W dniu kiedy Joe Biden udał się w swą pierwsza europejską podróż Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC) opublikowała, co nie jest kwestią przypadku, swój najnowszy raport zatytułowany „Współpraca i rywalizacja”, który tym razem poświęcony jest zarówno opisowi wyłaniającego się porządku międzynarodowego jak również roli w nim Europy.
Wolfgang Ischinger, kierujący think tankiem jakim jest Monachijska Konferencja, były ambasador Niemiec m.in. w Stanach Zjednoczonych, niewątpliwie jeden z wiodących analityków i niemieckich polityków chadeckich napisał we wstępie do tego wydawnictwa, że głównym pytaniem jaki postawili sobie autorzy raportu jest kwestia w jaki sposób świat kolektywnego Zachodu, a szczególnie Europa, winni odpowiedzieć na rysujące się wyzwania. Sprawa jest, w opinii Ischingera tym pilniejsza, że zachód musi przyspieszyć prace nad wypracowaniem swej nowej „wielkiej strategii” a obecny „moment” relacji atlantyckich, ich nowa dynamika winien być w odpowiedni sposób wykorzystany, zwłaszcza w obliczu nowych wyzwań.
Wyzwania Zachodu
No właśnie z jakimi wyzwaniami Zachód już musi się mierzyć i z czym przyjdzie mu się zmagać w przyszłości? Szczegółowo pisze o tym Tobias Bunde kierujący zespołem Autorów, którzy przygotowali opracowanie, przytoczmy zatem jego podstawowe diagnozy. Opisuje on kontury nowego, wyłaniającego się porządku międzynarodowego w którym Zachód słabnie, będąc nadal jeśli traktuje się go jako jedność silnym, ale już nie dominującym w świecie, podmiotem. Z kolei przeciwnicy liberalnego świata wartości, zwolennicy rozwiązań autorytarnych wraz ze wzrostem gospodarczego znaczenia Chin i ewolucją polityki Rosji zyskali nowe punkty odniesienia. Światowy układ sił zmienia się na korzyść autorytaryzmów, a demokracje, co gorsze straciły sporo swej werwy, przekonania, że mają historyczna słuszność i winny realizować swą cywilizacyjną misję. Teraz wręcz można mówić o widocznym zwłaszcza w przypadku Europy odwróceniu się od problemów zagranicy a skoncentrowaniu na kwestiach wewnętrznych. Najlepszym przykładem tej zmiany jest polityka państw europejskich w trakcie pandemii Covid-19, odwołanie się nawet w Unii Europejskiej do rozwiązań implementowanych na szczeblu narodowym, nie zaś wspólnotowym, ale podobnych przykładów redukcji aspiracji Wspólnoty w ostatnich latach jest znacznie więcej. Ten podstawowy trend naszych czasów prowadzi zdaniem analityków MSC do wzrostu czynnika rywalizacji w polityce międzynarodowej najbliższych lat. Z pewnością więcej będzie konfliktów, twardej gry o własne interesy, może nawet przy zastosowaniu siły wojskowej. Ale jednocześnie ich zdaniem przyszłość nie będzie przypominała czasów Zimnej Wojny, kiedy świat podzielił się na dwa wrogie sobie obozy. Dziś niewiele wskazuje na powstanie tego rodzaju spolaryzowanego porządku. Nie tylko dlatego, że wiele państw, zwłaszcza średniej wielkości nie ma zamiaru opowiadać się po którejś z rywalizujących ze sobą stron, bo przecież wiadomo kto w takim spolaryzowanym układzie byłby głównym rozgrywającym, ale nie jest to też możliwe również ze względu na trapiące naszą planetę problemy. Takich kwestii jak bezpieczeństwo epidemiologiczne czy transformacja energetyczna związana z nową polityką klimatyczną nie da się rozwiązać „w obrębie” jednego z dwóch antagonistycznych obozów, potrzebna jest współpraca. Zresztą tego rodzaju obszarów w których sama natura problemów wymusza kooperację znaleźć można więcej. Rysujący się zatem porządek, będzie charakteryzował się chwiejną równowagą między rywalizacją, nieraz brutalną a pragmatyczną, międzyblokową współpracą. To pierwsza z konkluzji raportu.
Druga dotyczy sytuacji w obrębie szeroko rozumianego, światowego bloku demokratycznego. Jego liderzy obecnie w znacznie większym stopniu niźli kilka lat temu rozumieją naturę rysujących się zagrożeń w związku z naporem świata autorytaryzmu. Świadczą o tym również podejmowane ostatnio działania w rodzaju zaostrzenia polityki sankcyjnej wobec Rosji, Białorusi czy pierwsze europejskie retorsje wymierzone w Chiny. Ale czy oznacza to, że kolektywny Zachód wypracował już coś na kształt wspólnej „wielkiej strategii”? Nie. Nadal, prócz podzielanego poczucia zagrożenia nie uzgodnione są interesy i nie została podjęta poważna dyskusja nad kwestiami, które różnią. W szczególności dotyczy to zdaniem Autorów państw Unii Europejskiej, która jako całość w zadziwiająco pasywny sposób reaguje na rysujące się wyzwania. Nie była w stanie przede wszystkim udzielić spójnej odpowiedzi na kreśloną przez nową amerykańską administrację wizję nowych stosunków atlantyckich. Ten brak wspólnej linii politycznej w kwestiach fundamentalnych, jak choćby stosunek do Rosji jest jednym z czynników istotnej słabości Europy. Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o odmienne podejście elit, choć Autorzy w kilku miejscach podkreślają odmienne zapatrywanie na politykę wobec Moskwy dzielące Paryż i Berlin, ale również istniejące podziały wśród społeczeństwa europejskich. Trudno bowiem, jak argumentują, prowadzić konsekwentną i łączącą Europę politykę, jeśli dla większości Włochów i Francuzów Rosja jest krajem pozytywnie postrzeganym, a 43 proc. Francuzów, 46 proc. Niemców i 44 proc. Włochów chciałoby, aby w razie gorącego, wojskowego konfliktu między Stanami Zjednoczonymi a Rosją ich kraje pozostały neutralne. Tego rodzaju społeczna ocena zagrożeń obiektywnie rzecz biorąc nie sprzyja wypełnianiu zapisów art. 5. Ale nie chodzi wyłącznie o Rosję, jeszcze większy problem kolektywny Zachód miałby z uzgodnieniem wspólnej polityki wobec Chin.
Mamy zatem do czynienia z paradoksalna i potencjalnie niebezpieczną sytuacją. Szybko zmieniające się realia światowe wymuszają elastyczną, konsekwentną i przemyślaną strategię polityczną, a największe demokracje Zachodu wydają się niezdolne do uzgodnienia wspólnej strategii. Autorzy raportu opowiadają się za niezwłocznym powołaniem aliansu państw demokratycznych i z uznaniem przyjmują inicjatywę Borisa Johnsona, który na londyńskie spotkanie państw G-7 zaprosił w charakterze gości przedstawicieli Australii, Indii i Korei Płd., co daje zalążek, wraz z RPA, takiego porozumienia.
Kondycja Starego Kontynentu
Jeśli chodzi o sytuację Europy, to Autorzy raportu nie kryją swego rozczarowania, zarówno pasywnością elit jak i wątłym dorobkiem w zakresie wspólnej polityki zagranicznej, którą bardziej opisać można przypominając sobie upokarzająca klęskę Borrella w Moskwie i niemożność, w obliczu weta Cypru, nałożenia jesienią ubiegłego roku sankcji na białoruski reżim, niźli odwołując się do zapowiedzi z początku kadencji obecnej Komisji Europejskiej, że Wspólnota w większym stopniu uprawiała będzie politykę „z pozycji siły”. Przypominają też, w charakterze memento, iż strategiczne uzależnienie Europy od Stanów Zjednoczonych nie jest już, jak kiedyś myślano „cichą przystanią” tym bardziej, że zasoby Ameryki też nie są niewyczerpane.
Zainteresowanie Stanów Zjednoczonych będzie systematycznie przesuwało się w rejon Indo – Pacyfiku. Zresztą już obecnie wyraźnie widać ten proces. To oznacza zmniejszenie zainteresowania sprawami europejskimi i to w sytuacji kiedy, jak piszą „Europa otoczona jest ognistym pierścieniem konfliktów”. Stany Zjednoczone najprawdopodobniej nie będą potrzebowały wojskowego wsparcia ze strony Europy w Azji, ale na polityczne powinny liczyć. Jednak co Europa zrobi, kiedy równolegle wybuchną konflikty na obu półkulach, bo Rosja i Chiny zaczną koordynować swoje działania? Autorzy raportu przypominają sytuację z wiosny tego roku, kiedy rosyjską koncentrację wojskową na granicy z Ukrainą Chiny wykorzystały wysyłając największą w historii liczbę własnych myśliwców w przestrzeń powietrzną Tajwanu.
Jeśli zakładać powstanie światowego bloku państw demokratycznych, a z tego rodzaju wizją wielkiej strategii sympatyzują Autorzy raportu, to uczestnicy tego porozumienia będą musieli nie tylko uzgodnić wspólną, kompromisową linię w najważniejszych kwestiach, ale również podzielić się obowiązkami. Europa w mniejszym stopniu liczyć będzie mogła na amerykański parasol, a to oznacza konieczność najpierw zbudowania jednolitej polityki zagranicznej a w konsekwencji potencjału wojskowego, czyli narzędzia służącego stabilizacji coraz bardziej niebezpiecznych peryferii kontynentu.
Ale bez niebezpiecznych złudzeń. Europa w dającej się przewidzieć perspektywie nie będzie w stanie zbudować samodzielnego potencjału wojskowego i mechanizmów projekcji siły. Myślenie zatem o europejskiej suwerenności strategicznej w kategoriach siły alternatywnej wobec NATO, a w praktyce Stanów Zjednoczonych jest samobójstwem. Co oczywiście nie oznacza zamykania oczu na rysujące się zmiany w amerykańskiej polityce wojskowej. Między 2009 a 2019 rokiem wojska podległe amerykańskiemu Centralnemu Dowództwu odpowiadające za operacje na Bliskim Wschodzie zostały zredukowane o 68 proc., a siły podporządkowane amerykańskiemu Dowództwu Indo-Pacyfiku są obecnie dwukrotnie większe niźli odpowiadające za kierunek europejski i bliskowschodni razem wzięte. Trudno o bardzie wymowną ilustrację rzeczywistych preferencji Waszyngtonu. Nie oznacza to, oczywiście strategicznego porzucenia Europy przez Stany Zjednoczone ale raczej położenie przez Amerykę większego nacisku na inspirowanie i wspieranie sojuszników aby ci w większym stopniu wzmacniali swe zdolności i stabilizowali sytuację w swoim sąsiedztwie. Tak będzie też w przypadku Europy, co oznacza w praktyce zwiększenie zaangażowania państw Unii w misje w Afryce. Ten spadek zainteresowania Waszyngtonu europejskimi peryferiami nie będzie miał wyłącznie wymiaru wojskowego, należy mówić również o redukcji zainteresowania dyplomatycznego, co dało już się zauważyć praktycznie nieobecnością amerykańskiej dyplomacji w czasie niedawnej wojny między Azerbejdżanem a Armenią. To wymuszać będzie większą aktywność Europy, która jest do nowej roli, w opinii Autorów raportu w zdumiewający sposób nieprzygotowana. Określana jest mianem „śpiącego giganta”, wspólnoty, której „brak przejrzystej strategii” czy charakteryzującej się „głębokim brakiem jedności” jeśli chodzi o politykę wobec europejskiego sąsiedztwa. Jak piszą eksperci Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa „w obliczu podwójnego wyzwania „coraz bardziej wrogiego otoczenia geopolitycznego” i partnera transatlantyckiego, od którego nie można już oczekiwać, że będzie ponosić główny ciężar stabilizacji tego niepewnego otoczenia, Europejczycy odczuwają rosnącą presję, by podjąć konkretne kroki, które wzmocnią ich umiejętność rozwiązywania sąsiedzkich konfliktów i zapewnienie stabilności”.
Co musi się zmienić?
Raport nie zawiera gotowych recept, a jedynie jego Autorzy koncentrują się na podkreślaniu tego, iż w nowych realiach światowego układu sił Europa nie może prowadzić takiej polityki jak do tej pory. Ta konstatacja wydaje się kluczowa, bowiem wnioskiem narzucającym się po lekturze materiału jest przekonanie o konieczności reformy polityki zagranicznej i w konsekwencji wojskowej Wspólnoty, która jeśli nie zdobędzie się na ten wysiłek może stanąć wobec wymiernych zagrożeń dla stabilności państw będących członkami Unii, czy nieprzezwyciężalnych barier rozwojowych. Wspólna polityka zagraniczna, wspólna narracja, wspólna wielka strategia demokratycznego świata, to niemiecka odpowiedź na rysujące się wyzwania. Jedną z najważniejszych barier dla realizacji tego planu są partykularne interesy, których obrona, w obliczu panującego w Unii mechanizmu jednomyślności uniemożliwia wypracowanie nowej strategicznej linii postepowania. Zresztą w raporcie wielokrotnie w negatywnym świetle, jako bariera, przedstawiane jest prawo veta państw członkowskich w kwestiach polityki zagranicznej. Wydaje się zatem, że zniesienie zasady jednomyślności jako odpowiedź na rysujące się wyzwania jest głównym, zdaniem analityków Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, narzędziem mającym zapobiec słabnięciu Unii i szerzej demokratycznego Zachodu. Zniesienie tej zasady ma być też pierwszym krokiem na drodze do odrodzenia. Nie bez powodu wczoraj minister Heiko Maas zaapelował o odejście od zasady jednomyślności w kwestiach unijnej polityki zagranicznej. Po „momencie hamiltonowskim”, jakim było wypuszczenie unijnych euroobligacji, teraz ma zostać pokonana następna przeszkoda na drodze do zbudowania europejskiego państwa federalnego.
POLECAMY NOWOŚĆ! Książka Marka Budzisza „Wszystko jest wojną. Rosyjska kultura strategiczna”, dostępna w naszym wSklepiku.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/554242-federalizacja-europy-niemiecka-odpowiedz-na-wyzwania