„Nam oczywiście to też musi dać wiele do myślenia, bo przecież Polska uzależnia swoje bezpieczeństwo i gwarancje tego bezpieczeństwa od wsparcia i pomocy Stanów Zjednoczonych” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, specjalista ds. bezpieczeństwa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Le Figaro”: Ogromna porażka wywiadu USA w Afganistanie; „Spiegiel”: Zderzyły się ze sobą strategiczne błędy i amerykańska pycha
wPolityce.pl: Wojna w Afganistanie w zasadzie nie była do wygrania, ale ten odwrót nie był najlepiej przygotowany przez Amerykanów. Jak Pan Profesor to ocenia?
Prof. Romuald Szeremietiew: Są takie informacje, że za prezydenta Trumpa prowadzono z talibami rokowania, jak ma wyglądać to całe wycofanie i były tam przewidziane różnego rodzaju terminy, w których ta ewakuacja odbyłaby się spokojnie ze wszystkimi przynależnymi rzeczami przynależnymi tego typu operacjom. Podobno prezydent Biden zerwał te rozmowy i w efekcie stało się to, co się stało. To znaczy rzeczywiście to Donald Trump podejmował decyzję, aby się wycofać, natomiast wykonanie w rękach obecnego prezydenta okazało się – co tu dużo mówić – katastrofą. To chyba jest oczywiste. Te porównania z ewakuacją z Sajgonu Amerykanów są jak najbardziej uprawnione.
Wydaje się, że zawiódł wywiad. Każda tego typu ewakuacja jest przygotowywana od strony wywiadowczej…
Ja mówię, dlaczego tak się stało – to znaczy, że plany ewakuacji były przygotowane, miało się to odbyć w spokoju i w pewnych etapach, ale to było w momencie, kiedy jeszcze prezydentem był Donald Trump i on to nadzorował. Natomiast jego następca na stanowisku prezydenta to zmienił tak dalece, że po prostu wywrócił ten cały plan. Rzeczywiście było przekonanie, przynajmniej w otoczeniu prezydenta Bidena, że Afganistan dysponuje wystarczającymi siłami, aby zapanować nad sytuacją i znamy wypowiedzi prezydenta Bidena, który mówił, że nie grozi nam taka sytuacja, jaka się wydarzyła, że nie ma potrzeby szybko się ewakuować, że nie będzie żadnej powtórki z Wietnamu, z Sajgonu itd. Po prostu on był przekonany – to mówił również chyba sekretarz stanu Blinken – że rząd afgański ma 300-tysięczną armię z lotnictwem, atakuje 75 tys. talibów, więc rząd sobie bez trudu poradzi z tego typu zagrożeniem i obecność Amerykanów tutaj nie jest potrzebna - będzie siła, aby ten personel amerykański i nie tylko, ten ciężki sprzęt, który przecież był tam w bazach zgromadzony, zabrać. Wszystko miało inaczej wyglądać, a stało się jeszcze inaczej.
Wydaje się, że zdecydowała tutaj kwestia psychologii. Jeżeli doszło do takiej sytuacji, to znaczy, że nie zrobiono rozeznania jeżeli chodzi o morale afgańskiej armii.
Absolutnie. Tutaj widać było, że rozeznanie było zerowe. Pamiętajmy, że Amerykanie w szkolenie i uczenie tej armii afgańskiej walki zaangażowali 89 mld dolarów. Naprawdę postarali się jeżeli idzie o wyposażenie armii itd., ale jest rzeczą wiadomą, że siły wojska nie robi uzbrojenie, tylko to, co żołnierze mają w głowach, a więc to, co się nazywa morale. To nie jest dziwne, że Napoleon mówił, że morale żołnierzy w armii jest trzy razy ważniejsze od uzbrojenia, jakim ona dysponuje. Tutaj akurat w tym elemencie chyba wszystko zawiodło. To znaczy po pierwsze zdaje się, że strona amerykańska nie miała rozeznania, jak budować morale sił zbrojnych Afganistanu, aby były one zdolne do oporu i nie wykonano w tym zakresie żadnej pracy. A jeżeli wprowadzono do tej armii wzory, które są właściwe dla armii zachodnich, dla armii Stanów Zjednoczonych, to oczywiście, że to zupełnie nie pasowało do tej sytuacji.
Trzeba pamiętać, że oprócz walorów takich jak technika wojskowa, jest też coś, co się nazywa cywilizacją, w której żołnierz jest ukształtowany i wychowany. Cywilizacja, w której ukształtowani są Afgańczycy odbiega przecież od cywilizacji, w której są ukształtowani ludzie na Zachodzie. Jeżeli więc przyjmiemy wzory z armii amerykańskiej i zastosujemy je do armii w Afganistanie, to na końcu musi być taki efekt, jaki obserwujemy.
Jakie konsekwencje dla Stanów Zjednoczonych będzie miała ta cała sytuacja?
Konsekwencje będą takie, jakie już widać, to znaczy upadek prestiżu Stanów Zjednoczonych jako supermocarstwa gwarantującego obecny ład międzynarodowy. Pamiętajmy, że ten prestiż USA opiera się między innymi na tym, że są one w stanie zagwarantować pewien ład, pewien porządek. Że mają wystarczająco siły, aby ci, którzy chcą udać się pod opiekę tego typu ładu byli pewni, że w razie zagrożenia, Stany to bezpieczeństwo im zagwarantują. W przypadku Afganistanu widać, że to wyszło jak najgorzej. Oczywiście cieszą się z tego powodu wszyscy konkurenci USA, jak przede wszystkim Rosja, ale myślę, że i Chiny będą z tego zadowolone, bo to oznacza daleko idące osłabienie prestiżu Stanów Zjednoczonych jako wiarygodnego ośrodka siły, który gwarantuje, że sytuacja dziś w regionie świata będzie wyglądała tak, a nie inaczej. Nam oczywiście to też musi dać wiele do myślenia, bo przecież Polska uzależnia swoje bezpieczeństwo i gwarancje tego bezpieczeństwa od wsparcia i pomocy Stanów Zjednoczonych.
Na ile w Pana ocenie ta klęska odwrotu z Afganistanu będzie stanowiła impuls dla prób zmiany światowego ładu?
To jest bardzo ważny czynnik, który na pewno jeszcze bardziej zachęci tych, którzy chcą ten ład zmienić. Mam tu ma myśli przede wszystkim Rosję, która będzie starała się to rozegrać dla własnych interesów. Mogą się dziać rzeczy bardzo dziwne.
Unia Europejska planuje stworzenie korytarzy humanitarnych, którymi mieliby być sprowadzani do Europy afgańscy uchodźcy. Na ile jest prawdopodobne, że tymi korytarzami będą przedostawać się przede wszystkim terroryści? Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że służby poszczególnych krajów europejskich absolutnie nie radzą sobie z identyfikacją tych dżihadystów.
Zawsze „import” dużych mas ludzkich, które są wychowane w innej cywilizacji stanowi zagrożenie i niebezpieczeństwo. Niekoniecznie musieliby to być terroryści. Wystarczy, że zjawią się duże ilości ludzi, którzy kierują się innymi wartościami, którzy wyznają inne zasady, którzy na przykład nie przyjmują tych rozwiązań cywilizacyjnych i tych zasad, które obowiązują w naszym społeczeństwie. Przecież to widać już teraz w Europie Zachodniej. Co się dzieje? Mianowicie tworzą się dzielnice muzułmańskie, gdzie policja m.in. państwa francuskiego nie ma prawa wstępu, gdzie obowiązuje szariat, a więc prawo koraniczne, w którym jak wiadomo tak a nie inaczej są traktowane kobiety itd. Tutaj jest niebezpieczeństwo, więc ja bym nie przesadzał z tymi terrorystycznymi zagrożeniami, bo w ostateczności można powiedzieć, że może dojść do jakichś paru zamachów tu czy tam, jak mamy dotychczas, ale ja bym widział tutaj ogromne niebezpieczeństwo jeżeli idzie o kwestie zachowania naszego ładu cywilizacyjnego, który będzie atakowany przez ludzi, którzy są z innej cywilizacji. A do tego, ponieważ dodaje się jeszcze ta cała tęczowa ofensywa, która się ujawniła na Zachodzie, to sytuacja może być naprawdę groźna z tego powodu, a nie z powodu ewentualnego napływu do Europy terrorystów z Afganistanu.
Tego wszystkiego można było uniknąć. Byli analitycy, którzy przestrzegali przed destabilizacją tamtych regionów. Wskazywali, że ingerencja zewnętrza doprowadzi do migracji. Problem poruszał również Frontex w swoich raportach.
To jest tak, że wielkie mocarstwa uczą się i ciągle nauczyć się nie mogą, że w XXI wieku, jeżeli pojawi się groźba tego, co się nazywa konfliktem asymetrycznym, to takiego konfliktu wygrać nie można. Amerykanie i NATO usiłowali dwadzieścia lat wygrać taki konflikt w Afganistanie, z widocznym skutkiem. Wcześniej, przez dziesięć lat usiłowali w Afganistanie konflikt też wygrać sowieci i też z podkulonym ogonem się stamtąd wynosili.
Pierwsza kwestia to jest błąd, jaki popełnia świat zachodni. Niestety, wydaje mi się, że zaczęło się od tego, że niejaki Fukuyama ogłosił koniec historii i twierdził, że odtąd będzie panowała na świecie demokracja parlamentarna i wolny rynek, że to jest ten model, który zwyciężył, bo komunizm został pokonany i tutaj wszędzie na świecie to będzie. Potem Zachód, Stany Zjednoczone, zaczął próbować ten pomysł w postaci demokracji parlamentarnej, wolnego rynku wprowadzać w krajach, w których nie mieli o tym zielonego pojęcia i tego nie chcieli, ponieważ to były społeczeństwa ludzi innych cywilizacji. Mamy całą serię tego typu wpadek Zachodu, na których się tylko przegrywa, a Afganistan jest tego najdobitniejszym przykładem. Ale przecież Bliski Wschód to też nie jest pasmo błyskotliwych zwycięstw demokracji, wolnego rynku i parlamentaryzmu mimo że wykonano tam przecież operacje wojenne. Na tym polega cała historia. Zachód, nasz krąg, po pierwsze jest zdezorganizowany cywilizacyjnie, bo pojawiły się te wszystkie rzeczy, które kwestionują wartości, na których Europa i świat Zachodu się uformował czyli chrześcijaństwo, rzymskie prawo i nauka rozumiana jako pęd do prawdy – filozofia starożytnej Grecji. Te wszystkie elementy zostały czy są usuwane, w to miejsce pojawiają się zaś genderowe dziwactwa, jakieś dziwne rzeczy w sensie obyczajów seksualnych. To w ogóle jest przecież jakaś paranoja. To generalnie powoduje rozkład świata zachodniego, który przecież ma ogromny dorobek – mówię tu o nauce i o wynalazkach a także rozwiązaniach społecznych, które wydawało się, że są przyjmowane i niekwestionowane. To wszystko przepraszam diabli biorą w wyniku tej całej sytuacji. Wygląda na to, że jesteśmy w czasach jakiegoś wielkiego przełomu jeżeli idzie o losy świata i ten przełom może przynieść skutki dla nas również bardzo niedobre.
Czyli sprawdza się to, co przewidywał chociażby Samuel Huntington, pisząc o zagrożeniu ze strony islamu i definiując upadającą cywilizację, którą jako Zachód, jak się wydaje w tej chwili jesteśmy?
On wziął tę koncepcję, którą przedstawił prof. Feliks Koneczny. Nie przyznał się do tego cwaniak, no i to, co przedstawił, to oczywiście jest płytkie w porównaniu do tego, o czym mówi Koneczny, kiedy zauważa, że cywilizacje ze sobą walczą i że to jest pewien stan naturalny, taki że nie będzie jednej cywilizacji na świecie, że ciągle są różne cywilizacje i między nimi następuje rywalizacja i ta rywalizacja może się wyrażać też w wojnie. Gdyby czytano Konecznego, to pewnie uniknęlibyśmy bardzo wielu rzeczy, których doświadczyliśmy i których będziemy doświadczać, ponieważ tego nadal nikt nie chce przyjąć i zrozumieć, na czym polega cała jego analiza i co z tego wynika dla nas współcześnie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/562772-szeremietiew-wyglada-na-to-ze-jestesmy-w-czasach-przelomu