„Białoruś nie będzie w stanie znieść tysięcy migrantów, którzy nie mogą znaleźć sposobu na przekroczenie granicy z Unią Europejską i dotarcie do bogatych krajów Zachodu” - mówi Jarosław Guzy, ekspert ds. międzynarodowych, w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: 17 października wejdzie w życie dekret Łukaszenki, który umożliwia ruch bezwizowy na Białoruś z takich krajów jak Pakistan, Jordania, Iran i Egipt. Jakie będzie miało to konsekwencje i czemu będzie to służyć?
Jarosław Guzy: Jest to otwarcie nowej drogi migracyjnej, bo część tych krajów dysponuje dużym potencjałem migracyjnym. Świadczą o tym liczby dot. osób, które z tych państw dotarły w ostatnich latach do Europy. Może to oznaczać kontynuację presji, którą Łukaszenko próbuje wywrzeć na Unię Europejską, a zwłaszcza na kraje graniczące z Białorusią, by zmieniły politykę wobec reżimu. Sytuacja jest dynamiczna i niekoniecznie wszystko zależy od Łukaszenki.
Co jeszcze może szykować Łukaszenka i ile może ten kryzys potrwać?
Do czasu, gdy Łukaszenka zda sobie sprawę, że jego działania są nieskuteczne. Należy jak najszybciej go o tym przekonać. Prowadzona obecnie konsekwentna polityka powinna przynieść rezultaty. Białoruś nie będzie w stanie znieść tysięcy migrantów, którzy nie mogą znaleźć sposobu na przekroczenie granicy z Unią Europejską i dotarcie do bogatych krajów Zachodu. W pewnym momencie ta akcja musi spalić na panewce. Może też po prostu wyschnąć źródło imigrantów. Informacja o tym, że nie ma możliwości przekroczenia granicy może dotrzeć do krajów pochodzenia tych ludzi. To pole do działań na szczeblu państwowym, a także dla organizacji, które mienią się humanitarnymi, a ich humanitaryzm skierowany jest głównie na działania polskiego czy litewskiego rządu. Nie przekonują potencjalnych migrantów, że ta droga jest nie tylko nieskuteczna i kosztowna, ale też dla nich groźna. Świadczą o tym ostatnie przypadki zgonów. Zbliża się zima i na granicy będą narażać swoje zdrowie i życie.
Możemy spodziewać się kolejnych ludzi wysyłanych na granicę w takim stanie, że czeka ich śmierć?
Jeżeli trafią na polską stronę, to i tak mają szczęście. Dzięki zwiększonej liczbie patroli granicznych ci nielicznie, którym uda się przekroczyć granicę, otrzymują pomoc medyczną. Czasami oczywiście może być za późno, ale to konsekwencja ich własnego wyboru i zawierzenia przemytnikom i funkcjonariuszom Łukaszenki, którzy przyprowadzają ich nad granicę. Łukaszenka nie ma wielu możliwości. Użył tych, które ma. Pamiętajmy, że granica między Litwą a Białorusią jest długa. A jako była granica pomiędzy republikami sowieckimi nigdy nie była uszczelniona. Budowa umocnień granicznych zaowocuje zmniejszoną liczbą nielegalnych przekroczeń granicy. Spodziewam się, że ta fala zatrzyma się, a nawet cofnie.
Część dziennikarzy ma pretensje do rządu, że po wprowadzeniu stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym nie ma możliwości relacjonowania wydarzeń na miejscu. Pojawia się argument, że w Polsce nie brakuje reporterów z doświadczeniem relacjonowania wydarzeń z terenów objętych działaniami wojennymi, którzy mogliby rzetelnie przedstawić sytuację.
To specyficzna sytuacja. Oczywiście wolałbym, by działania polskich służb były transparentne, ale nie można dopuścić do sytuacji, w której media czy osoby postronne po prostu przeszkadzają funkcjonariuszom w wykonywaniu obowiązków. Niestety są złe doświadczenia jeśli chodzi o sytuację w pobliżu Usnarza Górnego przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Część dziennikarzy wykazała się brakiem odpowiedzialności. Ich relacje były mało wartościowe, bo koncentrowały się na kwestiach walki politycznej prowadzonej w Polsce. Poziom zaangażowania politycznego części środowiska dziennikarskiego jest taki, że uniemożliwia rzetelne relacjonowanie.
Not. TK
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/567172-nasz-wywiad-guzy-plan-lukaszenki-musi-spalic-na-panewce