W piątek Departament Stanu poinformował, że w tym tygodniu w Genewie rozpoczną się amerykańsko – rosyjskie rozmowy w ramach tzw. Dialogu o Strategicznej Stabilności, o czym wcześniej w tym samym mieście postanowili Joe Biden i Wladimir Putin. Na czele amerykańskiej delegacji stanęła Wendy Sherman, będąca zastępcą Antony Blinkena. W jej skład wejdzie również niedawno powołana na stanowisko podsekretarza stanu odpowiedzialnego za rozmowy rozbrojeniowe Bonnie Jenkins. W komunikacie amerykańskiego MSZ-u lakonicznie napisano, że dialog w Genewie związany jest z „kontrolą zbrojeń i środkami redukcji napięć.
Warto nieco uwagi poświęcić temu, co na temat rozmów z Amerykanami myślą Rosjanie, tym bardziej, że artykuł na ten temat opublikował Dmitrij Susłow, ekspert Klubu Wałdaj, jeden z czołowych specjalistów w tym zakresie.
Główną tezą jego wystąpienia jest przekonanie o konieczności budowy nowego systemu kontroli zbrojeń, a nie podejmowanie prób reanimacji starego, stworzonego w czasach Zimnej Wojny. Susłow uważa, że obecnie mniejszym zagrożeniem jest wybuchem globalnego konfliktu nuklearnego, który miałby zacząć się od wymiany ciosów jądrowych a znacznie, znacznie większym jest eskalacja lokalnego konfliktu konwencjonalnego do poziomu nuklearnego. Z tego też powodu reanimacja starych porozumień i położenie nacisku na limity ilościowe nie ma sensu, liczy się bowiem przede wszystkim to, w jakim celu państwa budują głowice nuklearne i wprowadzają je na wyposażenie swych sił zbrojnych. Ich liczba jest czynnikiem ważnym, ale w świetle pojawienia się nowych rodzajów broni i nowych domen konfliktu (cybersfera) już nie kluczowym.
Tym zmianom technologicznym towarzyszą, w opinii Susłowa, niekorzystne trendy w polityce międzynarodowej, co łącznie powoduje, że ryzyko konfliktu z użyciem broni jądrowej jest dziś znakomicie większe niźli w przeszłości. Jakie czynniki polityczne powodują wzrost prawdopodobieństwa wojny? W opinii rosyjskiego eksperta należą do nich po pierwsze systemowa rywalizacja Stanów Zjednoczonych z Rosją i Chinami, która ma charakter trwały i jej intensywność nie ulegnie zmniejszeniu w nadchodzących latach. Po drugie, i tu Susłow powtarza tezę, która w rosyjskich debatach regularnie się pojawia, mamy do czynienia, zwłaszcza jeśli chodzi o elity polityczne kolektywnego Zachodu, ze zjawiskiem „strategicznej frywolności”, czyli brakiem odpowiedzialności za swe czyny, wynikającym z głęboko zakorzenionego przekonania, iż „wojny nie będzie”, a przez to można w relacjach międzynarodowych pozwolić sobie na więcej. Ta rachuba, w opinii Susłowa, może się zwyczajnie nie sprawdzić, nawet jeśli druga strona, w tym wypadku Moskwa, wystarczająco jasno i donośnie informowała będzie gdzie przebiegają jej „czerwone linie”. Rozwój technologii, zacieranie granic między stanem wojny i nie-wojny (cybersfera) czy podziału na broń jądrową oraz konwencjonalną, wzmacnia ten brak odpowiedzialności. Po czwarte wreszcie, ramy rozmów rozbrojeniowych komplikują się w porównaniu z czasami Zimnej Wojny, bo pojawił się trzeci liczący się gracz (Chiny) i w związku z tym każdy z dotychczasowych rozmówców, zarówno Moskwa jak i Waszyngton, musza uwzględnić ten czynnik w swych strategiach negocjacyjnych. Wreszcie, i to piąty czynnik komplikujący sytuację, w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z destrukcją praktycznie całego traktatowego obszaru związanego z kwestią stabilności strategicznej i rozbrojeniem, co oznacza, że jego odbudowa, już mając na względzie tylko skomplikowanie materii, nie zakładając nieprzezwyciężalnych różnic interesów, każe wątpić czy w ciągu kilku lat jest to w ogóle możliwe.
Jednak, na co Susłow zwraca uwagę, różnice interesów mają i będą miały kluczowe znaczenie. Z punktu widzenia Moskwy nieakceptowalnym jest zarówno oczekiwanie Waszyngtonu, aby do negocjacji weszły Chiny, jak i to aby objąć nimi kwestię broni nuklearnej o niestrategicznym zasięgu. Rosja nie chce udziału Chin z tego względu, że nie postrzega ich w kategorii wroga, ani nawet przeciwnika, co oznacza, iż nie widzi potrzeby ani redukowania potencjałów, ani odbudowy instrumentarium traktatowego „na tym kierunku”. Tym bardziej, że nie tylko podejrzewa, ale jest pewna, iż za amerykańskim pomysłem, aby włączyć do rozmów Chiny, kryje się idea zasiania, na tle rozstrzygania kwestii związanych z nierównowagą nuklearną, „ziarna niezgody” między Moskwą a Pekinem. Taka perspektywa godzi, w opinii Susłowa, w kluczowy strategiczny interes Federacji Rosyjskiej i trudno oczekiwać aby ktokolwiek w Rosji na to poszedł.
Druga kwestia, czyli niestrategiczny potencjał nuklearny Rosji, a chodzi o rakiety, które są w stanie razić cele przede wszystkim w Europie i w których Moskwa ma kilkukrotną nad Stanami Zjednoczonymi przewagę, również nie jest obszarem na którym można spodziewać się ze strony Federacji Rosyjskiej kompromisu. Dlaczego? Przede wszystkim z tego względu, że Moskwa swą przewagę na tym polu traktuje w kategoriach środka, który niweluje globalną przewagę NATO w zakresie potencjału konwencjonalnego, więc rozbrojenie, byłoby wystawieniem się Rosji „na strzał” ze strony wrogiego Zachodu. W opinii Susłowa jeśli nowe ewentualne porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi nie będzie obejmowało rosyjskiego potencjału niestrategicznego, to taka umowa też „nie ma najmniejszych szans”, aby przy stanie obecnych nastrojów uzyskać ratyfikację w Kongresie, a Rosja na tego rodzaju ustępstwa nigdy się nie zgodzi. W efekcie otrzymujemy, nawet przy dużej dawce dobrej woli administracji Bidena, w którą Susłow nie wątpi, cos na kształt kwadratury koła. Rozmowy amerykańsko – rosyjskie będą długie i żmudne, ale do żadnego, ze względu na fundamentalne różnice interesów, pozytywnego finału, nie doprowadzą.
Co zatem robić? Rosyjski ekspert proponuje, aby raczej rozmawiać na temat mechanizmów pozwalających utrzymać ewentualne konflikty w ryzach i uniknąć ich eskalacji do poziomu wymiany uderzeń jądrowych. „Znaczenie strategicznej stabilności polega obecnie nie tylko i nie tyle na zmniejszeniu bodźców do pierwszego uderzenia nuklearnego, ale na zapobieganiu wszelkim nienuklearnym starciom militarnym – pisze Dmitrij Susłow - w tym niezamierzonym i wynikającym z konfliktu w cybersferze”. Każde starcie między mocarstwami jest groźne, bo uruchamia spiralę eskalacji, której zważywszy na postęp techniczny w wojskowości i ulegający skróceniu czas reakcji, nikt już może nie być w stanie zatrzymać. Aby zmniejszyć rysujące się zagrożenia trzeba, co proponuje Susłow, opracować i uzgodnić wspólne procedury i standardy zachowania, szczególnie w tych obszarach gdzie ryzyko starcia jest największe. Chodzi o cybersferę, manewry i ćwiczenia, patrolowanie rejonów granicznych, zwłaszcza na obszarach morskich etc. Po drugie, i na tę propozycję rosyjskiego eksperta warto zwrócić uwagę, bo w niej zawarte jest jądro rosyjskiego myślenia i cele strategiczne, które Moskwa będzie starała się osiągnąć, aby zmniejszyć zagrożenie konfliktem jądrowym należy dążyć do nie rozmieszczania zarówno ładunków nuklearnych, jak i środków przenoszenia o podwójnym przeznaczeniu, w pobliżu granic mocarstw. Mamy w tym wypadku jasno sformułowaną propozycję rozbrojenia Europy Środkowej, przekształcenia jej w „bufor bezpieczeństwa”, bo tylko tego rodzaju rozwiązanie gwarantuje, że nie będziemy mieli do czynienia z eskalacją lokalnego konfliktu do poziomu nuklearnego. Po trzecie należy, w opinii Susłowa zbudować efektywny mechanizm komunikowania na całej, przebiegającej od Morza Barentsa do Morza Czarnego „linii rozgraniczenia” między Rosją a kolektywnym Zachodem. Przykładem może być Syria, gdzie właśnie dzięki roboczym kontaktom między przedstawicielami sił zbrojnych Rosji i Stanów Zjednoczonych udało uniknąć się starcia mimo jawnej wrogości. Jak pisze Susłow „potrzebny jest mechanizm deeskalacji konfliktu w przypadku jego wystąpienia oraz w celu zapobiegania jego przejściu na poziom nuklearny”. To odwołanie się rosyjskiego eksperta do wojennej terminologii (linia rozgraniczenia) oraz do doświadczeń z Syrii wskazuje wyraźnie na to, że w rosyjskim myśleniu strategicznym głęboko osadzone jest nie tylko przekonanie o tym, że rywalizacja z Zachodem może przybrać charakter kontrolowanych, lokalnych starć wojskowych, ale wręcz, że są one w najbliższej przyszłości nieuniknione, a zadbać można jedynie o to aby do wojny nie weszli duzi gracze, np. Stany Zjednoczone i aby konflikt utrzymać w terytorialnych i konwencjonalnych granicach. Po czwarte, dbać należy o dostępność i jawność informacji na temat posiadanego potencjału nuklearnego, bo ta otwartość informacyjna zmniejsza ryzyko strategicznego błędu w kalkulacjach, który może popełnić druga strona, co obiektywnie zwiększa ryzyko konfliktu.
W artykule Susłowa mamy dość jasno wyłożoną strategię negocjacyjną Rosji, a przynajmniej tej części rosyjskiego establishmentu, który jest zdania, że rywalizacja i stan napięcia z Zachodem nie ulegną w następnych latach osłabieniu, a przez to ważne są dwie kwestie – sojusz z Chinami, bo to gwarantuje bezpieczeństwo Rosji na Wschodzie i możliwość koncentracji całego potencjału wojskowego na Zachodzie, oraz troska, aby konflikty zbrojne nie doszły do jądrowej eskalacji. W myśleniu tym implicite zawarte jest przekonanie, że konflikty konwencjonalne w obszarze buforowym, czyli w tym wypadku w regionie Europy Środkowej są więcej niźli prawdopodobne, chyba, że Ameryka zgodziłaby się na nie dyslokowanie ładunków jądrowych i systemów podwójnego przeznaczenia w pobliże granic Federacji Rosyjskiej. W takiej sytuacji Europa Środkowa przekształcona zostałaby w strefę buforową, będącą rosyjskim obszarem bezpieczeństwa, co oznaczałoby osiągnięcie przez Moskwę celów geostrategicznych bez konieczności toczenia wojen. W przeciwnym razie są one bardzo prawdopodobne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/559974-jak-rosja-rozumie-pojecie-strategiczna-stabilnosc