Na łamach renomowanego czasopisma medycznego „JAMA Surgery” (JAMA to skrót: Journal of the American MedicalAssociation) ukazał się niedawno tekst dwóch holenderskich lekarzy: JohanaSonnevelda i JohannesaMuldera. Opisują oni praktykę, nazywaną niekiedy „eutanazją dobrego Samarytanina”, która często spotykana jest w ich kraju, a także w Belgii czy Kanadzie. Chodzi o połączenie uśmiercenia pacjenta z pobraniem od niego narządów i dokonaniem przeszczepu organów.
Oczywiście nie chodzi o narządy stare i chore, np. z przerzutami nowotworów, lecz w miarę młode, nie dotknięte procesem starzenia, w pełni sprawne i dobrze funkcjonujące. Te zaś mogą pochodzić od tylko od osób fizycznie zdrowych i nie cierpiących z powodu bólu. Okazuje się, że dawców tego typu jest coraz więcej.
Wejście na równię pochyłą
Kiedy legalizowano eutanazję na świecie, na początku w Holandii i Belgii, jej zwolennicy powtarzali w nieskończoność, że będzie ona dotyczyć jedynie osób nieuleczalnie chorych, nie będących w stanie funkcjonować z powodu przeraźliwego bólu, którego medycyna nie jest w stanie uśmierzyć. Dlatego w takiej sytuacji należy wysłuchać próśb o „dobrą śmierć” i skrócić cierpienie, które jest nie do wytrzymania.
Nastąpiło wejście na równię pochyłą i przesunięcie horyzontu etycznego. Od tamtego czasu rozpowszechnił się proceder tzw. kryptanazji, czyli eutanazji bez wiedzy i zgody zainteresowanego. Jej ofiarami stają się m.in. osoby niepełnosprawne umysłowo, które nie mają nawet świadomości, by domagać się skrócenia im życia. Z drugiej strony o eutanazję coraz częściej proszą ludzie, którzy nie są ani chorzy, ani starzy, nie odczuwają bólu fizycznego, lecz cierpią psychicznie, np. z powodu depresji czy poczucia braku sensu życia. To właśnie wśród tych dwóch grup, często ludzi w dość młodym wieku, rekrutuje się najwięcej perspektywicznych dawców.
Licencja na zabijanie
Nigdy dość powtarzania, że eutanazja nie jest prawem do decyzji o zakończeniu swego życia. Przecież samobójstwo (a właściwie jego nieudana próba) nie jest karane w żadnym kraju na świecie. Tak naprawdę nie chodzi więc o możliwość decydowania o swoim życiu, lecz o życiu innych. To licencja na zabijanie, którą państwo przekazuje określonej grupie, w tym przypadku personelowi medycznemu. Ten ostatni ma jednak swoje priorytety, wśród których znajdują się potrzeby wynikające z rozwijającej się transplantologii. Stąd też coraz powszechniejsza praktyka „eutanazji dobrego Samarytanina”. Zamiast leczyć czyjąś depresję, można obdarować jego narządami kilka potrzebujących osób.
W swym tekście autorzy traktują to jak „oczywistą oczywistość”. Obaj holenderscy lekarze nie mają najmniejszym dylematów moralnych związanych z uśmiercaniem osób zdrowych fizycznie i patroszeniem ich w celu przekazania organów. Jedynym zmartwieniem niderlandzkich doktorów jest troska o usprawnienie całego procesu eutanazyjno-transplantacyjnego. Dlatego w tekście przeznaczonym głównie dla praktyków koncentrują się na procedurach postępowania ekipy medycznej wobec dawcy i biorcy organów, tak aby wszystko przebiegło fachowo i bez komplikacji. Słowa zachęty kierują zwłaszcza do lekarzy i pielęgniarek: „Możemy to zrobić lepiej. Nasi pacjenci zasługują na coś lepszego.”
Jest to w pełni zgodne z logiką utylitarną: skoro już sprowadziliśmy człowieka do roli użytecznego przedmiotu, to obchodźmy się z tym rezerwuarem części zamiennych jak najostrożniej, aby jego organy mogły służyć innym jak najdłużej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/555460-jak-polaczyc-eutanazje-z-transplantacja