Dzisiejsze spotkanie Joe Bidena z Władimirem Putinem budzi, co zrozumiałe, ogromne zainteresowanie w świecie. W wielu stolicach oczekiwaniu na wyniki rozmów towarzyszy też słabo skrywane zaniepokojenie, czy aby postawa Stanów Zjednoczonych wobec Moskwy nie okaże się „zbyt miękką”, czy nie będziemy mieć do czynienia z kolejną próbą „resetu” i czy wreszcie strategiczne interesy państw Europy Środkowo-Wschodniej nie zostaną wystawione na szwank.
Jak się wydaje, spotkanie amerykańskiego prezydenta z liderami Państw Bałtyckich przy okazji szczytu NATO miało na celu rozwianie tych obaw, podobnie jak rozmowa telefoniczna Biden-Zełenski. Jednak czytając komentarze i wypowiedzi amerykańskich ekspertów przed genewskim szczytem, nie można oprzeć się wrażeniu, że i ich nurtują podobne, co Wilno i Kijów, obawy i wątpliwości.
Choć w amerykańskich mediach panuje przekonanie, że główne przesłanie europejskiej podróży Joe Bidena, jakim jest podkreślenie wagi aliansu państw demokratycznych, którym na powrót winna przewodzić Ameryka, trudno komponuje się z otwarcie agresywnym autorytaryzmem Putina, co raczej nie zapowiada ocieplenia relacji, tym niemniej wątpliwości daje się wyraźnie odczuć.
Jednym z powodów tego rodzaju nastrojów są napływające z amerykańskiej administracji przecieki na temat ścierania się dwóch linii, jeśli chodzi o politykę wobec Moskwy. Jak ujawnił „The Washington Post”, w administracji przy okazji dyskusji nad przyszłością Nord Stram 2 ujawniły się dwie linie. Twardych zwolenników sankcji, które winny zostać wzmocnione, po to, aby w efekcie zablokować budowę gazociągu, reprezentowali szef Departamentu Stanu Antony Blinken, jego zastępczyni Wendy Sherman oraz Wiktoria Nuland, odpowiadająca za politykę amerykańskiej dyplomacji wobec Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej. Biden przychylił się jednak do stanowiska Jaka Sullivana swego Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego i jego zastępcy Joe Finnera, a także Amandy Sloat, odpowiadającej za strategię europejską w NSC, którzy mają opowiadać się za bardziej pragmatycznym podejściem wobec Rosji, zaś jeśli chodzi o Nord Stream 2, to przeważyć miał pogląd o wadze sojuszu z Niemcami.
Tym niemniej ta ambiwalencja, jeśli chodzi o linię polityki Stanów Zjednoczonych, bo z pewnością nie można mówić o tym, że mamy do czynienia z wypracowanym scenariuszem działań otwiera pole do spekulacji. Tym bardziej, że wyraźne położenie akcentu przez Bidena na powstrzymywanie Chin wręcz prowokuje pytanie o to, jakiej ewolucji może podlegać polityka Waszyngtonu wobec Moskwy.
Hal Brands uważa, że próba realizacji wariantu „odwróconego Kissingera” jest jedną z pokus przed którą stoi administracja Bidena i jeśli jej ulegnie, zmiękczając swą politykę wobec Moskwy, po to aby osłabić sojusz rosyjsko-chiński, to możemy mieć do czynienia ze strategicznym błędem Waszyngtonu. Przede wszystkim z tego powodu, że Putin nie jest, w jego opinii, zainteresowany w rzeczywistej poprawie relacji z Zachodem, a próby ocieplenia uzna za oznakę słabości i domagał się będzie ustępstw od Stanów Zjednoczonych. „W miarę jak USA koncentrować się będą na Chinach – argumentuje Hal Brands - będą potrzebowały przyzwoitych stosunków z Rosją. Pokazując, że Rosja może narazić na szwank to, co ceni Waszyngton – bezpieczeństwo Europy Wschodniej, integralność amerykańskich sieci cyfrowych, a nawet stabilność amerykańskiej demokracji – Putin może zwiększyć koszty, jakie Biden lub jego następcy muszą zapłacić za ewentualny okres spokoju.” Także skoncentrowanie się Waszyngtonu na Chinach jest równoznaczne z odsłonięciem przez Amerykę swej słabej strony, czyli dążenia do stabilizacji w Europie i na jej granicach, co w praktyce oznacza, że zwiększając napięcie w regionie Moskwa może potencjalnie więcej uzyskać, bo rośnie cena pokoju. W sytuacji kiedy Waszyngton podkreśla, że zainteresowany jest przewidywalnymi stosunkami z Moskwą, na Kremlu odczytują to zupełnie, w opinii Brandsa, inaczej, a mianowicie jako potwierdzenie tezy, iż Zachód za spokój jest w stanie „więcej zapłacić”. Może to oznaczać wysunięcie przez Moskwę nowych żądań, albo utwardzenie jej stanowiska, jeśli chodzi o już określone postulaty czy „czerwone linie”.
Matthew Rojansky, o którym jeszcze w kwietniu mówiło się, że może zostać dyrektorem ds. Rosji w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego wyjaśnia na jakich zasadach winna być zbudowana polityka Waszyngtonu wobec Moskwy. W jego opinii fundamentem powinno być twarde stanowisko, ale nie wyłącznie retoryczne, jak to ma miejsce obecnie. Nie wystarczy mówić, że „Putin to morderca”, trzeba również w jego opinii „ciężko harować” i twardo trzymać się własnych racji. Dopiero razem wzięte te trzy poziomy twardości, co udowodniła historia, są gwarancją skutecznej polityki Stanów Zjednoczonych wobec Rosji. Twarda retoryka, jeśli nie idzie za nią konsekwentne i stanowcze działanie, na niewiele się w dłuższej perspektywie zda. Tak jak to było w przypadku Baracka Obamy, który ostro stawiał kwestie użycia broni chemicznej przez reżim Asada, ale jak przyszło co do czego, to nie zdecydował się na adekwatną reakcję.
Biden musi w Genewie, proponuje Rojansky, nie tylko twardo rozmawiać z Putinem, mówiąc otwarcie, co myśli o postepowaniu Moskwy zarówno wobec wewnętrznej opozycji, jak i wobec państw sąsiednich czy w kwestii ataków hackerskich na amerykańskie firmy i infrastrukturę krytyczna. Powinien nakreślić amerykańskie „czerwone linie” i przekonać Putina, że Ameryka rozważy „wszystkie opcje”, jeśli Moskwa zdecyduje się je przekroczyć. Wreszcie trzeba twardo trzymać się swoich celów, nawet jeśli nie ma widoków na ich urzeczywistnienie. W opinii Rojanskyego, który w Waszyngtonie uchodzi za gołębia, oznacza to pogodzenie się z faktem, że nie wszystko w relacjach z Moskwą uda się osiągnąć. Tak jak przez 50 lat Stany Zjednoczone nie uznawały aneksji Państw Bałtyckich nie mając wielkich nadziei na to, że ZSRR odda nad nimi kontrolę, tak i obecnie nie ma wielkich szans na przywrócenie status quo ante, jeśli chodzi o Krym. Ale to nie oznacza, że trzeba dziś Moskwie ustępować. Twarda postawa wobec Moskwy musi też oznaczać wewnętrzne wzmocnienie Stanów Zjednoczonych, bo to przede wszystkim ogranicza możliwości rosyjskich akcji destrukcyjnych. A zatem polityka administracji Bidena, która skoncentrowana jest na perspektywie wewnętrznej, w dłuższym horyzoncie może być również uznana za środek presji na Rosję. Rojansky jest, jak się wydaje, zwolennikiem zakonserwowanie relacji Waszyngton–Moskwa na obecnym niskim poziomie. W takim ujęciu ryzykowna jest strategia „szybkiego sukcesu”, działań mających przynieść spektakularne, przede wszystkim medialne, osiągnięcia, ale nie dająca szans na osiągnięcie sukcesu w dłuższej perspektywie. Tego rodzaju przekonanie wydaje się zresztą dominować w wypowiedziach amerykańskich ekspertów na temat przyszłości relacji z Rosją. Mało kto wierzy w „reset” czy gwałtowne ocieplenie relacji, gros wypowiadających się jest zdania, że jedynym na co można liczyć to „zarządzanie konfrontacją”. Należy przez to rozumieć otworzenie, lub budowę od nowa, podstawowych kanałów komunikacji po to, aby uniknąć przypadkowych napięć.
Michael McFaul jest zdania, że płaszczyzną pragmatycznej współpracy między Rosją a Stanami Zjednoczonymi, obok kwestii zbrojeń strategicznych i może jeszcze polityki wobec Iranu w kwestii programu nuklearnego Teheranu, mogłyby stać się również sprawy związane z wyścigiem zbrojeń w kosmosie oraz cyberprzestrzeni. Te trzy obszary, obok odbudowy, kanałów komunikacji, są właściwie jedynymi, w których można liczyć na kooperację, w innych Waszyngton winien koncentrować się, czy raczej odbudować swą politykę powstrzymywania. Ale McFaul, w przeszłości amerykański ambasador w Federacji Rosyjskiej, dziś senior fellow w Hoover Institution i profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Stanford, uchodzi za jastrzębia. W jego opinii „nawet postęp w tych ograniczonych obszarach nie przełoży się na stabilne lub przewidywalne relacje” z Rosją. Jest wręcz zdania, że Biden zdając sobie doskonale z tego sprawę i wiedząc, że Putin też nie jest zainteresowany ponownym „miesiącem miodowym”, celowo, bo wie, iż jego oferta nie zostanie przyjęta, sugeruje coś w rodzaju nowego resetu. Powstrzymywanie Rosji, w opinii McFaula, winno w pierwszym rzędzie dotyczyć ewentualnej eskalacji przy użyciu narzędzi militarnych. To musi oznaczać skuteczne przekonanie europejskich partnerów NATO, aby ci wydawali więcej na swe bezpieczeństwo, zwiększenie amerykańskiej wojskowej obecności na wschodniej flance, również zwiększenie obecności amerykańskiej marynarki wojennej oraz wzrost pomocy wojskowej dla Ukrainy i Gruzji.
Ta nowa amerykańska strategia powstrzymywania Rosji wymaga też, w opinii McFaula, pozytywnej agendy. Jeśli Biden poważnie mówi o aliansie demokracji kontra autorytaryzmy, to Waszyngton winien zacząć wzmacniać demokracje w państwach frontowych, przede wszystkim na Ukrainie. Generalnie, jego zdaniem, jeśli chodzi o Ukrainę „prawdopodobnie najważniejszym państwie frontowym w globalnej walce między demokracją a dyktaturą, będzie to oznaczać wzmocnienie ukraińskiej suwerenności, bezpieczeństwa i demokracji w obliczu uporczywej rosyjskiej okupacji i agresji”. McFaul opowiada się za zdecydowanie aktywniejszą, niźli do tej pory, polityką Stanów Zjednoczonych w naszym regionie. W jego opinii nie chodzi wyłącznie o wsparcie polityczne czy wojskowe, ale aktywną politykę, również w postaci promowania inwestycji i przedsięwzięć integracyjnych, których celem byłoby umocnienie prozachodnich tendencji w państwach wywodzących się z ZSRR, a dziś w obliczu ofensywy reżimów autorytarnych zajmujących pozycję „pomiędzy”. Polityka pragmatycznej współpracy z Rosją w niektórych obszarach, o której mówił Biden, to zdaniem McFaula dopiero pierwszy etap powstrzymywania Rosji. Stabilizacja relacji jest potrzebna, aby nie ryzykować przypadkowego starcia, ale Stanom Zjednoczonym, aby być wiarygodnym liderem demokratycznego świata, potrzebna jest przemyślana i konsekwentna polityka powstrzymywania Rosji. Czy ekipa Joe Bidena jest w stanie wypracować tego rodzaju strategię pozostaje kwestią otwartą. Spotkanie Putin-Biden w Genewie być może pozwoli nam wyrobić sobie pogląd w tej sprawie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/555085-amerykanscy-eksperci-o-rozmowach-biden-putin