Reakcje rosyjskich komentatorów na to, co stało się w Afganistanie, są generalnie rzecz biorąc zróżnicowane. Z jednej strony nie skrywają radości z wielkiej porażki geostrategicznej Stanów Zjednoczonych i kolektywnego Zachodu, ale z drugiej nie mają pewności czy zmiana, która nastąpiła, będzie korzystna dla Federacji Rosyjskiej.
Ruch Talibów jest nadal uznawany przez Moskwę za organizację terrorystyczną, ale ożywione kontakty rosyjskiej dyplomacji, w tym ministra Ławrowa, z ich przedstawicielami trwają od jakiegoś czasu. Talibowie regularnie przyjeżdżali do Moskwy, a komentując zmianę rządu w Kabulu, Zamir Kabułow dyrektor II Departamentu rosyjskiego MSZ-u i specjalny przedstawiciel Putina w Afganistanie powiedział, że nowy rząd winien być bardziej skłonny do porozumień niźli poprzedni „marionetkowy rząd” ustanowiony przez Amerykanów. Media podkreślają też, że rosyjska ambasada w stolicy Afganistanu nie będzie ewakuowana, mało tego, liderzy Talibów mieli zapewnić, że jej personel znajduje się pod ich ochroną i nikomu „nie spadnie włos z głowy”. Moskwa liczy też na to, że owoce da zbliżenie między Rosją a Pakistanem, które zarysowało się już dwa lata temu i które kosztowało ochłodzenie relacji z Delhi.
Walerij Sziriajew, komentator rosyjskiej pół-opozycyjnej Nowej Gaziety, określa to co się stało w Afganistanie mianem „katastrofy” i formułuje jedno z fundamentalnych pytań, na które zarówno w Stanach Zjednoczonych jak i w NATO trzeba będzie znaleźć odpowiedź. Sziriajew przypominając kompletnie chybione analizy sytuacji formułowane przez prezydenta Bidena, nawet w ostatnich dniach, stwierdza że „ta katastrofa polityczna stawia przed rządem USA, amerykańskimi wyborcami i władzami NATO (okupacja Afganistanu została zorganizowana, przypomnijmy, jako operacja NATO) trudne pytanie o adekwatność analizy wojskowej i polityki zagranicznej najbogatszego i najpotężniejszego kraju na świecie”. Jest to zasadne pytanie, bo jak pisze rosyjski publicysta, amerykańskie służby wywiadowcze miały w Afganistanie wolną rękę, wręcz nieograniczone możliwości w tym budżetowe, w każdej instytucji znajdowali się ich agenci i doradcy operacyjny, a mimo to tak fatalnie przeszacowano zarówno spoistość obozu władzy, jak i wolę oporu wobec Talibów. Wydaje się to tym bardziej dziwne, że jak informuje The Washington Post, Talibowie już od początku ubiegłego roku prowadzili tajne rokowania z wysokimi rangą oficerami sił rządowych. Czy amerykańskie służby aktywne w Afganistanie nic o tym nie wiedziały?
Sziriajew pisze też, że obecnie Amerykanie dowiedzieli się tego, o czym Rosja w przypadku Afganistanu wiedziała już w 1991 roku. Nawet najbardziej zaawansowana technika wojskowa i nieograniczony budżet w krajach tak położonych i tak ukształtowanych, zarówno geograficznie jak i historycznie, jak Afganistan, nie wystarczą, aby „na dystans” zagwarantować kontrolę czy utrzymać porządek. Dla układu sił w świecie ta wiedza, w jego opinii, będzie miała duże znaczenie, bo liderzy państw Zachodu z mniejszym optymizmem będą uczestniczyć w zamorskich eskapadach wojskowo-politycznych. Sziriajew polemizuje też z tymi rosyjskimi mediami prorządowymi, które nie skrywają swojej satysfakcji z powodu „porażki Amerykanów”. Tu nie chodzi, jak zauważa o klęskę Waszyngtonu, ale o triumf organizacji o charakterze terrorystycznym, za plecami której kryje się cała międzynarodówka wojującego islamu. Konsekwencje dla Rosji przejęcia władzy w Kabulu przez islamistów mogą być, w jego opinii, w dłuższej perspektywie groźne. Mimo, że rosyjska misja dyplomatyczna w Kabulu nie jest ewakuowana, a ochronę ambasady zapewnili już Talibowie, co zdaniem publicysty Nowej Gaziety jest wynikiem wielu rund negocjacji jakie rosyjski MSZ odbywał z przedstawicielami Talibów, zarówno w Moskwie jak i w katarskiej Doha, jak wyglądała będzie sytuacja w przyszłości nie jest pewne. Przede wszystkim dlatego, że niepewne są ekonomiczne fundamenty nowego reżimu. Niemcy już zapowiedziały wstrzymanie wynoszącej 450 mln dolarów rocznie pomocy dla Kabulu, a jest więcej niźli pewne, że w ślady Berlina pójdą też inne państwa kolektywnego Zachodu. Afganistan zostanie pozbawiony też znacznych kwot związanych z międzynarodowymi transferami na rzecz zachodniego kontyngentu wojskowo-urzędniczego, a to były jedne z podstawowych źródeł finansowania rządu centralnego. Trudno będzie w tej sytuacji, ocenia Sziriajew, Talibom dotrzymać obietnicy blokowania handlu narkotykami. To zaś może spowodować zaognienie sytuacji z krajami przez które w przeszłości wiodły główne szlaki przerzutu afgańskiej heroiny do Europy, w tym przede wszystkim z Rosją.
Radości z triumfu Talibów nie widać choćby w wypowiedziach czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa. W swych dość schizofrenicznych wypowiedziach podkreśla on, że zarówno Al-Kaida jak i Talibowie to „amerykański projekt”, przedsięwzięcia, które mają na celu „pognębienie świata muzułmańskiego”. Przy okazji zaapelował on do rządów krajów muzułmańskich wywodzących się z ZSRR, aby „zjednoczyły wysiłki” i wzmocniły, wraz z Rosją, granicę po to, aby zapobiec przenikaniu niepożądanych elementów z Afganistanu.
Elementy teorii konspiracyjnych można też dostrzec w relacji na temat wydarzeń w Afganistanie jaką opublikował dziennik Kommiersant. Kirył Kriwoszew korespondent gazety i Sergiej Strokań, skądinąd uznany komentator międzynarodowy, zastanawiają się, czy szybkie zdobycie przez Talibów władzy i słabszy niźli się spodziewano opór sił rządowych, a właściwie brak jakiegokolwiek poważniejszego oporu, nie jest częścią amerykańskiego perfidnego planu. Powołują się przy tym na krótkie dwuzdaniowe oświadczenie szefa afgańskich sił rządowych. w którym napisał on: „Oni związali nam ręce i zdradzili ojczyznę. Przeklęty Ghani i jego świta”. Dziennik donosi o poufnych negocjacjach, jakie miały miejsce w Pałacu Prezydenckim w niedzielne przedpołudnie, w których uczestniczyła delegacja Talibów, którzy w tym czasie jeszcze nie zdecydowali się na wejście do Kabulu, a reprezentacją sił rządowych na czele z ministrem spraw wewnętrznych, zresztą obywatelem Stanów Zjednoczonych, Ali Ahmadem Dżalali. Dziennik cytuje opinię przedstawiciela Rosyjskiego Stowarzyszenia Politologów, który uważa, że tempo ofensywy Talibów, brak oporu ze strony sił rządowych i powstrzymanie się Stanów Zjednoczonych przed atakami lotniczymi świadczy o „tajnym porozumieniu” stronami którego prócz Waszyngtonu i Talibów jest również Pakistan. Przywoływany w artykule Andriej Kortunow, dyrektor Rosyjskiej Rady ds. Międzynarodowych, jest również zdania, że to co się stało w Kabulu, ale i innych miastach Afganistanu w ostatnich dniach świadczy albo o tajnym porozumieniu w tej sprawie miedzy Waszyngtonem a Islamabadem, albo i to jest, w jego opinii druga możliwość, całkowitym bezwładze ekipy Bidena. W jego opinii niezależnie od tego, która interpretacja jest właściwa, to reputacyjne straty jakie w wyniku fiaska operacji w Afganistanie poniosą Stany Zjednoczone będą ogromne. Przede wszystkim ucierpi ich wiarygodność sojusznicza.
Fiodor Łukianow na łamach rządowej Rossijskiej Gaziety pisze, że to co wydarzyło się w Afganistanie ma z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych dwa wymiary – komunikacyjny i dotykający spraw istotniejszych. Jeśli chodzi o kwestie wizerunku i reputacji, to z pewnością mamy miejsce do czynienia z katastrofą amerykańskiej strategii, która w ostatnich tygodniach za wszelką cenę starała się uniknąć analogii z wojną w Wietnamie i paniczną ewakuacją Sajgonu. Już teraz wiadomo, że to się nie udało, a nawet wizerunkowy efekt jest gorszy niźli najwięksi pesymiści mogli przypuszczać. „Sojusznicy Waszyngtonu gorączkowo próbują zrozumieć – napisał Łukianow - dlaczego przez dwadzieścia lat zmuszani byli wydawać wielkie pieniądze i poświęcać życie obywateli w wojnie, której nikt z nich nie potrzebował, i która teraz kończy się miażdżącym fiaskiem. Co gorsza, zaufanie do Stanów Zjednoczonych jako kraju, na którym partnerzy mogą polegać w potrzebie, ponownie osłabło. Przebieg wydarzeń pokazał, że w takiej sytuacji Amerykanie zajmują się wyłącznie sobą, konsekwencje dla innych nie są dla nich ważne”. I ta refleksja, której towarzyszyć będzie zmaganie się Europy z niechybnym kryzysem emigracyjnym, może w opinii rosyjskiego eksperta poważnie osłabić siłę więzi atlantyckich, ale również pozycję Waszyngtonu w Azji.
Łukianow, nie bez satysfakcji, przypomina, że wiosną Joe Biden mówił o planach wycofania amerykańskich żołnierzy 11 września, w rocznicę ataku na Twin Towers, aby w ten symboliczny sposób, podkreślić zakończenie i wypełnienie przez Stany Zjednoczone swej misji. Jednak wydarzenia potoczyły się tak, że symbolika tego co się stało jest zupełnie inna niźli oczekiwano w Waszyngtonie. „Wisienką na torcie” Łukianow nazywa też to, że obecnie amerykańscy komentatorzy za wzór podają sposób zorganizowania i przeprowadzenia ewakuacji swych wojsk przez ZSRR.
Rosyjski ekspert jest przekonany, że wypadki w Afganistanie ostatecznie, bo trend w tym zakresie obserwować można już było od pewnego czasu, doprowadzą do porzucenia przez Stany Zjednoczone przekonania, iż problemy własnego bezpieczeństwa są one w stanie rozwiązywać w drodze operacji takich jak w Iraku czy Afganistanie polegających na „przebudowie świata”. Przebudowa się nie powiodła co nie znaczy, że Ameryka nie ma zamorskich interesów. Teraz w opinii Łukianowa przez pewien czas Stany Zjednoczone będą koncentrowały się na własnych, wewnętrznych problemach, ale niedługo wrócą i wznowią swą aktywność międzynarodową. Tylko teraz w innym duchu. Mało tego, z wielkim pragnieniem szybkich sukcesów. Mniej będzie przeświadczenia o realizowaniu jakichkolwiek misji czy budowie demokracji w zaoceanicznych państwach, a więcej pragmatycznego podejścia, zabiegania o własne interesy i opierania swej polityki na rachunku sił i środków. Na powrót takiej Ameryki, apeluje Łukianow, Rosja winna przygotowywać się już teraz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/562690-rosjanie-dyskutuja-o-tym-co-sie-stalo-w-afganistanie