15 lat czekała Marina Litwinienko na sprawiedliwy wyrok ws. zabójstwa jej męża. Doczekała się. Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że Rosja mordując Aleksandra Litwinienkę (rękami Ługowoja i Kowtuna) naruszyła Europejską Konwencję Praw Człowieka w punkcie gwarantującym prawo do życia. Wdowa domagała się 3,5 mln euro odszkodowania. ETPC przyznał jej 100 tys. euro.
Nie da się wycenić wartości ludzkiego życia. Ale też nie sposób pogodzić się z tym, że w Strasbourgu uznano, że kwota 100 tys. euro będzie adekwatnym zadośćuczynieniem dla Mariny Litwinienko. Miałem przyjemność poznać ją w 2007 r. przy okazji polskiej (jako pierwszej na świecie) premiery filmu Andrieja Niekrasowa „Bunt. Sprawa Litwinienki”. To wspaniała, dzielna kobieta, która od półtorej dekady domagała się nie pieniędzy, lecz sprawiedliwości – wskazania winnych śmierci jej męża. To uzyskała. Gorzej z jej drugim pragnieniem - by świat Zachodu wyciągnął wnioski i konsekwencje wobec zleceniodawców tego morderstwa.
ETPC uznał, że KGB-iści, którzy podali Litwinience polon, działali w imieniu państwa rosyjskiego, na jego zlecenie. Przychylił się tym samym do ustaleń brytyjskiego śledztwa. I słusznie. Nikt poza kremlowską propagandą nie przeczył faktowi, że otrucie Litwinienki było zemstą Putina za „urwanie się” b. oficera FSB i KGB. Litwinienko ujawnił, że Kreml zlecał polityczne zabójstwa (m.in. Borysa Bieriezowskiego) i odpowiada za wysadzenie bloków mieszkalnych w Moskwie i Wołgodońsku w celu obarczenia winą Czeczenów i uzyskania pretekstu do ponownego najechania kaukaskiej republiki.
To jedno z najbardziej bezczelnych zabójstw w ostatnich dekadach. Został otruty i umierał na oczach całego świata człowiek, który wykazał się nieprawdopodobną odwagą w odsłanianiu gangsterskiego oblicza władcy Rosji.
Dziś to już nie tylko doniesienia medialne, czy oskarżenia bliskich Litwinienki, ale oficjalne ustalenia najwyższej europejskiej instancji. Czy przeszkodzą one Niemcom robić interesy z Rosją? Czy sprawią, że Waszyngton zweryfikuje swoją politykę wobec Moskwy? I co najważniejsze – czy sprawią, że Kreml wykona krok w tył, zrezygnuje z agresywnej polityki, przestanie mordować swoich wrogów? Odpowiedź na wszystkie pytania jest negatywna.
Z taką osłoną międzynarodową, jaką cieszy się dziś, Putin może niemalże wszystko. Przypomnijmy, że jeden z zabójców Aleksandra Litwinienki nie został przez Moskwę wydany na żądanie Londynu. Zamiast tego pozwolono mu zrobić karierę polityczną – został posłem do Dumy Państwowej. Drugi jest dziś biznesmenem. Po prostu.
Rosja może nawet i zapłaci te 100 tys. euro Marii Litwinienko. I zupełnie tego nie odczuje. Posadzka w pałacach Putina jest warta więcej. I nie pozwoli na stawianie zarzutów kontrolerom lotów ze Smoleńska. I dalej będzie przerzucać imigrantów na unijną granicę. I zrobi wszystko, by Krym nie był jedyną jej zdobyczą na terytorium Ukrainy. Co będzie dalej? Zobaczymy, dokąd zaprowadzi mordercę Władimira Władimirowicza fantazja i neoimperialne zapędy.
Zachód konsekwentnie ignoruje kolejne lekcje, jakie dostaje od Putina i przestrogi płynące z państw naszego regionu. Jeśli nie zmieni kursu, otrzeźwienie może przyjść za późno.
Dziś trzeba jasno powiedzieć, że współpraca z nim, nie tylko przy zakładaniu państwom Europy Środkowo-Wschodniej gazowej pętli na szyję, jest współudziałem w jego zbrodniach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/567156-wspolpraca-z-putinem-to-wspoludzial-w-morderstwach