Wczoraj w Mińsku przebywał Nikołaj Patruszew, sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa, w ostatnim czasie osoba nr 2 w rosyjskiej polityce zagranicznej (przygotowywał m.in. szczyt w Genewie). Spotkał się z Łukaszenką, a w otwartej dla mediów części rozmów, powiedział, że Zachód ma na celu zarówno obalenie obecnej ekipy rządzącej Białorusią, jak i zmianę ustroju państwa. Łukaszenka z kolei mówił o potrzebie konsultacji, w tym przede wszystkim resortów siłowych, w związku z rysującymi się zagrożeniami i nowymi informacjami, co zabrzmiało nieco tajemniczo. Wygląda to na kolejną wizytę mająca podkreślić wsparcie Moskwy dla białoruskiego reżimu, tym bardziej, że zapowiedziano kolejne spotkanie Putin – Łukaszenka, które tym razem ma się odbyć około połowy lipca.
Cel wizyty Patruszewa
Białoruscy komentatorzy i analitycy, nieco inaczej interpretują wizytę Patruszewa, tym bardziej, że zbiegła się ona z wystąpieniem Mińska, w ramach retorsji za pakiet europejskich sankcji, z programu Partnerstwo Wschodnie. Walery Karbalewicz, białoruski komentator przypomniał w tym kontekście, że uczestnictwo Mińska w tym programie było elementem wielowektorowej polityki zagranicznej Białorusi, co Moskwa przyjmowała z manifestacyjnym niezadowoleniem. Kres tego programu oznacza w jego opinii, że „polityka wielowektorowa umarła śmiercią bohaterską”.
Jeszcze inną teorię na temat właściwego celu wizyty Patruszewa w Mińsku zaprezentował
Arsen Sivitski, kierujący Center for strategic and foreign policy studies, półniezależnym think tankiem z siedzibą w Mińsku. Jego zdaniem wizyta Patruszewa oznacza, że mamy do czynienia z repetycją sytuacji z jesiennych rozmów w Soczi. Wówczas, jak się uważa, w zamian za wsparcie dla swego reżimu Łukaszenka miał się zgodzić na zmianę ustroju Białorusi i przyspieszone wybory, co miało być elementem jego kontrolowanego ustąpienia. Potem, w swoim stylu białoruski dyktator zaczął kluczyć, lawirować, przesuwać terminy na co Moskwa bez specjalnego entuzjazmu się zgadzała. Teraz jednak sytuacje się zmieniła co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze obecny pakiet sankcji Unii Europejskiej wobec Białorusi okazał się bardziej dolegliwy niźli się tego spodziewano. Sankcje sektorowe nie objęły, nawet w tych branżach których dotknęły (sektor paliwowy, nawozy) najważniejszych z punktu widzenia Mińska towarów, ale nie to było ich celem. Chodziło o wysłanie sygnału politycznego, że Unia mówi w sprawie Białorusi jednym głosem, a także zapowiedź, iż następny pakiet sankcji, który już jest przygotowywany i zostanie wdrożony, o ile Mińsk nie zmieni swego postępowania w sprawach wewnętrznych, będzie znacznie bardziej dolegliwy. Premier Hołowczenka mówił, że obecny pakiet „kosztował” będzie Mińsk 2.5 proc. PKB, ale niezależni eksperci są zdania, że więcej, być może nawet 10 proc. PKB. Drugim wydarzeniem, które w sposób wyraźny zmieniło sytuację był szczyt Biden – Putin w Genewie i ustalenia, które w trakcie tych rozmów, jak się uważa, zapadły. Sivitski jest zdania, że zarówno porozumienie Moskwy ze Stanami Zjednoczonymi, jak i europejskie sankcje drastycznie zmniejszają pole manewru Łukaszenki, co Rosja ma zamiar bezwzględnie wykorzystać i stąd wizyta Patruszewa w Mińsku. W jego opinii Putin otrzymał od Bidena catre blanche i może zaprowadzić na Białorusi takie porządki jakie uzna za stosowne, tym bardziej, że ostatnie posunięcia i deklaracje reżimu (np. mówienie o wprowadzeniu stanu wojennego) spowodowały, iż Łukaszenka zaczął być postrzegany jako zagrożenie stabilności dla całego regionu, a jak wiadomo stabilność i „kontrolowana rywalizacja” jest ostatnio, po obu stronach przysłowiowej barykady, w cenie. Z tej perspektywy wymiana przez Moskwę białoruskiego dyktatora na kogoś bardziej obliczalnego byłaby z ulgą przyjęta również na Zachodzie. Sivitski jest zdania, że w Genewie uzgodniono realizacji na Białorusi „scenariusza mołdawskiego” z 2019 roku. Mieliby zostać wypuszczeni wszyscy więźniowie polityczni, w tym Wiktar Babaryko, którego proces się kończy i który nie przyznał się do jakiejkolwiek winy a jest nadal najpopularniejszym białoruskim politykiem, zorganizowane nowe wybory prezydenckie (bez udziału Łukaszenki) i zmieniony ustrój na parlamentarny. Diagnozy białoruskiego eksperta zbiegły się z informacjami na temat planowanej przez Mińsk amnestii, a może raczej wypuszczenia niektórych więźniów politycznych. Ich rodziny zaczęły odbierać sygnały z kręgów obozu władzy, że jeśli napiszą oni wnioski o ułaskawienie, to Łukaszenka przychylnym okiem spojrzy na tego rodzaju petycje. Na Białorusi dyskutuje się też perspektywę amnestii w związku ze świętem narodowym, które przypada na początek lipca.
Moskwa umacnia wpływy na Białorusi
Nie wiadomo, czy mamy do czynienia z inicjowanym przez Rosję, procesem „kontrolowanej” wymiany Łukasznki, jak uważa Sivitski. Wydaje się to dość wątpliwe, bowiem Rosja rozpoczynając właśnie teraz tego rodzaju operację ryzykowałaby uruchomieniem niekontrolowanych sił społecznych, które trudno potem opanować. Wkrótce się zresztą przekonamy. Jedno jest jednak pewne, a mianowicie to, że Moskwa w każdym scenariuszu, niezależnie od tego, czy w Mińsku nastąpi demokratyzacja czy nie, umacnia swe wpływy na Białorusi.
Otwarcie mówił o tym Jewgienij Preigerman, białoruski politolog, kierujący inicjatywą Miński Dialog, która uznawana była za nieoficjalny kanał komunikacji białoruskiego MSZ-u z Zachodem. Powiedział on w wywiadzie, że na Białorusi stało się coś, co z punktu interesów narodowych jest scenariuszem najgorszym z możliwych. Władza okazała się zbyt słaba, aby zdławić protesty, a opozycja nie aż tak popularna, aby być w stanie obalić reżim. W rezultacie obie strony tego wewnątrz białoruskiego konfliktu zwróciły się o pomoc, co było zresztą przecież łatwo przewidzieć, do czynników zewnętrznych. A to uruchomiło mechanizm, którego w opinii Preigermana nikt na Białorusi nie będzie już w stanie zatrzymać, a mianowicie ingerencji zewnętrznej w bieg spraw wewnętrznych. Skutki tego, dla państwowości będą opłakane. Polemizuje on z obiegowym, a w niektórych kręgach analitycznych popularnym poglądem, w myśl którego „Łukaszenka jest gwarantem niepodległości Białorusi”. Oczywiście to nieuprawnione uproszczenie, co zresztą potwierdziły wypadki ostatnich miesięcy. W jego opinii gwarantem niepodległości jest zdolność elit państwowych aby osiągnąć porozumienie w sprawie biegu wydarzeń w kraju. Globalizacja konfliktu wewnętrznego, wtrącenie się zewnętrznych graczy, zawsze osłabia państwo, które staje się w takim wariancie przedmiotem. Przez elity państwowe należy rozumieć nie tylko obóz władzy, ale również opozycję. Szukanie winnych takiego stanu rzeczy, w opinii Preigermana również nie jest zajęciem godnym czasu, który się na to poświęca. Trochę przypomina to rozmowę po rozwodzie rodziców, która strona jest winna kryzysowi małżeństwa. Z perspektywy dzieci jest to mniej istotne, liczą się traumy wywołane rozstaniem. W podobny sposób należy spojrzeć na obecną sytuację Białorusi. Czy w wyniku rewolucji wzrosły swobody i czy państwowość uległa wzmocnieniu? Preigerman jest zdania, że trendy obserwowane na Białorusi w latach 2015 – 2019, ewolucyjnego „zmiękczania reżimu” były z punktu widzenia interesów społecznych i narodowych pozytywne i ich zastopowanie, a nawet odwrócenie trzeba uznać za krok wstecz. Co więcej zarzuca on umownej opozycji złą ocenę sytuacji w obozie władzy. Należało się spodziewać, argumentuje, że reżim autorytarny w obliczu zagrożenia w pierwszym rzędzie będzie się konsolidował i szukał poparcia zewnętrznego po to aby móc przetrwać. Oczekiwanie, że Łukasznka i jego koledzy grzecznie spakują walizki i udadzą się na emigrację było co najmniej naiwnością. Władza też popełniała błędy seriami, co zresztą zemściło się na niej w sierpniu i kolejnych miesiącach. Preigerman, z którym rozmawiałem powiedział mi, i ten pogląd wydaje się racjonalny, że podstawowym błędem Łukaszenki było niewpuszczenie reprezentantów opozycji do parlamentu, który wybierany był w listopadzie 2019 roku. Byłoby to nie tylko dobrze odebrane na Zachodzie świadectwo liberalizacji reżimu, co mogłoby spotkać się z gospodarczym wsparciem, ale przede wszystkim tego rodzaju krok uruchomiłby płaszczyznę cywilizowanej komunikacji i dialogu między konkurującymi siłami politycznymi. Zbudowanie takiego „wentyla” mogłoby zmienić charakter kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi i generalnie sytuację kraju. Ale władza poszła wówczas w zupełnie innym kierunku, za co przychodzi obecnie płacić wszystkim, rządzącym, opozycji i społeczeństwu.
Dziś położenie międzynarodowe Białorusi jest gorsze niźli jeszcze przed rokiem. Ustępstw, które zostały poczynione na rzecz Rosji nawet jeśli wyobrazić sobie, że realnym scenariuszem jest „wjazd Cichanouskiej na białym koniu do Mińska” już się nie odwróci, ani Moskwa na to nie pozwoli, ani realne interesy białoruskiego społeczeństwa i gospodarki. W gruncie rzeczy, w opinii Preigermana to co w najlepszym wypadku czekać może Białoruś, to „scenariusz armeński” zmiana władzy na demokratycznie wybraną, która jednak będzie miała znacznie mniejsze, niźli poprzednicy, pole manewru. Odbudowa zerwanych więzi z Zachodem, nawet zakładając, że wydarzenia potoczą się w dobrą stronę dla nowej władzy zajmie lata, a Rosja będzie w polityce Mińska, nawet rządzonego przez dzisiejszą opozycję czynnikiem stałym i dominującym. Osobnym zagadnieniem jest to na ile osłabiona państwowość białoruska będzie w stanie opierać się rosyjskiej presji i kuszeniu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/556894-bialorus-w-oczekiwaniu-zmian