Julian Lindley – French, brytyjski strateg, profesor National Defence University w Waszyngtonie w lapidarnej formie ujął, w trakcie odbywającej się dzisiaj konferencji Brussels Forum organizowanej przez German Marshall Fund, wyzwania przed którym staje NATO, zwłaszcza europejski trzon Sojuszu. W jego opinii w związku z przesuwaniem się zainteresowania Stanów Zjednoczonych na obszar Indo-Pacyfiku i szerzej, kwestią powstrzymywania Chin, dojdzie niedługo do takiej sytuacji w której Ameryka nie będzie w stanie gwarantować bezpieczeństwa Europie. Jego zdaniem oznacza to, że system bezpieczeństwa naszego kontynentu trzeba będzie w nieodległej przyszłości oprzeć na potencjale wojskowym trzech państw – Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec. Powiedział on też, że podziela obawy państw naszego regionu co do zdolności „europejskiej trójki” w zakresie odstraszania i obrony, zwłaszcza wobec rosyjskiego zagrożenia, ale nie zmienia to faktu, że trzeba na ten temat rozmawiać. Niemcy, jak zauważył powinny być „trzonem” europejskich sił lądowych.
Warto, w związku z tym zastanowić się nad rzeczywistą sytuacją Europy, jeśli chodzi o potencjał obronny, pozostawiając nieco z boku kwestie polityczne. Niemieccy badacze z DGAP, renomowanego think tanku zajmującego się polityką zagraniczną opublikowali w ramach serii NATO Defence College Policy Brief opracowanie poświęcone wojskowej sytuacji Paktu w kontekście celów zarysowanych w strategii NATO 2030, która ma być przyjęta na dzisiejszym szczycie w Brukseli. Warto przypomnieć, że podstawową różnicą między tym dokumentem a poprzednią strategią Sojuszu było zwrócenie uwagi na zagrożenie jakim stają się rewizjonistyczne potęgi w rodzaju Rosji oraz Chin, co nakłada obowiązek przygotowania się na ewentualność wojny z nimi, a nie, jak prognozowano w poprzednim NATO-wskim dokumencie strategicznym, realizowanie misji pokojowych i stabilizacyjnych. Heinrich Brauss i Christian Mölling są zdania, że w nadchodzącej dekadzie NATO, w związku ze zmieniającą się światową sytuacją geostrategiczną będzie miało do czynienia z zagrożeniami ze strony Moskwy oraz Pekinu i na rywalizację z nimi musi być przygotowane. A czy jest? Pytanie to jest zasadne, bo jak piszą niemieccy eksperci „Stany Zjednoczone nie są w stanie w tym samym czasie odstraszać Rosji, powstrzymywać Chiny i jednocześnie chronić globalne dobra wspólne. Waszyngton analizuje obecnie swoją globalną projekcję siły i prawdopodobnie wzmocni swoją obecność wojskową w regionie Azji i Pacyfiku. Dlatego Europejczycy muszą zrobić znacznie więcej dla bezpieczeństwa transatlantyckiego – odstraszania i obrony w Europie, zarządzania kryzysowego na południu Europy i wspierania działań Stanów Zjednoczonych w zakresie zagwarantowania swobody żeglugi.”
Sytuacja w jakiej znalazły się obecnie państwa NATO jest o tyle bardziej skomplikowana niźli w przeszłości, że przewaga technologiczna jaka była do tej pory atutem kolektywnego Zachodu nad potencjalnymi przeciwnikami odchodzi do przeszłości. Badania nad nowymi rodzajami broni, zastosowaniem sztucznej inteligencji do celów wojskowych, czy szerzej, w związku ze zbliżającym się kolejnym przełomem technologicznym związanym z internetem rzeczy pozbawia Zachód dotychczasowej przewagi. A to oznacza, że konieczność rewizji podstawowych założeń w zakresie polityki bezpieczeństwa. Do tej pory mając przewagę jakościową, dysponując zaawansowanymi systemami i techn oologiami wojskowymi można było zmniejszać liczebność sił zbrojnych stawiając na ich jakość. Teraz jeśli potencjalni rywale dysponują nie gorszymi, a nie wiadomo czy nie lepszymi, technologiami wojskowymi tego rodzaju postawa może bardzo źle się skończyć. To zbiega się z ograniczeniami budżetowymi po pandemii co sprawia, że europejskie państwa NATO są w podwójnie złej sytuacji. Musza starać się nadgonić technologiczne opóźnienia, bo w wielu obszarach, szczególnie wojskowych, Chiny i Rosja już Europie uciekli, na dodatek utrata przewagi w tej dziedzinie nakazuje próbę odbudowy potencjału ilościowego. A wszystko to nie tylko w realiach niewystarczających budżetów, ale również w obliczu pacyfistycznego nastawienia opinii publicznej i mimo różnic o charakterze politycznym.
NATO po 2014 roku koncentrowało się na pięciu podstawowych obszarach. Były nimi zwiększenie odporności, wzmocnienie wysuniętej obecności na Wschodzie, utrzymywanie wystarczającej, w obliczu rysujących się wyzwań, wielkości sił zbrojnych w stanie podwyższonej gotowości oraz odbudowa zdolności do przerzutu ich na duże odległości a także wzmocnienie potencjału odstraszania nuklearnego. W opinii Heinricha Braussa i Christiana Möllinga „dużo zrobiono” choć nadal jeszcze jest wiele przed nami. Sama teza, że sporo już udało się osiągnąć, jest dyskusyjna, zwłaszcza jeśli porównany postępy w NATO z tempem zmian w rosyjskich siłach zbrojnych, ale zostawmy z boku dyskusje na ten temat i zwróćmy uwagę na to co zdaniem niemieckich badaczy pozostało jeszcze do zrobienia, bo tego rodzaju zestawienie pozwala zrozumieć stan w którym się znajdujemy. Otóż w najbliższych latach musi skokowo wzrastać to co określają oni mianem „odporności społecznej i systemowej”. Chodzi o świadomość i przeszkolenie wojskowe całego społeczeństwa, które w państwach Zachodu, a Polski z tego grona nie należy wyłączyć, nie zdaje sobie sprawy ze skali ani jakości nowych zagrożeń. Z tym wiąże się ochroną infrastruktury krytycznej przed atakami, zarówno tradycyjną dywersją, jak i realizowanymi w cyber-sferze. W tym obszarze sytuacja, ich zdaniem, jest po prostu zła.
Wielonarodowe siły NATO-wskie obecne w Państwach Bałtyckich w ramach wysuniętej obecności muszą zostać wzmocnione. Brauss i Mölling proponują aby uzyskały one dodatkowe możliwości bojowe w postaci artylerii czy obrony przeciwlotniczej. Należy to czytać w ten sposób, że dziś nie mają one takich zdolności, zatem z wojskowego punktu widzenia ich przydatność jest obecnie ograniczona. Postulują też aby dołączył do nich kontyngent amerykański, i to w każdym z Państw Bałtyckich, co dodatkowo, jak argumentują, zwiększy ich wartość bojową. To kwestia, poruszałem już kilkakrotnie, ale warto cały czas o tym rozmawiać. Trzeba pamiętać, że Amerykanów nie ma dziś w Państwach Bałtyckich, co w oczywisty sposób powoduje, że gwarancji Stanów Zjednoczonych dla ich bezpieczeństwa nie można uznać za stuprocentowe. Może dlatego, aby rozwiać uzasadnione obawy stolic państw regionu, Joe Biden spotyka się z ich prezydentami przy okazji szczytu NATO. Jednak nawet najdalej idące deklaracje nie zastąpią fizycznej wysuniętej obecności w ramach NATO-wskiej szpicy. Kwestii tej, co również interesujące nie boją się stawiać niemieccy eksperci uznając to za element szczerej, uczciwej rozmowy między sojusznikami, a w Polsce temat traktowany jest niczym tabu, zaś jego postawienie uznawane wręcz za „kwestionowanie wiarygodności sojuszniczej”.
Niemieccy eksperci przypominają też postanowienie szczytu Sojuszu z 2018 roku o powołaniu sił szybkiego reagowania. Inicjatywa ta, potocznie nazywana 4 x 30 bo zakłada wystawienie w ciągu 30 dni, 30 batalionów wojsk lądowych, 30 szwadronów lotnictwa i 30 okrętów wojennych nadal nie została wdrożona. „Sojusznicy europejscy – podsumowują Brauss i Mölling - w szczególności ci dysponujący dużymi siłami zbrojnymi, muszą zapewnić te siły w nadchodzących latach”. Kolejnym nierozwiązanym problemem jest opieszałość w zakresie działania zmierzającego do likwidacji barier transportowych, co jest kluczowe dla możliwości szybkiego przerzutu wojsk z Zachodu na Wschód. I tu podobnie, prace trwają, ale jak zauważają eksperci DGAP „postęp jest powolny” i państwa NATO oraz Unia Europejska muszą przyspieszyć.
Kolejna kwestia. W 2019 roku NATO zdecydowało się nie odpowiadać na prowokacyjne posunięcia Rosji, jakim było rozmieszczenie rakiet średniego zasięgu o podwójnym zastosowaniu, czyli zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych, lustrzanym posunięciem. Ustalono wówczas, że odpowiedzią Sojuszu będzie „wzmocnienie obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej” postęp w zakresie zwiadu, rozpoznania, wykrywania celów, po to aby skuteczniej chronić przestrzeń powietrzną Sojuszu. Jak wygląda postęp w tym obszarze? „W tym kontekście niezmiernie ważne jest – konkludują niemieccy analitycy - aby europejscy sojusznicy pozyskali skuteczne zdolności obrony powietrznej i przeciwrakietowej, w tym przed dronami, w celu ochrony infrastruktury krytycznej i sił drugiego rzutu”. Warto zwrócić uwagę, że i w tym wypadku mamy do czynienia z czasem przyszłym, podobnie jak w przypadku kolejnego postulatu, aby zbudować zdolności związane z możliwością realizacji przez europejskie państwa NATO ataków rakietowych na dłuższych dystansach, co jest kluczowe dla zwalczania rosyjskich systemów antydostępowych.
Wreszcie, jak piszą „NATO musi podtrzymać porozumienia w zakresie nuclear sharing” aby Rosja zdawała sobie sprawę, że w razie konfliktu na większą skalę jej terytorium „nie będzie sanktuarium”. Ta ostatnia kwestia, zwłaszcza w związku z trwająca w Niemczech dyskusją na temat celowości uczestnictwa Berlina w tym programie również do pewnego stopnia ma postulatywny charakter, bo jeśli Niemcy nie zmodernizują swoich sił lotniczych to „problem” rozwiąże się sam i to w negatywnym, z punktu widzenia europejskiego bezpieczeństwa, wariancie.
Brauss i Mölling odnoszą się też do kwestii zmieniających się na naszych oczach preferencji geostrategicznych Stanów Zjednoczonych. W ich opinii zachodzące zmiany oznaczają, że ambicją Europy musi być osiągnięcie celu którym jest „zapewnienie co najmniej 50 procent sił konwencjonalnych i elementów strategicznych potrzebnych do zbiorowej obrony w Europie”. Dodatkowo europejscy członkowie NATO muszą uzyskać, czym dziś nie dysponują, zdolnościami projekcji siły na większym dystansie, co może okazać się niezbędne w związku z destabilizującą się sytuacją w Afryce i na Bliskim Wschodzie, nie zapominając o Azji oraz potrzebą chwili jest przyspieszenie wspólnych, europejskich prac, w zakresie jednolitych platform bojowych.
Skala wyzwań jakie stoją przed Europą, zwłaszcza w kontekście przesuwania się zainteresowania Stanów Zjednoczonych w rejon Indo-Pacyfiku jest gigantyczna. Chcąc myśleć o ich realizacji trzeba, w opinii Braussa i Möllinga przyjąć kluczowe założenie. Europejskich ambicji nie uda się zrealizować bez uczestnictwa Wielkiej Brytanii w dziele wzmacniania potencjału obronnego starego kontynentu, choćby z tego względu, że budżet brytyjskich sił zbrojnych stanowi dziś 1/3 nakładów państw – europejskich członków NATO na obronę. Drugim fundamentem musi być znacznie poważniejsze niźli obecnie zaangażowanie Niemiec, zarówno finansowe jak i technologiczne, nie zapominając o politycznym.
Pamiętając o tym jak oceniają sytuację państw europejskich pod względem zdolności zagwarantowania sobie bezpieczeństwa („znaczna część sprzętu jakim dysponują armie państw europejskich jest w szokującym stanie” – raport Center for American Progress z czerwca br.) w Waszyngtonie łatwiej zrozumiemy dlaczego Joe Biden w swej polityce atlantyckiej stawia na Londyn i Berlin. Bez ich udziału obrona Europy jest niemożliwa, co ma zasadnicze znaczenie, zwłaszcza jeśli Stany Zjednoczone chcą koncentrować się na powstrzymywaniu Chin. Ta konstatacja jest chyba jeszcze bardziej przerażająca niźli opis deficytów sił zbrojnych państw naszego kontynentu bo realnie oddaje sytuację w której się znaleźliśmy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/554824-o-czym-rzeczywiscie-decydowac-bedzie-sie-na-szczycie-nato