Niemal w przeddzień zaplanowanych na jutro rozmów kanclerz Merkel w Białym Domu, gdzie zapewne poruszane będą również kwestie większego wkładu Europy i Niemiec w kwestie bezpieczeństwa portal politico.eu ujawnił treść specjalnego raportu na temat stopnia zaawansowania sztandarowego unijnego projektu w zakresie obronności, jakim jest inicjatywa PESCO.
PESCO w praktyce
Właściwie można w tym wypadku mówić o kilkudziesięciu realizowanych pod tym wspólnym kryptonimem projektach, do których na zasadzie dobrowolności przyłączyły się państwa unijne. Ta zapoczątkowana w 2018 roku, skupiająca 25 państw członkowskich inicjatywa, to dziś 46 różnego rodzaju przedsięwzięć w zakresie obronności, których zadaniem było zwiększenie samodzielności Europy w zakresie obronności. Rozpoczęcie PESCO, którego wielkim zwolennikiem był poprzedni szef Komisji Europejskiej, miało również na celu, czego Jean-Claude Juncker nigdy nie skrywał, stanowić ważny krok na drodze do uzyskania przez Wspólnotę „suwerenności strategicznej”, o której wiele się ostatnio dyskutuje. Jak zatem po trzech latach realizacji wyglądają programy PESCO? Powiedzieć, że źle, to właściwie nic nie powiedzieć. Ze specjalnego 115-stronnicowego raportu, który został opracowany przez stały sekretariat inicjatywy wynika, że większość zapowiadanych przedsięwzięć notuje spore opóźnienia. W przypadku 15 projektów, nad którymi pracują państwa członkowskie, można mówić o poślizgach w porównaniu z pierwotnym harmonogramem. Jeśli chodzi o kolejne 14, termin ich realizacji „został przesunięty”, a kolejne 8 ma przynosić rezultaty później niźli zaplanowano. Jak relacjonują dziennikarze nie ma za to nawet jednego realizowano w ramach PESCO projektu, który zostałby zakończony przed wyznaczonym terminem.
Jeden z przedstawicieli Komisji Europejskiej pytany o przyczyny opóźnień miał powiedzieć Politico, że „niektóre projekty były po prostu niedojrzałe” i generalnie „nadal znajdujemy się na wznoszącej się krzywej uczenia”. Problemem nawet nie są pieniądze. Jak można przeczytać w ujawnionym raporcie państwa członkowskie wyasygnowały środki niezbędne dla uruchomienia 20 przedsięwzięć w ramach PESCO. Opóźnienia notują jednak projekty nie wymagające wkładu finansowego, takie jak realizowany pod egidą Niemiec, dotyczący zarządzania kryzysowego, który sprowadza się do wymiany informacji między krajami członkowskimi jakimi siłami będącymi „w gotowości” Unia Europejska może dysponować w sytuacji kryzysowej. Innym przykładem opóźnień, których powodem jest nie brak pieniędzy ale zainteresowania ze strony państw członkowskich i przewlekłość biurokratycznych procedur, jest zaproponowany przez Paryż projekt, którego celem jest umożliwienie wspólnego wykorzystywania baz wojskowych przez oddziały z różnych krajów, co wręcz może prowadzić do oszczędności. W raporcie można też znaleźć oceny na temat niewielkiego zainteresowania państw członkowskich projektami, w których zadeklarowały uczestnictwo, co prowadzi do powstania opóźnień. Są też oczywiście wyjątki, takie jak pilotowany przez Litwę program w zakresie cyber-bezpieczeństwa, który wszedł już w fazę realizacji. Oficjalnie przedstawiciele Komisji Europejskiej są zadowoleni, jak informuje Politico, z zaawansowania przedsięwzięć realizowanych w ramach PESCO, ale ten urzędowy optymizm nie przykryje faktu niewielkiego ich zaawansowania i występowania istotnych opóźnień.
Niebezpieczne konsekwencje
Te rozważania na temat tempa implementowania przez państwa członkowskie Wspólnoty programów w zakresie obronności są o tyle istotne, że ewolucji podlega sama natura współczesnego konfliktu zbrojnego, co oznacza powstanie nowych wyzwań i tym bardziej zwiększa potrzebę przyspieszenia zmian. Zwracają na to uwagę Victora K. Holt oraz Marla B. Keenan, analityczki think tanku Stimson Center, które opracowały serię raportów na temat obrony ludności cywilnej w konfliktach zbrojnych przyszłości. W artykule opublikowanym w specjalistycznym portalu War on the Rocks formułują one tezę, że ochrona ludności cywilnej, nie w trakcie realizowanych przez NATO odległych geograficznie misji stabilizacyjnych, ale w realiach konfliktu toczonego na terenie jednego z państw członkowskich Paktu Północnoatlantyckiego, może stać się już w nieodległej przyszłości wielkim wyzwaniem. W następujący sposób opisują one hipotetyczny scenariusz przyszłej wojny, która toczona będzie z zastosowaniem działań dziś uznawanych za sytuujące się poniżej progu agresji. „Jest rok 2030 – piszą Holt i Keenan - rosyjskie służby wojskowe i wywiadowcze od miesięcy prowadzą kampanię dezinformacyjną nakierowaną na obywateli państwa sojusznika z NATO. Kampania wywołała konflikty wśród ludności cywilnej i zwiększyła niepokoje społeczne. Rosyjskie podmioty rządowe przeprowadzają codzienne cyberataki na infrastrukturę krytyczną, powodując przedłużające się przerwy w dostawach prądu oraz odcinając dostęp do wody i szpitali w głównych miastach, w tym w stolicy. Zakrojone na szeroką skalę i skoordynowane ataki terrorystyczne w portach i na przejściach granicznych w całym kraju – w tym w największym porcie morskim i centrum działalności gospodarczej – zwiększyły strach. Ataki te podważają wiarygodność rządu, który walczył o zapewnienie pomocy swoim obywatelom lub przeciwstawienie się atakom. W tym samym czasie dobrze wyposażone i dobrze wyszkolone siły proxy (takie których nie można wprost powiązać z Federacją Rosyjską – przyp. MB), wspierane przez rząd rosyjski, inicjują ataki na siły bezpieczeństwa państwa będącego członkiem NATO w efekcie których wybuchają intensywne walki. Wojsko sojusznika traci grunt pod nogami, a przemoc rozlewa się na tereny miejskie w pobliżu linii frontu. Cywile stają przed straszliwą decyzją o ucieczce lub pozostaniu w ogarniętych chaosem miastach. Cywile, którzy uciekają, a także ci, którzy pozostają na miejscu, są atakowani. Wpływ na ludność cywilną ze strony agresora jest integralną częścią strategii przeciwnika”.
Realny przebieg wydarzeń może oczywiście odbiegać od nakreślonego hipotetycznego scenariusza, ale nie ulega raczej wątpliwości, że każdy z opisywanych wymiarów przyszłego konfliktu może wystąpić w praktyce. A to oznacza, że siły NATO muszą umieć radzić sobie w tej potencjalnie nowej i groźnej sytuacji, w której to celem ataku nie będzie wyłącznie, a może nawet nie przede wszystkim infrastruktura wojskowa, ale obiekty cywilne i skupiska ludności cywilnej. Elementem takiej strategii przeciwnika jest zastraszenie i złamanie woli oporu zaatakowanego państwa, co w najczarniejszym scenariuszu oznaczać może załamanie możliwości obrony jednego z państw NATO zanim jeszcze zapadnie decyzja o uruchomieniu artykułu 5.
Świadomość potrzeby zmian i konieczności zwiększenia przez wojska NATO-wskie zdolności w zakresie ochrony ludności cywilnej i cywilnej infrastruktury krytycznej w Pakcie, jak argumentują Holt i Keenan, istnieje. Właśnie obchodzimy piątą rocznicę poważnej na ten temat debaty, która miała miejsce na warszawskim szczycie NATO. I co z tego wyniknęło? Jak piszą amerykańskie specjalistki „prace nad budowaniem zdolności w zakresie ochrony ludności cywilnej są opóźnione. Polityka ta nie jest aktywnie realizowana i nie przygotowuje NATO na przyszłość, w tym na misje, w których ochrona ludności cywilnej byłaby kluczowym celem, w tym realizacja operacji, w czasie których członkowie NATO chroniliby ludność cywilną swych sojuszników”.
Nie chodzi w tym wypadku o działania realizowane przez każde z państw członkowskich indywidualnie, ale o umiejętność współpracy sił zbrojnych państw członkowskich w tym zakresie. Autorki proponują wykonanie przez NATO trzech niezbędnych ruchów, z których ostatni miałby polegać na zmianie koncepcji operacyjnej Sojuszu uwzględniający to, że atak na ludność cywilną może być jednym z głównych elementów strategii prowadzenia wojny nowej generacji przez Federacje Rosyjską. Jednak, jak trzeźwo zauważają, punktem wyjścia musi być zrozumienie przez środowisko polityczne w państwach członkowskich, że zmienia się sytuacja w zakresie bezpieczeństwa i wymaga ona elastycznego, szybkiego i adekwatnego reagowania.
Przygotowywanie się, nawet najlepsze, do wojny toczonej w przeszłości może w nowych realiach nie wystarczyć. Nie pomaga też przekonanie elit strategicznych w wielu krajach europejskich, że prawdopodobieństwo wybuchu konfliktu nie jest wielkie, dlatego nie ma co się spieszyć. Losy programów realizowanych w ramach PESCO są najlepszym potwierdzeniem powszechności w Europie tego rodzaju postawy. Jednak strategii państwowej nie można opierać na dewizie „jakoś to będzie” i nadziei, że Putin lub jego następcy nie zdecydują się na agresję. Co jednak będzie, jeśli zwolennicy takiego poglądu okażą się być w błędzie?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/558616-wiekszosc-panstw-nadal-realizuje-strategie-jakos-to-bedzie