Rosyjski „Kommiersant” informuje, że pakiet 28 umów integracyjnych między Federacją Rosyjską a Białorusią jest już uzgodniony i najprawdopodobniej w przyszłym tygodniu zostanie on podpisany przez premierów obydwu krajów – Miszustina i Hołowczenkę. O tym samym mówił kilka dni temu Władimir Siemaszko białoruski ambasador w Moskwie, ale niemal natychmiast jego wypowiedź została sprostowana. Ambasada wydała specjalny komunikat w którym stwierdzono, że dziennikarze źle zrozumieli wypowiedź swego rozmówcy a Aleksandr Łukaszenka w czasie jednej z „gospodarskich wizyt” w Bobrujsku powiedział, że rządy obydwu krajów przyjmą pakiety integracyjne 10 – 11 września, o ile w trakcie jego kolejnej wizyty u Putina, która zaplanowana jest na 9 września uda się osiągnąć porozumienie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, deklarował białoruski dyktator, to w październiku – listopadzie integracja gospodarek obydwu państw stanie się faktem.
„Pakiet integracyjny”
To, że Łukaszenka wiąże perspektywę podpisania umów integracyjnych, które jego zdaniem nie oznaczają inkorporacji Białorusi przez Federację Rosyjską, z negocjacjami, zdaniem ekspertów wynika z faktu, iż nie wszystko jeszcze uzgodniono. Jak się uważa kwestią, do której Mińsk chce wrócić jest cena rosyjskiego gazu ziemnego, podczas ostatniego spotkania na szczycie zatwierdzona na poziomie zeszłorocznym, czyli 128, 5 dolara za 1000 m³. To i tak dla Białorusi bardzo korzystne warunki, zwłaszcza w sytuacji kiedy na europejskim rynku LNG podrożał w ciągu roku dziesięciokrotnie, ale Mińsk oczekuje takich warunków dla siebie, jak ma Smoleńsk.
Po tym jak „pakiet integracyjny” zostanie podpisany przez Miszustina i parafowany przez premiera Białorusi (ta kolejność wynika z faktu, że w ramach państwa związkowego wspólną radą ministrów kieruje obecnie premier Rosji), ma on zostać on zatwierdzony przez prezydentów a następnie Rada Państwa Związkowego wyda stosowny dekret, który spowoduje, że z prawnego punktu widzenia integracja stanie się faktem. Nie oznacza to, oczywiście, że wszystko jest gotowe w najdrobniejszych szczegółach, bo tak nie jest. Jeden z pakietów integracyjnych przewiduje np. utworzenie wspólnego systemu podatkowego i celnego, a to będzie wymagało całej fali legislacyjnych zmian, ale ramy połączenia obydwu państw zostaną sformalizowane. Rosyjscy eksperci, ale również politycy, odwołują się w tym przypadku do doświadczeń Unii Europejskiej i argumentują, że przyjęte dokumenty integracyjne mają być czymś w rodzaju ram prawnych wypełnianych, zapewne przez lata, legislacją krajów członkowskich.
Integracja wojskowa
Integracji gospodarczej Rosji i Białorusi towarzyszy znacznie szybciej przebiegająca integracja organizmów wojskowych. Łukaszenka powiedział też w trakcie swej podróży do Bobrujska, że Rosja niebawem dostarczy „dziesiątki samolotów, dziesiątki śmigłowców bojowych i nowoczesne systemy obrony przeciwrakietowej, być może nawet S-400”. Wcześniej białoruskie ministerstwo obrony poinformowało, że do tworzonego centrum szkoleniowego w Grodnie właśnie dotarł rosyjski system S-400. Trzeba przypomnieć, że latem tego roku rząd Białorusi, bez specjalnego rozgłosu przedłużył na kolejne 25 lat umowę przewidującą wykorzystywanie przez Rosjan dwóch obiektów – stacji radiolokacyjnej Wołga i węzła łączności Wilejka. W ubiegłym roku, kiedy rozpoczynano procedurę związaną z ewentualnym przedłużeniem tych umów, Mińsk informował o potrzebie przeprowadzenia „dodatkowych negocjacji”, co odczytywano jako zapowiedź tego, iż domagał się on będzie opłat za udostępnione bezpłatnie obiekty. Teraz jednak ta kwestia zniknęła, przynajmniej nie debatuje się na ten temat publicznie. Białoruscy eksperci są zdania, że kupno przez Mińsk „dziesiątek samolotów, śmigłowców i systemu s-400” raczej, ze względu na szczupłość budżetu wojskowego Białorusi (600 mln dolarów) raczej nie wchodzi w grę, będziemy zatem mieli do czynienia z dostawami na kredyt. Innym, jak się wydaje, znacznie bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem tych informacji jest to, że „centrum szkoleniowe w Grodnie”, a trzeba przypomnieć, że Wiktar Chrenin, szef białoruskiego MON w trakcie wizyty w Moskwie uzgodnił utworzenie trzech ośrodków określanych tym mianem, będzie ukrytą pod tą nazwa regularną rosyjską bazą wojskową. Takiego zdania jest np. rosyjski ekspert wojskowy Armen Malcew, który uważa, że na Białorusi Rosja tworzy teraz bazę wojskową podobną do tej jaką ma w armeńskim Giurmi lub w Syrii. Jeśli te oceny się potwierdzą, to będziemy mieć nieopodal polsko – białoruskiej granicy obiekt w którym stacjonować będzie ok. 3,5 tys. rosyjskich żołnierzy, nie mniej niźli 40 czołgów, 100 bojowych wozów piechoty i 100 jednostek artylerii, zarówno rakietowej jak i lufowej. Szacunki te wynikają z tego, że tak właśnie wyglądają rosyjskie bazy poza granicami kraju. Jak argumentuje Malcew, rolą znajdujących się w tych odległych placówkach sił rosyjskich jest przejęcie inicjatywy w pierwszej fazie konfliktu, do momentu przybycia wojsk głównego rzutu. Oczywiście prowadzą one również całodobowy nasłuch i obserwację, a systemy antyrakietowe, jakie znajdą się w Grodnie, mają w zamyśle, współpracując z podobnymi w Obwodzie Kaliningradzkim, uszczelnić rosyjską „bańkę antydostepową”. Malcew zwraca też uwagę na to, że w ostatnich latach w ramach wojskowej współpracy białorusko-rosyjskiej zmodernizowano istotne z wojskowego punktu widzenia szklaki komunikacyjne (linie kolejowe) a także zbudowano sieć magazynów i składów wojskowych, co ma przyspieszyć dotarcie rosyjskich sił pierwszego rzutu na ewentualną linię frontu i pozwolić Rosjanom na osiągnięcie przewagi w pierwszej, w opinii rosyjskich sztabowców decydującej, fazie wojny. Nieprzypadkowo logistyka i szybkość przemieszczania oddziałów, w tym budowa przepraw pontonowych, jest ćwiczona w ramach manewrów Zapad 2021.
Jeśli potwierdzą się informacje, że Rosja przeforsowała stworzenie obiektu, który będzie faktycznie jej bazą wojskową, nawet jeśli oficjalnie będzie to „centrum szkoleniowe”, to może oznaczać to nie tylko zmianę układu sił na granicy Polski, ale również zmianę rosyjskiej polityki wobec państw satelickich. Tego rodzaju ewolucję zapowiedział w swym artykule, który omawiałem na wPolityce.pl na początku sierpnia Fiodor Łukianow, ekspert Klubu Wałdajskiego, specjalista ds. międzynarodowych uchodzący za bliskiego Kremlowi. Napisał on wówczas, że niezależnie od stopnia integracji gospodarek o rzeczywistych wpływach Rosji w państwach „bliskiej zagranicy” decyduje posiadanie przez Moskwę bazy wojskowej.
Rosyjska strategia wobec państw „bliskiej zagranicy”
Armenia, Tadżykistan czy Kirgizja, gdzie stacjonują rosyjskie wojska, znacznie silniej, w opinii Łukianowa, związane są z Rosją niźli inne kraje, gdzie Moskwa używa innych, ważnych ale nie przesądzających, narzędzi wpływu. Rola czynnika militarnego w polityce będzie też w najbliższych latach rosła, więc tym bardziej, Moskwa winna energiczniej używać tego narzędzia.
Przykład Armenii, kraju będącego de facto, jak pisze Łukianow „protektoratem Rosji”, jest w tym zakresie szczególnie pouczający. Uzależnienie Erywania w zakresie bezpieczeństwa od Rosji nie tylko daje Moskwie możliwość uprawiania idealnie elastycznej z punktu widzenia własnych interesów polityki, ale również umożliwia nie przejmowanie się zmianami wewnętrznymi i przetasowaniami w ormiańskiej elicie władzy. Elastyczna polityka polega na tym, że Rosja unika wciągnięcia w niewygodne z jej punktu widzenia konflikty, tak jak to było w przypadku ubiegłorocznej wojny armeńsko-azerskiej i decyduje o momencie i skali zaangażowania wyłącznie na podstawie oceny własnych interesów dając miejscowym politykom w wielu kwestiach wolną rękę, zaś obojętność wobec wewnętrznych perturbacji politycznych w państwie sojuszniczym jest możliwa, bo wpływy Rosji są zbudowane na trwalszych, geostrategicznych podstawach. Niezależnie od tego kto będzie rządził w Erywaniu Rosja jest gwarantem, w tej konstrukcji, bezpieczeństwa Armenii, i to skuteczniej niż inne argumenty wpływa na kształt polityki zagranicznej tego południowokaukaskiego kraju. Rosja jest gwarantem bezpieczeństwa Erywania, przede wszystkim z tego względu, że jest on poróżniony z sąsiadami – nie utrzymuje relacji z Turcją i Azerbejdżanem, wpływowymi graczami regionalnymi. To właśnie ten konflikt (którego zarzewiem był, jest i zapewne będzie status Górskiego Karabachu) decyduje o wadze rosyjskiego wsparcia. Być może dlatego relacje Mińska z Polską i Państwami Bałtyckimi w ekspresowym tempie ostatnio się pogarszają a Łukaszenka regularnie mówi o zagrożeniu ze strony sąsiadów. Inny rosyjski ekspert, Timofiej Bardaczow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego napisał niedawno , adresując co prawda swe słowa do Ukrainy, ale jego propozycja ma szerszy wymiar, iż w nowych realiach Rosja nie potrzebuje inkorporować państwa, w których chce utrzymać wpływy, wręcz nie powinna myśleć o odbudowie Imperium w stylu XIX wieku, a wystarczy jej jedynie „scenariusz finlandyzacji”, czyli kontroli polityki zagranicznej i wojskowej, jaką uprawia państwo satelickie, przy jednoczesnym otwarciu kanałów penetracji gospodarczej.
Jeśliby tak spojrzeć na rosyjską strategię wobec państw „bliskiej zagranicy”, to w ciągu ostatniego roku Moskwie wiele udało się jeśli chodzi o status Białorusi. Utworzenie rosyjskiej bazy wojskowej będzie oznaczało „domknięcie” procesu, osiągnięcie głównych celów politycznych, a mówienie o inkorporacji jest zasłoną dymną lub „wisienką na torcie.”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/564868-rosyjska-baza-wojskowa-na-bialorusi-domykanie-systemu