„Wtedy, kiedy wyjeżdżaliśmy do Afganistanu wyraźnie mówiono i taki cel nam przyświecał, że jedziemy tam po to, żeby ten front walki nie przeniósł się do Europy. Skoro się nie udało tego zrealizować, to zagrożenie powróciło i miejmy nadzieję, że NATO się wzmocni na tyle, że podejmie jakieś działania, które uchronią nas przed tym, żeby z tamtego kierunku nie były wyprowadzane na nas ataki. A łatwo nie będzie, ponieważ również część ekstremistów na terytorium Europy już funkcjonuje i tylko czeka na sygnał i wsparcie z tamtego kierunku” – mówi portalowi wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Rozgoryczony weteran z Afganistanu: Myślałem, że walczę o coś. Śmierć 44 osób poszła na marne. Ciężko jest mi o tym mówić
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan jako dowódca przeprowadzoną przez wojska amerykańskie operację wycofania wojsk z Afganistanu?
Gen. Roman Polko: Przede wszystkim trudno mówić, że tam był jakikolwiek plan i pomysł, jeżeli złamano podstawowe kanony żołnierki mówiące o tym, że najpierw ratuje się osoby cywilne, następnie ewakuuje się to, co można zabrać ze sobą, niszczy się pozostałość, żeby nie dostała się w ręce wroga i się wycofuje. Z pewnością zabezpiecza się drogę wycofania czyli obiekty strategiczne, jak drogi dojazdowe, lotnisko. Nic z tego w istocie nie zostało zrealizowane. Podczas tego wycofania popełniono wszelkie możliwe błędy. Już nie oceniam samej operacji wcześniejszej i tego, jak współdziałano w tym zakresie chociażby z ówczesnym prezydentem, z armią afgańską, ale to jest naprawdę ogromna katastrofa, chaos, dezorganizacja, które dopiero teraz ktoś stara się naprawić.
Zastanawia kwestia afgańskiej armii. Nagle bowiem okazało się, że jej stan liczebny jest sześciokrotnie niższy od oficjalnie podany i zamiast 300 tysięcy liczyła zaledwie 50 tys. żołnierzy. Jak to w ogóle możliwe, że doszło do tego typu sytuacji?
To tak naprawdę pokazuje porażkę amerykańskich służb specjalnych, w jaki sposób prowadzono weryfikację ludzi, którym przekazywano nowoczesny sprzęt, uzbrojenie. I oczywiście też porażkę w tej wojnie o serca i umysły samych Afgańczyków. Na wyposażenie tej armii poszły miliardy dolarów. Lekcja wcześniej już była z Iraku, gdzie po przekazaniu niewłaściwym ludziom uzbrojenia, dostało się ono w ręce ISIS. Tutaj popełniono ten błąd ponownie. Wydaje mi się, że w dużym stopniu zadecydowała polityczna presja szybkiego wycofania nad zdrowym rozsądkiem dowódców z pola, z krwi i kości, którzy doskonale wiedzieli, że takie pospieszne wycofanie tak naprawdę na życzenie polityków będzie skutkowało takimi następstwami. Również ta armia afgańska, ona się po prostu rozsypała, kiedy w zasadzie z dnia na dzień została pozbawiona wsparcia sojuszniczego czyli tak naprawdę głównie amerykańskiego. Jest to ogromna porażka, którą można było przewidzieć chociażby po tym, co już miało miejsce wcześniej w Iraku, gdzie po wycofaniu się wojsk sojuszniczych ISIS przejęło kontrolę nad terytorium tego państwa.
W jaki sposób ta klęska odwrotu z Afganistanu wpłynie na współpracę w ramach NATO. Wielu przedstawicieli państw Sojuszu jest zdumionych i oburzonych, czemu dają wyraz chociażby na konferencjach prasowych.
Miejmy nadzieję, że to będzie taki zimny prysznic, że w końcu dojdą do głosu tacy dowódcy, którzy na tej żołnierce się znają i tych podstawowych zasad prowadzenia operacji przestrzegają, potrafią budować plany operacyjne. W Afganistanie tak naprawdę cały czas brakowało jakiejkolwiek strategii i hasło „walczymy o serca i umysły” było tylko hasłem, które nie miało pokrycia w rzeczywistości. Rotowaliśmy co pół roku żołnierzy mówiąc, że walczymy o serca i umysły, a oni po prostu przyjeżdżali, popełniali te same błędy, wyjeżdżali i przyjeżdżali następni. Władza, która tam funkcjonowała była bardzo skorumpowana – co tu dużo mówić – nie miała autorytetu i to teraz wyraźnie widać w lokalnych społecznościach. A ci, na których mogliśmy się oprzeć, tak jak wiceprezydent, który gdzieś teraz rzeczywiście stawia czynny opór, czy garstka walczących na północy o dwie czy trzy prowincje wojowników, oni w tym starciu z dozbrojonymi przez NATO, przez Stany Zjednoczone talibami nie mają w istocie żadnych szans.
Mam nadzieję, że to będzie zimny prysznic. Mam nadzieję, że NATO znów zamiast poprawności politycznej zacznie jednak myśleć o budowaniu skutecznych narzędzi do prowadzenia działań na współczesnym teatrze operacyjnym na tamtym kierunku.
Tak, tylko pytanie, czy znowu nie zdecyduje wola polityczna? Jakie jest tym momencie miejsce armii w tej całej układance?
Rzeczywiście. Tak. W Iraku zdecydowała wola polityczna Paula Bremera, który nie słuchał amerykańskich dowódców, kazał rozwiązać armię i zbudować nową z nowych ludzi. Ci, którzy byli w tej rozwiązanej armii, przeszli po prostu do ISIS. Rzeczywiście opór jest duży przed przyznaniem się do błędu. Prezydent Biden unika przyznania się do błędu, ale chyba jednak to trzeba uczciwie zrobić, żeby rzeczywiście coś zmienić. Wielu zaprzyjaźnionych amerykańskich wojskowych, z którymi się kontaktuję, jest przerażonych tą sytuacją. Mówią: „Nie po to przelewaliśmy krew, ryzykowaliśmy własne życie realizując tę misję, żeby teraz ktoś jednak ten dorobek zmarnował”. Również różnego rodzaju doradcy wojskowi, te głosy wojskowych mówią: „Przecież Afganistan nie był wojną, którą można wygrać”, ale nasza obecność tam była niezbędna, żeby stabilizować ten region, żeby ci tzw. bad guys, terroryści, nie mieli czasu, aby spokojnie gdzieś usiąść, mieć swoją bazę logistyczną i planować działania destabilizujące Europę. Po to byliśmy tam obecni. Teraz tego nie ma. Teraz Afganistan stanie się pewnie krajem, gdzie ten narkobiznes będzie się miał jeszcze lepiej niż wcześniej i gdzie rzeczywiście różnego rodzaju grupy ekstremistyczne będą mogły się czuć swobodnie i planować działania, które mogą w nas uderzyć.
Pozostaje jeszcze kwestia pola walki. Działając na ich terenie byliśmy w ofensywie. W momencie kiedy walka zostanie przeniesiona na nasz teren – a wydaje się, że zostanie – to zaczniemy być w defensywie i to chyba nie będzie dobre. Jak Pan to ocenia?
Zdecydowanie tak. Wtedy, kiedy wyjeżdżaliśmy do Afganistanu wyraźnie mówiono i taki cel nam przyświecał, że jedziemy tam po to, żeby ten front walki nie przeniósł się do Europy. Skoro się nie udało tego zrealizować, to zagrożenie powróciło i miejmy nadzieję, że NATO się wzmocni na tyle, że podejmie jakieś działania, które uchronią nas przed tym, żeby z tamtego kierunku nie były wyprowadzane na nas ataki. A łatwo nie będzie, ponieważ również część ekstremistów na terytorium Europy już funkcjonuje i tylko czeka na sygnał i wsparcie z tamtego kierunku.
Ile w Pana ocenie mamy czasu na dozbrojenie się?
Tak naprawdę to już mamy deficyty czasowe i w tej chwili jeśli chodzi o te działania powinniśmy zamknąć jeden etap i przystąpić do kolejnego. Negocjacje z talibami i to, że chcemy wierzyć w to, co oni mówią, nie zmieni rzeczywistości. Oni byli ekstremistami i w dalszym ciągu są. Są być może w tej chwili miękcy w wymowie, w formie w przestrzeni medialnej, ale w dalszym ciągu prowadzą okrutne działania i z pewnością ich plany sięgają dalej niż nam się to dzisiaj wydaje.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/563498-kleska-usa-w-afganistanie-gen-polko-katastrofa-chaos