Amerykańscy komentatorzy, niezależnie od politycznej orientacji, w jednym są niemal jednomyślni. Dzisiejsze spotkanie Joe Bidena z kanclerz Merkel, które z pewnością przebiegać będzie w przyjacielskiej, a może nawet kordialnej atmosferze i w sferze retorycznej przyniesie światowym mediom niemało argumentów na rzecz tezy, że liderzy obu państw podzielają liberalne wartości, ale w realnym wymiarze nie doprowadzi najprawdopodobniej do przezwyciężenia różnic. Te wynikają bowiem nie z podziałów światopoglądowych, ale są efektem głębokich różnic interesów, które mają już charakter strukturalny i polityka uśmiechów tego nie zmieni.
Michael Hirsch na łamach Foreign Policy przywołuje opinię Ulricha Specka z German Marschall Fund, eksperta dobrze zorientowanego w stanie nastrojów niemieckiej klasy politycznej. W jego opinii Merkel przyjeżdża do Waszyngtonu z klarownym przesłaniem:
Nie chcemy Zimnej Wojny i nie jesteśmy zainteresowani polityką decouplingu wobec Chin. Jeśli Amerykanie chcą abyśmy zajęli wrogą postawę wobec Pekinu, to nie ma nas na pokładzie.
Taka postawa wynika z tego, że już obecnie Chiny są największym partnerem handlowym, jeśli chodzi o wolumen obrotów, Niemiec a tamtejsze koncerny działające w tradycyjnych sektorach takich jak produkcja samochodów, w tym elektrycznych, przemysł chemiczny czy tworzywa sztuczne realizują ambitne wspólne programy z firmami kontrolowanymi przez Pekin.
Dodatkowo, w opinii Hirscha w Berlinie tylko osłabły a nie rozwiały się obawy o trwałość obecnej linii politycznej Waszyngtonu deklarującego przywiązanie do trwałości więzi atlantyckich. 74 miliony Amerykanów, które poparły w czasie ostatnich wyborów Donalda Trumpa i jego politykę nie zniknęło, powiedział Hirschowi, Charles Kupchan ekspert w zakresie relacji transatlantyckich z Georgetown University, a to powoduje, jego zdaniem, ostrożność niemieckiej klasy politycznej wobec deklaracji płynących z Białego Domu. Obecna linia Bidena może nie okazać się w amerykańskiej polityce trwałym zjawiskiem, tym bardziej, że w przynajmniej w kilku obszarach, takich jak strategiczna rywalizacja z Chinami czy polityka „kupuj amerykańskie” obecny prezydent kontynuuje linię swego poprzednika. Europejczycy dostrzegają też, zdaniem rozmówców Michaela Hirscha, że zmieniają się geostrategiczne priorytety Waszyngtonu, który teraz większą wagę zaczyna przywiązywać do budowanego w Azji formatu QUAD, upatrując w nim głównego wehikułu polityki powstrzymywania Chin. Jeśli zatem zmieniają się priorytety geostrategiczne Waszyngtonu i Europa nie jest już na czele listy, to tym bardziej rośnie liczba wątpiących w celowość polityki ustępstw na rzecz Stanów Zjednoczonych, a to obiektywnie rzecz biorąc utrudnia zasypanie podziałów.
Laura Kelly z The Hill do tej listy kontrowersji niemiecko – amerykańskich dodaje różnicę zdań na temat gazociągu Nord Stream 2 i w kwestii ochrony praw patentowych na szczepionki przeciw Covid-19. Administracja Bidena chciałaby ich zniesienia, a przynajmniej poluzowania, po to aby szczepionki stały się bardziej dostępne w skali świata, zaś zdaniem Berlina ochrona praw intelektualnych jest jednym ze źródeł postępu technologicznego i winna zostać utrzymana. Jeśli zaś chodzi o rosyjski gazociąg, to kontrowersje między Waszyngtonem a Berlinem nie zniknęły. Nieoficjalnie przedstawiciele amerykańskiej administracji mówią o tym, że zawieszenie sankcji wobec tego projektu było raczej „gestem dobrej woli” i nie można tego interpretować w kategoriach wycofania amerykańskich zastrzeżeń. Z kolei Berlin, oskarżany o to, że uzależniając się od rosyjskich surowców energetycznych jednocześnie finansuje program zbrojeń Putina odpowiada na te zarzuty podnosząc fakt rosnącego importu rosyjskiej ropy naftowej do Stanów Zjednoczonych.
Bojan Pancevski na łamach The Wall Street Journal formułuje pogląd, że wizyta Angeli Merkel w Białym Domu przyniesie w rezultacie zapewne zmianę tonu na bardziej przyjacielski, trudno jednak spodziewać się aby zmalały transatlantyckie podziały, które są wynikiem różnicy interesów a nie temperamentów. „Ton znowu jest normalny, podobnie jak możliwość omawiania wszystkich istotnych kwestii, takich jakie omawiają partnerzy, ale pod względem merytorycznym jest całkiem jasne, że Ameryka nie zmieni niektórych kluczowych polityk” - powiedział dziennikarzowi The Wall Street Journal - wysoki rangą niemiecki urzędnik. „Stanowisko Trumpa w wielu kwestiach było zgodne z interesami amerykańskimi, tylko on akcentował je w agresywny sposób”.
Ton amerykańskich komentarzy przed wizytą Angeli Merkel świadczy o tym, że zarówno media jak i przedstawiciele establishmentu strategicznego w Waszyngtonie zdają sobie sprawę ze skali podziałów i rzeczywistej różnicy interesów. Realne różnice nie znikają w efekcie retorycznych ustępstw, czy polityki uśmiechów i uścisków dłoni. Obecną fazę relacji amerykańsko – niemieckich, w tym wyniki niedawnej europejskiej podróży Joe Bidena ocenia się raczej w kategoriach amerykańskiej ofensywy i szeregu gestów dobrej woli, które wszakże nie doprowadziły jeszcze do istotnej korekty polityki Berlina w kluczowych kwestiach. Zasadniczym pytaniem jest wobec tego, czy po okresie „zalotów” ze strony Waszyngtonu możemy mieć do czynienia z przejściem amerykańsko – niemieckich relacji w chłodniejsza fazę, zwłaszcza w sytuacji kiedy amerykańskie awanse spotkają się ze sceptycznym przyjęciem w stolicach starej Europy, w tym przede wszystkim w Berlinie. Można odnieść wrażenie, iż niemała część komentatorów związanych z obecnym obozem rządzącym w Polsce właśnie po to podkreśla przywiązanie Warszawy do strategicznego sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, bo liczy, iż Waszyngton dostrzeże daremność swych wysiłków jeśli chodzi o pozyskanie Niemiec i wróci do sprawdzonej za czasów Trumpa, współpracy z Polską. Ta kusząca perspektywa nie jest wszakże jedyną, równie prawdopodobnym wariantem rozwoju sytuacji, zwłaszcza wobec przesunięcia amerykańskich priorytetów z Europy do Azji, może być osłabienie zainteresowania Waszyngtonu naszą częścią Europy. W takim wypadku niepowodzenie Waszyngtonu jeśli chodzi o politykę wobec Berlina może skutkować nie postawieniem na Warszawę, a wycofanie się.
Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na ciekawy artykuł, autorstwa Andrew Michty i Jamesa Carafano. Obydwaj przyjaźnie nastawieni do Polski Autorzy, związani z republikańskich skrzydłem amerykańskiego establishmentu, Carafano jest wiceprezesem konserwatywnej Heritage Foundation, budują w swą wystąpieniu tezę o potrzebie polsko – niemieckiej współpracy, również a może przede wszystkim w sferze obronności, po to aby wspólnie umocnić siły NATO na wschodniej flance. Piszą oni – „Na poziomie państwowym można uruchamiać projekty i podejmować współpracę, która tworzy silne struktury w ramach systemu zbiorowego bezpieczeństwa oraz buduje zaufanie między przyjaciółmi i sojusznikami. Jednym z najbardziej owocnych partnerstw może być kooperacja niemiecko-polsko-amerykańska.” Jak zauważają „Waszyngton jest teraz skoncentrowany na zagrożeniach pojawiających się w rejonie Indo – Pacyfiku” a to oznacza, że sprawy związane z bezpieczeństwem Europy, w tym wschodniej flanki muszą w większym stopniu spocząć na barkach Europejczyków. Połączenie niemieckich zasobów oraz polskiego zdecydowania i zdeterminowania w zakresie przeciwstawienia się rosyjskiemu zagrożeniu dałoby w opinii Michty i Carafano dobre efekty i zostałoby pozytywnie odebrane w Waszyngtonie, który udzieliłby tym staraniom daleko idącego poparcia. Synergie z realizacji takiego scenariusza są ich zdaniem oczywiste. „Najsilniejsze państwo na wschodniej flance NATO, jakim jest dziś Polska – argumentują amerykańscy eksperci - znajduje się w sytuacji podobnej do tej, jaką miały Niemcy Zachodnie podczas zimnej wojny: jest kluczowy państwem dla strategicznych i operacyjnych planów NATO. Równocześnie Niemcy są w stanie zapewnić wymaganą głębię strategiczną i wsparcie, podczas gdy USA kontroluje kluczowe czynniki strategiczne i gwarantuje dostawy głównych zasobów wojskowych. Krótko mówiąc, ścisła trójstronna amerykańsko-niemiecko-polska współpraca w ramach NATO byłaby daleko idącą drogą do wzmocnienia odstraszania wzdłuż wschodniej flanki, uspokojenia Państw Bałtyckich i wzmocnienia bezpieczeństwa Europy.”
Ta wizja trójkąta amerykańsko – niemiecko – polskiego nie jest celem, który łatwo urzeczywistnić, ale pozytywy z tego scenariusza, gdyby okazał się on realnym, są oczywiste. Wystąpienie amerykańskich ekspertów trzeba potraktować w Warszawie poważnie również z innego, jak sądzę, powodu. Otóż wydaje się, że są oni zdania, iż polityka w kontrze do Niemiec, nie jest przy obecnej administracji w Waszyngtonie, ani dobrze postrzegana, ani też nie może liczyć na wsparcie. Gdyby przyjąć tą linię rozumowania, to fiasko amerykańsko – niemieckiego zbliżenia nie doprowadzi do przeniesienia afektów na Polskę, ale raczej do redukcji zainteresowania Stanów Zjednoczonych naszym regionem. Przyniesie więc, z naszej perspektywy, jeszcze gorsze skutki. Warto abyśmy pamiętali również o takiej możliwości.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/558802-o-mozliwym-trojkacie-stany-zjednoczone-niemcy-polska