Andrew Michta opublikował artykuł, którego główna teza zawarta jest w tytule. W jego opinii amerykańska akceptacja dla Nord Stream 2 „zredefiniuje Europę”.
Jak zauważa, początek kadencji Bidena wskazywał, że Waszyngton będzie za nowej administracji prowadził twardą politykę wobec Moskwy. Stany Zjednoczone nie tylko wsparły Ukrainę, zarówno politycznie jak i wojskowo w trakcie ostatniego zaostrzenia związanego z dyslokacją rosyjskich sił zbrojnych, ale również w specjalnym komunikacie po brukselskim szczycie NATO znalazły się zapowiedzi wejścia, choć bez określenia perspektywy, Ukrainy i Gruzji do NATO. W tym sensie, amerykańsko – niemieckie porozumienie w sprawie Nord Stream 2, winno być traktowane w kategoriach rewizji przez Waszyngton dotychczasowej linii politycznej. Co się stało? Zanim Michta udziela odpowiedzi na to pytanie, pokrótce analizuje skutki podjętych decyzji. Budowa Nord Stream 2 i związane z nią niemiecko – rosyjska kooperacja oznacza, w jego opinii, utwierdzenie hegemonii Niemiec w Europie Środkowej. Do obecnej dominacji gospodarczej trzeba dodać jeszcze dominację energetyczną, a znaczenie tego czynnika z czasem, w związku z polityka klimatyczną, będzie tylko rosło. „Najważniejszą bezpośrednią geostrategiczną konsekwencją decyzji USA o odejściu od sankcji wobec Nord Stream 2 – zauważa Michta - jest pogorszenie bezpieczeństwa Ukrainy i Białorusi, pomimo deklaracji, że Stany Zjednoczone i Niemcy będą ściśle współpracować na rzecz ochrony suwerenności Ukrainy.” W praktyce, zdaniem amerykańskiego eksperta, zgoda Stanów Zjednoczonych na dokończenie budowy gazociągu jest zgodą na powrót Rosji do europejskiej polityki choćby z tego względu, że zarówno kwestie bezpieczeństwa Europy Środkowej, jak i jasno artykułowane zdanie państw regionu na ten temat, nie zostały wzięte pod uwagę, ani przez Berlin ani również przez Waszyngton. To buduje nową sytuację. Jest bowiem jasnym sygnałem, który został wysłany Putinowi, że niezależnie od „całej retoryki o multilateralizmie, może on zawierać umowy dwustronne siejąc niezgodę i nieufność między Berlinem a innymi stolicami UE i ujdzie mu na sucho.” To ważna uwaga Andrew Michty, wydaje się bowiem, że w sferze symbolicznej porozumienie zawarte między Merkel a Bidenem oznacza faktyczne przyznanie końca, a z pewnością znacznego osłabienia, formatów wielostronnych, multilateralnych, w zakresie bezpieczeństwa europejskiego. Tego rodzaju komunikat strategiczny będzie zaś miał swe dalekosiężne konsekwencje. Michta pesymistycznie zauważa, że wraz z położeniem ostatniego odcinka gazociągu Putin będzie miał możliwość dokończenia „efektywnej federalizacji” Rosji i Białorusi i nic nie powstrzyma go przed „prężeniem muskułów” wobec Ukrainy. Większe zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w rejonie Indo-Pacyfiku wraz z energetyczną kooperacją Rosji i Niemiec oznacza, w jego opinii, że już obecnie „nie ma jasnej drogi dla spójnej odpowiedzi transatlantyckiej” w sytuacji kiedy Rosja podejmie znacznie bardziej agresywne działania niźli do tej pory. Michta jest zdania, że stabilizacja i rozwój krajów Europy Środkowej, co nastąpiło po rozpadzie ZSRR, były możliwe w efekcie „wypchnięcia” Rosji z regionu. Zgoda na jej powrót będzie miał swoje konsekwencje. Skonsolidowanie przez Putina imperialnego „centrum”, rozegranie sytuacji na Ukrainie, doprowadzi, w jego opinii nie tylko do tego, że rosyjskie instalacje wojskowe w znacznie większym niźli obecnie rozmiarze znajdą się na granicy Zachodu, ale również Moskwa zacznie wywierać bezpośrednią presję na państwa peryferyjne, przede wszystkim Europę Środkową.
W gruncie rzeczy podobne diagnozy, o tym, że nasz region Europy stanie się „polem starcia” między Zachodem a Rosją, formułuje Sergiej Karaganow w wywiadzie jakiego udzielił tygodnikowi Argumenty i Fakty. Karaganow, uważany za jednego z „ojców założycieli” rosyjskiej szkoły postrzegania stosunków międzynarodowych, określanej mianem „dierżawników”, powtarza swoją sformułowaną już wcześniej tezę o tym, że świat wchodzi w epokę, którą określa on mianem Zimnej Wojny 2.0, ale teraz uzupełnia tę diagnozę o sformułowanie, iż mamy do czynienia „z kontratakiem Zachodu”, który chce odbudować swą pozycję. To właśnie powoduje, w jego opinii, że można oczekiwać wzrostu napięcia, można nawet mówić o ryzyku wybuchu wojny i po to potrzebne są rozmowy w sprawie systemu stabilności strategicznej, ale nowy układ sił w świecie powstanie dopiero po tym, jak ten „kontratak”, czego Karaganow jest pewien, zakończy się niepowodzeniem. Taka diagnoza oznacza, że kilka następnych lat będzie to okres niebezpieczny, napięcia będą narastać, ryzyko wybuchu wojny będzie duże a Rosja winna ten czas przeczekać. Jak Rosja pozycjonuje się w nowej sytuacji? Strategicznie, zdaniem Karaganowa, ma ona znacznie lepsza sytuację niźli w czasach poprzedniej, przegranej, Zimnej Wojny. Po pierwsze wówczas Moskwa musiała „walczyć na dwa fronty”, budować swój potencjał zarówno wobec Zachodu, jak i wrogich Chin. Teraz sytuacja jest odmienna, Chiny są przyjazne i niezainteresowane w rywalizacji z Moskwą, co oznacza, że Pekin nie chce prowadzić polityki zagrażającej rosyjskim interesom. To zbliżenie z Chinami jest fundamentem rosyjskiej polityki. Korzystne sytuowanie się Rosji w kontekście nasilającej się rywalizacji między Stanami Zjednoczonymi a Chinami daje Moskwie możliwość balansowania układu, powodowanie, że będzie on w równowadze a jednocześnie wygrywania własnych, partykularnych interesów. Karaganow mówi wprost. Jeśli okaże się, że Stany Zjednoczone wygrywają starcie z Chinami, to Moskwa winna zbliżać się do Pekinu, jeśli rozstrzygnięcie przechyli się na drugą stronę, to wówczas w interesie Rosji jest osłabienie więzi z Chinami. Oczywiście, jak zauważa, ryzykiem jest zmiana nastawienia chińskiej elity i powrót, w wyniku „zawrotu głowy od sukcesów”, do tradycyjnej polityki „państwa środka” polegającej na budowie w gruncie rzeczy wianuszka państw będących wasalami Chin. Rosja nigdy nie zgodzi się na odgrywanie takiej roli, podobnie, jak zdaniem Karaganowa ani Indie, ani Pakistan czy Japonia. Daje to też Moskwie możliwość balansowania, tylko w nieco innej konstelacji. Karaganow jest zdecydowanym przeciwnikiem wejścia Rosji w ilościowy wyścig zbrojeń. Jest to, w jego opinii droga, która doprowadziła do klęski ZSRR i może podobnie skończyć się w przypadku Federacji Rosyjskiej. To z tego powodu, jak zauważa, Moskwa stawia na „cudowne bronie Putina”, systemy, które mogą zagrozić bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych, ale nie oznaczają wyścigu zbrojeń. Z tego też względu rosyjskie siły zbrojne starają się pokazać światu swe strategiczne nowatorstwo, tak używać potencjał, którym dysponują aby zaskoczyć przeciwników. Tego rodzaju posunięciem było równoczesne wyjście na powierzchnię trzech rosyjskich atomowych łodzi podwodnych, przebicie się ich przez pokrywę lodową w okolicach Bieguna Północnego, dowiodło, że Rosjanie są w stanie skrócić czas przelotu swych rakiet strategicznych o połowę. Podobny charakter miały, w opinii Karaganowa, niedawne prowokacyjne i zaskakujące Amerykanów, ćwiczenia rosyjskiej floty pacyficznej na wodach międzynarodowych, ale w niewielkiej odległości od Hawajów.
Ciekawie wypowiada się Karaganow w sprawie Ukrainy. W jego opinii zainteresowanie Zachodu Kijowem związane jest wyłącznie z próbą wykorzystania kraju w kategoriach „problemu dla Rosji”. Mówi też, że „kwestia Krymu” jest rozwiązana z rosyjskiego punktu widzenia, a ponadto Donbas nie wróci już w skład Ukrainy. W gruncie rzeczy, jak można wywnioskować z wypowiedzi Karaganowa, Moskwa traktuje Ukrainę w kategoriach „pola bitewnego”, obszaru rywalizacji z Zachodem w czasie Zimnej Wojny 2.0, która potrwa najbliższe 10 do 15 lat. Generalnie jednak, skutkiem tego starcia będzie to, że Ukraina, jako państwo „się nie podniesie”. Co ciekawe, jest zdania, że do listy oficjalnych wrogów Rosji, obok Stanów Zjednoczonych (umieszczenie na niej Czech to zdaniem Karaganowa błąd) winna zostać dopisana Wielka Brytania, Polska i Państwa Bałtyckie.
Karaganow prognozuje, że nowa Zimna Wojna doprowadzi do stworzenia nowego układu zrównoważonego, który, z grubsza rzecz biorąc, oznaczał będzie podział wpływów w Europie. Stany Zjednoczone utrzymają sojusz z państwami północno – zachodniej części kontynentu, zaś Rosja przyciągnie do siebie w ramach „wielkiej Eurazji” niektóre państwa południa Europy (Włochy), centralnej (Węgry) i Bałkanów. Niejasna jest, jego zdaniem, jeszcze pozycja Niemiec, których elity właśnie dyskutują jaka opcja, kontynentalna czy proamerykańska, byłaby dla nich lepsza. Pomija milczeniem kwestię przyszłości Polski i innych państw regionu wrogo nastawionych wobec Rosji, ale jak można przypuszczać z jego wcześniejszych wypowiedzi na temat Ukrainy, staną się one „polem starcia”, może nie kinetycznego, ale tego też nie można wykluczyć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/560759-europa-srodkowa-polem-starcia-rosji-i-zachodu