Steven Pifer, senior fellow w Brookings, wpływowym amerykańskim liberalnym think tanku napisał raport na temat tego w jaki sposób wrześniowe wybory niemieckie wpłyną na przyszłość obecności nuklearnej Stanów Zjednoczonych w Europie i losy programu nuclear sharing.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
-Czy mamy do czynienia ze zwijaniem amerykańskiego parasola nuklearnego nad Europą?
-Były sekretarz obrony proponuje, aby Stany Zjednoczone jednostronnie się rozbroiły
Opinie Pifera, wieloletniego dyplomaty pracującego również m.in. w Warszawie, ambasadora na Ukrainie, w przeszłości zastępcy sekretarza stanu odpowiadającego za nasz region a jednocześnie specjalisty w kwestiach rozbrojenia nuklearnego są z naszej perspektywy interesujące również dlatego, że jak się przyjmuje w niemieckim środowisku eksperckim wyjście Berlina z programu może być przykładem dla innych państw w nim uczestniczących, przede wszystkim Belgii, Holandii a może również Włoch do pójścia w jego ślady. Gdyby tak się stało to Waszyngton stanąłby przed trudnym pytaniem, czy w ogóle ewakuować swe ładunki nuklearne z Europy, czy może poszukać dla nich innej lokalizacji (Polska lub Rumunia). Niezależnie od tego jaka decyzja zapadnie w Białym Domu, niemieckie rozstrzygnięcia w sprawie programu nuclear sharing mogą gruntownie zmienić geostrategiczną sytuację na kontynencie europejskim i z tego właśnie powodu kwestia jest ważna.
Pifer jest zdania, że temat nuklearnego rozbrojenia Niemiec nie będzie jednym z elementów kampanii. Tradycyjnie podzielony w tej kwestii niemiecki establishment polityczny wystrzega się poddawania tej kwestii pod osąd opinii publicznej, jednak z pewnością temat wróci w trakcie powyborczych negocjacji koalicyjnych, bo trzeba będzie zdecydować o zakupie samolotów mogących zastąpić starzejące się Tornado, które będąc maszynami podwójnego przeznaczenia, zdolnymi również do przenoszenia ładunków jądrowych, warunkowały uczestnictwo Niemiec w programie. Jak zauważa amerykański ekspert formalnie broń jądrowa znajdująca się w Europie jest nadal w wyłącznej dyspozycji dowództwa strategicznego amerykańskich sił zbrojnych jednak program zakłada, że w razie konfliktu może zostać przekazana państwom w nim uczestniczącym. Nadal pozostanie pod amerykańskim nadzorem, ale będzie mogła zostać użyta przez siły zbrojne państwa formalnie nie będącego mocarstwem nuklearnym takiego jak np. Niemcy. Ta perspektywa decyduje o geostrategicznym znaczeniu programu nuclear sharing.
W europejskich bazach Amerykanie trzymają około 100 bomb atomowych
W szczycie Zimnej Wojny w 1971 roku z ogólnej liczby 7304 głowic nuklearnych jakie posiadali Amerykanie, aż 2 821 zarezerwowanych zostało do użycia przez systemy przenoszenia amerykańskich sojuszników w Europie. Według ostatnich szacunków obecnie w europejskich bazach Amerykanie trzymają około 100 bomb atomowych, sprawa ma więc wymiar bardziej symboliczny i polityczny niźli realny, ale w ostatnim oświadczeniu NATO, wydanym po szczycie w Brukseli znalazł się zapis, że „tak długo jak istnieje broń atomowa NATO będzie sojuszem nuklearnym”, co należy rozumieć w kategoriach woli kontynuowania programu. W ostatnich latach, po tym jak relacje na linii Waszyngton – Ankara zaczęły się zmieniać, zwłaszcza po zakupie przez Turcję rosyjskich systemów antyrakietowych S-400, pojawiły się spekulacje o wycofaniu przez Stany Zjednoczone ładunków nuklearnych z bazy İncirlik, co, gdyby te informacje się potwierdziły, oznaczałoby, że liczba europejskich członków NATO, na terenie których znajduje się amerykańska broń nuklearna, zmalała do 4, a sam program w związku z ambiwalentną postawą Berlina jest wręcz zagrożony.
Amerykańskie bomby atomowe typu B61, które znajdują się m.in. w niemieckiej bazie lotniczej Büchel (jest tam, jak się ocenia od 10 do 20 ładunków) przechodzą właśnie program modernizacji, którego zakończenie planowane jest na przyszły rok. W jego efekcie, ładunki te o mocy od 0,3 kiloton do 50 kiloton, zaopatrzone zostaną w nowe systemy zwiększające ich celność. Jednak kwestią podstawową są niemieckie systemy przenoszenia, czyli właśnie samoloty Tornado.
Decyzja ws. zakupu nowych samolotów musi zapaść do 2025 roku
Pozostają one w służbie, jak argumentuje Pifer od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, co oznacza, że ich utrzymanie, niezależnie od tego, że Niemcy realizują program przedłużenia ich żywotności do roku 2030, w stanie gotowości do działania jest coraz trudniejsze i decyzja w sprawie zakupu następców musi zapaść do 2025 roku. W kwietniu 2020 ówczesna niemiecka minister obrony podjęła wstępną decyzję o „pomostowym” zastąpieniu Tornado samolotami Eurofighter oraz F/A- 18 Superhornet. 30 tych ostatnich mają to być maszyny podwójnego przeznaczenia, zdolne do przenoszenia ładunków nuklearnych. Jest to rozwiązanie tymczasowe, bo docelowo, po skonstruowaniu przez niemiecko-francusko-hiszpańskie konsorcjum wojskowych samolotów 6 generacji, co planowane jest w latach 2040-45, to one miałyby wejść do służby, również w ramach programu nuclear sharing.
Jednak niezależnie od zapisów umowy koalicyjnej między chadekami i socjaldemokratami z 2018 roku, w której znalazł się zapis, że „tak długo jak broń nuklearna jest elementem NATO-wskiej strategii odstraszania Niemcy mają strategiczny interes, aby uczestniczyć w dyskusjach na ten temat i planowaniu strategicznym”, a perspektywę wyjścia Berlina z programu nuclear sharing powiązano z sukcesem rozmów rozbrojeniowych w sprawie ładunków jądrowych w Europie, w ostatnich latach coraz liczniejsze są głosy nawołujące o podjęcie przez Berlin jednostronnej decyzji w tej sprawie.
Większość Niemców chce denuklearyzacji
Gdyby oddać kwestię przyszłości ładunków jądrowych na niemieckiej ziemi pod osąd opinii publicznej, to sprawa byłaby szybko zamknięta. Jak przypomina Pifer w ostatnich badaniach demoskopijnych 83 proc. ankietowanych poparło ideę denuklearyzacji Niemiec, rozumianą jako opuszczenie programu nuclear sharing i wezwanie Stanów Zjednoczonych, aby te zlikwidowały swe bazy, w których składowane są ładunki. Inne badania, przeprowadzone przez Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa , pokazały, że 66 proc. Niemców opowiada się też za odejściem od polityki powstrzymywania nuklearnego.
Udział Niemiec w programie nuclear sharing a także przyszłość programu, w opinii Pifera jest związana z postawą Chadecji, partii rządzącej Niemcami przez 50 z 72 lat powojennej historii. Jej liderzy, niezależnie od faktu, że formacja przesunęła się za czasów Angeli Merkel do politycznego centrum są „twardymi” zwolennikami utrzymania w nim udziału Berlina oraz zaliczają się do zwolenników kontynuowania przez NATO w Europie strategii odstraszania nuklearnego. Poza tym argumentem na rzecz kontynuowania nuclear sharing jest dążenie do utrzymania obecności Niemiec w NATO-wskich ciałach zajmujących się nuklearnym planowaniem strategicznym. Jest to zatem decyzja zarówno o charakterze wojskowym, ale przede wszystkim politycznym, podkreślająca wagę Berlina w NATO-wskim systemie bezpieczeństwa.
Johann Wadephul, wiceprzewodniczący CDU, odpowiadający za kwestie bezpieczeństwa w 2018 roku, po tym jak przedstawiciele SPD w Bundestagu (Rolf Mützenich) podjęli kwestię wycofania Niemiec z programu nuclear sharing, powiedział, że „dla grupy parlamentarnej CDU/CSU kontynuowanie programu i udział w nim Niemiec jest poza dyskusją” oraz, że „powstrzymywanie nuklearne jest kluczowe dla bezpieczeństwa Europy”. W przyjętej w czerwcu tego roku przez Chadeków platformie wyborczej również znalazły się zapisy o potrzebie utrzymania amerykańskiego parasola nuklearnego nad Europą, konieczności kontynuowania programu nuclear sharing i deklaracje na temat gotowości finansowej partycypacji w nim Niemiec.
Niemieccy socjaldemokraci, jak zapisano w platformie wyborczej formacji, opowiadają się za „konstruktywnym wsparciem” przez Niemicy Traktatu o Zakazie Broni Jądrowej, które miałoby polegać na promowaniu idei rozmów rozbrojeniowych między Stanami Zjednoczonymi a Rosją w zakresie rozbrojenia nuklearnego. Nie oznacza to opowiedzenia się za natychmiastowym i jednostronnym wystąpieniem Berlina z programu, choć wśród wpływowych socjaldemokratów znajdują się zwolennicy również tak radykalnego podejścia do tej kwestii.
Podobnie w tej materii podzieleni są niemieccy Zieloni. Jak pisze Pifer ich skrzydło realistyczne, znacznie bardzie proatlantyckie niźli partyjna lewica, byłoby zapewne skłonne dojść do porozumienia z Chadekami w kwestii obecności amerykańskich ładunków nuklearnych w Niemczech, jednak partyjna lewica, jest zdecydowanym zwolennikiem wyjścia Berlina z nuclear sharing. Platforma wyborcza Zielonych jest w tej kwestii zniuansowana. Partia deklaruje dążenie do „świata wolnego od broni atomowej” ale zakłada wiele faz pośrednich takie jak sukces międzynarodowych rokowań rozbrojeniowych, wyrzeczenie się przez NATO idei pierwszego uderzenia czy szeroką debatę na ten temat. Zieloni też wprost zadeklarowali, iż ewentualnej rezygnacji przez NATO z doktryny odstraszania nuklearnego towarzyszyć musi znaczące wzmocnienia bezpieczeństwa Polski i Państw Bałtyckich. FDP tradycyjnie opowiada się za udziałem Niemiec w programie i jest zwolennikiem zakupu przez Bundeswehrę samolotów mogących zastąpić starzejące się Tornado.
Niezależnie od wyniku wyborów kompromis zostanie osiągnięty
W opinii Pifera niezależnie od tego jaka koalicja sięgnie po władzę po wrześniowych wyborach kompromis w sprawie dalszego udziału Berlina w programie nuclear sharing, w związku z twardym w tej materii stanowiskiem Chadeków, zostanie osiągnięty. Zieloni, nawet jeśli retorycznie będą przeciw, to zajmą pragmatyczną postawę, również dlatego, że opowiadają się za wysłuchaniem opinii partnerów z Europy Środkowej. Najbardziej niepewna jest ewentualna postawa Socjaldemokracji, ale i jej liderzy w imię pragmatycznego podejścia i uczestnictwa w rządzie przyjmą najprawdopodobniej kompromisowe stanowisko. Gdyby Niemcami miała rządzić koalicja bez udziału SPD, czyli blok Chadecja – Zieloni – FDP, to decyzje w tej materii byłoby podjąć łatwiej, co nie oznacza, że bezproblemowo. Pifer pisze, że z punktu widzenia Waszyngtonu utrzymywanie ładunków jądrowych w Europie jest dziś bardziej kwestią ważną z politycznego niźli wojskowego punktu widzenia. Obecna administracja kontynuowanie programu uważa za wyraz potwierdzenia przez Stany Zjednoczone wagi zobowiązań sojuszniczych. Oczywiście, jak zauważa, gdyby wśród europejskich państw NATO osiągnięty został konsensus w sprawie wycofania amerykańskiego arsenału nuklearnego i odpowiednia prośba skierowana do Waszyngtonu została sformułowana, to Biały Dom najprawdopodobniej nie oponowałby. Ale taka perspektywa jest na tyle odległa, że kwestia nie staje obecnie, ani w dającej się przewidzieć przyszłości, na porządku dnia. Pifer formułuje też ciekawy i warty zauważenia w Warszawie pogląd. Otóż w jego opinii Waszyngton rozpoczynając z Rosją rozmowy New Start zamierza dążyć do objęcia nimi ładunków o zasięgu niestrategicznym, czyli takich, które razić mogą cele w Europie. Otwiera to drogę do ewentualnej denuklearyzacji naszego kontynentu, choć ta perspektywa jest odległa w czasie. Przede wszystkim jednak obecna administracja jest przekonana, że decyzje w tej sprawie winny być podejmowane kolektywnie, czyli z udziałem europejskich sojuszników z NATO. Gdyby Pakt przyjął perspektywę denuklearyzacji Europy, która, co oczywiste, nie może być krokiem jednostronnym, to wówczas na porządku dnia stanęłaby perspektywa wzmocnienia obecności, w tym amerykańskiej, na wschodniej flance. Pifer konkluduje swe rozważania diagnozą, że „nowy niemiecki rząd nie zrezygnuje jednostronnie z udziału w programie nuclear sharing. Jak wspomniano wyżej, koalicja CDU/CSU-Zieloni prawdopodobnie ją utrzyma, a nawet koalicja Zieloni-SPD-FDP mogłaby znaleźć na to sposób. W tej kwestii Niemcy przywiązują dużą wagę do stanowiska Waszyngtonu, a amerykańskie wypowiedzi dotyczące broni jądrowej w Europie będą mocno odbijać się echem w Berlinie. W nadchodzących miesiącach rząd USA może podjąć kroki, które mogą wpłynąć na niemieckie negocjacje koalicyjne i zwiększyć szanse na kontynuację przez nowy rząd RFN udziału w programie nuclear sharing a także stanąć na stanowisku, że ewentualne zmiany winny mieć miejsce na podstawie decyzji NATO.”
Jednak warto zwrócić uwagę na inną opinię Pifera. Otóż jest on zdania, że jeśli trwająca właśnie w ramach uruchomionej w Stanach Zjednoczonych procedury „nuclear posturę review” doprowadzi, co Blinken deklarował w marcu br. do zmniejszenia znaczenia broni jądrowej w amerykańskiej strategii odstraszania, to rewizja tej polityki i ewentualna redukcja potencjału nuklearnego będzie pozytywnie przyjęta w Berlinie.
Będą konsekwencje?
Możemy mieć zatem do czynienia z przynajmniej dwiema konsekwencjami takiej sytuacji. Po pierwsze przed nami dyskusja o znaczeniu broni jądrowej w NATO-wskiej strategii odstraszania i warto byłoby abyśmy byli do tej debaty przygotowani. Po drugie, co istotniejsze, jeśli w NATO zwycięży przekonanie o pożytkach z redukcji arsenału nuklearnego to zarazem warto pracować na rzecz ugruntowania poglądu, który na szczęście też jest obecny, przynajmniej w niemieckim establishmencie, że warunkiem skuteczności takiej polityki jest wzmocnienie wschodniej flanki. Groźna jest dla nas perspektywa osłabienia komponentu odstraszania nuklearnego bez rozbudowy, i to znaczącej, potencjału konwencjonalnego. Decyzje w tej materii nie będą podejmowane szybko, ani też na szczęście dla nas jednostronnie. Musimy być jednak przygotowani do czekającej nas debaty i powinniśmy, razem z partnerami na wschodniej flance NATO (w tym państwami skandynawskimi) wypracować konstruktywne propozycje co w praktyce oznacza „wzmocnienie polityki odstraszania konwencjonalnego”. Teraz jest ten czas, kiedy na poziomie koncepcyjnym, Warszawa i inne stolice regionu, winny szukać odpowiedzi na to pytanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/559068-o-przyszlosci-programu-nuclear-sharing