Do lat osiemdziesiątych XX w. miliony niemieckich dzieci wysyłano do uzdrowisk na leczenie. Wiele z nich było tam maltretowanych. Anja Roehl z organizacji reprezentującej ofiary w odpowiedzi na pytanie PAP o cele jej stowarzyszenia odpowiada: domagamy się wyjaśnień, dlaczego do tego doszło.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jak napisał dziennik „Suedeutsche Zeitung” od końca lat czterdziestych XX wieku, czyli niedługo po zakończeniu wywołanej przez Niemcy wojny, w RFN masowo wzrastała liczba chłopców i dziewcząt niedożywionych lub z nadwagą. Dzieci kierowano do sanatoriów i domów opieki na tzw. kuracje. Według szacunków do ośrodków uzdrowiskowych trafiło od ośmiu do dwunastu milionów dzieci.
Stało się to dobrze prosperującym biznesem: miliony dzieci w wieku od dwóch do czternastu lat, były w wielu miejscach poddawane przez sześć do dwunastu tygodni czarnej pedagogice, której personel często uczył się w czasach nazizmu: kary, pozbawianie snu, poniżanie, obnażanie, przykuwanie do łóżka, a także bicie, głód i pragnienie należały do repertuaru wychowawczego
— podkreślił „SZ”.
Wysyłano tam nawet dwulatki, które wracały do domów z ciężkimi urazami
— wskazuje gazeta. Jak podkreślają niemieckie media wyjaśnianie tego, co działo się w uzdrowiskach dla dzieci dopiero się zaczyna.
Na początku czerwca rozpoczęły się przesłuchania poszkodowanych, dziś dorosłych już ludzi, w parlamencie krajowym Nadrenii Północnej-Westfalii. Jednak nawet w archiwach instytucji, które w tamtych czasach zarządzały wysyłaniem dzieci na turnusy, trudno znaleźć wzmianki na ten temat.
Walczą o ujawnienie prawdy
Anja Roehl, która przed laty przeżyła koszmar takiej „kuracji”, jest przewodnicząca Inicjatywy Verschickungskinder (Inicjatywa na rzecz Wysyłanych Dzieci) i walczy o ujawnienie prawdy o wydarzeniach sprzed lat.
Na pytanie PAP, czego oczekują ofiary traumatycznych pobytów w uzdrowiskach, czy walczą tylko u upamiętnienie swoich cierpień czy także o odszkodowania, odpowiada, że „odszkodowanie to złe słowo, przede wszystkim domagamy się wyjaśnień, dlaczego do tego doszło”.
Inicjatywa Verschickungskinder oczekuje „ujawnienia wszystkich kontekstów, otwarcia akt i dostępu do nich dla wszystkich poszkodowanych”.
Stowarzyszenie chce też teraz „konkretnego wsparcia” dla ofiar - podkreśla Roehl.
Szefowa Inicjatywy Verschickungskinder rozumie przez to na przykład „biura i punkty kontaktowe dla osób poszkodowanych”, a także przeprowadzenie badań naukowych nad tym, co działo się w ośrodkach dla dzieci.
Dramatyczne świadectwa
Anja Roehl prowadzi stronę verschickungsheime.de, na której publikuje świadectwa ofiar.
Znajduję się tam m.in historia 9-letniej dziewczynki, która przyjechała do uzdrowiska w 1968 roku.
W swojej walizeczce miała małą pluszową sowę i książkę o Mozarcie. Gdy tylko przeszła przez żelazną bramę wraz z około 16 innymi dziewczynkami i znalazła się na tzw. placu apelowym, wszystko zostało jej odebrane. Walizki zostały opróżnione, a ich zawartość ułożona w stosy. Na jednym stosie były pluszaki, na drugim książki, a na trzecim obcięte włosy (obcinano je dzieciom po przyjeździe - PAP).
Roehl jest autorką książki „Das Elend der Verschickungskinder - Kindererholungsheime als Orte der Gewalt” (Nieszczęście rozsyłanych dzieci - domy wypoczynkowe dla dzieci, jako miejsca przemocy), która ukazała się w styczniu 2021 roku.
aw/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/558005-ofiary-tortur-w-niemieckich-uzdrowiskach-dla-dzieci