Michael Beckley, amerykański profesor politologii z Tafts University współpracujący na co dzień z American Enterprice Institute, opublikował w The Foreign Affairs artykuł pod znamiennym tytułem – „Ameryka nie jest przygotowana na wojnę z Chinami”. Już sam temat rozważań Beckleya jest interesujący oddaje bowiem to o czym dziś najczęściej chyba rozmawia się w środowisku amerykańskiej elity strategicznej, jeszcze ciekawsze są konkluzje do których dochodzi Autor i propozycje jakie formułuje.
Rywalizacja z Pekinem
Punktem wyjścia refleksji Beckleya jest opinia admirała Philipa Davidsona dowodzącego amerykańskimi wojskami w regionie Indo – Pacyfiku, który w lutym tego roku ostrzegł, że w ciągu najbliższego sześciolecia Chiny uzyskają w Azji Południowo – Wschodniej taką przewagę wojskową nad Stanami Zjednoczonymi, że mogą odważyć się na zmianę status quo przy użyciu siły militarnej. Te oceny potwierdzają zresztą gry i symulacje prowadzone przez amerykańskich strategów, w świetle których ewentualna wojna z Chinami o Tajwan nie kończy się po myśli Waszyngtonu. Jak to możliwe, pyta retorycznie Beckley, że wydawszy w ciągu ostatnich 20 lat na zbrojenia 19 bln dolarów, a zatem o 16 bln więcej niźli Chiny, Ameryka jest obecnie w tak trudnym położeniu? Nie wynika to z różnicy potencjałów, ale przede wszystkim z decyzji o charakterze politycznym, których istota sprowadza się do kontynuowania programów z wojskowego punktu widzenia niecelowych, jednak nośnych ze względu na strategię polityczną Waszyngtonu. Chodzi w tym wypadku nie tylko o kontynuowanie strategii sprowadzającej się do polegania na bardzo kosztownych i łatwych do zniszczenia okrętach w rodzaju lotniskowców czy krążowników, ale również na kontynuowaniu niezwykle kosztownych misji w świecie, które nie mają sensu wojskowego są jednak nośne jako narzędzie „potwierdzania amerykańskich zobowiązań sojuszniczych”. Jeśli Ameryka nie chce przegrać ewentualnej wojny w przyszłości, argumentuje Beckley, to musi poddać rewizji wszystkie te obszary.
Zacznijmy od wojskowej obecności Stanów Zjednoczonych w świecie. W opinii Michaela Beckleya system amerykańskich baz wojskowych jest współczesnym odpowiednikiem instytucji prokonsulów z czasów Imperium Rzymskiego, których rolą w największym stopniu było symbolizowanie terytorialnej rozległości i siły Imperium. Rozbudowa tego systemu nie prowadziła do zwiększenia bezpieczeństwa, wręcz przeciwnie oznaczała rozproszenie sił i marnowanie środków. Tak jest i obecnie. W większości regionów, gdzie funkcjonują amerykańskie bazy wojskowe ich rozmieszczenie nie odpowiada współczesnym wyzwaniom. Są albo dziedzictwem przeszłości, albo spełniają rolę polityczną. Z wojskowego punktu widzenia ich funkcjonowanie nie ma sensu, ich utrzymanie jest również niezwykle kosztowne, bo w większości przypadków działa jeszcze jeden czynnik negatywnie wpływający na efektywność wydatkowanych pieniędzy. Dowódcy w tych zamorskich placówkach mają skłonność, do traktowania wielkości podległych sobie sił w kategoriach czynnika podkreślającego ich osobisty prestiż, znaczenie w strukturze, co najczęściej nie pozostaje w żadnym związku z realnymi wyzwaniami. W efekcie Pentagon podlega stałej wewnętrznej presji na zwiększenie obsady i zaangażowania, co prowadzi do marnotrawienia budżetu i spowolnienia czasu potrzebnego na reakcję. To przeładowanie sprzętem, ludźmi, całym bagażem logistycznym dało w efekcie to, że w ciągu ostatnich 20 lat tempo działania amerykańskich sił zbrojnych realizujących zamorskie operacje było trzy razy wolniejsze niźli zakładał to Pentagon. Pociągnęło też za sobą ofiary, bo wyniku wypadków i kolizji związanych z przerzucaniem wojsk i sprzętu, zginęło między rokiem 2006 a 2021 5 913 żołnierzy i pracowników cywilnych, dwukrotnie więcej niźli w walce.
Czego Ameryka potrzebuje aby przeciwstawić się chińskiemu zagrożeniu? Z pewnością nie niezwykle kosztownych lotniskowców i systemów baz zaoceanicznych, które są łatwymi celami. Musi, w opinii Beckleya gruntownie zmienić swe podejście do sposobu w jaki prowadzić się będzie wojnę przyszłości. Nie lotniskowce i horrendalnie drogie samoloty najnowszych generacji przesądzą o ewentualnym w niej sukcesie, ale mobilne, łatwe do ukrycia systemy przyszłości. Amerykańskie siły zbrojne winny rozbudować na Tajwanie i sąsiednich wyspach sieć markerów, systemów wykrywania ruchów przeciwnika i oznaczania celów. Pozwoli to zwiększyć świadomość sytuacyjną i wykryć manewry przeciwnika we wczesnej fazie, co jest gwarancją sukcesu. Odpowiedzią na ewentualna chińską agresje wobec Tajwanu winien być system mobilnych, łatwych do ukrycia, takich które można montować praktycznie na każdym nośniku od kutra rybackiego, do platformy kołowej systemów rakietowych, dronów bojowych i amunicji krążącej. Na tym powinna koncentrować się, w opinii Beckleya rozsądna polityka budowania zdolności obronnych Tajwanu, a nie na marnowaniu pieniędzy na zakup drogich i mało przydatnych w starciu z Chinami amerykańskich F-16 i czołgów Abrams. Nie dlatego, że są one technicznie gorsze od tego czym dysponuje Pekin, bo tak nie jest, ale trzeba w obliczu różnicy potencjałów postawić na tańsze środki. Tajpej raczej nie zbuduje potencjału wojskowego porównywalnego z tym co ma Pekin, ale zwiększając swe zdolności w zakresie wczesnego wykrywania i rażenia celów może stworzyć rzeczywistą barierę, której Chiny mogą nie być skłonne przebić. Przede wszystkim z tego powodu, że skala strat z którymi będą musieli liczyć się w Pekinie w starciu z tym nowoczesnym, rozproszonym i precyzyjnym systemem obrony może być trudna do zaakceptowania, co jest pierwszym warunkiem skuteczności strategii odstraszania.
Zamiast czekać na rozpoczęcie wojny, a następnie skierować lotniskowce, które są łatwym celem do Azji Wschodniej, Stany Zjednoczone mogłyby zainstalować zaawansowane technologicznie „pole minowe” na tym obszarze, umieszczając wyrzutnie rakiet, uzbrojone drony i czujniki na morzu i na terytorium sojuszniczym w pobliżu linii brzegowej Chin. Te rozproszone sieci byłyby trudne do zneutralizowania i nie wymagałyby dużych baz ani fantazyjnych platform
—proponuje Beckley.
Jednak mimo, iż w 2018 roku w nowej wersji Narodowej Strategii Obrony, znalazły się zapisy o potrzebie przygotowania sił zbrojnych do nowych wyzwań, przede wszystkim perspektywy wojny z przeciwnikiem o porównywalnym potencjale, niewiele, mimo upływu trzech lat w tej materii się zmieniło. Dlaczego tak jest? W opinii Beckleya decydującym czynnikiem jest inercja systemu, stare nawyki i siła działających lobbies zainteresowanych kontynuowaniem kosztownej polityki przeszłości. Może to zostać przełamane wyłącznie dzięki konsekwentnej i zdecydowanej postawie „góry”, przez co należy rozumieć inicjowanie reform przez Biały Dom i kierownictwo Pentagonu. Pierwszym krokiem winna być redukcja liczby zaoceanicznych misji, mających charakter polityczny, utrzymywanych przede wszystkim po to aby przekonać sojuszników o trwałości amerykańskich zobowiązań. Kolejnym krokiem powinno być rozważenie czy amerykańskie siły zbrojne są najlepszym narzędziem do walki z zagrożeniami o mniejszej intensywności czy znaczeniu, takim jak zagrożenie terrorystyczne czy misje stabilizacyjne. Obecnie armia Stanów Zjednoczonych musi, argumentuje Beckley, przede wszystkim przygotowywać się do wojny z równorzędnymi rywalami a nie pełnić rolę światowego policjanta. Te zadania musza przejąć siły specjalne, w pewnych wypadkach agencje rządowe takie jak DEA czy sojusznicy, po to aby odciążyć Pentagon, który w ostatnich latach stał się „ministerstwem od wszystkiego”. Wreszcie należy maksymalnie zwiększyć obecność wojskową Stanów Zjednoczonych w Azji, co przede wszystkim oznacza wycofanie sił z Bliskiego Wschodu. Ameryka musi pokazać, iż rzeczywiście zmieniły się jej priorytety i „pivot to Asia”, o którym mówił już Obama musi mieć charakter rzeczywistego a nie retorycznego przesunięcia zainteresowania.
Michael Beckley jeśli chodzi o szansę na skuteczną reformę amerykańskich sił zbrojnych, tak aby były one w stanie odpowiedzieć na aktualne wyzwania jest umiarkowanym optymistą. W jego opinii elity są świadome o co toczy się gra, w Waszyngtonie jest w tej kwestii międzypartyjny konsensus a opinia publiczna uważa dziś Chiny za najpoważniejsze zagrożenie, co wzmacnia determinację polityków.
Rady dla Polski
Czytając ten artykuł miałem wrażenie, że niemal każdą z propozycji, które Beckley formułuje pod adresem Pentagonu i Białego Domu, można byłoby przeformułować i adaptować do polskich realiów. Amerykański ekspert odradza Tajwanowi kupowanie drogich Abramsów i wydawanie gór pieniędzy na myśliwce najnowszych generacji, proponując w to miejsce skoncentrowanie uwagi na tworzeniu systemu wczesnego wykrywania przeciwnika i niszczeniu celów przy użyci nowych technik rakietowych, dronów bojowych i amunicji krążącej. Reforma sił zbrojnych wymaga woli i determinacji na szczytach władzy. Podobnie jeśli chodzi o międzypartyjny w tym zakresie konsensus. Jeśli zamiast Chin, powstrzymywanie których staje się dziś głównym priorytetem Stanów Zjednoczonych wpiszemy Rosję, to otrzymamy gotowy zestaw rad, które i my winniśmy rozważyć dyskutując najlepsza strategię budowy wydolnego systemu obrony. Refleksja tego rodzaju jest tym pilniejsza, że grozi nam niedostosowanie naszych możliwości do zmieniających się preferencji Pentagonu. Wyobraźmy sobie bowiem jak będzie wyglądało w przyszłości wojskowe zaangażowanie Stanów Zjednoczonych jeśli reformy postulowane przez Beckleya zostaną zrealizowane. Czy wzrośnie w ich wyniku obecność amerykańskich sił zbrojnych w Europie Środkowej? Jeśli zatem poważnie traktować sześcioletni horyzont czasowy, o którym mówił admirał Davidson, to i nam pozostało mniej więcej tyle samo czasu, aby przeprogramować i przemyśleć od nowa nasz system bezpieczeństwa.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/554667-mamy-6-lat-na-reforme-naszego-systemu-obrony
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.