Dziś Ukraina obchodzi 30-lecie ogłoszenia deklaracji niepodległości. Stało się to 24 sierpnia 1991 roku – choć jeszcze tydzień przed tą datą dla wielu (także tych, którzy głosowali tamtego dnia za niezależnością) było to nie do pomyślenia.
Wszyscy przeciwnicy niepodległości
Przypomnijmy: 1 sierpnia 1991 roku do Kijowa przybył ówczesny prezydent USA George Bush i zaapelował do Ukraińców, by… nie domagali się niepodległości i ratowali jedność chwiejącego się w posadach Związku Sowieckiego. Podobnie myślała premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Choć przez lata walczyła ona z komunizmem, to jednak wtedy przestraszyła się rozpadu ZSRS. Dlaczego?
W tamtym czasie od kilku tygodni trwała już krwawa wojna w Jugosławii, w której naprzeciw siebie stanęły narody słowiańskie, jeszcze niedawno zamieszkujące jedno państwo. Wielu przywódców na Zachodzie obawiało się, że podobny scenariusz może powtórzyć się na wschodzie, ale w znacznie większej skali – Związek Sowiecki był większy i ludniejszy od Jugosławii, a na dodatek dysponował bronią atomową. Istniała obawa, że pociski nuklearne wpadną w niepowołane ręce.
Przeciwnicy ukraińskiej niepodległości mieli wówczas niebagatelny atut – dysponowali w Kijowie znaczną większością w tamtejszym parlamencie. Rada Najwyższa Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej, wchodzącej w skład ZSRS, zdominowana była przez twardogłowych komunistów, którzy stworzyli tzw. Grupę 239. Tylu deputowanych liczyła bowiem ich frakcja. Opozycja demokratyczna, skupiona w Radzie Ludowej, miała z kolei tylko 125 członków. W parlamencie zasiadała jeszcze Platforma Demokratyczna Komunistycznej Partii Ukrainy, czyli grupa wewnątrzpartyjnych reformatorów, ale dysponowała ona jedynie 41 mandatami i nie miała większego znaczenia.
Przeciwnicy niepodległej Ukrainy mogli powołać się na jeszcze jeden argument, a mianowicie wolę ludu. W marcu 1991 odbyło się bowiem w ZSRS referendum na temat przyszłości tego państwa. Aż 70 procent mieszkańców Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej opowiedziało się wówczas za dalszym istnieniem Związku Sowieckiego oraz pozostaniem Ukrainy w ramach tego organizmu państwowego.
Pucz Janajewa i deklaracja niepodległości
Wszystko zmienił tzw. pucz Janajewa, do którego doszło w dniach 19-21 sierpnia 1991 roku w Moskwie. Grupa twardogłowych liderów Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego postanowiła powstrzymać postępujący rozkład ZSRS. Dokonali zamachu stanu, by zatrzymać reformy Gorbaczowa oraz powrócić do systemu komunistycznego w ortodoksyjnej wersji. Przewrót jednak nie udał się, przynosząc zwycięstwo Borysowi Jelcynowi.
Dla opozycji demokratycznej na Ukrainie pucz Janajewa stanowił wstrząs. Perspektywa powrotu do totalitarnej przeszłości pobudziła zwolenników ukraińskiej niepodległości do działania. Odwagi dodali im Łotysze, którzy 21 sierpnia ogłosili oddzielenie się od Związku Sowieckiego i proklamowali niezawisłość państwa. Dlatego 24 sierpnia na porządku dziennym obrad Rady Najwyższej w Kijowie stanęła kwestia ogłoszenia podobnego aktu niepodległości, którego inicjatorami byli członkowie opozycyjnej Rady Ludowej.
Kluczowa była jednak postawa Grupy 239, której członkowie do tej pory nie chcieli nawet słyszeć o niezależności Ukrainy od Moskwy. Mało tego, jej liderzy na czele ze Stanisławem Hurenką opowiedzieli się po stronie puczystów Janajewa, popierając ideę reaktywacji Związku Sowieckiego. W obliczu triumfu Jelcyna stanęli jednak przed perspektywą politycznej zemsty ze strony nowych władz w Moskwie. W tej sytuacji postanowili wybrać „ucieczkę do przodu”. Zdecydowali się poprzeć niezawisłość Ukrainy, która miała ich chronić przed spodziewanym odwetem zwycięzców z Rosji. W ten sposób 24 sierpnia Rada Najwyższa przegłosowała deklarację niepodległości. Spośród 360 deputowanych obecnych w sali posiedzeń 321 opowiedziało się za tym aktem, tylko 2 było przeciw, a 6 wstrzymało się od głosu.
Deklaracja niezależności potwierdzona został podczas referendum 1 grudnia 1991 roku, gdy ponad 90 proc. mieszkańców Ukrainy (przy frekwencji ponad 84 proc.) opowiedziało się za niepodległością kraju. To praktycznie przypieczętowało koniec Związku Sowieckiego, który rozwiązany został tydzień później – 8 grudnia 1991 roku.
Nowa świadomość narodowa
Od tamtych wydarzeń minęło 30 lat. Przez ten czas Ukraina udowodniła, że nie jest państwem sezonowym ani upadłym. Przede wszystkim zdołała utrzymać swą niepodległość, a nawet po 360 latach (a więc od czasu ugody perejesławskiej zawartej w 1654 roku) wydostała się z geopolitycznej strefy wpływów Rosji. Trwające kilka wieków uzależnienie od Moskwy miało wiele wymiarów, nie tylko polityczny, lecz także kulturowy, językowy, religijny itd. Dziś to zrzucanie zależności w rozmaitych sferach postępuje w różnym tempie, jest to jednak proces stale posuwający się do przodu. „Russkij mir” na Ukrainie kurczy się. Duża część prawosławia wybrała duchową zależność od Konstantynopola a nie od Moskwy.
Przede wszystkim Ukraina przeszła jednak próbę ogniową, broniąc własnej suwerenności, najpierw w akcjach obywatelskiego nieposłuszeństwa, później podczas rewolucji i walk ulicznych, a w końcu w trakcie krwawej wojny na froncie. Wykazała przy tym determinację i upór. O ile w 1991 roku Ukraińcy odzyskali niepodległość bez przelewania krwi (i to głosami tych, którzy sami byli przeciwnikami niezależności), o tyle od 2014 roku bronią oni swej niezawisłości, przelewając krew w Donbasie. Nie ma tygodnia, by nie dochodziły stamtąd wieści o wymianie ognia na froncie lub kolejnym ukraińskim żołnierzu zastrzelonym przez rosyjskiego snajpera.
W tej walce wykuwa się nowa świadomość narodowa. Kształtuje się ona w opozycji do wschodniego sąsiada, który przez kilka stuleci rusyfikował Ukrainę, widząc w niej Małorosję, czyli część wielkiego etnosu rosyjskiego z pewną folklorystyczną odrębnością. Tezę o tym, że Rosjanie i Ukraińcy są w gruncie rzeczy jednym narodem, powtarza nadal Władimir Putin, jednak większość Ukraińców – jak pokazują niedawne badania opinii publicznej – nie podziela tego poglądu. Co ciekawe, uważają oni, że tym, co odróżnia ich od Rosjan, jest przede wszystkim mentalność, przekładająca się na kulturę polityczną. Nie ma w niej miejsca na myślenie w kategoriach imperium, dominacji czy samodzierżawia.
To powoduje, że działa tam demokracja, niedoskonała, kulejąca, skorumpowana, ale jakoś jednak funkcjonująca. Tym różni się Ukraina od Rosji czy Białorusi. Tam jeszcze przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi już z góry wiadomo, kto w nich zwycięży i ile głosów uzyska. Putin czy Łukaszenka kontrolują cały proces elekcji, a jeśli tracą nad nim kontrolę, to szybko przywracają ją siłą. Nie ma miejsca na żadne niespodzianki wyborcze czy sukcesora nie namaszczonego przez prezydenta.
Oligarchia i korupcja
Oczywiście, ustrój panujący na Ukrainie ma swoje ciemne strony, takie jak np. oligarchiczny system życia publicznego stworzony za prezydentury Leonida Kuczmy (to nie przypadek, że jednym z głównych beneficjentów tego układu jest oligarcha a prywatnie zięć Kuczmy – Wiktor Pinczuk).
Inną plagą jest wszechobecna korupcja, która stała się wręcz elementem systemu. Co znamienne, próba ograniczenia tego procederu za rządów Petra Poroszenki zakończyła się fiaskiem m.in. z powodu unijnych nacisków. Paradoks polegał na tym, że Zachód domagał się od Kijowa walki z korupcją, zaś głównym rozsadnikiem tej patologii społecznej na Ukrainie pozostają sądy. Kiedy więc władze przygotowały reformę, polegającą na oczyszczeniu wymiaru sprawiedliwości i weryfikacji sędziów, spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem Unii Europejskiej, która uznała to za zamach na niezależność sądownictwa. W efekcie w sądach wszystko zostało po staremu, także korupcja.
Polska perspektywa
W interesie Polski leży istnienie niepodległego i niezależnego od Moskwy państwa ukraińskiego, które oddala od nas zagrożenie ze strony rosyjskiego imperializmu. Aktualność zachowują wypowiedziane w sierpniu 2008 roku na wiecu w Tbilisi słowa Lecha Kaczyńskiego, który przewidywał, że po ataku Rosji na Gruzję przyjdzie kolej na agresję na Ukrainę, a w dalszej kolejności realne jest uderzenie w państwa bałtyckie i w Polskę.
Dlatego tak ważne jest podtrzymywanie geopolitycznego wyboru Kijowa oraz jego prozachodniego kursu. Kreml ma nadzieję, że ten trend da się odwrócić i robi wszystko, by na powrót podporządkować sobie Ukrainę. Dziś jest to kluczowe miejsca na mapie, gdzie rozgrywa się walka o przyszłe bezpieczeństwo Polski.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/563621-ukraina-panstwo-gdzie-rozgrywa-sie-walka-o-polske