Niedawne zniesienie przez Biały Dom sankcji na budowniczych Nord Stream 2 oraz porozumienie między Joe Bidenem a Angelą Merkel zostały odebrane na Ukrainie jak zdrada przez zachodnich sojuszników. Politycy i publicyści mówią wprost o nożu wbitym w plecy Ukraińców przez dotychczasowych przyjaciół. Padają porównania do paktu Ribbentrop-Mołotow, który dokonał podziału na strefy wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej między Berlinem a Moskwą. Także dziś, jak można przeczytać w mediach nad Dnieprem, nasz region staje się niemiecko-rosyjskim kondominium, przy czym Ukraina ma znaleźć się w zonie kontroli Kremla.
W tym dość zgodnym chórze głosów na szczególne wyróżnienie zasługuje wypowiedź 67-letniego Aleksandra Motyla – amerykańskiego historyka i politologa ukraińskiego pochodzenia, byłego wykładowcy uniwersytetów Columbia, Harward i Rutgers, autora wielu książek, znanego w świecie akademickim jako twórca teorii imperiów. Urodzony i mieszkający przez całe życie w USA naukowiec prezentuje nieco inną optykę niż większość komentatorów nad Dnieprem. Dał jej wyraz w swym tekście opublikowanym na łamach opiniotwórczego tygodnika „Tyżdeń”. Autor twierdzi, że Niemcy nie zdradziły Ukrainy, ponieważ zdradzić można tylko kogoś, komu przysięgało się wierność, zaś Berlin nigdy Kijowowi takiej przysięgi nie składał.
Niemcy zdradziły samych siebie
Według Motyla, doszło jednak do zdrady, ale innego charakteru. Otóż Niemcy zdradziły samych siebie, a konkretnie swój etos, na którym ufundowana była Bundesrepublik Deutschland. Po wojnie naród niemiecki, odcinając się od swej nazistowskiej przeszłości, postanowił odrzucić te geopolityczne priorytety, które doprowadziły go do wojen i zbrodni. Hasłem przewodnim stało się zawołanie „Nigdy więcej!” Nowe powojenne Niemcy miały być zbudowane na wartościach humanistycznych, prawach człowieka, tolerancji i liberalizmie. Jednym zdaniem: „Die Werte über alles” (Wartości ponad wszystko).
Zdaniem autora Niemcy, decydując się na bliską współpracę z totalitarnymi Chinami i Rosją, przekroczyły cienką granicę, za którą zaczyna się zdrada własnych zasad i ideałów. Owszem, przyznaje Motyl, konieczna jest współegzystencja nawet z najgorszymi reżimami, ale nie kosztem innych krajów, zwłaszcza tych słabszych. Tymczasem Berlin, decydując się wspólnie z Moskwą na budowę Nord Stream 2, pokazał, że deklarowane przezeń „wartości europejskie” nie znaczą tak naprawdę nic w porównaniu z geopolitycznymi interesami nowego imperium niemieckiego.
Motyl pyta, jak to się stało, że Niemcy mogły tak łatwo zdradzić samych siebie. I zaraz daje odpowiedź: otóż są oni jednym z najbardziej nacjonalistycznych narodów na świecie. Choć oficjalnie po wojnie odcięli się od nacjonalizmu, to jednak po zjednoczeniu w 1990 roku – jako najpotężniejszy naród w Europie – powrócili do niego. Wyraża się to choćby w ich zarozumiałości oraz poczuciu wyższości, z jakim traktują Polaków, Węgrów, Ukraińców czy narody Bałkanów, a zwłaszcza z pychą, z jaką pouczają innych, jak należy rozliczać się z własną przeszłością z czasów II wojny światowej.
Jak zauważa Motyl, tylko Rosji Niemcy nie odważają się pouczać. Ona ich wręcz zachwyca, mimo panującej tam dyktatury. Są w stanie zaakceptować nawet Putina, dowodząc, że to przecież sami Rosjanie pragną takiego wodza, zaś mentalność autorytarna jest tam tak głęboko zakorzeniona, że nie sposób nic z tym zrobić. A poza tym Rosja ma Tołstoja, Dostojewskiego – no i gaz.
Na końcu swego tekstu autor konstatuje, iż obecny geopolityczny zwrot nie byłby możliwy bez poparcia Waszyngtonu, który z „nacjonalistycznym hegemonem Europy” zawarł porozumienie godzące w interesy słabszych, m.in. Ukrainy. Wczuwając się w rolę Niemców i Amerykanów, Motyl kończy swój wywód słowami:
„My opowiadamy się zawsze za prawami człowieka – oprócz tych przypadków, gdy się za nimi nie opowiadamy. Wtedy proszę wybaczyć nam naszą niekonsekwencję, ale tak to już bywa z tymi wspaniałymi krajami, które lepiej od was wiedzą, co jest dobre, a co złe. A kiedy trzeba, to mogą was o tym przekonać nawet i pięścią.”
Nieprzypadkowo autor zatytułował swój tekst: „Deutschland über alle Werte” (Niemcy ponad wszystkie wartości).
Zasłona opadła
Obecny zwrot może mieć bardziej długofalowe skutki niż się dzisiaj wydaje. Oznacza nie tylko początek destrukcji przez Berlin ładu, jaki zapanował w Europie Środkowej po upadku komunizmu. Pociągnie za sobą także w wielu krajach zmianę wizerunku Niemców i postrzeganie ich jak nacjonalistycznego hegemona dążącego w brutalny sposób do dominacji na kontynencie. Zasłona opadła i żadne „soft powery” w rodzaju Instytutów Goethego czy Fundacji Adenauera nie zdołają przesłonić nagiej rzeczywistości. Takich tekstów jak ten napisany przez Aleksandra Motyla będzie więcej. Czas przyzwyczaić się więc do sytuacji, że nie tylko Grecy porównywać będą współczesnych polityków niemieckich do ich przodków z partii nazistowskiej. Coraz częściej zapewne pojawiać się będą teksty, których autorzy dowodzić będą, iż wystarczy tylko lekko poskrobać czarno-czerwono-żółtą farbę, by wyłonił się spod niej brunatny kolor.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/561719-niemcy-znow-staja-sie-nacjonalistycznym-imperium