Niemiecko-amerykańskie porozumienie w sprawie gazociągu Nord Stream 2 na Ukrainie stało się wstrząsem. Napisać, że przyjęto je negatywnie, to nic nie napisać. W większości mediów powtarzane są słowa Jurija Witrenko, szefa Naftohazu, który powiedział w wywiadzie, że mamy do czynienia z Budapesztańskim Memorandum nr 2, czyli sformułowaniem rzekomych gwarancji, w istocie nie będących takimi.
W jego opinii zawarte w tekście opublikowanej przez niemiecki MSZ umowy zapewnienia, której kopia została zresztą dostarczona przez ambasadorów obydwu krajów ministrowi Dmytro Kułebie w ten sam dzień wieczorem, w świetle których Niemcy „dołożą starań” aby po 2024 roku tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę był kontynuowany to czcze obietnice. „Nie rozumiem w jaki sposób kraj, który nie wydobywa gazu, nie pompuje go przez Ukrainę, ani nawet nie kupuje” może cokolwiek gwarantować stronie trzeciej, powiedział Witrenko, dodając przy tym, że jego [zdaniem] (https://www.reuters.com/world/europe/ukraine-fights-rearguard-action-against-nord-stream-2-after-us-germany-unveil-2021-07-21/ ) po zakończeniu obecnie obowiązującej umowy, Rosja znajdzie pretekst aby przestać korzystać z ukraińskiego tranzytu. Co prawda rzecznik Kremla Pieskow [powiedział] (https://zn.ua/POLITICS/kreml-hotov-k-dialohu-o-prodlenii-tranzita-haza-cherez-ukrainu.html), już po podpisaniu porozumienia między Stanami Zjednoczonymi i Niemcami i po telefonicznej rozmowie Merkel – Putin, że Rosja jest zainteresowana utrzymaniem ukraińskiego tranzytu, ale wiadomo było, że Moskwa teraz, kiedy Nord Stream 2 nie jest jeszcze dokończony, nie został certyfikowany, ubezpieczony i nie pompuje paliwa, grać będzie właśnie taką kartą i prezentować się jako wiarygodny i kooperacyjny partner. Olga Stefaniszyna, ukraińska wicepremier odpowiedzialna za integrację kraju z Unią Europejską i NATO, powiedziała, i taka jest zgodna opinia właściwie wszystkich wypowiadających się polityków, ekspertów i dziennikarzy, że porozumienie „nic Ukrainie nie daje”.
Przy okazji porozumienia miał miejsce mały skandal dyplomatyczny na linii Departament Stanu – ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Otóż jeden z niższych rangą przedstawicieli Departamentu Stanu powiedział mediom, że przedstawiciele Ukrainy byli konsultowani w czasie kiedy powstawało porozumienie niemiecko – amerykańskie i ich propozycje zostały uwzględnione w tekście. Oficjalnie zaprzeczył temu rzecznik MSZ Oleg Nikolienko, jednak to dementi więcej nam mówi o obecnym stanie nastrojów na Ukrainie, bo umowa uznawana jest za „ciężką porażkę dyplomatyczną” Kijowa, niźli o rzeczywistym przebiegu rozmów.
Co prawda Dmyrto Kuleba twierdzi, że „piłka jest cały czas w grze” i teraz właśnie zaczyna się pierwsza część dogrywki, będzie też druga i nie wykluczone, że również rzuty karne, a Ukraina właśnie wniosła o oficjalne konsultacje z Unią Europejską i Niemcami, na podstawie 274 paragrafu Umowy o stowarzyszeniu, ale wydaje się, że w Kijowie nikt w skuteczność tych zabiegów już nie wierzy. Wykonywane są jeszcze rytualne zabiegi, w rodzaju listu Rady Najwyższej do amerykańskiego Senatu, aby ten wprowadził sankcje, jeśli administracja Bidena nie ma takiego zamiaru, ale w gruncie rzeczy już w Kijowie i w ukraińskich mediach zaczęła się dyskusja na temat – co dalej?, w jaki sposób kształtować politykę kraju, po tym jak w dość bolesny sposób odebrano lekcję geopolityki.
I te rozważania, z naszej perspektywy są znacznie ciekawsze. Nie tylko dlatego, że mogą być zapowiedzią rewizji dotychczasowego, wyraźnie proniemieckiego kursu Kijowa w polityce zagranicznej. Co prawda za administracji Zełenskiego ta linia uległa pewnemu stonowaniu, Bankowa w większym stopniu stawiała na Waszyngton, ale nadal zdanie Berlina jest istotnym czynnikiem w ukraińskiej polityce. Będzie tak zresztą nadal, bo Niemcy nie mają zamiaru rezygnować z uzyskanej pozycji. Już zresztą, po podpisaniu umowy ze Stanami Zjednoczonymi, która w oczywisty sposób jest sukcesem Berlina i może też być interpretowana, o czym zresztą pisałem, jako oddanie Niemcom prymatu w naszej części Europy, szef berlińskiego MSZ-u na konferencji prasowej, która miała miejsce wczoraj, w tonie dość stanowczym wezwał Moskwę i Kijów aby te wywiązały się z zapisów porozumienia zawartego w Paryżu w grudniu 2019 roku w sprawie zawieszenia ognia w Donbasie. Stanowisko to, wraz z niedawnym przypomnieniem, w trakcie wizyty Zełenskiego w Berlinie, przez kanclerz Merkel, o potrzebie implementacji „formuły Steinmeiera”, uznawanej przez ukraińskie elity za rozwiązanie niekorzystne dla kraju, interpretowane jest w Kijowie w kategoriach większej presji ze strony Niemiec aby przyjąć „rozwiązania pokojowe”.
Ukraińskie elity czeka teraz okres wewnętrznych rozliczeń. Już zresztą pojawiły się głosy, że dotychczasowa, zbyt „sztywna polityka” jest jednym ze źródeł klęski. Z naszej perspektywy ważniejsze są jednak te głosy, które postulują zmiany znacznie bardziej konkretne, bo być może właśnie teraz kształtuje się nowa linia w polityce zagranicznej Kijowa i obszary ewentualnej współpracy.
Z perspektywy Warszawy ważnym byłoby aby w tej ukraińskiej debacie uczestniczyć, nie tylko na poziomie wspólnych oświadczeń ministrów Raua i Kuleby, które zresztą zostało dobrze przyjęte, ale w dyskursie publicznym. A tu naszych głosów po prostu nie ma. Nie jest chyba zadaniem przekraczającym możliwości naszych służb dyplomatycznych zbudowanie sprawnych kanałów komunikowania się w mediach. Liczba informacji na temat Polski, głosów polskich ekspertów i publicystów jest w ukraińskich mediach zatrważająco mała. Potrzeba tu znacznie bardziej systemowego podejścia i systematycznej pracy.
Proponowane zmiany w polityce Kijowa
Warto też zwrócić uwagę na to o czym mówią ukraińscy eksperci, proponując zmiany w polityce Kijowa. Po pierwsze postulują synchronizację ukraińskiego systemu energetycznego, a działania w tym względzie na poziomie Komisji Europejskiej już zostały podjęte, z systemem europejskim. W tym wypadku chodzi nie tylko o oddzielenie się od sieci rosyjskich, ale również, a może przede wszystkim o możliwość sprzedaży taniej ukraińskiej energii elektrycznej (rozwinięta energetyka atomowa) na rynku Unii. Nie rozstrzygam czy Polska winna wesprzeć tego rodzaju integrację, ale ewentualne korzyści i synergie interesów wydają się w tym obszarze dość oczywiste.
Wsparcie Zachodu
Po drugie, o czym nawet wspomniano we wspólnym amerykańsko – niemieckim oświadczeniu, Ukraina może liczyć na wsparcie Zachodu (skala tego wsparcia to też pole do dyskusji) w kwestii rewersu gazowego. Rola Polski w tym zakresie jest dość oczywista, podobnie jak w innym obszarze, jakim są poszukiwania własnych złóż gazu przez Ukrainę, po to aby uniezależnić się od rosyjskiego importu.
Wreszcie minister Kułeba, zapowiedział rozmowy z Komisją Europejską oraz regionalnymi partnerami (wymienia się w tym kontekście przede wszystkim Polskę i Litwę) w sprawie zastosowania w przypadku Nord Stream 2 III dyrektywy gazowej. Chodzi o dopuszczenie do „rury” niezależnego operatora, który za jej pośrednictwem mógłby eksportować gaz ziemny do Europy. Kułeba wspominał o przesyłaniu gazu z Turkemnistanu (co w świetle polityki Rosji wydaje się niełatwe) oraz o powołaniu regionalnego operatora gazowego. To również być może obszar aktywności dla Polski.
Wreszcie kwestia bezpieczeństwa. We wspólnym oświadczeniu ministrowie Rau i Kułeba piszą, zgodnie z prawdą, że zgoda na dokończenie budowy Nord Stream 2, a tym bardziej uruchomienie gazociągu powoduje „deficyt bezpieczeństwa” w naszej części Europy. Prócz wezwań pod adresem Zachodu, warto byłoby opracować plan wspólnych przedsięwzięć polsko – ukraińskich w tym zakresie. Wydaje się, że nie ma sensu podążać śladem litewskiego ministra spraw zagranicznych, który powiedział, że Ukraina w charakterze rekompensaty za Nord Stream 2 winna dostać „Plan członkostwa w NATO”. Ten słuszny postulat, w świetle wydarzeń ostatnich kilku miesięcy jest zupełnie nierealny, a jego podnoszenie może prowadzić do jeszcze większych rozczarowań i utraty wiarygodności tych, którzy tego rodzaju politykę proponują. W zamian, Polska, Litwa, Rumunia, również Turcja w konsultacji i przy wsparciu Stanów Zjednoczonych winny być może zaproponować wspólne przedsięwzięcia w zakresie zarówno reformy ukraińskich sił zbrojnych jak i współpracy wojskowej.
Wydaje się, że gorzka lekcja geopolityki, którą odebrali właśnie przedstawiciele ukraińskiej elity, do tej pory w sporej części hołdujący przekonaniu, że jeśli będą „prymusami” w reformach to Zachód będzie wspierał interesy państwowe Ukrainy, może paradoksalnie być szansą dla naszej polityki. W Kijowie nadal słychać głosy w stylu „sami jesteśmy sobie winni” czy podkreślające, że większe zaawansowanie w reformowaniu kraju dałoby lepsze rezultaty, co zresztą w części przynajmniej jest prawdą, ale też wyraźnie da się odczuć pewne przewartościowanie postaw. Pojawia się myślenie, że realna polityka ufundowana jest na poziomie interesów a nie mówieniu o wartościach i w tym obszarze trzeba szukać rozwiązań. Do tej pory Warszawa przez część ukraińskiej klasy politycznej, z racji jej konfliktu z Brukselą i sprzeciwu wobec unilateralnej polityki Berlina, traktowana była z rezerwą. Alians z Polską, jeśli rozumieć politykę przez pryzmat „europejskich wartości” stawał się bardziej obciążeniem niźli atutem. Teraz to może się zmienić, jest ku temu dobry grunt. Musimy być, jako państwo, bardziej aktywni. Nie zmarnujmy tego czasu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/559768-ukraina-w-szoku-zdrada-nowe-memorandum-budapesztanskie