nazwa nawiązuje do kolorów partyjnych formacji, które je tworzą (identyczne jak na fladze Jamajki): CDU/CSU - kolor czarny, Zieloni – zielony oraz FDP – żółty.
Druga możliwość to koalicja „sygnalizacji świetlnej”, inaczej nazywana koalicją czerwono-zielono-żółtą, ponieważ składa się z trzech partii, a każda z nich ma przyporządkowany kolor: SPD – czerwony, Zieloni – zielony oraz FDP – żółty. Takie same kolory znajdują się na sygnalizacji świetlnej.
Pierwszy raz w historii kobieta burmistrzem Berlina
Kandydatka SPD Franziska Giffey zostanie pierwszą kobietą sprawującą urząd burmistrza stolicy Niemiec, jak pokazują wstępne wyniki niedzielnych wyborów do miasta-landu Berlina – podała w poniedziałek Agencja Reutera.
43-letnia Giffey sprawowała do maja br. urząd ministra ds. rodziny, osób starszych, kobiet i młodzieży w czwartym rządzie Angeli Merkel. Ustąpiła ze stanowiska w świetle oskarżeń o plagiat rozprawy doktorskiej. W czerwcu 2021 Wolny Uniwersytet Berliński odebrał jej stopień doktora, uznając, że jedna trzecia jej pracy została przywłaszczona z innych tekstów, bez właściwego oznaczenia źródeł.
Wcześniej Giffey była uznawana za jednego z głównych kandydatów do przywództwa nad Socjaldemokratyczną Partią Niemiec.
Griffey zastąpi na urzędzie burmistrza Berlina Michaela Muellera z SPD, który zrezygnował z ubiegania się o kolejną kadencję.
Wstępne wyniki wyborów w Berlinie przedstawiają się następująco: SPD 21,4 proc. (21,6 proc. w 2016), Zieloni 18,9 proc. (wzrost z 15,2 proc. uzyskanych w poprzednich wyborach), skrajnie lewicowe ugrupowanie Die Linke 14 proc. (15,5 proc. pięć lat temu).
Wszystko wskazuje na to, że w berlińskim ratuszu SPD ponownie wejdzie w koalicję z Zielonymi i Die Linke.
Brukselskie media: brak wyraźnego zwycięzcy
Brukselskie portale informacyjne zajmujące się polityką unijną zwracają w poniedziałek uwagę, że niemieckie wybory do Bundestagu nie wyłoniły wyraźnego zwycięzcy. Zgodnie konkludują, że wydłuży to proces tworzenia koalicji rządowej.
Wygląda na to, że Niemcy jeszcze przez jakiś czas nie powiedzą Angeli Merkel „Auf Wiedersehen” (do widzenia). Po niedzielnych wyborach dwa dominujące obozy polityczne w tym kraju – centrolewicową socjaldemokrację (SPD) oraz konserwatywny sojusz Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) i Unii Chrześcijańsko-Społecznej (CSU) – dzieli tylko 1,6 punktu procentowego. Zapowiada to długi proces budowania koalicji, przez co prawdopodobnie pozostanie Merkel w roli zarządcy do jesieni, jeśli nie dłużej
— przewiduje portal Politico.
Jedyne, co można teraz stwierdzić na pewno, to to, że po Merkel Niemcy pozostaną na zdecydowanie proeuropejskim kursie transatlantyckim, a najludniejszym krajem Europy nadal będą rządzić partie umiarkowane. (…) Oprócz tego, zamiast dwupartyjnej koalicji, która zdominowała powojenną politykę Niemiec, krajem prawie na pewno będzie rządzić zróżnicowany sojusz trójpartyjny
— dodaje.
Również EU Observer zauważa, że nie ma wyraźnego zwycięzcy, który zastąpi Merkel w Niemczech, podczas gdy sama - wciąż jeszcze - kanclerz kończy karierę polityczną z 64-procentowym poparciem ludności.
Gospodarka Niemiec jest silna i ma jeden z najniższych wskaźników zgonów spowodowanych przez Covid-19 w Europie. (Merkel) zostanie jednak również zapamiętana, jak radziła sobie z kryzysem uchodźczym w 2015 r., kiedy do Niemiec wjechało ponad milion uchodźców, z których wielu nadal nie ma pracy ani nie mówi po niemiecku
— podsumowuje.
Zostanie też zapamiętana przez swoich sąsiadów w Europie Wschodniej za mieszaną politykę wobec Rosji. Z jednej strony pomogła utrzymać sankcje gospodarcze UE wobec Rosji, z drugiej dokończyła budowę nowego rosyjskiego gazociągu, który stanowi strategiczne zagrożenie dla krajów bałtyckich i Polski
— przypomina portal.
Euractive zastanawia się, jaka będzie polityka klimatyczna przyszłego rządu.
Ponieważ zarówno socjaldemokraci, jak i konserwatyści w zasadzie wykluczyli wspólne utworzenie kolejnej Wielkiej koalicji, pozostawia to dwie możliwości: kierowaną przez socjaldemokratów (SPD, FDP i Zieloni) albo kierowaną przez konserwatystów (CDU-CSU, FDP i Zieloni). Obie opcje są uzależnione od poparcia Zielonych i przyjaznych biznesowi liberałów z FDP. Poglądy tych ugrupowań na politykę klimatyczną i środowiskową wyraźnie się różnią, co będzie utrudniało osiągnięcie jakiegokolwiek kompromisu
— prognozuje.
Podczas gdy Zieloni wzywają do zakończenia w 2030 roku sprzedaży nowych samochodów z silnikiem spalinowym oraz wycofania się z energetyki węglowej w Niemczech, FDP opowiada się za otwartością technologiczną i sprzeciwia się przepisom zakazującym energetyki węglowej i silnika spalinowego. Oznacza to, że wszelkie rozmowy koalicyjne między tymi dwiema partiami mogą ciągnąć się miesiącami w czasie, gdy Rada UE będzie negocjować zatwierdzenie pakietu regulacji klimatycznych i energetycznych „Fit for 55”
— konkluduje Euractive.
kpc/PAP/wPolityce.pl/Twitter
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/567827-znamy-podzial-mandatow-w-bundestagu-rusza-kanclerski-poker